MAŁA TAJEMNICA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To wszystko było jakieś pokręcone. Spotkała blondyna przypadkiem. Jego dostojna postawa i głowa wiecznie utrzymywana w górę, denerwowała ją. Chłód bił od niego z daleka, a jego laska z głową węża stukała co chwile o kostkę chodnika, doprowadzając niejednego do względnej irytacji.

Lucjusz Malfoy. Wiecznie napuszony paw, który pokazuje jak wielkim jest arystokratą. Pieniądze były dla niego wszystkim. Pozycja społeczna była na drugim miejscu. Musiał się dobrze prezentować, a rodzina miała żyć pod jego dyktando.

Co takiego się wydarzyło, że arystokrata czystej krwi, stracił w oczach takich snobów jak on, a zyskał w oczach przeciętnych mugolaków i zdrajców krwi?

Poślubił kobietę, która nie była mu równa. Córka mugoli, o dużej szopie na głowie i wielkiej inteligencji. Oczarowała go i usidliła, a on, z dnia na dzień powoli zmieniał swoje zachowanie oraz postępowanie względem osób mugolskiego pochodzenia. Przestał gardzić. Uczył się jak zaakceptować fakt, że nie tylko on zasługuje na magię.

Od małego wpajano mu, że szlamy są gorsze. Nie powinny nawet mieć cząstki magii w sobie. Od pokoleń uczył się nienawiści i zabijania niepotrzebnych ścierw.

Teraz jedną z nich pokochał. Poślubił kobietę z rodziny mugoli, którą w czasie jej szkolnych lat prześladował i starał pozbyć z tego świata za wszelką cenę u boku Czarnego Pana jako śmierciożerca.

Wszystko zmieniło się tego jednego dnia, gdy postanowiła odwiedzić Draco w ich Dworze Rodzinnym. Zawsze odkładała te spotkania. W tym domu przeszła piekło, które zostawiło ślad na jej bladej skórze w kształcie liter składających się w słowo "szlama". Kiedyś chciała się tego pozbyć. Szpeciło ją, a i ona sama nie mogła patrzeć na tą część ciała bez obrzydzenia. Naprawdę długo walczyła ze swoimi demonami. Sny lubiły przypominać jej o tym dniu pełnym bólu i wrzasków. W końcu pogodziła się z przeszłością i swoim ciałem. Zaakceptowała napis i żyła dalej u boku rudego przyjaciela, chcąc jak najszybciej wrócić do stanu psychicznego sprzed wojny.

Musiała zwalczyć do końca swój strach, przecież była gryfonką. Dlatego pojawiła się przed żelazną, czarną bramą, którą ostatni raz widziała tego feralnego dnia. Otworzył jej wysoki blondyn w swojej arystokrackiej postawie. Zmierzył ją wzrokiem, unosząc jasną brew, pewnie zastanawiając się co tu robi, albo kim jest osoba przed nim. Od czasu wojny minęło pięć lat. Zmieniła się. Włosy ścięła, rozjaśnia i wyprostowała, często wiążąc w małego koczka z boku głowy, wypuszczając wokół twarzy kilka pasm. Jeansy i bluzy zmieniła na eleganckie ubrania, sukienki lub szaty czarodziejów, jak w tym przypadku. Wyglądała doroślej, dostojniej, a i czarodzieje inaczej na nią patrzyli.

- Panna Granger. Draco wspominał, że pani przyjdzie. Zapraszam.

Chłód aż bił z jego ust. Wzdrygnęła się. Mężczyzna mimo upływających lat nadal był atrakcyjny, ale jego zachowanie dawało wiele do życzenia. Mimo to, sądziła, że Draco odziedziczył tą część przyjemniejszą dla oka.

- Witam, Panie Malfoy.

- Zmieniła się pani, Panno Granger.

Spojrzała na jego twarz, która teraz wyrażała istną maskę obojętności. Kilka lat po wojnie, a oni nadal ukrywali emocje jak zawodowcy. Jak później miała odczytać, czy pozytywnie go zaskoczyła?

- Nie ja jedna. Proszę mówić mi po imieniu lub po prostu Granger.

Uniósł podbródek, znowu mierząc ją wzrokiem. Czy to było zbyt śmiałe posunięcie? Nic nie mogła poradzić, że jego sylwetka ją oczarowała, a już po wojnie obiecała sobie, że nie będzie rozpamiętywać kim kto był. Każdy powinien mieć nową kartę i szansę na polepszenie swojego życia. Malfoy wykorzystał ją w dobrym kierunku, więc czemu miała być obojętna na jego atrakcyjność?

- Skoro sobie tak życzysz... - mruknął, gestem dłoni zapraszając do środka dworu.

Pomógł zdjąć jej płaszcz, co bardzo ją zaskoczyło, ale podziękowała, uśmiechając się niepewnie. Jej suknia okalała ciało, prezentując się naprawdę dobrze. Może trochę przesadziła, ale ostatnio lubiła dobrze czuć się w własnym ciele.

Mierzył ją wzrokiem. Widziała to i nie mogła powstrzymać uniesienia kącika ust. Była wariatką, ale chciała podobać się mężczyznom. Teraz wiedziała, że szła w dobrym kierunku. Poruszała się z gracją. Kiedyś nie zwracała na to uwagi. Noszenie książek było pozbawione gracji i nikt nie zwracał na nią uwagi, z powodu jej sposobu bycia. Teraz lubiła chodzić z głową wysoko uniesioną, lekkim uśmiechem na twarzy i kołysać biodrami. Czuła na sobie jego wzrok i nawet fakt, że była w znienawidzonym przez siebie miejscu, nie przeszkadzał jej.

Rozejrzała się wokół siebie, mając okazję przyjrzeć się zdobieniom całego dworu. Marmurowe schody z poręczami prowadziły na piętro, gdzie pewnie znajdowało się wiele pokoi. Hermiona spojrzała na blondyna z pytaniem w oczach.

- Zapraszam do salonu. Draco niedługo wróci. Musiał udać się na Pokątną.

Kiwnęła głową i zasiadła na skórzanej kanapie. Czas powoli mijał, a Draco jak nie było tak nie było.
Hermiona coraz bardziej wciągała się w rozmowę z Lucjuszem na różne tematy, a czas płynął w zastraszającym tempie. Nie wiedziała, która jest godzina, czy powinni martwić się o Dracona, czy może upłynęło dopiero kilka minut. Dobrze czuła się w obecności arystokraty i nie chciała tego zmieniać.
Po jakimś czasie w ruch ruszyło wino, a po nim następne, rozluźniając ich do tego stopnia, że w pomieszczeniu było coraz głośniej od śmiechu Hermiony. Trzeba było przyznać, że kobieta ma słabą głowę i szybko alkohol zmieniał jej nastrój.

Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i nawet pojawienie się Draco, nie zepsuło ich dobrego samopoczucia. Pożegnali się zadowoleni ze spędzonego czasu i rozeszli każdy w swoją stronę mając nadzieję, że znowu się spotkają.

Taka okazja nadarzyła się któregoś dnia podczas robienia zakupów na ulicy Pokątnej. Przeciskała się przez tłum ludzi, gdy zahaczyła o laskę, która stukała z każdym krokiem o chodnik. Straciła równowagę, a książki w jej dłoniach niebezpiecznie przechyliły się do przodu razem z nią. Zaskoczona wydała okrzyk przerażenia, ale nic się nie stało, prócz rozrzuconych książek na bruku.

Silne dłonie złapały ją za płaszcz, uniemożliwiając upadek, brązowe włosy porwał do tańca wiatr, a ludzie wokół zatrzymali się, jakby czas stanął w miejscu.
Lucjusz rozejrzał się zirytowany i posłał każdemu swoje stalowe spojrzenie. Uciekli wzrokiem ruszając w swoją drogę, a na ulicy ponownie zawitał gwar.

- Uważaj trochę, Granger - warknął, usilnie starając się ignorować ciekawskie spojrzenia innych czarodziejów.

Skinęła głową, szybko zbierając rozrzucone księgi mamrocząc pod nosem ze strachem, gdy ktoś kopnął jedną z nich. Kolejna osoba potrąciła nogą księgę, ale Hermiona nie miała zamiaru milczeć.

- Ślepy jesteś czy jak!? Uważaj!

Malfoy spojrzał na nią zaskoczony, czując na ich osobach coraz więcej zainteresowanych spojrzeń. Mężczyzna, który kopnął książkę rozejrzał się, jakby zastanawiając czy odzywa się właśnie do niego i zmarszczył brwi, zaciskając zęby.

- Do mnie mówisz? Gdybyś nie była taka niezdarna, nie musiałabyś ich sprzątać - warknął, podchodząc bliżej. - W takiej właśnie pozycji widzę takie osoby jak ty. Na kolanach przed lepszymi, szlamo.

Czerwone wypieki ozdobiły twarz Hermiony, a oczy zaszły łzami, czując upokorzenie. Zanim zdołała wstać, czy choćby odpyskować do ich sprzeczki dołączył Lucjusz, posyłając awanturującego się mężczyznę na ścianę pobliskiego budynku.

Pomógł Hermionie wstać, łapiąc ją za łokieć, gdyż ręce były pełne ksiąg. Zmniejszył je i włożył do swojej kieszeni, widząc niemą wdzięczność w oczach Granger. Ludzie szeptali, wskazywali na nich palcami, ale teraz nie było to ważne. Chciał pokazać, że zawsze będzie bronił kobiet, a on zmienił swoje postępowanie względem osób mugolskiego pochodzenia. Choć i na tym mało mu zależało. Chciał pokazać się z lepszej strony dla Granger, która od jakiegoś czasu nie mogła opuścić jego myśli. A nikomu nie pozwoli traktować Granger źle, w jego obecności czy nie. Machnął różdżką nie bojąc się użyć wrogich zaklęć nawet w tak licznym tłumie świadków.
Chłód bił od jego postawy, a stalowe oczy wyrażały jedynie chęć mordu. Czerwony promień uderzył obolałego mężczyznę, wywołując okrzyki paniki wokoło.

Hermiona patrzyła na Lucjusza ze strachem, nie wiedząc czy wybuch jego gniewu może skierować się także na nią. Ale chronił ją, prawda? Więc nie powinien być dla niej zagrożeniem. Zaryzykowała, podchodząc do mężczyzny i dotykając jego ramienia. Czy widząc w jego oczach płonącą furię, czuła lęk?

Minimalny. Miała jakieś przeczucie, że nic złego nie spotka ją z ręki tego człowieka. Uśmiechnęła się niepewnie i dotknęła dłoni z różdżką, kierując ją w dół.

- Wystarczy, panie Malfoy. Na pewno zrozumiał lekcję dobrych manier.

Popatrzył na dziewczynę mrużąc oczy, ale skinął głową, opuszczając do końca różdżkę. Uśmiechnęła się do niego, a on nie potrzebował niczego innego do zmiany decyzji.

Później już sami planowali swoje spotkania. Wysyłali sowy z listami, spotkaniami, nie bacząc na biedną sowę, która jednego dnia potrafiła zrobić kilkanaście kursów tam i z powrotem. W końcu Hermiona zlitowała się nad zwierzęciem i pojawiła się w kominku dworu Malfoy.

Lucjusz zaoferował jej ramię z zadowoleniem odnotowując radosny uśmiech na jej twarzy.

- Co cię do mnie sprowadza?

Hermiona rozsiadła się wygodnie na kanapie przyjmując oferowany przez Lucjusza kieliszek z szampanem. Bąbelki alkoholu przyjemnie połaskotały jej podniebienie, gdy tylko upiła łyk.

- Cóż.. Szkoda mi było tej biednej sowy. Tyle kursów co ona narobiła przez dobrą godzinę mogło zmęczyć każdego.

Lucjusz prychnął i usiadł obok Granger, spoglądając na nią z zainteresowaniem. Miała na sobie czarny sweterek i czerwone spodnie, które dobrze podkreślały jej zgrabne nogi. Włosy rozpuszczone, tak jak lubił najbardziej. Hermiona doskonale wiedziała jak wyglądać.

- To tylko ptak. Wywiązuje swój obowiązek.

Hermiona uniosła brew i spojrzała na niego oburzona. Odstawiła kieliszek i okręciła się do niego bokiem.

- I to jest powód, aby zamęczyć biedne zwierzę? Och, Lucjuszu. Myślałam, że chociaż zwierząt nie wykorzystujesz.

- A co to ma znaczyć? - rzucił chłodno, marszach swoje wypielęgnowane brwi.

- A to, że nie pozwolę tak już nigdy więcej traktować przez ciebie zwierząt, a tym bardziej skrzatów domowych.

Lucjusz prychnął, upijając z niezwykłą gracją alkoholu ze szklanki. Siłę jaką używał do jej trzymania jasno sugerowała jego zdenerwowanie.

- Słyszałem o tej twojej wszy czy organizacji na rzecz skrzatów domowych od Draco, ale musisz zrozumieć, że to ich praca, a my czarodzieje czystej krwi zawsze wydajemy im rozkazy. Od tego są.

- Owszem, rozumiem. Ale czy trzeba je traktować jak gorsze istoty, jak nic nie warte stworzenia? Jak worki treningowe?

Lucjusz westchnął, odkładając pustą szklankę. Zerwał się ze swojego miejsca, nadal zachowując swoją gracje ruchów. Zacisnął pięści, chcąc opanować swoje wzburzenie. Lucjusz doskonale rozumiał Hermionę. Kiedyś rodziny arystokratyczne wykorzystywały skrzaty domowe do obowiązków. Karali je za niewykonanie lub źle wykonane powierzone zadanie. Tortury, bicia były na porządku dziennym. Jednak te czasy minęły i rzadko kto wykorzystywał swoją władze do gardzenia magicznymi istotami, które swoją mocą przewyższały niejednego czarodzieja.

Lucjusz sam kiedyś taki był. Nie raz kopnął Zgredka czy innego skrzata, bo tak mu się podobało. Uwielbiał zadawać ból i mieć z tego satysfakcję. Poniżał na każdym kroku czując się ich Panem. Skrzaty nigdy się nie skarżyły. Od wieków były uczone służenia i wykonywania rozkazów. Tylko niektórzy czarodzieje czy czarownice traktowały te stworzenia z szacunkiem, jednak on, nie.

- Czy teraz będziesz mi wypominać jaki kiedyś byłem? Sadysta o lodowatym sercu, morderca bez wyrzutów sumienia? - rzucił chłodno, odwracając się w stronę Hermiony. - Co ty możesz wiedzieć o moim życiu - prychnął, zachowując swoją zimną maskę na twarzy. - Wiesz jedynie to co usłyszałaś w przeciągu kilkunastu lat. Jedną wersję, w którą jak widzę, wierzysz - przybliżył się do kobiety bliżej, wciąż patrząc na nią stalowymi tęczówkami.

- Ja... - przełknęła gulę w gardle, odsuwając się od mężczyzny. Czuła się z tym źle. Nie wiedziała co robić. Nie to miała na myśli, wdając się w tą głupią kłótnię.

- Chyba powinnaś już wyjść - czuła się jakby po jego słowach temperatura spadła poniżej zera.

Trzasnął drzwiami, opuszczając salon bocznymi drzwiami, które prowadziły do gabinetu. Hermiona westchnęła, przecierając delikatnie twarz. Nie tak miało być. Wstała, niepewnie podchodząc do drzwi. Nie pukała. Nacisnęła klamkę i powoli weszła do środka, gdzie panował półmrok. Zamknęła drzwi, w tej samej sekundzie czując jak silne dłonie łapią ją w pasie i przyciągają do twardego ciała.

- Co...

- Kazałem ci wyjść. Nie usłuchałaś - mruknął, przerywając jej na początku zdania.

Czuła jego oddech na samej twarzy. Nie mogła się skoncentrować. Lucjusz ją pociągał jak mało kto.

- Nie mogłam tego tak zostawić. Przepraszam - wyszeptała, czując jak jej serce łomocze w klatce piersiowej. - Nie to było moim zamiarem. Poniosło mnie. Wybacz mi, Lucjuszu.

Przejechał dłońmi po jej ciele wywołując dreszcze. Wstrzymała oddech, co blondyn na pewno wyczuł. Mogła sobie wyobrazić ten jego głupi uśmieszek zadowolenia na twarzy.

- Jesteś taką moją małą tajemnicą - wyszeptał.

Pamiętała bardzo dobrze co wydarzyło się później. Muśnięcia ust, rozpaczliwe pozbywanie się ubrań, masa westchnień i przyjemność, która zalała ich ciała i umysły.
Była jego małą tajemnicą przez dłuższy czas. Ona w między czasie zerwała z Ronem, nie chcąc grać na jego uczuciach i zdradzać go z mężczyzną, którego naprawdę kochała. Czekała na Lucjusza bardzo długo, aż w końcu odeszła. To dało mu do myślenia i już następnego dnia był u niej z pierścionkiem zaręczynowym, wyzywając ją od głupich kretynek.

To tamtego dnia dowiedziała się, że z Narcyzą nie łączy go nic prócz Draco. Przyjęła jego oświadczyny i rozpoczęła się ich wspólna historia, która zaprzysiężona została małżeństwem. Przestała być jego tajemniczą kochanką. Została żoną Lucjusza Malfoy'a, którego kochała najbardziej na świecie, zaraz za małą istotką, która pojawiła się w późniejszym czasie.

★★★

Witajcie! Postanowiłam znowu zacząć przygodę z wattpadem. Jak wam się podoba miniaturka?
Darietta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro