Rozdział 20 cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdy następny dzień Audrey do złudzenia przypominał poprzedni – rankiem budził ją szum prysznica dobiegający z łazienki na piętrze. Przez kilka krótkich minut leżała jeszcze w łóżku, pustym wzrokiem wpatrując się w biały sufit zimnej sypialni. W końcu jednak wstawała, okrywała nagie ramiona satynową narzutką, po czym bezszelestnie, niczym skradający się po cichu złodziej schodziła szklanymi schodami na parter.

Zimno marmurowej posadzki łaskotało ją w bose stopy, gdy powoli stawiała kroki w kierunku surowej kuchni. Wszystko w ich domu takie było – przesadnie minimalistyczne, sterylnie białe i nieprzyjemnie chłodne.

Audrey bardzo dbała o czystość wnętrz, choć właściwie nie pamiętała, kiedy po raz ostatni ona i Alexander mieli okazję kogokolwiek tutaj gościć.

Po wejściu do kuchni robiła tylko dwie rzeczy – nastawiała kawę w ekspresie i wyjmowała z jednej z szafek ulubiony kubek męża – kupił go kilka lat temu, podczas ich miesiąca miodowego na jednej z rajskich wysepek.

Dokładnie tego samego dnia, późnym wieczorem, Audrey po raz pierwszy zrozumiała, że człowiek, za którego zgodziła się wyjść, nie różnił się od ojca, który przez wszystkie te lata był głuchy, gdy prosiła, aby już więcej jej nie dotykał.

Gdy po kolacji wrócili do małego domku na plaży, po raz pierwszy nie przestał, gdy Audrey go o to poprosiła. Była bardzo zmęczona po kilkugodzinnej podróży samolotem. Nie przestał.

Wówczas uznała to za jednorazową sytuację. Przecież człowiek, który wyrwał ją z rąk ojca, nie mógł być zły, prawda?

Jak bardzo była głupia, aby wierzyć w podobne kłamstwa? Jak bardzo była zdesperowana, aby sama się nimi karmić?

Od tamtego dnia Audrey już ani razu nie odmówiła. Dawała mu wszystko to, czego zapragnął, nawet jeżeli nie miała na to najmniejszej ochoty. Bo wiedziała, że drugi raz już nie zjawi się nikt, kto mógłby ją uratować.

Dlatego codziennie rano parzyła jego ulubioną kawę w ulubionym kubku. Wieczorami prasowała jego ulubione koszule, popołudniami gotowała jego ulubione obiady. Bo ta rutyna sprawiała, że potwór siedział cicho. Nie budził się. Nie domagał się zaspokojenia.

Audrey drgnęła, gdy zimne dłonie spoczęły na jej biodrach, a napór silnego, męskiego torsu mocniej przycisnął jej wątłe ciało do blatu. Miękkie usta odnalazły drogę do szyi, do miejsca tuż za uchem, które tak bardzo domagało się uwagi i pieszczoty. Nawet od niego.

– Nie słyszałem, jak wstałaś – szepnął, odrywając jedną z dłoni od jej biodra, aby chwycić kubek, który jak zawsze czekał na niego na blacie wyspy.

– Pewnie przez szum wody – odpowiedziała, odwracając się w jego objęciach.

Omiotła wzrokiem jego twarz.

Alexander Hernan bez wątpienia był mężczyzną godnym skraść wiele kobiecych serc. Dlaczego więc wybrał właśnie ją? Audrey nie potrafiła pojąć tego ani przed ślubem, ani nawet teraz.

– Przygotuję pieczeń na obiad – odpowiedziała.

Alexander odsunął kubek od ust i obdarzył ją uśmiechem. Czarującym i niemal hipnotyzującym.

– Możemy coś zamówić – zaproponował. – Powinnaś odpocząć.

– Jestem wypoczęta – zapewniła, po czym unosząc dłonie, poprawiła cienki czarny krawat, który poprzedniego wieczoru dobrała do jego koszuli. – Spóźnisz się do pracy, skarbie.

Alexander zerknął na zegarek, upił ostatni był kawy, po czym podając Audrey pusty kubek, pochylił się i złożył na jej ustach szybki pocałunek.

– Wrócę po piątej. Mam spotkanie z klientem.

Audrey skinęła, starając się nie pokazać, jak wielką poczuła ulgę, gdy mężczyzna się od niej odsunął. W milczeniu odprowadziła go wzrokiem i głęboko odetchnęła, gdy od pustych ścian ich domu odbił się trzask drzwi.

Zniżając wzrok, spojrzała na kubek, który wciąż spoczywał w jej dłoni. Poczuła lekkie mdłości, ale przełykając je, odwróciła się i włożyła naczynie do zlewu. Właśnie wtedy od ścian odbił się dźwięk dzwonka.

Audrey, marszcząc brwi, zerknęła przez ramię.

W końcu odepchnęła się od blatu i przeszła korytarzem w kierunku drzwi. Tuż za nimi ujrzała uśmiechniętą czarnoskórą kobietę z widocznie zaokrąglonym brzuszkiem.

Uśmiech, jaki zdobił promienną twarz Cory jedynie się powiększył, gdy Audrey otworzyła przed nią drzwi.

– Hej. Nie przeszkadzam? Podrzuciłam Frankiego do Willa i pomyślałam, że wpadnę. Sama wiesz, męskie rozmowy to... – Urwała, dostrzegając grymas na twarzy twarzy Audrey. – Wszystko okej? Wyglądasz...

Cora nie zdążyła dokończyć, bowiem Audrey gwałtownie się odwróciła i wpadła do małej łazienki w korytarzu, aby w ostatniej chwili dobiec do toalety i do niej zwymiotować.

Jej pusty żołądek gwałtownie się ścisnął, sprawiając, że z jej gardła wyrwało się ciche, żałosne jęknięcie.

Cora, która od razu popędziła za nią, czułym ruchem odgarnęła jej włosy z policzków.

– To nic takiego – zapewniła słabym głosem Audrey.

Pot gorącymi kroplami spływał wzdłuż jej skroni i czoła. Czuła jego lepki dotyk na rozgrzanej skórze.

– Zjadłaś coś nieświeżego?

– Nie. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.

Cora dokładnie jej się przyjrzała.

– Od jak dawna...

– Wymiotuję? – dokończyła, powoli się ku niej odwracając. – To pierwszy raz. Wczoraj i przedwczoraj było mi tylko niedobrze. To zwykle mija, gdy coś zjem...

– Te mdłości... pojawiają się zawsze rano?

– Tak, ale dopiero trzeci raz. To naprawdę nic poważnego. Chyba jestem po prostu zmęczona... – Audrey wstała na równe nogi i podeszła do umywalki, aby przepłukać usta zimną wodą.

Czuła na języku nieprzyjemny posmak i, Chryste, nie mogła się go pozbyć.

– Audrey...

Rudowłosa uniosła wzrok i w odbiciu małego lustra, dostrzegła, że na twarzy Cory maluje się uśmiech, nieco jednak inny od tego, jakim ją obdarzyła, gdy Audrey kilka minut wcześniej otworzyła jej drzwi.

– To nic takiego – zapewniła. – Nie jestem chora.

– Och, Audrey, nie mówię, że jesteś chora. Mam na myśli to, że możesz być w ciąży. 



J.B.H

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro