Lekcja uczuć - V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Podrzuciłam kluczami w dłoni z dumnym wyrazem twarzy, na pewno będzie zaskoczony, kiedy się dowie, że zabieram go na małą rozrywkę. Biedaczysko pewnie nie wie, co to znaczy dobra zabawa. Rozglądając się za ówczesnym obiektem rozmyśleń utkwiłam w miejscu na kolejne minuty, upływające tak wolno niczym zagrzebana mucha w smole szukająca swojego ratunku przed śmiercią. Lepiej go zawołać, czy może poczekać, łudząc się, iż zaraz powinien wyłonić swą postać zza drzwi? Nic nie szkodzi spróbować.

          — All of Love, ja cię do niczego nie zmuszam, ale byłoby miło gdybyś jednak pośpieszył się i wyszedł w końcu z tego mieszkania... jesteś tam już prawie półgodziny.

          — Obawiam się, że mamy pewien problem — zaśmiałam się głośno, gdy wysunął dłoń zza framugi, która w dosyć zabawny sposób gestykulowała jego słowa. — Słońce jest niestety dla mnie aż zanadto niekorzystne, więc tak trochę czuję się niepewnie.

          Wzniosłam brew na jego słowa kompletnie nie rozumiejąc, co próbuje mi nimi przekazać — Nie rozpuścisz się, no chodź... — mruknęłam ciągnąc go za rękę.

          — To nie jest dobry pomysł, [T/I]...! — nie zdążyłam zaprotestować, gdyż tuż po chwili silnie zaciskające się na mnie ramiona wciągnęły mą osobę do mieszkania.

     Zatrzasnął drzwi stopą i ruszył w stronę salonu, chcąc czy nie chcąc musiałam podążać za nim. Uścisk wampira zaciskał się bardziej na moim nadgarstku podczas drogi. Nie wiem czy ktoś na moim miejscu mógłby zachować jakikolwiek spokój i nie przyłożyć temu samolubowi, który nawet nie chciał wyskoczyć na miasto. Mało prawdopodobne.
     Niespodziewanie wylądowałam w zagłębieniu kanapy, obdarzona wyraźnie przeszywającym spojrzeniem. Westchnęłam mrużąc powieki, starając się tym samym zapanować nad swoim gniewiem, który rósł niesamowicie szybko.

          — Powiesz mi, co ty wyprawiasz? — zapytałam z uprzejmością, możliwie prawdziwą.

          Odsunął się i podrapał po karku przerzucając wzrok zupełnie w inny kąt pomieszczenia. Wyglądał na spłoszonego, uchyliwszy usta wyglądał jakby chciał uzasadnić swoje poprzednie zachowanie, lecz zrezygnował uśmiechając się przepraszająco. — Wybacz mi najmocniej, mogę cię zapewnić, że na pewno nie chciałem nic złego zrobić — skłonił się dosyć nisko.

     Postępowanie blondyna nadal nie zostało do końca wyjaśnione, choć jego przeprosiny zupełnie wystarczyły, by mnie uspokoić. Nie wiem w jaki sposób on na mnie działa, ale wystarczy zwykły uśmiech i kilka słów, a gniew znika jak ręką odjął.

          Odwzajemniłam drobny uśmiech i wystawiłam dłoń w jego kierunku. — Powiedzmy, że ci wybaczam, ale obiecaj mi, że zanim cokolwiek zrobisz będziesz mnie ostrzegał, zgoda?

          — Tak jest!

          — No to chodź tutaj do mnie, a nie tak stoisz i czekasz, jak na ścięcie głowy — tuż po mych słowach poczułam ciężar krztuszący mnie resztkami powietrza.

     Rozłożył się na sofie i to w dodatku w taki sposób jakby mnie zupełnie nie dostrzegł. Próba wygrzebania się spod – z pozoru – lekkiego ciała, była największym trudem w moim dotychczasowym życiu. Mruknęłam bezsilnie, gdy dostrzegłam ciepłe spojrzenie. Czułam jak palce blondyna błądzą po moich plecach delikatnie je gładząc. Wysunęłam głowę obracając się w stronę młodego mężczyzny ze wszystkich sił, gdy nagle podniósł się na łokciach, a nasze twarze dzieliła niewielka odległość.
     Lekko speszona przyglądałam się jego oczom, w których ponownie zatraciłam zmysły. Uśmiech zjawił się na twarzy równie nieplanowanie, jak jego usta na moim policzku składające całusa.

     — All of Love, nie panujesz nad sobą! — zachichotałam rozbawiona, poczułam jak mój żołądek wypełniają malutkie motylki trzepotające skrzydełkami.

          Wzrok przepełniony euforią nie robił na mnie największego wrażenia, gdyż nie mogłam sobie pozwolić na bliższy kontakt z wampirem. Kto wie co mu chodzi po głowie, gdy spogląda właśnie na mnie? Nigdy się nie dowiem i raczej wolałabym pozostać w tej bezpiecznej niewiedzy.

     — Mam pełną kontrolę, ale chciałem okazać ci moje uczucia do ciebie — rzekł odsuwając się i siadając tuż obok, ciągnąc mnie ponownie w swoje ramiona. — Gdyby nie ty, byłbym taki samotny.

          "Skąd w nim tyle czułości? O co tutaj chodzi?" — Poczekaj chwilkę, bo czegoś nie rozumiem — złapałam blondyna za nadgarstki przeszywając wzrokiem na wylot. — Ty coś do mnie czujesz?

         Machnął dłoniami, które ciągle były więzione przez moje palce. — Nie, nie! Nie o to mi chodziło [T/I], źle mnie zrozumiałaś... — zachichotał.

     Ostatni raz przejrzałam jego oczy po czym odpuściłam wzdychając, nie spodziewałam się, że mogę w ogóle o czymś takim pomyśleć. Oparłam się plecami o jego tors, zagłębiając się w przemyśleniach odnośnie wampirzego jegomościa i jego myśli.
     Po paru chwilach poczułam większą swobodę jednocześnie odczuwając pewnego rodzaju pustkę. Wzrok umknął za odsuniętymi ramionami. Ciepło, które zniknęło; zatęskniłam za nim tuż po straceniu go. Dosyć zabawne było to, iż w tak szybkim czasie zdążyłam się przyzwyczaić do obecności wysokiego i młodego mężczyzny w moim mieszkaniu, ledwie minęły dwa dni w jego obecności, a czuję jakby był to tydzień, bądź i nawet dłużej. Niedowierzam temu, co jest powodem powstrzymującym mnie od wyrzucenia go z niegdyś dosyć stabilnego życia, które wiodłam dotychczas.

          Słodki zapach jego perfum dotarł do mnie kojąc wszelkie rozmyślania, w których zamknęłam oczy dopóki coś mi nie przeszkodziło. — Skąd masz ten zegarek? — zerknęłam uchylając powiekę.

          Z westchnieniem spojrzałam na białą tarczę zegarka otuloną dłonią wampira. — Dostałam go kiedyś od bardzo bliskiej mi osoby, ile to już lat minęło... — uśmiech wszedł na twarz równie szybko co z niej zszedł.  — To całkiem długa i stara historia, nie warta twojej uwagi.

          — Dlaczego nie warta uwagi? — poderwał się nagle widząc wyraźne zrezygnowanie w moich oczach. — Chciałbym jej wysłuchać!

     Poderwałam szybko kroki do wyjścia mamrotając pod nosem z niechęci; czułam jak emocje ponownie mną zawładnęły, tym razem natarczywie towarzyszyły im łzy. Nie potrafię od tak tego powiedzieć, nie jestem w stanie. Przecież nie łatwo jest wyspowiadać się temu blondynowi ze swojego dzieciństwa. W większym stopniu mu ufam, ale nie zgodziłabym się na jego błagania wyznania tej historii. Nigdy w życiu.

~—◇—◇—~

     Była zima. Rozgrzana skóra doznawała z każdą upływającą chwilą coraz większe zimno i otarcia. Powodem późniejszego oziębienia był śnieg natarczywie wcierany w twarz bezbronnej dziewczynki, która nie broniła się w żaden sposób. Nie była w stanie sprzeciwić się swoim oprawcom. Śmiech uciekających dzieci dudnił w jej uszach, a łzy spływały z bólem po rumianych policzkach. Czuła kłucie w swoim sercu, gdy po raz kolejny nie mogła zrozumieć, dlaczego starsze dzieciaki nie chciały się z nią bawić; cierpiała za swoją niewinność...
     Niegdyś wiodła beztroskie dzieciństwo pełne radości i miłości swoich rodziców, żyjąc z dnia na dzień coraz szczęśliwsza. Do czasu, gdy straciła rodziców. Choć czy ta "strata" mogłabyć zostać ogłoszona ich śmiercią? Owszem, mogłaby, aczkolwiek mijałaby się z prawdą, gdyż tamtego dnia rodziciele wyrzekli się jej tak samo jak wszyscy inni, nawet ci obcy ludzie, wytykający i ubliżający jej od sierot. Ona miała rodziców, lecz nikt nigdy nie dowiedział się w jaki sposób zdążyła ich stracić.
Wspominała te beztroskie chwile, często kierując swój smutny wzrok na chmury kołysane wiatrem po niebie. Stawiała krok za krokiem zmęczona tym wszystkim, przemoczone buty zagrzebywały się coraz głębiej w ciężkim śniegu utrudniając wędrówkę. Nie miała miejsca, w którym mogła się podziać z wyjątkiem pewnego domu, tak, mowa tutaj o sierocincu. Skąd miała wiedzieć, że pewnego ranka znikną, gdy śpiesznie pobiegnie pokazać im swój rysunek ukazujący ich, jako kochającą rodzinę? Nie mogła tego przewidzieć, nikt nie mógł.

          Zaniosła się szlochem, ocierając mokrymi rękawiczkami policzki. — M-mamo, t-tato... gdzie jesteście? — wyjąkała bezsilnie.

     Niedostrzegalne lodowisko czyhało pod cienką warstwą śniegu podobnie jak grupka dzieciaków skrytych za ogromną zaspą. Chichotali cicho na widok niczego nie świadomej osoby stąpającej po niebezpiecznym gruncie. Kroczyła powoli, lecz mimo tego zaplątała nogi upadając w akompaniamencie głośnego śmiechu chłopców.

          — Ale wywinęła orła! — wyskoczyli, a zgrzyt pod ich stopami rozniósł się wkoło. — Zgubiłaś się biedna, prawda?

          Poderwała głowę do góry chcąc uwolnić się z zawstydzającej sytuacji i jak najszybciej o niej zapomnieć. — Z-zostawcie mnie w spokoju.

          — Hej, chłopaki, podręczymy ją jeszcze?

          — Jeszcze pytasz! Tylko popatrzcie jak się nas boi! — roześmiali się potwierdzając jednemu z nich.

   Pociągnęła nogi do pionu i stała w miejscu czekając na szturchanie i popychanie, lecz gdy przymknęła oczy niczego nie poczuła ani nie usłyszała. Zdziwiona uchyliła widok na świat i dostrzegła odbiegające w popłochu sylwetki chłopców, rozejrzała się dokładnie. Nikogo nie było w pobliżu, więc dlaczego uciekli? Otuliła szalikiem uszy stawiając lękliwie krok. Pisnęła przerażona omal nie lądując spowrotem na twardym podłożu. Wzniosła głowę i spojrzała na niego wystraszonym wzrokiem...

~—◇—◇—~

          — [T/I], słuchasz mnie w ogóle? — poderwałam dłoń ku górze, wytrzeszczając jednocześnie oczy w zdumieniu. Skierowałam wzrok na troskliwą dłoń na mym ramieniu — Coś się stało? — zapytał ponownie.

     Nie miałam bladego pojęcia, co się ze mną stało. Niepokój obezwładnił ciało od stóp do głów, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa nie mówiąc nic o jakimkolwiek zdaniu. Przerzucałam wzrok z obawą, nie kryłam swego strachu gromadzącego się w gardle, przy okazji uciążliwe blokującego struny głosowe. Odłożyłam naczynie na blat, objęłam palcami skronie. Dlaczego to wspomnienie do mnie wróciło, czy ma ono coś wspólnego z kimś kogo znałam? Co to miało znaczyć?

          "Czuję się taka... ociężała, co jest ze mną nie tak?". — ... czy to ty wtedy stałeś nade mną?

          Wzrok krwistoczerwonych oczu był niepokojący, wydawałoby się, że przepełnia je... zupełna pustka. Impulsywnie pociągnęłam go za nadgarstki, zacisnęłam palce ze złości. — Odpowiedz mi! All of Love!

     Nie wyrywał się z uścisku, jedynie podniósł głowę, co sugerowało wyrwaniem z transu. Spierzchnięte usta uchyliły się, by wydać przyszłe słowa, których nie zdążyłam się doczekać, gdyż w chwili nieuwagi szarpnął mną przystawiając do szafki. Siła jaką ukazywał była nieokreślona, nie mogłam wykonać żadnego ruchu przywartymi ramionami.
     Każde najmniejsze szarpnięcie izolował tak doskonale do tego stopnia, iż jedyne co mogło mnie uratować to próba podjęcia rozmowy.

          — All of Love, ja cię błagam... wyjaśnij mi do cholery, co ty robisz?! — nie zdążyłam powstrzymać spanikowanego wrzasku.

          — Wybacz mi, ale nie zrozumiesz, dlaczego to robię — odpowiedział krótko rozluźniając uścisk. — Na twoim miejscu wracałbym do swoich wspomnień, może by cię czegoś nauczyły.

          Osunęłam się na podłogę, przygniatająca przewaga jego czynów była nie do zniesienia, a odgłosy kroków towarzyszyły im przez krótką chwilę. Opadłam na zimne podłoże z cichym westchnieniem, świat zawirował przed oczami wypełniając go mroczną, głuchą ciemnością...

~—◇—◇—~

     Mężczyzna stał w miejscu, rozejrzał się spokojnym spojrzeniem i rzucił wzrok na dziewczynkę. Niska osoba nie próbowała wykonać żadnego ruchu, gdyż przeczuwała złe zamiary wobec tajemniczego jegomościa oraz jego podejżliwie miłego wzroku. Ewidentnie coś zamierzał. Tuż po dłuższej chwili wysunął dłonie z kieszeni kruczoczarnego płaszcza i wyciągnął jedną z nich. Wahała się, lecz chwyciła ciemną rękawiczkę ściskając ją lekko.

          — Powiedz mi, czemu te dzieciaki ci dokuczały? — w mgnieniu oka znalazł się na poziomie dziewczynki, ciągle utrzymując delikatną dłoń przy sobie.

          — Z-zawsze tak robią... — niepewnie spojrzała na rękawiczkę mężczyzny. — Chyba, po prostu mnie nie lubią.

          Zaparł łokieć na kolanie, ciężko wzdychając — Czyli to nie pierwszy raz, prawda? — potwierdziła kiwnięciem głowy, mężczyzna klasnął w dłonie z entuzjazmem. — Zatem pozwól, że przy następnej okazji damy im wielki wycisk w bitwie na śnieżki!

     Jego pogodne i rozbawione spojrzenie wywołało drobne iskierki w od dawna smutnych oczach dziewięciolatki. Poczuła się po raz pierwszy zauważona, nie kryła swej euforii. Wolała rozmawiać z innymi, bardziej doświadczonymi ludźmi, którzy wysłuchiwaliby tego, co ma do powiedzenia. Zależało jej na uwadze, minimalnej, ale jakiejkolwiek. Sam fakt, że mężczyzna zdobył się na uśmiech i na dodatek rozmawia z nią cały czas podczas drogi do obecnego miejsca, w którym zajmuje swój mały kąt. Kolejny żart wypadł z ust wysokiego Pana, którego nie znała, choć odwzajemniała uśmiechy i miłe gesty z jego strony. Zaakceptowała go, jako... osobę, której była w stanie zaufać.
     Twarz mężczyzny ponownie ukazała uśmiech, kiedy małe palce kurczowo trzymały się jego dłoni, zachichotała radośnie; traktował to niczym lekarstwo na skruszone serce. Czuła się potrzebna.
W głębi duszy ten mężczyzna odczuwał potrzebę zmian w swoim życiu, odnalezienia kogoś bliskiego sobie.
Pod nieuwagę dziewczynki zatrzymał krok i zebrał palcami śnieg, tworząc mięciutką, puchową śnieżkę. Nie zdążył nawet wymierzyć i odnaleźć celu, gdyż przeciwnik oddał wprost swój cios czarnemu płaszczowi. Rozpętała się wielka bitwa na śnieżki. Nikt nie mógł przewidzieć tego co się wydarzy, lecz pewna osoba nie mogła zaprzeczyć, czy te dwie istoty ludzkie mógłyby spotkać się zupełnie niespodziewanie.
     Niesłusznie oskarżona przez los otrzymała nową szansę na pogodniejsze życie. Życie pełne radości, wsparcia i miłości, które zaoferował jej ten przemiły człowiek, nie pragnący niczego w zamian...

~—◇—◇—~

     Gwałtownym ruchem poderwałam się do siadu, dosłownie czując na sobie obce spojrzenia, fałszywe ślepia oszczerst. Westchnęłam ocierając czoło z drobnych kropli potu, towarzysząca niechęć nie wspomogła przy gestach. Mimo wszystko usiłowałam przejrzeć pomieszczenie. Delikatny zapach kurzu, świadczył o dziennym pokoju, który powinien przejść konkretne porządki.
Zerwałam koc kryjący szczelnie stopy i ruszyłam w kierunku łazienki. Rozgrzane stopy odbijały ślady na płytkach, zdradzając moje położenie, nie odczuwałam żadnej obawy. Towarzysz nie pokusiłby się o wparowanie do łazienki,  dobrze wie z czym, by się to wiązało. Kojące wspomnienie zaprowadziło moje myśli tuż pod mahoniowe drzwi, wylatujące klamka z dłoni trzasnęła nimi w ścianę. Znużona zignorowała to i zatrzasnęłam je szybko. Nadzieja na lepsze samopoczucie powróci w tym czasie co zawsze – czyli przy chwili spokoju.
     Po parunastu minutach miarowe strumienie wody spływały po obolałych plecach, odczuwając coraz to większy ból w odcinku lędźwiowym. Myśli wędrowały w jednym kierunku wraz z przytoczonymi argumentami nieustannie walczącymi o zaprzestanie ich kontynuacji. Utkwiłam wzrok na śliskich płytkach, podpierając w bezsilności swoje ciało. Niby wszystko było dla mnie jasne jak wschodzące słońce każdego poranka, choć nie do końca. Znikąd zjawiały się nowe i niewyjaśnione rzeczy, nieznane dotąd zachowania, reakcje na pewne sytuacje. lecz czego mogłam się spodziewać przygarniając krwiopijcę pod dach? Właśnie tego. Niezrozumiałych powodów i sprzeczności.

     Kim był w przeszłości? Dlaczego akurat wszystko kręci się wokół mnie? W jakim celu wzbudził te stare wspomnienia? Zbyt dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi.
Wzniosłam głowę plątając ocalałe od wilgoci kosmyki włosów między palcami, marzyłam, by wszelki niepokój ustał, a życie w końcu nabrało tych samych nudnych barw co kiedyś. Większość atrakcji mam już za sobą, śmierć wyrzekających się rodziców, wścibskiego sąsiada, opuszczonego zastępczego ojca. Wszystko czego można chcieć w ciągnięciu nędznego żywota.

       Przeraźliwie głośny huk rozniósł się po mieszkaniu dosłownie potrząsajc mną na boki. — Czyżby sąsiad wpadł z wizytą? Ciekawe co tym razem... — zgarnęłam wściekle ręcznik owijając się nim i wybiegając z łazienki.

     Przy wejściu nie dostrzegałam nikogo, lecz w głębi korytarza zobaczyłam coś więcej. Wspomóc blondyna w trudnej sytuacji? Przyznam, że sylwetka przypominająca połamanego manekina poniekąd mnie bawiła. Poprawiłam ręcznik podpierając ścianę. Nie wiadomo w jaki sposób wylądował na podłodze, aczkolwiek wolałabym dowiedzieć się o stratach materialnych podczas wypadku (jeśli jakiekolwiek, by zaistniały).

          Westchnęłam. — Wygodnie się leży na panelach? — zagadałam ironicznie.

          Niezdarnie poderwał kończyny z podłogi, wstał, otrzepał ramiona i wzniósł dłoń w rozbawieniu. — Wszystko w porządku, naprawdę! Nie musisz się niczym martwić.

          — Nie zniszczyłeś czegoś? — zignorowałam poprzednie zdania, rozglądając się dookoła.

          — Bardziej przejmujesz się stratami materialnymi, aniżeli moim zdrowiem? — w jego głosie wyczuwalny był smutek.

          Przejechałam dłonią po ramieniu blondyna. — Trochę wyglądało to zabawnie, więc nie miej mi za złe — pokwitowałam uśmiechem. — Przecież wiesz, że dbam o twoje zdrowie od dwóch dni, bynajmniej robię to lepiej niż Usagi byłby w stanie... — ostatnie słowa mruknęłam bardziej do siebie, niż w stronę rozmówcy. — A skoro powiedziałeś, że nic ci nie jest... wierzę ci na słowo.

          Wzrok mężczyzny utkwił w mych oczach z chwilowym niedowierzaniem. Widząc oczy przepełnione radością, postanowiłam zignorować penetrujące każdy skrawek ciała spojrzenie. Wszyscy mężczyźni są tacy przewidywalni, ale pamiętajmy – zdarzają się wyjątki. Prędko zawróciłam pozostawiając za sobą samotność. Powstrzymałam pokusę dalszej rozmowy, gryząc się w język. Nie warto kończyć tego co zaczęłam. Zatrzasnęłam drzwiami zrzucając ręcznik, sięgnęłam po nowy, pachnący kwiatami lawendy materiał, otulając wilgotną skórę ponownie.

     "Zastanów się [T/I], mówisz zbyt dużo robiąc mu nadzieję na głębszą relację... Jest tu tylko po to, byś dowiedziała się czegoś sensownego i potrzebnego. Wykorzystaj to" — wzniosłam spojrzenie wprost na swoje odbicie w lustrze, otoczona myślami po raz kolejny.

~♡♡♡~

     Zmęczenie wzięło górę. Połowę dnia spędziłam na bezsensownych czynnościach: sprzątaniu mieszkania, użeraniu się na przemian, to z wrednym sąsiadem, to z milutkim do bólu wampirem i kilku innymi sprawami. Miałam zabrać go na jakiś wypad, ale nic z tego nie wyszło. Trudno, może innym razem, teraz nie ma sensu o tym myśleć.
     Poszarpnęłam za zasłony przysłaniając okna w kuchni z przyzwyczajenia. Wiedziałam, że w pewnym stopniu promienie słońca mogą negatywnie wpłynąć na egzystencję wampira jak i nieśmiertelne życie potwora. Nie wyjawił, dlaczego światło dzienne w jego przypadku jest aż tak "szkodliwe", prędzej czy poźniej wyjawi mi sensowne usprawiedliwienie. Minimalny uśmiech wpełzł na usta w drodze do sypialni. Ciekawe, gdzie tym razem ulokował się ten śmieszny krwiopijca. Wsparłam ramieniem framugę uchylając drzwi, widok rozwalonego na łóżku blondyna rozczulał, niczym widok śpiącego niemowlęcia.

          Szybko przebyłam dystans na palcach, zajmując miejsce tuż na skraju materaca. — All of Love, zasnąłeś? — szepnęłam, a jasne usta drgnęły lekko.

          Piękna czerwień oczu błysnęła w ciemnościach; skierował wzrok — Jeszcze nie, czekałem na ciebie... — wymruczał przerzucając się z brzucha na plecy. — Chciałem z tobą porozmawiać.

     Wystarczyła chwila, bym zajęła odstąpione miejsce, podkurczyłam nogi w wyczekiwaniu, co ma mi do powiedzenia. Nie kryłam rosnącej ciekawości. Korzystając z ciszy zdjęłam z szyi zegarek kieszonkowy trafiając w jego miejsce, na szafkę tuż przy łóżku, nie odrywając wzroku od wygrawerowanych zdobień.

          Westchnął płytko. — Pamiętasz, gdzie mnie spotkałaś?

          — Wydaje mi się, że którejś nocy nad jeziorem, ale... dlaczego o to pytasz? — spojrzałam na spokojną twarz.

          — Chciałem upewnić się, czy nie zapominasz tak szybko niektórych rzeczy — uśmiechnął się delikatnie, żartując.

          Wzniosłam brew. — Zabrzmiałeś, jak nastolatek będący w związku na odległość,  głupku. Nie da się od tak zapomnieć o kimś tak niezrozumiałym i urokliwym — odwzajemnił mój cichy chichot.

    Rozdarte zasłony przez promienie księżyca przysłaniały jedynie część okien, wszelaki jasny blask oświetlał podłogę i część łóżka. Umożliwiało nam to wspólną obserwacje naszych twarzy oraz krótkich gestów. Spuściłam wzrok, gdy w myślach zaistniała nieodpowiednia propozycja wypełnienia tej irytującej ciszy.
     Nasze spojrzenia spotkały się na drodze, czytając wszystkie słowa między nawiązanymi myślami. Nie było w nim pustej luki, wręcz przeciwnie, dostrzegałam przepełniającą jego ciało prawdziwą troskę. Nigdy nie czułam podobnego uczucia; przysunęłam twarz do kuszących oczu, nieświadomie uciszając myśli w głębi serca, prosząc, by pozostały przeznaczone same sobie w głuchej ciszy. Dostrzegłam twarz czerwonookiego zbliżoną do granicy przestrzeni osobistej, czy postanowi ją przekroczyć? Tak zrobił.

          Odsunęłam niespodziewanie głowę śmiejąc się. — All of Love, czy ty chciałeś mnie pocałować? — złapałam za kołnierz koszuli nocnej zakrywając swoje usta w rozbawieniu. — Przyznaj się!

          Rozczulone spojrzenie przyglądało mi się przez krótką chwilę. — Masz mnie, może i tego zapragnąłem, lecz nie przemyślałem późniejszych konsekwencji — wybronił swoją pozycję uśmiechem. — Co mnie zdradziło?

          — Twój wzrok pełny miłości i troski, wyglądał całkiem realnie — zażartowałam, choć wyraz twarzy mężczyzny wyglądał zbyt poważnie, niż bym się tego spodziewała. Niespodziewanie wpadłam na pewien pomysł. Chwytając chłodnawą dłoń wampira starałam się wyciągnąć spod pościeli nocną zmorę. Zaparłam się stopami pomagając sobie obiema rękami. — Wstawaj, chcę ci coś pokazać...

     Podniósł się powolnie i ruszył za mną bez słowa, a moje rozentuzjazmowane myśli wirowały wokół jego osoby. Szybszym tempem dotarłam do drzwi wejściowych, zerknęłam na niego wskazując wzrokiem na płaszcz na wieszaku. Chwilę czekałam, by odział półnagie ciało przygotowując się na chłodny powiew wiatru. Wypełniłam płuca rześkim powietrzem, stanęłam przy barierce wyglądając za nią. Odgłos zamykanych drzwi upewnił mnie o bezpiecznej chwili.

     Wzniosłam wzrok wyczekując odwzajemnienia, którego doczekałam się tuż po paru sekundach. Pochłonięta oczami blondyna nie zwracałam uwagi na kierowane gesty w moją stronę. Splecione dłonie za plecami popchnęły mnie na jego tors. Zaśmiałam się cicho, uważnie obserwując otoczenie. Granatowe niebo, pochłonięte blaskiem księżyca gwiazdy między chmurami i ich kontrastowy kolor. Chwila przypominała jedną z tych, w których główny bohater powieści spogląda w oczy swojej ukochanej, wyznając jej swoje uczucia do niej. W tym przypadku to niemożliwe do wykonania, irracjonalny rodzaj zachowania.

          — Widok gwiazd podnosi cię na duchu, prawda? — czuły dotyk spoczął na mych plecach, podążył za punktem obserwacji błyszczących punków na niebie.

          Nie odrywałam spojrzenia od niesamowicie urokliwej nocy, w odpowiedzi skinęłam głową. — Od dziecka czułam pewną więź z gwiazdami, każdej nocy próbowałam złapać jedną z nich i życzyć sobie czegoś, co tak naprawdę jest niemożliwe do uczynienia.

          — Mogę wiedzieć, czego zechciałabyś zażyczyć sobie od gwiazd? — przerzucił ciekawskie spojrzenie kierując mą twarz na jego oczy.

          — Pragnęłam, by w życiu spotykało mnie więcej szczęścia, przez pewien okres życia bardzo mi go brakowało... zatęskniłam za tym uczuciem. Chciałam poczuć być prawdziwie docenianą i kochaną bezinteresownie, czego doczekać się nie mogłam i zapewne nie będę mogła — przerwałam nagle dostrzegając w oddali wskazaną przez wampira gwiazdę.

          — Spadająca gwiazda, szybko, spełnij swoje marzenie! — prędko posłuchałam jego prośby chichocząc.

     Przymknęłam powieki przychylając się do woli towarzysza, jedyne na co czas pozwolił to uchylenie powiek, gdyż dalsze czyny mi uniemożliwiono. Zapytacie pewnie dlaczego? Otóż pewne usta nieznanego jegomościa obdarzyły moje wargi głębokim uczuciem. W głowie powstała myśl odepchnięcia od siebie natarczywego mężczyzny, spowodowana zaskoczeniem przez nagły gest jasnowłosego. Uczucie było silniejsze. Nie odwzajemniłam należycie pocałunku, karcący wzrok przewiercił go na wylot. Przybrał niewinny uśmiech, który tym razem i mi się udzielił.

          — Teraz mi się wytłumacz z tego, co zrobiłeś, kochasiu — odstąpiłam krok i zarzuciłam ramiona na piersi. Nie uniknie sprawiedliwości, o nie!

          Wplątał palce łącząc je z moimi, spoglądał w oczy. — Mógłbym cię o to samo zapytać, gdyż nie protestowałaś, bym zaprzestał pocałunek.

          Westchnęłam, miał rację. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz również tym samym sposobem postanowilam mu przeszkodzić. Wywróciłam oczami nie kryjąc w sobie pojawienia się małej ekscytacji, przez co pewna siebie i swoich uczuć zaryzykowałam. Oddał gest. Chwilę przytrzymywałam delikatne usta, lecz zdecydowałam się rozłączyć tą przyjemność. — Teraz jesteśmy kwita — oparłam ramiona o barierkę piętra, zawracając wzrokiem na przejrzysty księżyc, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło.

     Wampir nie ustawał mi kroku, przez połowę nocy siedzieliśmy na barierce i rozmawialiśmy. Słuchał uważnie każdego słowa, które wypadło z moich ust, podzieliłam się z nim wszystkim czym mogłam. Schronieniem, zaufaniem i... uczuciami? Nie mogę obiecać, że tak zostanie już zawsze, gdyż moje poglądy wobec niego są niezmienne. Nie zapomnę mu kilku występków przeciwko mnie, choć mogę przymknąć na nie oko tej nocy. Chociaż raz.

~~~~~~
(a/n) witajcie, zapewne są osoby wśród was, które cieszy fakt, iż opowieść jest dalej kontynuowana. kolejne rozdziały będą pojawiały się szybciej niż ten, to mogę zapewnić. historia nabrała jakiegoś tempa, wreszcie! jestem ciekawa co o tym sądzicie... czekam na komentarze, pozdrawiam ciepło. (^▽^)

ps. swoją drogą rozdział nie przechodził szczegółowej korekty, za co przepraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro