30|Befana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

| Uwaga, rozdział zawiera spoilery do odcinka Befana|

Pov.Marinette

Od mojego wielkiego odkrycia minęło parę dni, a ja dalej nie potrafiłam przywyknąć do tego, że Adrien był jednocześnie Czarnym Kotem, chociaż to sprawiło, że jakiś ciężar spadł z mojego kruchego serca. Jednak od tego czasu się nie widzieliśmy, aż do tego dnia.

Wszystko było jak z bajki, przyjaciele wyprawili mi urodziny na których pojawił się właśnie on - Adrien. Nie miałam jednak za dużo czasu, żeby z nim porozmawiać, bo na imprezie niespodziance pojawiła się nieproszona osoba, czyli moja babcia która przez całe popołudnie mnie rozpieszczała na swój uroczy, ale też mało trafny sposób. Była pod władzą akumy, a ja wtedy po raz pierwszy się tak bałam, bo zwykle złoczyńcami były osoby mi nieznane. Tak jak myślałam Adrien zniknął, a po krótkiej chwili pojawił się ponownie tyle, że jako super-bohater.
Musiałam się przemienić, ale jak to zrobić kiedy Befana stała tuż obok?

— Czarny Kocie, ratuj! — krzyknęłam.

—  Dosłownie chwilka! — odpowiedział zerkając na mnie z tak czułym spojrzeniem, że aż zmiękły mi nogi.

Walczył z latającymi wróżkami, z naszymi przyjaciółmi. Rozejrzałam się dookoła, wszyscy byli poprzemieniani albo w bryły węgla, albo we wróżki. Wszystko przeze mnie!
Straciłam tyle wspaniałych przyjaciół którzy się za mną wstawili, nie mogłam stracić  i Czarnego Kota.
Byłam już gotowa do przemiany, kiedy pojawił się przede mną bohater.

— Wybacz za zwłokę, Księżniczko. — objął mnie, a chwilę potem przemierzaliśmy już przez budynki w bardzo szybkim tempie.

Wtuliłam się w jego tors z przymkniętymi oczami i  delikatnym uśmiechem. Tak właściwie powinnam go opieprzyć za to, że nie powiedział mi nic o ucieczce z domu i za to że uciekł do Nino.
No bo jak już uciekał to mógł do mnie.

— Dobrze, że Twoi przyjaciele cię bronili. — oznajmił wpatrzony gdzieś w dal. — Nie wiem co bym zrobił gdyby stała ci się krzywda.

Przeskoczył na Wieże Eiffla, ale dalej trzymał mnie w ramionach co wcale nie przeszkadzałoby mi jakoś bardzo, gdyby nie fakt, że dalej musiałam się przemienić.

— Ale teraz oni są w niebezpieczeństwie. — zauważyłam smutno.

— Dlatego na ratunek przyszedł ci twój prywatny bohater. — mrugnął do mnie.

Nie mogłam się powstrzymać od wywrócenia oczami, co nie uszło jego uwadze. Postawił mnie na nogi i już miał mnie zostawić, kiedy odwrócił się jeszcze i posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów.

— Prawie zapomniałem! Wszystkiego najlepszego, Księżniczko.

I już go nie było. Stałam tam wiedząc, że już dzisiaj składał mi życzenia.
I to wcale nie jakoś tam dawno.

***

Wróciłam do domu w świetnym humorze. Udało nam się wraz z Czarnym Kotem pokonać Befanę i po tym wszystkim przyjęcie jednak się odbyło. Nawet Alya przez chwilę z nami rozmawiała przez wideokamerę i złożyła mi piękne życzenia. Jakby tego było mało Adrien wręczył mi prezent, nie byle jaki prezent!

Talizman, który trzymałam właśnie w dłoni i wzdychałam za każdym razem, kiedy przypominałam sobie w jak ciepły sposób na mnie wtedy patrzył.

Usiadłam na łóżku i ponownie westchnęłam rozmarzona. Nagle usłyszałam jakiś huk. Szybko się wyprostowałam i zobaczyłam jak Czarny Kot próbuje wejść przez uchylone okno, a przez swoje niezgrabne ruchy książka upadła na ziemię, a on wręcz się zaklinował. Zaśmiałam się na ten widok, a on uśmiechnął się nerwowo. Odłożyłam talizman od niego i otworzyłam okno na oścież.

— Powinnam zrobić ci zdjęcie. — przyznałam na co on tylko wywrócił oczami.

— Dobry wieczór, Księżniczko. —  wymruczał zamykając mnie w swoich objęciach, a ja od razu się uśmiechnęłam i także go przytuliłam.

— Co tu robisz? Jest już późno. — wyszeptałam mu w ramię, a on odsunął się ode mnie.

— Wiem, ale tęskniłem i masz dziś urodziny. — podrapał się po karku, a ja nie potrafiłam się nie uśmiechać, zwłaszcza że przecież doskonale wiedziałam kto przede mną stał. — Więc chciałem ci to dać. —  wyciągnął, nie wiem skąd, małe pudełeczko a kiedy je otworzyłam znalazłam w środku srebrny łańcuszek z serduszkiem.

Dał mi dwa prezenty i oba sprawiały, że moje serce przyspieszało tak samo. Chociaż talizman był oryginalniejszy, bo wykonał go sam.

— Wow. — wyrwało mi się. —  Jest piękny, dziękuję. Wiesz, że nie musiałeś.

— Jakim byłbym kotem, gdybym nie dał ci prezentu urodzinowego? 

Założył mi go na szyję, a ja odgarnęłam włosy.

— Czemu nie przyszedłeś? —  zapytałam w końcu odwracając twarz w jego stronę, a on spojrzał na mnie zdumiony.

— Przecież potrzebowałaś czasu. — zmieszał się.

— Po pierwsze nie chodziło mi o to żebyś przestał przychodzić, a po drugie mam teraz na myśli twoją ucieczkę. Mogłeś przyjść do mnie, a nie do jakiegoś przyjaciela. — założyłam ręce na biodra i po chwili dodałam ciszej. — Martwiłam się.

Blondyn patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. Trochę spanikowałam, bo przecież nie miałam prawa tego wiedzieć. Nie powiedział mi, że uciekł, powiedział to Biedronce.
Jak zwykle miałam za długi język!

— Przyjaźnisz się z Biedronką? — zapytał z roziskrzonym spojrzeniem.

Myślałam, że się połapie co do mojej tożsamości, ale chyba jednak nie był na tyle błyskotliwy.

— T-tak! — uśmiechnęłam się nerwowo. — Poza tym dalej się wymigujesz od pytania! — zauważyłam.

— A ty mnie obgadujesz z moją partnerką do akcji! — wtrącił, a ja starałam się nie roześmiać.

Gdybyś wiedział...

— Skąd pomysł, że jesteś tematem naszych rozmów? — założyłam ręce na biodra.

— Oczywiście, że ja! O kim miałybyście rozmawiać jak nie o tym wspaniałym kocie? — posłał mi zawadiacki uśmiech.
Wywróciłam oczami, co ja z nim miałam.

— Hm... Może o jakiś przystojniakach? — droczyłam się.

Zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawiła się irytacja z odrobiną smutku.
Nie sądziłam, że weźmie to na poważnie.

— O kim? — przybliżył twarz do mojej. 

— No na przykład o Adrienie Agreste. — przyznałam przypominając sobie jeszcze nie tak dawną rozmowę z Alyą.

Chłopak stał wpatrując się we mnie z szeroko otwartą buzią. Zaśmiałam się na ten widok, a kiedy on zrozumiał co było powodem mojego śmiechu od razu przywołał się do porządku i odchrząknął.
Cholera, właśnie powiedziałam mu, że jest przystojniakiem. Ja naprawdę nie myślę!

— Cóż, powinienem być zazdrosny? — założył ręce na pierś siląc się na powagę, ale doskonale widziałam że był niezwykle uradowany.

— Och oczywiście, że tak! — odpowiedziałam ironicznie.

Chłopak tylko wyszczerzył te swoje śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby był zazdrosny o samego siebie. Chyba powinnam zacząć się o niego martwić.

— Tęskniłem za tobą, wiesz? — odezwał się, kiedy ja podeszłam do lekko uschniętej już róży w wazonie, żeby wymienić jej wodę.
Zastygłam w bezruchu.

— Powtarzasz się, Kotku. — zauważyłam, ale mimo to odwróciłam się żeby napotkać jego spojrzenie.  — Skoro tęskniłeś to czemu nie przyszedłeś? Przecież bym cię nie wygoniła.

— Nie jestem tego taki pewny. — nawiązał do sytuacji, kiedy go skrzyczałam.

Tyle, że wtedy miałam bardzo dobry powód. Myślałam, że się mną bawił, nie moja wina, że nie panował nad tym co mówi i nazwał wtedy dawną Biedronkę księżniczką.
Tak, to była jego wina.

— Czepiasz się. — burknęłam wyjmując róże z wazonu. Przypatrywałam się jej chwilę dopóki nie poczułam na swoim karku ciepłego oddechu, a na biodrach  jego dłoni.

— Ty też za mną tęskniłaś? — zapytał z nadzieją. — Wiesz... Chociaż trochę?

Zerknęłam na niego delikatnie zarumieniona. Podobała mi się ta sytuacja. Tak zwyczajnie staliśmy przy oknie w nocy, kiedy miasto już spało i mogłam bezkarnie patrzeć się w jego zielone oczy, a on mógł trzymać mnie za biodra i uśmiechać się tak niewinnie.

— Tęskniłam. — przyznałam. — Ale byłam też na ciebie zła.

— Bo nie przychodziłem?

— Bo nie przychodziłeś. — przytaknęłam.

W żołądku kumulowały mi się emocje, niczym jakąś chmara bezlitosnych motyli. Moje serce biło naprawdę bardzo szybko.
I wtedy pomyślałam, że skoro pokochałam go zarówno jako Adriena jak i Czarnego Kota to już więcej nic nie stało nam na przeszkodzie.

Odwróciłam się do niego całkowicie obserwując zaskoczenie chłopaka, kiedy położyłam palce na jego szyi.

— Wiesz, przemyślałam to wszystko.

— T-tak? — zająknął się.
Musiałam przyznać, że było to strasznie urocze.

— Tak i... Chyba nie potrzebuje więcej czasu.

— Jesteś pewna? Mogę jeszcze poczekać. — oświadczył troskliwie.

Jak go tu nie kochać?

— Jestem pewna na milion procent, Kotku. — pogładziłam go po szyi.

Staliśmy tak przez moment wpatrując się sobie w oczy. Oboje byliśmy bardzo rozemocjonowani. Widziałam jak w jego tańczą iskierki radości i mogłabym przysiądz, że w moich też takowe się znalazły.

— W takim razie jesteś moją Panią.

I mnie pocałował.

XXX

Tak, ja też nie wierzę że to się dzieje.

Piszcie swoje odczucia i do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro