Rozdział 20: Bipolar

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na początku dodaję 19 rozdział, ponieważ podobno nie wszystkim się wyświetla, natomiast poniżej znajduje się 20, czyli nowy rozdział :)

Miłego czytania xx

_______________________________________________________________________________

~19~

Ciemność wyciekała przez szczeliny delikatnej zasłony, która wisiała przy oknie, a chłodny powiew omiatał moją twarz wysyłając tym dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Wierciłam się na pustym łóżku i przejeżdżałam palcami po pomarszczonym prześcieradle; Harry musiał tutaj być.

Myśl o nim ze mną w jedym łóżku sprawiała, że miałam wrażenie, że zaraz zacznę się dławić. Szczerze mówiąc, chciałam aby cierpiał. On na serio musiał mieć tupet, aby spać w moim łóżku, ze mną, po tym jak kłóciliśmy się ze sobą i mnie kurwa uderzył.

Te myśli mnie przytłaczały i walczyłam z chęcią, aby mu czegoś nie zrobić, kiedy siedziałam. Zdałam sobie sprawę, że jestem w połowie naga. Och. Więc mnie też rozebrał? Chuj. Wstałam lekko się chwiejąc i poszłam do garderoby. Popchnęłam podwójne drzwi, chwyciłam pierwszą z brzegu parę jeansów, bluzę z Harvardu i zamknęłam szafę i wyślizgnęłam się z sypialni.

Kiedy stanęłam w drzwiach, zatrzymałam się. Ujrzałam ciało rozłożone na mojej kanapie, Harrego ciało. Moje oczy wyglądały chyba jak pięć złoty na widok jego lekkiego oddechu i małego chrapania. Czy jest to możliwe, aby czyjś oddech mógł człowieka denerwować? Mimo tego, Harry robił to doskonale.

Zamknęłam za sobą drzwi, poszłam do kuchni i włączyłam ekspres, aby przygotować sobie miętową kawę, którą piłam na codzień. Kiedy kawa się parzyła, sięgnęłam po telefon z wysepki, który zostawiłam, zanim Harry i ja pokłóciliśmy się; Boże. To było straszne. Uderzył mnie. Znowu, a potem spał ze mną? Co do kurwy nędzy było ze mną nie tak?

Otworzyłam szafkę, żeby zabrać kubek, w tym czasie odblokowując komórkę. Wiadomość pojawiła się na ekranie. Od Daniela. "Wszystko w porządku?", kolejna od Austina, który wysłał identyczny sms. Dokładnie w tym samym czasie.

Potrząsnęłam głową, aby na niby wyrzucić myśli z głowy i sięgnęłam po kubek z szafki. Słodki, błogi zapach miętowych fal rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy wlewałam kremowy płyn do mojego kubka. Gdy był już pełny, ruszyłam w stronę drzwi balkonowych i otworzyłam je zanim zamknęłam cicho.

Nie zrobiłam tu dużo odkąd przeprowadziłam się kilka miesięcy temu. Minęło pięć miesięcy, a ja niczego nie zrobiłam. Tu było nudno, ale nudno w tym mistycznym albo antycznym sensie. Nudno, ponieważ było staroświecko i zabytkowo, ale równocześnie nowocześnie. Teraz będziesz myśleć na temat remontu?

Czułam się jakbym miała zaraz oszaleć, kiedy myśli zaczęły zalewać moją głowę bez żadnej litości. Samochody jechały, ludzie biegali szlakiem przez park, mężczyźni szli z teczkami wzdłuż chodnika- pozornie krzycząc na swój telefon, a nastolatki krzątały się ulicami z wycieńczonymi oczami kierując się do metra. Wszystko wyglądało zwyczajnie, wszystko było jak zawsze.

Ale w środku czułam jakby mnie coś parzyło. Nie miałam pojęcia co to było. To było takie uczucie jakbym zażyła na sucho jakieś pigułki, nie popijając wodą i zatrzymały się w moim żołądku. Chciało mi się płakać. Czułam się jakbym w ogóle nie była potrzebna na tym świecie.

Moi rodzice nie dbali o to, że ich jedyna córka mieszka sama w Nowym Jorku i że była śledzona przez jakiegoś psychicznego natręta Charliego, który prawdopodobnie obserwował mnie w każdym momencie. Biorąc pod uwagę pukanie do drzwi zeszłej nocy, nigdy na to nie reagowałam; przynajmniej nigdy nie odkryłam skąd pochodzi to stukanie, albo kto to robił.

Jedyną osobą, która się o mnie aktualnie troszczyła, przynajmniej przez pół czasu, teraz mnie nienawidzi. Nie powinnam była wspominać tego o Kate, ale to wydawało się idealnie pasować do zaistniałej sytuacji. Ale Harry ją kochał i niepotrzebnie wplątałam w to wszystko ją, wzbudzając tym jego złość. Był cholernie głupi, przyszedł za mną do domu i niepokoił mnie tym, dlatego byłam wściekła- cóż, on był pewnego rodzaju zagadką, ale ja nadal czułam się winna po ostatniej nocy. Aczkolwiek, to nie miało sensu, abym ja mu współczuła, po tym jak mnie uderzył. Dotknęłam policzka na wspomnienie uderzenia i nagle poczułam gniew ogarniający moją głowę, kiedy powoli opuściłam dłoń.

Spojrzałam w dół na mój kubek widząc realistyczny obraz małej latarni morskiej. Grube białe i czerwone paski pochylały się i gęste zielone krzewy umiejscowione w pobliżu brzegu. Woda za nimi była niebieska i to nieco wydawało się jak dejavu, kiedy wspomnienia wyleciały z mojej głowy. Wakcje kilka lat temu, gdy Acacia zabrała mnie na plażę. Miała prawie 17 lat, a ja tylko 12. Gadałyśmy całymi dniami o wszystkim; chłopakach, cyckach, ubraniach, gazetach, wszystkim. Mały uśmiech wkradł mi się na usta na wspomnienie tego dnia, na wspomnienie o niej. Ale jak tylko uśmiech się pojawił, tak zniknął. Zdałam sobie sprawę, że ona również odeszła.

Wzięłam głęboki oddech i odstawiłam kubek na stolik, kiedy przyglądałam się bacznie końcowi. Ruch wydawał się rosnąć, odkąd patrzyłam ostatnio. To nie był żaden Empire State Building, ale było wysoko. I z pewnością to mogło zabić człowieka. Chwyciłam się mocno kamiennej powierzchni; skała była dla mnie za zimna ale przecież była jesień. Uniosłam stopę na krawędź i ruszyłam na przód, aby usiąść na kruchym materiale.

To będzie bardzo proste. Po prostu skocz. Skończysz ze wszystkim. Podchodziłam coraz bliżej końca, aby ujrzeć zatłoczone ulice. Samochody jechały jakby je nic nie obchodziło na świecie, a autobusy zapełniały się i rozpakowywały. Jasne światło wciąż rzucało cień na ciemny zaułek pode mną i ruchliwe drogi obok; zważywszy na to, że była dopiero 5 rano. Nowy Jork był jedynym przyjacielem, który przywrócił mnie do życia z kilkugodzinnego kaca i wyrobił się na czas z błyskotliwą postawą na co dzień.

Kiedy myśli wirowały w mojej głowie, poczułam jak moje uczucia się rozpuszczają i stają się pustką, która zaczyna być zbyt znajoma. Nie, to nie była depresja. To było bardziej uczucie, nie choroba. To powodowało mdłości i wzrost zdenerwowania. To sprawiało wrażenie odizolowania, tak jakby nikt nie miał prawa cię dotykać. I one mnie pożerały, nie słyszałam nikogo. To było jakby moje uczucia mnie pożerały, jakby zjadły mnie całą. A ja chciałam od tego uciec, ale one po prostu...

-Charlotte!

Odwróciłam się napotykając Harrego zmierzającego w moim kierunku.

-Zastanawiasz się?- spytał, nie było śladu złości jaką słyszałam zeszłej nocy w jego głosie. Patrzyłam się przed siebie umieszczając wzrok na równoległym budynku.

-Tak- tylko tak potrafiłam zareagować. Umieścił swoje długie ramiona na murku obok mnie. Czułam jak jego oczy wpatrują się we mnie, a ja podciągnęłam kolana bliżej siebie. Zarówno w akcie niepewności, strachu albo aby utrzymać dystans jaki pojawił się między nami od tych dni spędzonych w Seattle.

-Ta wściekłość zeszłej nocy nie była celowa- kontynuował wpatrując się we mnie.

-Nie mam pojęcia skąd się wzięła. Ty mnie po prostu skonfrontowałaś, a ja nie chciałem temu stawić czoła. Jestem bardzo wrażliwy na temat Kate i ...- zerwałam kontakt wzrokowy z budynkiem i spojrzałam na niego.

-Czy słyszałeś kiedykolwiek o przeprosinach?- spytałam widząc nagły błysk złości w jego jasnych tęczówkach.

-Cóż, pomyślałem że chciałaś wyjaśnień.

-Więc, źle myślałeś- odpowiedziałam kierując ponownie swój wzrok na budowle. Cisza wisiała w powietrzu jak pyłek w czasie wakacji; i tak jak ten pyłek, było to niekomfortowe i sprawiało, że chciałaś wrócić do środka.

-Dlaczego zachowujesz się tak nienaturalnie?- spytał. Uniósł brew rzucając groźne spojrzenie.

-I przestań użalać się nad sobą w każdym momencie, kiedy się kłócimy- splunął.

Odepchnął się od murku, a jego ramiona i mięśnie ugięły się. Stanął na przeciw mnie. Odwróciłam się ciałem do niego.

-To nie jest nienaturalne, to się nazywa zdystansowanie- odpowiedziałam. Zacisnęłam usta po tym jak skończyłam mówić.

-A co z użalaniem się nad sobą?- zapytał. Jego wściekły wzrok napotkał mój. Jego oczy były czyste jak dzień, a szmaragdowa zieleń, kiedyś istniejąca, przebijała się przez ciemność. Obserwowałam jak blakną przeobrażając się w zieleń, która była mi tak znajoma przez ponad rok czasu.

-To użalanie się nad sobą przestałoby istnieć, jeśli nie uderzył byś mnie- odpowiedziałam upewniając się, że mój wzrok nie napotka jego. Ale naprawdę nie dbałam o to jak egoistycznie to brzmiało, chciałam, żeby wiedział jak wściekła byłam. I chciałam, żeby czuł się z tym źle.

Nabrał gwałtownie powietrza zanim zaczął mówić:

-Przepraszam- powiedział, a ja zsunęłam się z murka. Byłam ściśnięta między Harrym, a ścianą. Umieściłam ręce na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go od siebie.

-Odrobinę za późno- syknęłam kierując się w stronę drzwi. Ale nie mogłam stwierdzić czy byłam zaskoczona kiedy został w miejscu z wyjątkiem tego, że obrócił mnie twarzą do siebie.

-Więc znowu będziesz uciekać?- spytał, prawdziwym jakże irytującym sarkazmem. Tym rodzajem, który sprawiał, że zwijałaś dłonie w pięści i chciałaś coś zmiażdżyć.

Stanęłam, ale nie spojrzałam w jego kierunku.

-Nie- w środku czułam, że złość mnie rozniesie.

-Więc co?- spytał słodko.

-A co cię to obchodzi?- splunęłam, kiedy się odwrócił.

-Co mnie to obchodzi?- odpowiedział, a ja wzruszyłam ramionami i skrzyżowałam ręce.

-W tym momencie- kontynuowałam.

-Naprawdę nie mam pojęcia-zaśmiał się i odwrócił się do mnie plecami.

-Czy ty na serio jesteś tak cholernie tępa?- spytał.

-Nie, jestem po prostu szczera, nie tak jak ty- powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem ponownie.

-Myślisz, że mnie to nie obchodzi?- spytał tym samym suchym, sarkastycznym, wściekłym tonem; w tamtym momencie stałam cicho. Rześkie jesienne powietrze stało się ciche na chwilę, zanim głos Harrego je wypełnił. A w tym czasie, intensywność jego złości się podwoiła, a głośność w skali od jednego do dziesięciu wynosiła dziesięć- jak nie więcej.

-Myślisz, że mnie to kurwa nie obchodzi?- zapytał.

-Po tym jak przeprowadziłem się do Nowego Jorku, aby być z tobą? Żeby spróbować popracować nad naszym pieprzonym związkiem?- wrzasnął odwracając się do mnie. Jego głowa przekrzywiła się pod innym kątem, który sprawiał, że wyglądał jak seryjny morderca.

Stałam nieruchomo w miejscu, zaciskałam buzię, aby nie krzyczeć albo płakać. Nie mogłam nic powiedzień, przez te wszystkie słowa i emocje krążące w moim umyśle.

-Po tym jak przeniosłem się do innego liceum w drugim semestrze, tylko po to abym cię mógł widzieć każdego dnia. Nawet kiedy byłaś na mnie wściekła?

-Po tym jak jechałem przez godzinę do domu Austina o 3 nad ranem, aby cię stamtąd odebrać?

-Po tym jak jedyną rzeczą która mi została i była wystarczająco blisko jak rodzina byłaś ty i chronienie ciebie?- Dlaczego on się tutaj przeprowadził? Przerwałam mu.

-Nigdy nie prosiłam cię o to abyś się tutaj przeprowadzał!

Ale on wydawał się mi jakby mnie nie słuchał.I kontynuował wrzeszczenie, jakby mu miała lecieć piana z buzi, gdy zbliżył się do mnie.

-Po tym jak podarowałem ci mój naszyjnik, który nosiła Kate?- zapytał, zatrzymując się na przeciwko mnie.

-Po tym jak odebrałem ci twoje dziewictwo?- wyszeptał tym głosem. Głosem, który przestawił mnie z cholernej złości do cholernego zdenerwowania. Jego twarz zatrzymała się kilka centymetrów od mojej. Nie mogłam na niego patrzeć, więc utkwiłam wzrok na jego czarnej koszulce. Przełknęłam gulę uformowaną w moim gardle.

-Spójrz na mnie- wyszeptał łagodnie.

-Spójrz na mnie- powtórzył.

-Charlotte, spójrz na mnie- powtórzył głośniej, nutka gniewu pojawiła się w jego głosie. Przeniosłam wzrok na jego oczy. I w tamtym momencie, zniknęłam.

Jego szmaragdowe tęczówki utkwione były we mnie. I kiedy się w nie wpatrywałam, mogłam dostrzec porozrzucane złote punkciki. Intensywny brązowy kolor omijał złoto, sprawiał że potrzebowałam więcej tlenu. Dosłownie czułam jak brakuje mi powietrza w płucach, a kolana stają się słabe. Moje ciało mogło się rozsypać pod wpływem jego zapachu.

Jego usta przybliżały się do moich; jeśli w ogóle było to możliwe. Moje wargi wydawały się być na wprost jego, kiedy kciukiem przejeżdżał po linii mojej szczęki. Jego usta kontynuowały drogę do moich- ale nigdy się nie spotkały.

Nie cierpiałam, gdy tak ze mną postępował, nienawidziłam. Odpychał ode mnie wściekłość i pchał we mnie czymś jak to. Ale to nie była rzecz.

Nie chciałam tego. Nie chciałam go całować. Nie chciałam niczego intymnego. Nie chciałam ponownie dla niego upaść. Nie chciałam, aby moje serce znowu rozsypało się na miliony drobnych kawałeczków. Nie chciałam mieć z nim bliskich relacji. Nie chciałam go kochać jak kiedyś. Nie chciałam go potrzebować.

Przerwałam ten moment i odepchnęłam się od niego, chwytając naszyjnik z mojej szyi i przycisnęłam go gwałtownie do jego torsu. Nie chciałam jego głupiego naszyjnika. I oczywiście nie chciałam jego.

Wróciłam do pokoju i usiadłam na kanapie. Podparłam głowę rękami, a łzy po prostu zaczęły lecieć. Nie wiedziałam dlaczego byłam tak cholernie wrażliwa, a przecież nie miałam okresu. Wszystko co wiedziałam to, to żeby Harry mnie zostawił.

A kiedy tak rozmyślałam, kanapa ugięła się pod czyimś ciężarem.

-Po prostu mnie zostaw- mruknęłam wiedząc, że mój głos mógł się załamać jeśli powiedziałabym głośniej. Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę, a jedynymi dźwiękami jakie były to pociąganie nosem, dyszenie i dźwięk kaszlu pochodzący z mojej rozpaczy.

-Nie możesz uciec od miłości- powiedział. Uniosłam głowę z moich rąk i oparłam się o chłodną, skórzaną kanapę za mną... Wstrzymałam oddech w nadziei, że przestanę płakać, ale łzy nadal spływały po moich policzkach jak pierdolony wodospad Niagara.

-I czasami dobrze jest kiedy nie jest dobrze, Charlotte- kontynuował.

-Nie zawsze musisz być silna- odwróciłam się twarzą do niego, a on prawie natychmiastowo objął mnie ramieniem. Bez myślenia, odepchnęłam się od jego torsu.

-Tylko siedź spokojnie- wyszeptał, ale ja nadal go biłam pięściami, męcząc się w jego uścisku.

-Siedź spokojnie- powtórzył i tak zrobiłam.

Nie chciałam z nim walczyć. Ja po prostu czułam się taka słaba. Chciałam jego ciała obok mnie i jego ramion wokół mnie. Chciałam tylko jego. Ale nie mogłam go mieć. Nie chciałam. Wszystkie te uczucia były jak pioruny, które uderzały we mnie coraz częściej i częściej. Jego wargi delikatnie musnęły moje ucho, gdy się odezwał:

-Wszystko będzie dobrze, skarbie. Jestem tu.

_________________________________________________________________________________

~20~

Gdy tak Harry trzymał mnie w swoich ramionach, myśli krążyły w mojej głowie, chciałam go od siebie odepchnąć. Tak bardzo chciałam go od siebie odepchnąć- więc tak zrobiłam. I kiedy wysunęłam się z jego uścisku, ujrzałam czerń obejmującą jego oczy i momentalnie tego pożałowałam.

-Dlaczego nie możesz zachowywać się jak normalna pieprzona dziewczyna Charlotte?- krzyknął wstając na przeciwko mnie. Odchyliłam się, zanim odpowiedziałam:

-Nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz, Harry. Ani mnie to nie obchodzi- chwycił mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.

-Dlaczego mi nie powiesz o swoich uczuciach albo nie pozwolisz mi się kurwa dotykać?- spytał nieco łagodniej. O nie.

Resztka łez spływała po moich policzkach, którą przetarł swoimi palcami. Poczułam złość, kiedy się odezwałam:

-Ufając komuś, pozwalasz aby ta osoba wiedziała o tobie wszystko, a kochając kogoś, pozwalasz aby cię dotykano tak jak ty tego zapragniesz- odpowiedziałam napotykając jego czarne tęczówki, co oznaczało, że nie spodobała się mu moja wypowiedź.

Jego czarne spojrzenie unikało moje, kiedy mówił:

-To tak nie działa i wiesz o tym, Charlotte.

-Może powinnam, ale nie- odpowiedziałam wyrywając nadgarstek z jego uścisku i idąc w kierunku sypialni. Popchnęłam zamknięte drzwi- ale zanim to zrobiłam, zatrzasnęły się. Harry je przytrzymał. Jego ręka rozwaliła drzwi, a długie palce rzuciły je. Patrzył się na mnie, jego wzrok wydawał się wywiercać we mnie dziurę.

-Wiesz kurwa, że cię kocham- powiedział głośniej. Popchnął otwarte drzwi bez żadnego problemu, ale zatrzymałam je swoją siłą.

-Co muszę zrobić, żebyś poczuła moją miłość?- spytał, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie.

Wiedziałam dokładnie do czego się odwołuje i moje ciało zaczęło się kruszyć przez jego obecność.

W ciągu 24 godzin przeszłam od zaskoczenia do wściekłości, do zaskoczenia, znowu do wściekłości, depresji, wściekłości- znowu, smutku, ponownie wściekłości i do teraz. A po tym wszystkim, on chciał uprawiać seks?

-Spierdalaj Harry, jesteś takim kutasem- odparłam krzyżując ręce; łzy nadal przejmowały kontrolę nad moim ciałem. Jego dłonie chwilowo pocierały moją talię, zanim trąciłam go łokciem.

-Pieprz się- syknęłam patrząc się na niego.

-To nie był dobry pierwszy raz, czy ty myślisz, że chciałbym to zrobić ponownie?- spytał.

-W szczególności teraz, kiedy nie masz przy sobie dziwki do bzykania- wycedziłam przez zęby i stałam cicho wpatrując się w niego.

-Boże, to był tylko seks Charlotte! To było tylko dziewictwo, to nie jest jakaś wielka rzecz!- czułam coraz większą złość, kiedy to mówił. Aż wybuchłam.

-Więc, Kate też zabrałeś dziewictwo? Czy tylko mnie?- spytałam wprost. Miałam to gdzieś. Bawił się moim słabym punktem, więc dlaczego ja mam nie bawić się jego? Nie miałam prawa, ale on również! Dwie krzywdy nigdy nie były w porządku, ale ja nie chciałam być w porządku, było za późno, aby rzeczy między nami były 'w porządku'. Wiedziałam, że nie będziemy nad tym pracować i cieszyło mnie to. Nie chciałam więcej Harrego w moim życiu, życie samotnika będzie go pociągać! A ja nie mogłam go pociągać, jeżeli nie był by obok mnie. Tak więc, muszę go strasznie wkurwić, aby mnie zostawił.

I tym jednym komentarzem, to osiągnęłam. Jego ręka zbliżyła się do mojej twarzy i spoliczkowała mnie. Poczułam się zawstydzona. Ponieważ najgorszą rzeczą nie było to, że Harry mnie uderzy, tylko to, że się do tego przyzwyczaiłam.

Moje dłonie odepchnęły go do tyłu. Chociaż uzyskał łatwo równowagę, nadal czułam przyjemność, że przejęłam kontrolę.

-Nie mów tak o Kate- syknął celując we mnie chudym palcem.

-Dlaczego do cholery nie?- spytałam.

-Ty możesz o mnie tak mówić, więc dlaczego o niej nie?- jego twarz delikatnie drgnęła, kiedy mówiłam.

-Nie porównuj siebie, na litość boską!

-Dlaczego?- spytałam.

-Bo to coś innego!

Zapanowała nieznośna cisza, kiedy wymienialiśmy się nawzajem spojrzeniami.

-Więc, jeżeli Kate i ja utknęłybyśmy razem w płonącym budynku, to kogo byś ratował?

-Obydwie- odpowiedział zwyczajnie.

-Wiesz co mam kurwa na myśli Harry- jeśli mógłbyś uratować tylko jedną.

I ponownie zapanowała cisza. Wyglądał na zakłopotanego, gdy tak wpatrywał się we mnie. Chwyciłam walizkę i zaczęłam upychać do niej szybko ubrania, wrzucając jedną ze starych koszul Harrego i płaszcz, który pożyczył mi jakiś czas temu i rzuciłam to na podłogę obok jego stóp.

-Sposób w jaki sprawiasz, że czuję się lepiej. Naprawdę to robisz doskonale. Tak dobrze traktujesz drugiego człowieka, Harry- powiedziałam, a głos ociekał mi sarkazmem. Zasunęłam walizkę i skierowałam się w stronę drzwi, odblokowując je i wychodząc.

-Znowu uciekasz?- spytał pewnym tonem, jeśli miałabym go jakoś określić. Skinęłam otwierając sejf i wyciągając rozsypane pieniądze.

-Dobra robota, panie kapitanie- odpowiedziałam.

-Przewyższasz samego siebie.

-Gdzie tym razem wyjedziesz? Słyszałem, że w tym czasie fajnie jest w Kaliforni- jakim cudem do cholery, mógł przejść od wściekłości do jeszcze większej wściekłości do napaleńca, do wściekłości, do smutku, do wściekłości, do zarozumialca w ciągu kilku godzin?

-Myślałam o Nowym Meksyku- dodałam zamykając sejf.

Wyszłam z pomieszczenia i napotkałam Harrego, który stał po drugiej stronie framugi drzwi i grzebał w moich kieszeniach w celu znalezienia kluczy.

-Odnieś je jak będziesz wychodził- powiedziałam wręczając mu klucze do ręki. Mój wzrok przeniósł się z jego torsu na jego oczy.

-Tak naprawdę to nie wyjedziesz, prawda?- spytał cicho. Przygryzałam wargę przez parę minut, zanim potrząsnęłam głową. Posłał mi mały uśmiech i wziął walizkę, a następnie położył ją przy ścianie. Chwycił kluczę z mojej dłoni. Odsunęłam się, a moje oczy ponownie napotkały się z jego torsem.

-Po prostu...- wymamrotałam.

-Po prostu nie próbuj do mnie dzwonić- stałam tak przez parę chwil wpatrując się jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam iść wzdłuż korytarza.

-Charlotte?- odwróciłam głowę w jego kierunku i stanęłam w miejscu.

-Tak?

-Zamknę drzwi, gdy wyjdę- kontynuował.

-i zostawię klucze pod wycieraczką- uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

-Dobrz-e. Dzię-ki-mój głos ograniczał się do szeptu, ponieważ wiedziałam, że mógłby się załamać. Odwróciłam się i szłam dalej. Fałszywy uśmiech pojawił się na moich ustach, który był jedyną rzeczą podtrzymującą mnie od płakania.

-I Charlotte- zawołał, ale ja nadal szłam.

-Kocham cię.

Moje ciało skierowane było do przodu, wpatrywałam się w budynek i wyszłam. Chłodne, ostre powietrze uderzyło mnie jak noże. Pierdolony bipolarny dupek. Czy on nie mógł przestać? Po prostu przestać kłamać? Po prostu przestać udawać?

____________________________________________________________________________________

Przepraszam za opóźnienie :)

Jeżeli znowu się komuś nie wyświetli rozdział to poinformujcie mnie o tym x

Do następnego Miśki xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro