Zbudowanie zaufania - IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Przez dobre trzy godziny usiłowałam odszukać zaginionego wampira, który z nieznanych mi powodów uciekł – bynajmniej wszystko wskazywało na jego ucieczkę. Gdzie mogę go znaleźć o trzeciej nad ranem? Chyba nie bawi się ze mną w chowanego...
     Potarłam ramiona dłoniami z zimna, a para wysunęła się z ust niczym dym papierosowy. Dostrzegałam pojedyncze osoby chodzące chodnikiem, ale jego sylwetka nie należała do nocnych marków przede mną. Prędko ruszyłam na dalsze poszukiwania, nie ma się co oszukiwać, na pewno celowo gdzieś się przede mną ukrył i teraz obserwuje moją cierpliwość i wytrwałość... ale ja się nie dam, jeszcze go znajdę i mu pokażę! Poprawiłam kaptur kurtki naciągając go na czoło. Lepiej nie wzbudzać podejrzeń nieznajomych, kto wie jacy ludzie się tutaj kręcą. Licho wie.

     Nucąc piosenkę pod nosem usłyszałam charakterystyczny chichot, odwróciłam się prędko na pięcie licząc na to, że w końcu znalazłam swoją zgubę... ignorując kompletnie fakt, iż wysoka osoba mogłaby okazać się kimś innym, niż tym zaginionym wampirem. Ta sylwetka będąca niesamowicie podobna do wampira; inaczej ubrany nieznajomy nie ostudzał mojego zapału. 

          — All of Love, zaczekaj! — wybiegłam, jak wystrzelona strzała w jego kierunku.

     Osoba odwróciła się, a ja od razu złapałam za jej rękę ciągnąc do siebie. Nawet nie zerknęłam na twarz, by się upewnić czy to aby na pewno on.

          — Przepraszam, ale kim pani jest i co pani robi? — zaraz, zaraz... to nie ten lekki i płynny głos. — Może mnie pani puścić? 

     Na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec, jak można było kogoś takiego pomylić z tym blondynem?!

          Zmieszana puściłam ramię mężczyzny, zerkając minimalnie na jego twarz. — Najmocniej pana przepraszam, pomyliłam osoby! Jeszcze raz przepraszam!

    Nim nieznajomy zdążył coś odpowiedzieć uciekłam w popłochu, najpierw trzeba zacząć myśleć, a potem robić. Będąc w ciągłym biegu zakręciłam w jedną z ciemnych uliczek, od razu lądując plecami o ceglaną ścianę. Odetchnęłam chwilę śmiejąc się z samej siebie, ostatnio diametralne zmiany w życiu się przydają... aż za bardzo. Czy opłacałoby się komuś żyć w wiecznej obawie, bądź spiętej naturze perfekcjonisty? Na pewno nie! Trzeba korzystać z każdej chwili, z każdego dnia i nocy.
     Powtórka z rozrywki, czy faktycznie słyszę jakieś szepty? Poderwałam wzrok z podłoża kierując go bezpośrednio na sylwetki stojących niedaleko mężczyzn, idących zupełnie podejrzanie w moją stronę. Pociągnęłam kroki na palcach, by jak najszybciej uchylić się przed swoim brakiem odpowiedzialności i tym samym zniknąć z tej zapyziałej meliny. Krok za krokiem bliżej bezpiecznego chodnika, nagłe potknięcie zdradziło moje położenie. Przeklinałam się wewnątrz słysząc za sobą bieg, akurat teraz zainteresowani przyśpieszyli. Odwrócenie głowy za ramię, to był wielki błąd. Dolecieli prędzej niż mi się wydawało, zdumiona spoglądałam na bandę, która wykazywała ogromne zainteresowanie moją osobą. No, bo w końcu, co może robić dziewczyna tuż przed świtem słońca w mieście? Tępe rozmyślenia na obecną chwilę. Odpowiedź jest prosta – szuka wampira.

          — Hej, ty! — warknął jeden ze zbirów, ukrywając skrawek twarzy za ciemną chustą. — Chodzisz sobie nocą licząc na jakiś cud, czy może szukasz kogoś?

          — Tak się składa, że moją misją jest odszukanie zaginionej osoby, więc jeśli pozwolicie... — zdążyłam postawić krok, silne ramię przygwoździło mnie ponownie plecami do muru. — Niekulturalnie, za grosz szacunku wobec kobiety.

     Wyglądali na typowych gangsterów bazgrzących po ścianach aniżeli na kogoś groźnego i śmiertelnie agresywnego. Szybko zasłoniłam twarz rękoma, wiedząc, iż w ułamku sekundy mogę oberwać prosto w twarz z kościstej dłoni, ale... dlaczego nie czuję bólu?
     Odsłoniłam linię obrony dostrzegając jedynie kilka różowawych smug w powietrzu. Co to miało być? Czy ja posiadam jakąś starożytną technikę teleportacji? Wątpię. Rozejrzałam się śmiejąc pod nosem, z drugiego końca miasta przeniosło mnie akurat niedaleko osiedla, gdzie spędzam większość wolnego czasu. Kolejne niewyjaśnione zjawisko do pakietu pełnego paranormalnych zdarzeń, nie pierwsze i nie ostatnie zapewne. Nie dało się ukryć, iż ciekawość rosła podczas powrotu do mieszkania z każdym ruchem zegara słonecznego.
     Przymknęłam oczy pogrążając swoje myśli między wspomnieniami z poprzedniego...? Kto wie jak można nazwać ten stan, w który wprowadził mnie wampir.

     "Iluzja, a może zaklęcie...? Sen, czar?" — kroczyłam zamyślona, gdy w jednej chwili zawiał zimny podmuch wiatru, otrząsając mój dotychczasowy brak przejęcia nad obecnym, tętniącym życiem światem.

     Ostre krzewy rosnące przy płotach zieleniały, jak żadnego innego roku rozrastając razem z pięknymi kwiatami, których płatki w paręnastu sekundach nabierały kolorów. Czas jakby przyspieszył w moich oczach rozpogadzając wszelkie mrozy na zewnątrz. Splątane dłonie za plecami ciągnęły w stronę leniwego wschodu słońca, który czekał całą głuchą noc, by móc w końcu wzejść i oślepić źdźbła trawy oraz błyszczące tafle wód i mórz. Wiosna praktycznie, jak na wyciągnięcie ręki człowieka, podobnie, jak gwiazdy nocą – jednak wciąż tak daleko, by sięgnąć tych wspaniałości.

          — Żałuj, że tego nie widzisz — spojrzałam na przejaśnione blaskiem niebo — Ciekawe, gdzie teraz jesteś, jak nie tu... a tylko spróbuj mi się pokazać znienacka to cię uduszę gołymi rękoma! — zaśmiałam się pod nosem, czy kiedyś wróci i na spokojnie porozmawiamy? Możliwe.

~—♡♡♡—~

          — Wróciłam! — zamknęłam za sobą drzwi, na wszelki wypadek wolałam się odezwać, gdyż może ktoś tutaj zawitać bez powodu (świetnym przykładem jest sąsiad Usagi).

     Niespodziewanie usłyszałam szybkie kroki, już szykowałam pięści do bijatyki na włamywaczy, gdy coś przycisnęło mnie do drzwi jednocześnie silnie oplatając moje ramiona. Przed oczami miałam ciemność, kompletną i niewiadomą plamę. Znajomy zapach perfum, cichy chichot i delikatne dłonie na plecach.

          — Jak dobrze cię znowu widzieć! Nieco się zmartwiłem, gdy nie było cię tutaj. Obleciałem za tobą połowę miasta, dopóki nie wzeszło słońce — przejęty głos okazywał więcej uczuć niż uścisk, który odbierał możliwość swobodnego oddychania. — Gdzie byłaś?

          Oderwałam głowę od jego torsu posyłając blondynowi dosyć spokojne – jak na mnie – spojrzenie. — Wyobraź sobie, że ja ciebie również szukałam...! — dosłownie przez chwilę na bladej cerze wampira widniała jeszcze radość, następnie żal przejął inicjatywę. — Hej... stało się coś?

     Ciągle trzymana w zbyt bliskiej odległości od wampira dostrzegłam w szkarłacie oczu iskierki smutku.

          Nie mając już nic do poradzenia, wyciągnęłam dłoń i stając na palcach przeczesałam jaśniutkie włosy — Wydaje mi się, że chyba za szybko przywiązujesz się do ludzi, All of Love — ostatnim ruchem dłoni pogłaskałam jego głowę w uśmiechu.

     Rozluźnił minimalnie uścisk, by znów owinąć ramiona niczym troskliwa matka, która tęskniła za swoim dzieckiem. Po chwili zaprzestał czynności, lecz nim zdążyłam chwycić rękę wampira on zniknął za rogiem korytarza, westchnęłam ściągając buty. Muszę za wszelką cenę wyjaśnić jego dziwne zachowanie. Ledwie uniosłam głowę, gdy postać wampira ponownie stała naprzeciw, wysuwając przed oczami mój zegarek. Zaskoczona odebrałam go do własnych rąk zerkając na blondyna.

           — Skąd go masz?— zwinęłam łańcuszek palcami, nie odrywając wzroku z jego osoby.

           — Zdjąłem go, gdy zanosiłem cię do łóżka. Nie chciałem, by zaplątał ci się we włosy — rzekł całkiem radosnym głosem.

           Spiorunowałam wzrokiem wampira. — Co żeś robił...?

           Zamrugał w odpowiedzi niezrozumiale, składając ramiona w pasie pokazał tylko swoje niepokojące spojrzenie. — Nie rozumiem do końca, co masz na myśli.

          — Naprawdę jesteś taki łaskawy wobec obcych ludzi?

     Uśmiechnął się lekko, jakby nie słysząc ostatniego pytania po czym ruszył wolnym krokiem do kuchni. Bezsilnie podparłam dłonie na biodrach widząc tym samym, iż łatwo informacji z tego typu osobowością istoty łatwo wyciągnąć nie będzie. Zmacham się jeszcze i tyle, zanim coś konkretnego powie.

          — All of Love...! — wrzasnęłam za nim. — Czy w końcu mogę dowiedzieć się o tobie czegoś więcej, niż z tej durnej księgi!? — dopiero po sekundzie zorientowana przygryzłam swój niewyparzony język.

          Nagle wychylił się zza rogu ściany. —  Z jakiej księgi? Dowiedziałaś się czegoś... — szybko wybiłam jego pogodny nastrój.

     Nie do końca byłam pewna, czy prowokować krwiopijcę, by wyjawił część prawdy o sobie w taki sposób, a nie inny. Z jednej strony to bardzo pomocne, bez owijania w bawełnę, ale z drugiej natomiast nie w porządku, mógłby mieć do mnie żal i brak zaufania przy następnych pytaniach. 

          — [T /I]. Powtórz to co powiedziałaś, chciałbym wiedzieć co masz na myśli... — zburzył mur rozmyśleń, niespodziewanie stając za mną i popychając do pierwszego lepszego pomieszczenia. 

     Ulegając dostrzegłam wnętrze sypialni, co było dosyć zabawne, jak i łudząco przypominające rozpoczęcie rzeczy niemoralnych, każdy dobrze wie do czego prowadzących. Mimowolnie wywróciłam oczyma patrząc na niego, złapałam rękę szarpiąc wysokiego blondyna, by mógł spojrzeć mi prosto w oczy. Przycisnęłam nasze czoła ze sobą morderczo lustrując oczy zdziwionego jegomościa. Na bank wściekle wygięte kości blondyna dają mu o sobie znać, ale nie okazuje tego w żaden sposób. 

          — Za cholerę nie wiem czym ty jesteś, ale byłabym ci naprawdę, ale to naprawdę wdzięczna, gdybyś powiedział wszystko o własnym pochodzeniu, bo ja sama wiem jedynie tyle, że jesteś duszącym krwiopijcą, który tylko szczerzyłby swoje zębiska przy wszystkich, ukrywając niepokojącą naturę! — rzekłam złowrogo. — Ta beznadziejna księga nie wyjaśniła mi niczego poza wampirzymi stereotypami. Czy ty masz w ogóle pojęcie jak ja mam się czuć, gdy ze mną przebywasz i na spokojnie rozmawiasz!?

          — A-ale, [T /I]–

          — Zamknij się, jeszcze nie skończyłam! — palce zwinęły materiał czarnego płaszcza po raz kolejny. — Zdążyłeś mnie tak rozwścieczyć, jak nikt inny we wszystkich latach mojego życia... więc finalnie zadam ci jedno, proste pytanie. Kim lub czym ty tak naprawdę jesteś?

     Przerażone spojrzenie tylko uciekało, by wrogie tęczówki nie dopadły myśli towarzysza i rozszarpały je niczym spuszczone ze smyczy stado ogarów. Wyczekiwanie jakiejkolwiek odpowiedzi od spłoszonego wampira było niemożliwym do zdobycia zwycięstwem w tej awanturze.

     "Chyba nieco przesadziłam... niby wygląda na dorosłego, a wewnątrz zapewne mieszka w nim jeszcze płochliwe dziecko. Mógłby przecież inaczej zareagować".

          — Istotą, która w powołaniu ma zawierać kontrakt z ludźmi... — odpowiedział. — Nie unoś głosu więcej, powiem wszystko, co będziesz chciała wiedzieć na mój temat.

          Podrapałam się po głowie wolną ręką, nie wierzę, że w ciągu jednej chwili dowiedziałam się tak istotnej rzeczy, aczkolwiek to i tak nie ustawiało mnie na wygranej pozycji. — Wybacz, możesz nieco jaśniej...?

     Milczał, by po chwili wyrwać moją rękę z uścisku i dyskretnie osłanić nią swoje plecy. Trzymał władzę nade mną, kiedy jasno różowe światło błysnęło między palcami blondyna. Spoglądał uważnie oczami pełnymi grozy.

          — Jest nas siedmioro... ostatnimi czasy zjawił się ósmy nieproszony — nagle przygasił nieznany mi blask, nadając swojej dłoni blady odcień. — Tak jak mówiłem wcześniej, wszystkiego możesz dowiedzieć się w swoim czasie.

          "Czyżby mówił o sobie, jak o istocie demonicznej?". — To kim ty w końcu jesteś?

          W uczuciu napiętej atmosfery pokręcił głową, układając niewinnie usta w uśmiech. — Mam pokojowe zamiary wobec wszystkich, a zjawiłem się tu tylko z twojego powodu. 

     Wytrzeszczyłam oczy na znak zdumienia, które wręcz pragnęło przejąć władzę nad moim ciałem. Wychodzi na to, iż nie jest sam oraz dąży do jakiegoś celu. Niepokojące zdanie wypadające z jego ust zadudniło w głowie kilkakrotnie; rozumiem tylko niektóre rzeczy, ale bez przesady. Nie da się pojąć nagle wszystkiego na raz!
     Wzniosłam rękę i od razu odsuwając od siebie wampira przygasiłam całkowity zapał wygarnięcia najważniejszych informacji z wnętrza jego umysłu, nie warto. Unikając tylko zbędnego spojrzenia wsunęłam nogi między szparę w drzwiach szybko przedostając się do korytarza przepełnionego wolnością, co do każdego milimetra. Jeszcze przez chwilę czułam za sobą obecność zabójczego mroku chylącego nad moją głową. Uczucie będące jednocześnie kulą u nogi. Irytującą wrogość mimo zabawnych uśmieszków. Pragnę od tego uciec, jak najszybciej.

          — Pomyśleć, że ja ciebie szukałam, a ty wdzięczy za poświęconą tobie uwagę, będziesz teraz za mną chodził krok w krok? — zerknęłam zza ramienia stając przy stole kuchennym.

          — Pokazuję ci w ten sposób, iż twój zmarnowany czas nie pójdzie na marne — dodał z pogodnym duchem. — Znacznie lepiej z kimś zamienić parę słów niż tłumić je w sobie, prawda?

          — Skończ w ten sposób do mnie mówić i lepiej usiądź.

          — Tym razem na pewno mogę?

          — Nie, będziesz stał przy stole — ironicznie odpowiedziałam. — Jasne, że możesz.

     Już po chwili dwa śnieżnobiałe naczynia zostały odruchowo ustawione na blacie, orientując się w porę odwróciłam wzrok na wampira.

          — Pijesz kawę, herbatę? — dotknęłam palcem czajnika, niestety ktoś zdążył przeszkodzić mi we wcześniejszym przygotowaniu napojów.

          — Jeśli mogę rzec, to oczywiście, że kawę — pokwitował uśmiechem i gestem dłoni.

          Dosyć niespokojnie obserwował okno, które i tak przysłonięte ciemną firaną nie dopuszczało światła do pomieszczenia. Wzrok penetrował jego osłonę. W ułamku sekundy dostrzegł moje spojrzenie ponawiając uśmiech — Powiedz mi, All of Love — zalałam szybko filiżanki gorącą wodą odkładając je na talerzyki przed nim. — Czy masz coś wspólnego z... z tym co widziałam w swoim śnie? Chcę być pewna.

          — To wydarzyło się za moją sprawą, z czego nie jestem zbytnio zadowolony — uciekł wzrokiem na stół, niespodziewanie w krwistoczerwonych tęczówkach błysnęła iskierka. — Mogę zadać ci jedno pytanie dotyczące tego snu?

          Zajęłam miejsce tuż obok zmory. — Niech będzie, pytaj.

          — Kogo tam spotkałaś? — zamyślił się nagle, przystawiając dłoń do podbródka.— Może inaczej! Pamiętasz kogokolwiek ze spotkanych osób?

          Kręte ścieżki pamięci były bardziej wąskie niż przedtem, ledwie ukazując mi obrazy sprzed paręnastu godzin wstecz. — Pamiętam pewnego mężczyznę, przybiegł nagle, a w dodatku wyglądał identycznie, jak mój wujek... widziałam też o kilka lat młodszą mnie — zmrużyłam oczy starając sobie przypomnieć coś więcej. — O! Byłam jeszcze świadkiem jakiejś sceny walki między dwoma mężczyznami, ale ich również nie pamiętam.

          Ciepły dotyk uchylił me powieki, gdy palce wampira osłoniły mą dłoń. — Był tam ktoś jeszcze?

          — Możliwe, że tak... ale nie jestem pewna, co do tożsamości tych osób.

     To było pierwsze kłamstwo, które zaszczyciło moje słowa. Świadomie to zrobiłam, nie mogę mu w pełni zaufać. W dodatku, gdy jedną z przedstawionych osób w komnacie zamkowej był właśnie All of Love.

          — Rozumiem. Mógłbym pomóc rozwiać wszystkie wątpliwości, ale jest jeden, maluteńki problem... — dodał wyjątkowo szciszonym głosem — Tak naprawdę nie mam pojęcia kim mogą być te osoby — zachichotał niewinnie, a mój morderczy wzrok przekłuł go na wylot niczym tysiąc igieł. 

     Podniosłam rękę i zamachnęłam nią, uderzając prosto w tył głowy blondyna, który od razu opuścił kark. Bardzo śmieszne, boki zrywać. Ja tutaj mam poważny problem, a on jeszcze się z tego nabija... na pewno celowo. Pocierał miejsce uderzenia z cichuteńkim jękiem. Brutalna siła najpewniej na niego działa. 

          — Eh, nie mam pojęcia, jak ktoś mógł wcześniej z tobą wytrzymywać. W każdym słowie sprawiasz wrażenie takiego dojrzałego, poważnego i młodego mężczyzny, a po pewnym czasie dajesz osobie do zrozumienia, że jesteś zupełnym przeciwieństwem jej wyobrażenia — westchnęłam poklepując jego plecy. — Dzieciak z ciebie.

          Wzniósł filiżankę i upił łyk kawy, wyglądał na poważnie skupionego. — Muszę przystosowywać się do otoczenia, w którym obecnie przebywam, nieprawdaż, [T/I]?

     Nim zdążył ponownie złączyć usta z napojem otrzymał następne upomnienie w postaci silniejszego klepnięcia w plecy. Dodatkowo przez cios musiałam odratowywać wampira, który lada moment mógłby zostać pokonany przez zwykłą śmiertelniczkę i jej wiernego pomocnika – kawę espresso.
     Złapałam za jego ramiona wstając z krzesła i natychmiast wyprostowałam plecy blondyna szybko dając wskazówki, jak zapobiec tragedii. Nie kryłam śmiechu, gdy było już po wszystkim, zresztą jak i on.

          — Już myślałam, że sobie nie poradzisz i kawa wygra to starcie — zaśmiałam się siadając na swoim miejscu, jednocześnie obserwując odsuwającego filiżankę towarzysza. — Nie dopijesz?

          — Może następnym razem... — spojrzał na mnie, przybliżając swoją twarz.— Gdzie moje przeprosiny, hm?

          Wywróciłam oczami w uśmiechu, stykając nasze czoła. — Przepraszam najmocniej.

     Tuż po chwili zamknął mnie w szczelnych objęciach, śmiejąc się lekko pod nosem. Przeciągnęłam dłonie smyrając płaszcz na całej powierzchni pleców. Choć nie miałam pojęcia, dlaczego znowu to zrobił, nie przeszkadzało mi to w zupełności, to było w pewnym stopniu miłe z jego strony. Mam dziwne wrażenie, że z każdym spędzonym dniem razem, zaczynamy odnajdywać między nami wspólny język.
     Nagle do mojej głowy wpadł szaleńczy pomysł, a w jego roli głównej był sam All of Love. Jestem ciekawa co z tego wyniknie... no i czy w ogóle uda mi się go namówić. Znając jego pogodne nastawienie do wszystkiego, mam już załatwioną zgodę. Niech lepiej zachowuje wszystkie pokłady czujności, bo na pewno mu się przydadzą!

~~~~~~
(a/n) no i mamy kolejny rozdział, praktycznie opublikowany jeden za drugim, wow. niestety takie dodawanie rozdziałów wiąże się z tym, iż minie trochę czasu do pojawienia się następnej części (piszę w razie czego, by nie było nieporozumień).
jakże miłym akcentem zakończony rozdział oczekuje opinii, a ja życzę udanego dnia/nocy. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro