26| Cholerny parasol

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

| Rozdział urodzinowy dla @Diablo002 Sto lat!|

Pov.Adrien

W dłoni trzymałem czerwoną różę - symbol miłości. Zestresowany skoczyłem na jej dach i rozejrzałem się dookoła. Raz się żyje...

Zapukałem w okienko i od razu zobaczyłem ją tam tak niewinnie otuloną tym różowym kocem. Podniosła szybko wzrok na mnie, a ja uśmiechnąłem się do niej. Wstała i mi otworzyła, a ja bez zbędnych ceregieli wskoczyłem na antresole i spojrzałem jej  w oczy.

- Hej. - powiedzieliśmy w tym samym momencie i oboje się zarumieniliśmy. Podałem jej róże, a ona automatycznie ją przyjęła co mnie zachęciło do dalszych działań.

Może nie byłem wcale skreślony.

- Chciałem porozmawiać. - podrapałem się po karku. - Wiem, że nie chcesz mnie widzieć.

I gdzie ta cała odwaga? Co ja planowałem zrobić? 

- T- to nie tak. - zmieszała się odwracając wzrok.

- Jak to? - zdziwiłem się, a ona westchnęła i gestem dłoni pokazała, żebym poszedł za nią. 

Przenieśliśmy się na dół, a ona wstawiła różę do naczynia, gdzie nalała wody. Postawiła różę na parapecie w ciszy i przez chwilę wpatrywała się w jej płatki, po czym ją powąchała i uśmiechnęła się do mnie.

- Dziękuję, jest piękna. - skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o ścianę. 

- Drobiazg, Księżniczko. - wyszeptałem cicho tak jakbym bał się, że mnie skrzyczy. No w sumie to się bałem, bo kazała mi się tak już nie nazywać. Ale nie krzyczała, nawet wydawało mi się, że ucieszyły ją moje słowa. - Więc? Jak to jest? O co wtedy chodziło?

- Bo... Wtedy... Spanikowałam, po prostu. - wydukała, a ja miałem dziwne przeczucie, że to wcale nie był ten powód, ale kiedy spojrzała mi znowu w oczy to już nie chciałem się dłużej nad tym rozwodzić. Podszedłem bliżej i mocno ją objąłem, a jej kącik ust niebezpiecznie drgnął do góry. - Nie powinnam się tak wydzierać, wybacz Kotku. - dodała szeptem, a moje serce przyśpieszyło.

- To już nieważne, teraz liczy się to, że jesteśmy tutaj tylko ja, ty i ta róża w wazonie. - pogładziłem ją po policzku, a ona wtuliła się w moją dłoń. Zbierałem się w sobie na ponowienie mojego wyznania miłosnego.

- I rodzice czający się na dole wraz z ciotką. 

- Co? - zapytałem zdezorientowany.

- Grają w warcaby. - doprecyzowała, a ja jakoś dziwnie się zestresowałem i ona to chyba zauważyła bo natychmiastowo poczochrała moje włosy i mrugnęła do mnie. - Nie są tacy straszni, serio.

Przełknąłem ślinę nie będąc przekonanym co do słuszności jej słów. Może i jej rodzina była miła, ale byłem potencjalnym zagrożeniem, skoro skradałem się do ich córki przez okno i jeszcze trzymałem ją tak blisko siebie chcąc zaraz wyznać swoje najskrytsze uczucia po raz kolejny.

- Tak jak już mówiłem... - odchrząknąłem. - Tylko ty, ja i ta róża-

- Pomijasz ważny element. - wypomniała, a ja westchnąłem ciężko. Była niemożliwa!

- Psujesz romantyczny klimat. - wyszeptałem, a ona zarumieniła się delikatnie co mnie ucieszyło. - No właśnie, więc tylko ty, ja i ta róża-

Przerwał mi krzyk z dołu, może nie znałem jakoś dobrze jej rodziny, ale to był męski głos, więc musiał to być jej ojciec. Chyba coś wygrał, bo śmiał się naprawdę bardzo głośno. Trochę się przeraziłem, bo nie chciałem, żeby nagle nam tu wparował. Nie kiedy trzymałem jego córkę w objęciach.

- I moi rodzice na dole. - zaśmiała się. - Włączyć jakąś nastrojową muzykę, Romeo?

- Nie trzeba, o Julio. I tak jest idealnie, ty, ja, róża i twoi rodzice. - wyszeptałem, a fiołkowooka powstrzymała się już od dalszych komentarzy. - Bo prawdę mówiąc nie obchodzą mnie okoliczności, tylko to, że jesteś ze mną teraz. 

Uśmiechnąłem się, a ona położyła dłonie na mojej szyi przypatrując mi się nieśmiało.

- Tak? 

- Tak, Księżniczko. - przytaknąłem. - A wiesz dlaczego?

Dostrzegłem to rozemocjonowanie w jej oczach kiedy czekała na kontynuację mojej wypowiedzi, aż się zaśmiałem cicho.

- Dlatego, że cię kocham, Marinette. - przejechałem dłonią po jej gorącym policzku, a resztki jej makijażu zostały na moim kostiumie odsłaniając jej przepiękne piegi, które tak kochałem. - I to tak całkiem poważnie, naprawdę nie mogłem o tobie przestać myśleć przez te parę dni.

- Też o tobie myślałam i to całkiem często. - przyznała. - Prawie ciągle.

- Prawie? A o czym myślałaś drugą połowę czasu, jak nie o tym kocie? - podłapałem, a ona pstryknęła mnie w nos. - Ej! Nie rób tak.

Teraz to ona się śmiała  pogodnie, a ja natychmiastowo wybaczyłem jej to pstryknięcie w nos.

- To nie wtrącaj wszędzie ciekawskiego nosa. - mrugnęła.

- To trudne. - nachyliłem się nad nią, a ona zdumiona wstrzymała powietrze. - Uważaj, bo się udusisz.

Wywróciła oczami w typowy dla siebie sposób.

- Ha, ha, ha, zabawne. - mruknęła z udawaną irytacją, ten rumieniec jak i delikatny uśmiech błąkający się po jej twarzy ją zdradził. 

- Więc? - zacząłem wyczekująco.

- Więc co? - zdziwiła się.

- No ja cię tu zasypuję wyznaniami, a ty się jeszcze nie opowiedziałaś co do swoich. - wyszczerzyłem zęby w zawadiackim uśmiechu. 

Uchyliła usta, ale po chwili trochę zbladła.

Pov.Marinette

Było tak blisko, tak bardzo chciałam już zakończyć te głupie, bezsensowne gierki, ale kiedy już miałam się odezwać poczułam, że nie mogę. W moim sercu pojawił się dziwny ścisk, a na myśl przyszedł mi pewien blondyn o zielonych oczach, tylko ten nie miał na sobie żadnej maski.

Czemu do cholery myślałam teraz o Adrienie Agreste? Nie, nie, nie! 

- Księżniczko? - wyszeptał zauważając, że stoję w ciszy.

Co miałam zrobić? Nie mogłam teraz mówić mu o tym jak bardzo go kocham, skoro w momencie wyznania na myśl przychodzi mi ktoś inny. Cholerna parasolka, po co on mi ją dawał? To musiała być jej wina. Tak, to była wina tej parasolki i kawiarni, zdecydowanie tam wszystko wydawało się bardziej magiczne, niż w rzeczywistości było. Chyba, że... Aż bałam się iść tym tropem. Chyba, że nie było tam specjalnych czarów i po prostu spodobało mi się towarzystwo Adriena.

- Kocie, przepraszam. - zakryłam usta dłonią i przymknęłam oczy. - Ja naprawdę nie wiem co się dzieje.

- Nie rozumiem. - przechylił głowę na bok. - Czego nie wiesz? Nie wiesz czy coś do mnie czujesz?

Spojrzałam w jego zielone oczy i zacisnęłam usta na chwilkę.

- Nie, nie o to chodzi. - zaprotestowałam. - Bo... Kocham cię, Ad-

Adrien! Naprawdę chciałam to powiedzieć. On zbytnio się nie przejął moją pomyłką, po prostu wyszczerzył się radośnie i przytulił mnie mocno. 

- Ale to jest skomplikowane. - zamknęłam oczy odwzajemniając jego uścisk. 

- Co w tym skomplikowanego? Ja kocham ciebie, a ty kochasz mnie. - przejechał dłońmi po moich włosach, a po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. - Czy może być coś prostszego niż ta sytuacja?

No właśnie, miał rację, a jednak nie mogłam odpędzić się od tamtego uczucia. Spojrzałam mu w oczy poważnie, a on się wzdrygnął.

- Kotku, potrzebuję czasu na ułożenie tego w głowie. - wyznałam.

- Jeszcze czasu? - zasmucił się, ale widząc mój poważny wzrok odchrząknął. - To znaczy, jasne. Nie spiesz się, Księżniczko.

Uśmiechnęłam się do niego czule ciesząc się, że to rozumiał... Na jakiś swój sposób.

- To dla mnie nowe i mam mętlik w głowie, ale jestem pewna tych uczuć. - tu przegryzłam wargę. - I to całkowicie poważnie. - tu otuliłam delikatnie jego szyję dłońmi. 

Byłam pewna swoich słów. Gorzej z tym, że Adrien dalej gdzieś się błąkał w moich myślach. To okropne, tak niewątpliwie mnie to przerażało. Znowu przeklęłam w myślach tamtą cholerną parasolkę, która całkiem przypadkowo leżała tuż obok nas oparta o moje biurko.

- Nie ma sprawy, poczekam. - pocałował mnie w czoło na co przymknęłam oczy. - Na ciebie warto czekać.

XXX

Całkowicie poważnie nie wiem jak ten rozdział powstał, miał wyglądać zupełnie inaczej i teraz nie żartuję! Chociaż teraz nawet bardziej podoba mi się niż wcześniej.

Standardowo piszcie swoje odczucia i buziaczki! (napiszcie jakieś życzenia naszej solenizantce!)

Do napisania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro