3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zajęcia miałam na ósmą pięćdziesiąt pięć, więc mój budzik zadzwonił o siódmej trzydzieści. Szybko się ubrałam w żółtą bluzkę z krótkim rękawem i w granatowe, jeansowe spodenki do kolan. Na stopy założyłam czarne adidasy, wykonałam swoją poranną rutynę, a włosy związałam w warkocz, bo było naprawdę ciepło jak na wrzesień. Gotowa zeszłam na dół gdzie powitał mnie ciepły głos mamy.

-Cześć kochanie. Jak się spało? Proszę, tutaj masz naleśniki, mam nadzieję że będą ci smakować.

-Hej mama. Tak dobrze mi się spało i dziękuje- mruknęłam i zaczęłam jeść przygotowane jedzenie.

Kiedy skończyłam pożegnałam się z  mamą i ruszyłam do szkoły. Po dwudziestu minutach zobaczyłam budynek, więc przyśpieszyłam kroku. Już przed szkołą stała Alya, która zobaczywszy mnie, podbiegła do mnie i przytuliła.

-Hejka!- krzyknęłyśmy w tym samym momencie, przez co obie zaniosłyśmy się śmiechem.

-Co tam u ciebie?- spytała brązowłosa odsuwając się ode mnie.

-Szczerze to nic ciekawego. Przyszłam ze szkoły, coś porobiłam, a potem poszłam spać. A u ciebie?

-Aa wczoraj po szkole byłam na randce z Nino. Było fantastycznie. Zabrał mnie na lody, potem na spacer, a jeszcze później poszliśmy do niego i pograliśmy w gry video- powiedziała podekscytowana, a ja uśmiechnęłam się szczerze.

-Bardzo się cieszę, że układa ci się z Nino. Mam nadzieję że będziecie jak najdłużej razem- naszą rozmowę przerwał Nino, który pojawił się znikąd i znowu przestraszył Alyę.

Dziewczyna zaczęła krzyczeć na niego, a chłopak śmiejąc się próbował się bronić, co nie przychodziło mu łatwo.

W pewnym momencie usłyszałam za sobą ryk silnika, przez co się odwróciłam. Z limuzyny wyszedł Adrien i podszedł do mnie.

-Hejj Mari. Widzę, że się znowu kłócą. Jak stare małżeństwo- zaczął, a ja parsknęłam śmiechem na te określenie.

-Taaak jak stare małżeństwo- przytaknęłam- Co u ciebie?

-Tak jak zawsze. Wczoraj od razu po zajęciach miałem lekcje szermierki, naukę gry na fortepianie, sesje zdjęciową i grę na skrzypcach- odparł, a ja popatrzyłam na niego w szoku. Jak on znalazł na to czas?

Przecież kończyliśmy o piętnastej.. Ja bym była po tym wykończona. On ma tak na codzień?!

-Ojeju to naprawdę dużo. Jak ty dajesz radę? Masz to na codzień?- spytałam naprawdę ciekawa.

-Taak codziennie.. Jakoś daję. Mój ojciec chce żebym się bardzo rozwijał i kiedyś osiągnął nawet więcej niż on- mruknął cicho.

W jego głosie można było wyczuć coś na wznak smutku. Nie dziwiłam się. Widać było, że to nie jest to co chciałby robić w życiu. Robi to co każe mu ojciec. Tylko. Nie ma własnego życia, nie może się spotykać z przyjaciółmi.. Chcę go bliżej poznać. Chcę żebyśmy byli przyjaciółmi. Chcę żeby był szczęśliwy.

Nie wiem co mnie wzięło, ale podeszłam i go przytuliłam. Na początku był zaskoczony, ale po chwili położył ręce na moich plecach i przyciągnął bliżej do siebie. Staliśmy tak wsłuchując się w swoje nierówne oddechy. Byłam niższa od niego, a głowę miałam na jego klatce piersiowej, więc słyszałam jego szybko bijące serce.

-Gołąbeczki! Przepraszam, że musimy wam przerwać tą romantyczną chwilę, ale już zadzwonił pierwszy dzwonek i musimy iść na lekcje- usłyszeliśmy głos Nino za sobą, przez co odskoczyliśmy od siebie. Na moje policzki wdarł się zdradliwy rumieniec.

-AA nasza Mari się zawstydziła!- krzyknęła Alya i doskoczyła do mnie chwytając moje gorące policzki. Nino zaczął się śmiać, a Adrien lekko się zaśmiał i posłał mi uśmiech. Sam był delikatnie czerwony.

Poszliśmy do klasy, a po drodze Alya i Nino rzucali między salwami śmiechu docinki w naszą stronę, przez co ja i Adrien cały czas byliśmy czerwoni na twarzy. Otworzyliśmy drzwi, a blondyn jak prawdziwy dżentelmen przepuścił mnie w drzwiach mówiąc "kobiety przodem" z czarującym uśmiechem.

Nie było jeszcze nauczyciela, dzięki czemu mogliśmy jeszcze porozmawiać. Siedziałam z Adrienem, bo nasze gołąbeczki musiały razem. Każdy z nas opowiadał śmieszne historię ze swojego życia, przez co cały czas wybuchaliśmy głośnym śmiechem, nie przejmując się resztą klasy, która patrzyła na nas jakbyśmy dopiero uciekli z psychiatryka.

Tą piękną chwilę przerwała pewna szanowna blondynka- Chloe Bourgeois- córka prezydenta naszego miasta, która przyssała się jak pijawka do Adriena. Biedny...

-Cześć Adrieneczku kochany. Jak minęły ci wakacje? Ja byłam w Chorwacji z tatusiem, w Turcji i wielu wielu innych- odezwała się z entuzjazmem, a blondyn przywitał się z zniesmaczoną miną, która spowodowała że prawie parskłam śmiechem, a żeby to zatuszować, zaczęłam kaszleć.

Blondyna spojrzała na mnie zirytowana, a Adrien z rozbawieniem. Chyba się domyślił co było powodem mojego kaszelku.

-A ty? Kim jesteś? I dlaczego siedzisz z moim Adrienem?- spytała "królowa" patrząc na mnie jak na robaka, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć.

O nie. Nie pozwalaj sobie księżniczko.

-Po pierwsze jestem Marinette, moje nazwisko nie jest ci potrzebne. Po drugie jeśli informacje dobrze do mnie dotarły to Adrien nie jest twój. Tak zwanyyy friendzoneeee- odparłam patrząc na nią z wrednym uśmieszkiem.

Niektórych może to zdziwić skąd to wiem, jeśli dopiero w tej szkole jestem drugi dzień. No cóż, ma się kontakty.. A tak na serio to po prostu podpytałam o to Alyę, bo od razu wiedziałam, że się nie polubimy. I się nie myliłam. Adrien przyjaźni się z nią od dziecka, ale od zawsze była rozpieszczoną księżniczką, a chłopak przyjaźnił się z nią tylko dlatego, że ich rodzice mieli jakieś "układy". Nie jest nią zainteresowany, a ona nieudolnie próbuje zwrócić jego uwagę na siebie.

Przykre.

Chloe po moich słowach napuszyła się jak paw i swoim piskliwym głosikiem odezwała się do Adriena:

-Adrienku powiesz coś tej... Dziewczynie, żeby nie odzywała się do mnie w ten sposób!

-Przykro mi Chloe, ale Mari nie powiedziała nic złego. Tylko prawdę. Już od kilku lat mówię ci, że nie jestem tobą zainteresowany i musisz sobie odpuścić- mruknął blondyn i popatrzył jej w oczy.

Dziewczyna jedynie prychnęła kierując się do ławki i zarzucając swoimi włosami mrucząc pod nosem "jeszcze do mnie wrócisz".

Kiedy odeszła Adrien wyraźnie odetchnął z ulgą na co parsknęłam śmiechem. Tą przyjemną chwilę przerwał nauczyciel, który wszedł do klasy i zaczął lekcje.

Po kilku godzinach zadzwonił upragniony dzwonek informujący o zakończeniu ostatniej lekcji. Każdy w pośpiechu zaczął się pakować, żeby wreszcie wyjść z tej klasy i szkoły. Był to dopiero drugi dzień, a ja już miałam dosyć.

Wyszliśmy wszyscy razem i już miałam się kierować w stronę wyjścia ze szkoły, kiedy zatrzymał mnie głos Adriena:

-Em Mari.. Ja dzisiaj miałem cię oprowadzić po szkole. Jeśli nie chcesz to możemy sobie odpuścić, nie ma sprawy, ale mam dwie godziny do zajęć..

-A tak przepraszam wypadło mi to z głowy. Nie, nie, chodźmy. Chcę wiedzieć gdzie jak coś się kierować- wymamrotałam.

Pożegnaliśmy się z parą, a sami zaczęliśmy kierować się w stronę tylko znaną Adrienowi.

Szliśmy w milczeniu przez parę minut.

-Mari ja chciałem cię przeprosić za Chloe. Z wiekiem jest coraz bardziej nieznośna i nadal nie może się pogodzić z faktem, że nie jestem nią zainteresowany. A najgorsze jest to, że ona nie chce ze mną być dlatego, że się jej podobam, tylko dlatego, że jestem modelem, jestem bogaty i popularny- mruknął blondyn jedynie przerywając co chwilę, żeby powiedzieć jakie pomieszczenia mijamy.

-Nie masz za co przepraszać. Takich dziewczyn jak ona w poprzedniej szkole miałam setki. Mam ją po prostu gdzieś i ty powinieneś zrobić to samo. Po prostu ją ignorować.

-Wiem, ale to nie jest takie łatwe.. Przyjaźnie się z nią od dzieciństwa i przeżyłem z nią parę miłych chwil, przez co ciężko mi tak po prostu ją olewać. Była moją jedyną przyjaciółką- powiedział, a ja popatrzyłam na niego z oburzeniem wypisanym na twarzy.

-A Nino?! A Alya?!... A ja?

-M-My jesteśmy przyjaciółmi? - spytał, patrząc na mnie zdziwiony.

-Kiedyś na pewno będziemy. Jeszcze nie znamy się tak dobrze, żeby nimi być, ale jeśli będziesz chciał to możemy to szybko zmienić- odparłam i popatrzyłam mu w oczy.

Tak się wciągnęliśmy w rozmowę, że dopiero zdaliśmy sobie sprawę, że już cała szkoła została zwiedzona. Zaczęliśmy podążać do wyjścia budynku.

-Bardzo chciałbym żebyś była moją przyjaciółką Mari- mruknął niespodziewanie, przez co spojrzałam na niego zaskoczona, ale po chwili było to zastąpione moim szczerym uśmiechem.

-To może jak masz jeszcze ponad godzinę czasu to pójdziemy sobie na lody? Kiedy jechałam do mojego domu to widziałam takiego Pana, który ciągnął wózek z pysznie wyglądającymi lodami- spytałam, a blondyn przytaknął z entuzjazmem i pociągnął mnie za rękę ciągnąc w jakimś kierunku.

Po ok. dziesięciu minutach doszliśmy na most, gdzie zobaczyliśmy Pana z wózkiem. Rozejrzałam się wokół. Na poręczach mostu były porozwieszane kłódki. Więc to jest most zakochanych, o którym słyszałam. Szybciej na niego przyszłam niż chciałam.

-Andre!- krzyknął Adi przyspieszając kroku nadal ciągnąć mnie za rękę.

-Witaj Adrien! Dawno cię tu nie było! O widzę że przyprowadziłeś jakąś ślicznotkę! Twoja dziewczyna? Jak się zwiesz?- spytał, kiedy podeszliśmy do jego wózka.

-Jestem Marinette. Miło Pana poznać. Słyszałam, że ma Pan najlepsze lody w Paryżu- oznajmiłam i uśmiechnęłam się delikatnie- a i nie jestem dziewczyną Adriena tylko jego koleżanką- dopowiedziałam, a na twarzy Andre przemknął dziwny uśmieszek.

-Właśnie. Mari jest tutaj nowa i musi spróbować twoich przepysznych lodów- powiedział chłopak, a Andre wziął się do roboty.

Po chwili w mojej ręce znajdował się lód z trzema kolorami: żółty, zielony i czarny. Adrien miał kolory: granatowy, fiołkowy i żółty.
Już wyciągał z kieszeni portfel, żeby za nas zapłacić, ale go uprzedziłam.

-Ja zapłacę, albo chociaż za siebie.

-Zwariowałaś? Ja płacę. Jestem chłopakiem, a po drugie.. Po prostu płacę- powiedział i wyciągnął dwa banknoty.

-Nie! No i co, że jesteś chłopakiem? Mogę zapłacić za siebie. Nie jest to nic złego- odparłam i chwyciłam rękę blondyna.

-Mari!... - i kłócilibyśmy się dalej, gdyby nie głos Andre:

-Dzieciaki spokojnie! Lody są na koszt firmy, a teraz zmykajcie, bo zakłócicie się na śmierć- burknął z rozbawieniem, a my powiedzieliśmy "dziękuję" śmiejąc się.

W miłej atmosferze znowu doszliśmy pod budynek szkoły, gdzie stała już limuzyna Adriena.

-Muszę już iść Mari, ale naprawdę świetnie się bawiłem. Dziękuję- szepnął  i mnie przytulił.

Kiedy się odsunęliśmy od siebie, cmoknął mnie w policzek, pomachał i wsiadł do limuzyny odjeżdżając.

Chwilę stałam w miejscu, a na mojej twarzy wykwitł rumieniec. Ogarnęłam się w myślach i z uśmiechem na twarzy poszłam do domu. To był naprawdę wspaniały dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro