~1~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Siedzieli naprzeciwko siebie na łóżku. Jean swoim zwyczajem z jedną podkuloną nogą, a Marco po turecku. Oboje wpatrywali się w bloczek samoprzylepnych kolorowych karteczek oraz markerów, które leżały pośrodku nich, jakby wyznaczały niewidzialną granicę. Żaden z nich jakoś nie spieszył się, by wykonać ruch jako pierwszy. Oboje byli bardzo skonsternowani. Marco w duszy liczył na to, że Jean się przełamie, a blondyn w ogóle nie chciał tego robić. Kiedy jednak dotknął obolałego policzka, natychmiast zmienił zdanie i szybko sięgnął po karteczkę. Zębami ściągnął skuwkę od markera.
Marco widział jak coś zamaszyście na niej kreśli, po czym poczuł jak nakleja ją na jego czoło.

— H-hej! — nieco się wzdrygnął, jednak jej nie zerwał.

Krzywe pismo Jeana na różowej karteczce głosiło napis: "Twoje piegi są słodkie".

— Teraz ty. — mruknął, odwracając wzrok.

Blondyn czuł rosnące poczucie winy, a przez to również wzbierające się w nim pokłady złości. Gdyby nie sytuacja, która wydarzyła się parę dni temu, nie musieliby się w to teraz bawić. Jednak to była jego cholerna wina i teraz musiał odpokutować. Czuł się przez to maksymalnie parszywie, bo nawet nie był w stanie go za to przeprosić; dlatego się denerwował, bo nie umiał przekazać mu tego co tak bardzo chciał mu powiedzieć.

W tym czasie Marco niepewnie sięgnął po bloczek i marker. Kiedy zastanawiał się co napisać, zerknął na niego kątem oka. Nadal uparcie unikał z nim kontaktu wzrokowego, a jego opuszczona prawa noga drgała co chwila. Jego spojrzenie zatrzymało się na siniaku na jego policzku. Po prostu w tamtym momencie stracił nad sobą panowanie i go uderzył. Zwyczajnie nie mógł patrzeć na to jak jego partner po pijaku zalecał się do ich przyjaciółki. Mimo że w pewnym sensie rozumiał całą sytuację i mógł mu to wybaczyć, bo jednak był pod wpływem alkoholu to nie mógł się na to zdobyć. To za bardzo zabolało i sprawiło, że stracił do niego całe zaufanie.

Jeszcze chwilkę się zastanowił, po czym zapisał pierwsze co przyszło mu do głowy. Gotową żółtą karteczkę przykleił na jego bluzę, gdzieś na wysokości barku, by nie mógł dostrzec co jest na niej napisane. Karteczka głosiła: "Cieszę się, że zawsze próbujesz mnie zrozumieć". Trochę absurdalne biorąc pod uwagę to, że przez ostatnie kilka dni w ogóle nie próbował tego zrobić.

Blondyn westchnął głośno nie próbując ukryć swoich prawdziwych odczuć. Czuł, że ta zabawa do niczego ich nie prowadzi, jednak wewnętrznie mimo wszystko miał nadzieję, że pomoże mu to jakoś się uzewnętrznić. Błyskawicznie chwycił kolejną karteczkę. Niewiele myśląc zapisał na niej: "Cieszę się, że ze mną wytrzymujesz". Karteczka powędrowała na ramię Marco.

To przyjaciele podsunęli im ten pomysł. Mieli na karteczkach samoprzylepnych napisać co lubią w swoim partnerze i przykleić te karteczki na ciało drugiej osoby. W ten sposób mieli naprawić i od nowa wzmocnić swoją relację. Odsunęli się od siebie przez ten incydent, a ich więź znacznie osłabła. Dzięki tej "zabawie" mieli sobie przypomnieć dlaczego są w sobie zakochani i dlaczego potrzebują siebie nawzajem. Oprócz ulubionych cech partnera, mieli także zapisać krótkie wiadomości — coś co chcą bardzo przekazać drugiej osobie, ale trudno im to wyznać.

Szło im dosyć opornie, jednak z czasem sięgali już po karteczki machinalnie. Podczas tego bezgłośnego wymieniania się tym co lubili w swoim partnerze w powietrzu wisiała ciężka cisza. Nie odezwali się do siebie od tamtego momentu na samym początku. Żaden z nich jakoś nie był w stanie tego zrobić. Wystarczyło im to, że mogli wyrzucić z siebie to co do tej pory tak tłumili poprzez wylanie tego na papier. W którymś momencie nawet Jean w myślach stwierdził, że to nie był najgorszy pomysł.

"Kocham, kiedy mnie rozśmieszasz", to wkrótce pojawiło się na karteczce Marco. Może i Jean nie zawsze potrafił zachowywać się poważnie w niektórych sytuacjach, ale też nie chciał, żeby był przesadnym sztywniakiem. I czasem naprawdę potrafił go rozbawić i jednocześnie poprawić humor.

"Lubię twój głos". Głos Marco działał na niego kojąco, zawsze, gdy dopadały go wątpliwości. Jak nikt inny umiał go wtedy pocieszyć. Umiejętnie dobierał słowa, które naprawdę leczyły jego duszę. Nie miał pojęcia jak to robił, ale naprawdę umiał skutecznie pomóc. To tylko dzięki niemu miał tyle wiary w siebie.

"Kocham twoje przytulasy". Marco najbardziej lubił się do niego przytulać, gdy czuł się zmęczony i wyczerpany pracą. Kiedy zamykał komputer, szedł do niego i po prostu wpadał w jego ramiona. Jeśli oglądał coś w telewizji, przytulał się do jego boku i niejednokrotnie usypiał. Jeśli znajdował go w innym miejscu, obejmował go od tyłu i zmuszał, by poszedł się z nim położyć i przytulać dopóki oboje nie zasną.

"Uwielbiam twój słodki uśmiech". To była zawsze pierwsza rzecz, którą Jean widział o poranku. Gdy się uśmiechał jego serce topniało, a on czuł się naprawdę wyjątkowo, że tylko jego obdarzał tym uśmiechem.

"Jesteś uroczy, gdy robisz się uparty". Blondyn umiał postawić na swoim i trudno było go przekonać do swoich racji. W drodze wyjątku, gdy już miał się z kimś zgodzić to zwykle był to właśnie Marco.

"Tonę w twoich oczach". Kiedy mówił mu, że go kocha jego oczy jaśniały. A kiedy w nie patrzył miał wrażenie, że naprawdę może się zatracić w tych ślicznych piwnych tęczówkach.

W ten sposób skompletowali kilka wiadomości. Na ich twarzach w końcu pojawił się cień uśmiechu. W jednej chwili zatęsknili za swoją bliskością. I, gdy mieli już zamiar odkryć własne karty, Jean zapisał coś pospiesznie na ostatniej kartce.

"Przepraszam za to jaki jestem", po czym nakleił ją na otwartą dłoń Marco. Zanim jednak chłopak zdążył przeczytać co napisał, położył na niej również swoją dłoń. W ten sposób Marco domyślił się co Jean chciał mu przekazać. Nawet jeśli nie potrafił mu tego powiedzieć na głos to było wystarczające.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro