12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna otworzyła oczy i przypominając sobie poprzedni wieczór, westchnęła, po czym wstała i podeszła do sterty ubrań leżących na fotelu. Holmes musiał je przynieść, by brunetka nie musiała pokazywać się gościom w samej piżamie. Zmieniła odzież, spojrzała w lustro i stwierdziła, że jej wygląd jest adekwatny do jej samopoczucia, które było o niebo lepsze niż dzień wcześniej. Wyszła z sypialni Sherlocka i przywitała się z każdym, omijając szerokim łukiem swojego współlokatora. Nie miała mu za złe, tego co powiedział. Nie była zła, ale było jej przykro. Jeszcze do wczoraj myślała, że między nią, a mężczyzną jest jakaś mała więź i obojgu w jakimś stopniu na sobie zależy, jednak wszystko to okazało się być naiwnymi wymysłami z jej strony. Słowa bruneta zabolały ją, przez co postanowiła, że zdystansuje się od mężczyzny. Chociaż na jakiś czas.

- Jak się dziś czujesz? – z salonu do kuchni weszła mama Sherlocka i przyglądając się dziewczynie robiącej herbatę, zmarszczyła brwi.

- Dziś już wszystko jest dobrze. Dziękuję za opiekę. – uśmiechnęła się delikatnie.

- To nic takiego. Dziś Mycroft po nas przyjeżdża i jutro wracamy do siebie. Za jakieś 20 minut powinien już być. Dziękujemy za gościnę. Było nam naprawdę miło cię poznać. Masz bardzo dobry wpływ na naszego syna. – z salonu dało się usłyszeć głośne prychnięcie Sherlocka, który od razu został skarcony przez swojego ojca. – Widzę, że jest ci momentami ciężko, ale wierzę, że dasz radę i go nie zostawisz. Pasujecie do siebie. – przytuliła ją nagle, co spotkało się z ogromnym zaskoczeniem Molly. Dziewczyna zdołała jeszcze wyłapać kątem oka nikły uśmiech pod nosem młodego Holmesa, przez co zmarszczyła brwi.

- Też im to mówię. – w kuchni pojawiła się pani Hudson z zakupami. – Te ciasto co zrobiłaś wczoraj było pyszne. – tym razem zwróciła się do Molly.

- To prawda. Na następny raz jak przyjedziemy, poproszę o ciasto i przepis na nie. – kobieta zaśmiała się i poszła do swojego męża do salonu. Brunetka spojrzała na Marthe, która uśmiechnęła się zwycięsko i na odchodne rzuciła przez ramie:

- Pierwsze spotkanie z teściami zaliczone, hm?

- Pani Hudson! Kurczak się pani przypali! – ciemnooka uniosła głos i na myśl o pysznym daniu gosposi zgłodniała, jednak po chwili zrezygnowała ze śniadania i poszła do salonu, by spędzić ostatnie chwile z gośćmi. Po ich odjeździe uprzątnęła swój pokój i zeszła na dół skąd chciała wziąć płaszcz.

- Nie jadłaś śniadania. – stwierdził brunet patrząc w okno.

- Nie jestem głodna. – rzuciła szybko i wyszła z budynku skąd skierowała się do Scotland Yardu.

- Witaj Molly. Jak się czujesz? – zaczął Lestrade widząc przyjaciółkę.

- Sherlock ci powiedział... - zraziła go wzrokiem. – Już dobrze. A teraz daj mi jakąś sprawę, bo umieram z nudów.

- Miałem ci to przywieźć. Ktoś to zostawił, dla ciebie. – podał jej kopertkę. W niej znajdował się pierścionek. Przedmiot, który wywołał natłok wspomnień w głowie dziewczyny. – Wszystko dobrze?

- Tak... Muszę iść. – powiedziała szybko i wróciła na Baker Street. Od razu szybkim krokiem skierowała się do swojego pokoju. Wyjęła spod łóżka dwa małe pudełeczka. Po jej policzkach płynęły łzy, jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Otworzyła jedne z nich i wysypała całą jego zawartość na podłogę.

- Molly co się dzie... - Holmes wszedł do jej pokoju i zatrzymał się gwałtownie widząc odbicie zapłakanej brunetki w lustrze.

- Wyjdź! – warknęła i zaczęła nerwowo układać wszystkie przedmioty.

- Molly, co się stało? – kucnął obok niej. Patrzył to na dziewczynę, to na układane przedmioty.

- Nic – wydusiła z siebie i jakby w jakimś transie przyglądała się przedmiotom. Holmes sięgnął po drugie pudełko, jednak od razu zostało mu odebrane. – Nie waż się go otwierać. – powiedziała groźnie z piorunującym spojrzeniem w oczach. Tym razem było w nich coś jeszcze. Strach.

- Molly, ty się boisz... co się dzieje? – złapał jej ramiona w dłonie, jednak ona próbowała wyrwać się z uścisku. – Co się stało? Kogo się boisz? Moriarty? Znowu?

- Moriarty? Widziałeś, żebym się go bała? – spojrzała na niego z kpiną. – Jedynymi osobami, których się boję to ja sama i osoba, która zabiła moją matkę. – wysyczała przez zęby. Przyznała się głośno czego najbardziej się boi. – Czemu w ogóle nie byłeś zdziwiony, że znowu pojawił się w twoim życiu? Czemu to cię nie zszokowało?

- Tak tylko ci się zdaje. – powiedział po chwili zastanowienia. – Byłem zdziwiony, ale teraz przeanalizowałem jeszcze raz dzień, kiedy musiałem zostawić Johna. – zatrzymał się na chwilę, a między nimi zapadła cisza. – Mam podejrzenia, że był to jego syn. Najprawdopodobniej postanowił wystawić swojego syna, ale nie mam pewności. Musimy uzbroić się w cierpliwość. A teraz musisz mi odpowiedzieć na pytanie: Kto to? – chwycił jej twarz w dłonie tak by na niego spojrzała. Patrzyła na niego obojętnie. Nie mogła pozwolić na to, by teraz to samo spotkało Holmesa i panią Hudson.

- Nie wiem. – wyszeptała patrząc w jego oczy. – Muszę wyjechać. – powiedziała i wyrwała twarz z dłoni mężczyzny. Chwyciła torbę spod łóżka, włożyła do niej kilka ubrań. Spakowała wysypane na podłogę rzeczy i włożyła wszystko do torby. Wtedy też zorientowała się, że Sherlocka nie ma przy niej. Zeszła na dół i zabrała ostatnie potrzebne rzeczy.

- Nie wiem kiedy wrócę. – powiedziała i odkręciła się do drzwi.

- Jadę z tobą. – powiedział po chwili.

- Nie możesz. Musisz zostać Sherlock. To moja prywatna sprawa i muszę ją sama rozwiązać. – zaprzeczyła od razu i ruszyła przed siebie. Wtedy też poczuła silne szarpnięcie za rękę, a następnie silne ramiona oplatające ją szczelnie wokół talii. – Sherlock....

- Albo jadę z tobą, albo zostajesz tu ze mną. – stwierdził przytulając ją do siebie. Molly za to toczyła walkę z samą sobą, nie wiedząc czy objąć Holmesa czy po prostu się odsunąć.

Holmes stał nie wzruszony czekając na jakikolwiek ruch ze strony dziewczyny. Uśmiechnął się pod nosem gdy poczuł, że Molly wtula się w jego szyję i zakłada ręce na jego kark.

- Ładne perfumy. – mruknęła po chwili już z większym spokojem.

- Wiem. – odparł po chwili. – To jak? Powiesz mi co się dzieje? – pogładził jej plecy dłonią. Wtedy też dziewczyna odsunęła się delikatnie od niego i spojrzała mu w oczy.

- Nie chciałam się nudzić i teraz mam co chciała. – posłała mu smutne spojrzenie. – chciałam po prostu uciec. Przerosło mnie to wszystko.

- To znaczy? – oboje usiedli w swoich fotelach. Brunetka oparła głowę i westchnęła.

- Dostałam od Grega zaadresowaną kopertę.

- Od kogo?

- Sherlock... - warknęła na niego nie otwierając oczu.

- Dobra, dobra...

- W środku było to. – podała mu wyjęty z pudełeczka przedmiot. – Należał do mojej matki. Mówiła, że odda mi go gdy ułożę sobie życie. Trzy dni później zginęła w pożarze. Przez lata szukałam tego kto to zrobił... Wszystko zamietli pod dywan, a ten człowiek ciągle gdzieś jest. Czasami mam wrażenie, że jest gdzieś tu. Gdzieś blisko mnie. Czuje jego obecność. Dziś też tak było.

- Widziałaś go? Wiesz jak wygląda?

- Nie, ale znam jego oczy. Często je widzę. Śnią mi się. Sherlock... on odebrał mi jedyną osobę, która mnie szczerze kochała. Kogoś kto był dla mnie bardzo ważny. Nie mogę pozwolić, by to samo przytrafiło się któremuś z was. – Holmes słysząc to wyprostował się. Brunetka właśnie powiedziała mu, że jest dla niej ważny. I co teraz? Co on ma z tym zrobić? – Daj spokój. Widzę, że nie wiesz co zrobić. Nie oczekuję tego samego od ciebie. Rozumiem, że nasza relacja ogranicza się do pracy. – spojrzała na niego, jednak jego wzrok był skierowany w inną stronę. – Boję się, że on mógł połączyć siły z Moriartym.

- Nie ważne co się stanie, nie możesz się bać, rozumiesz? Nie wolno ci pokazać, że się boisz. – powiedział spokojnie. Brunetka jedynie skinęła głową i zaczęła mówić mu wszystko o czym udało jej się dowiedzieć przez lata.

***

Sherlock siedział spokojnie spoglądając na zamyśloną brunetkę. Ich lot zaczął się 10 minut temu, a dziewczyna już była pochłonięta przemyśleniami i muzyką. Wszystko co wiedziała, powiedziała Holmesowi, który i tak naprawdę nie wiele wiedział. Miał wrażenie, że Molly wie coś więcej, ale nie chce mu tego powiedzieć. Po chwili trącił ją lekko łokciem dając jej znak, żeby zdjęła słuchawki.

- Boisz się?

- Nie.

- Na pewno? – dopytał praktycznie w tym samym czasie, gdy dziewczyna zdążyła otworzyć buzię.

- Tak, Sherlock. Na pewno. – odpowiedziała i spojrzała za okno. Nie było jej w rodzinnym kraju od trzech miesięcy. Nie wiedziała co ją tam czeka, ale nie zastanawiała się nad tym. – Ostatnią sprawę, którą rozwiązywaliśmy razem... wiedziałeś od początku kto za tym wszystkim stoi, prawda?

- To było oczywiste. – powiedział ze spokojem. – Mam wrażenie, że ostatnio twoja dedukcja nie jest taka jak gdy cię poznałem.

- Już nic nie jest takie jak było kiedyś...

- Co masz na myśli?

- Nie istotne. – rzuciła krótko, przez co Sherlock wiedział, że nie ma ona ochoty na jakiekolwiek rozmowy.

Lot minął szybko i spokojnie. Po odebraniu walizek oboje ruszyli do zamówionej wcześniej taksówki, a stamtąd pod podany przez Molly adres.

- Co to za miejsce? – zapytał Holmes.

- Moje mieszkanie. – powiedziała ze wzrokiem wpatrzonym w budynki.

- Zostawiłaś je puste?

- Nie. Jest tam lokator, ale muszę zabrać stamtąd jedną rzecz. – po tym Sherlock już o nic nie pytał za co Lopez była mu bardzo wdzięczna. Po dojechaniu do celu Molly poprosiła kierowcę, by ten poczekał na nich chwilę i weszła do sporego bloku. Zapukała w odpowiednie drzwi, w których po chwili ukazał się znany już jej mężczyzna.

- Witam. Ja na chwilę. – spojrzała na niego. Holmes patrzył na nią z zaciekawieniem. Nie rozumiał co mówiła dziewczyna, jednak język w jakim porozumiewała się z mężczyzną, był dla niego co najmniej zadziwiający i trudny. – Proszę sobie nie przeszkadzać. – i minęła w progu mężczyznę w samych bokserkach. Weszła do sypialni, gdzie w łóżku leżała zdezorientowana, naga blondynka.

- Witam. – powiedziała spokojnie po czym upadła na podłogę do pozycji, w której robi się pompki i włożyła dłoń pod szafę. Wyciągnęła stamtąd kolejne, podobne pudełeczko. Podobne do tych, które Holmes widział w Londynie. Podniosła się szybko i otrzepała płaszcz z kurzu. – Żegnam. – skinęła lekko głową, co uczynił również Sherlock i oboje wyszli z budynku.

- Wynajmujesz mieszkanie, które jest przykrywką?

- Nie obchodzi mnie, kto to jest. Ważne, że sąsiedzi się nie skarżą. – powiedziała i zatrzymała się na chwilę parząc tępo w jeden punkt przed sobą. Holmes spojrzał w tym samym kierunku, jednak nie dostrzegł nic nadzwyczajnego.

- Co to za pudełko? – spojrzał na przedmiot trzymany w dłoni brunetki.

- Dowiesz się w swoim czasie. Możemy ruszać. – zwróciła się do kierowcy i po 10 minutach drogi byli w hotelu. – Rezerwacja na nazwisko Lopez. – zwróciła się do wysokiego kelnera, który uśmiechał się do niej życzliwie.

- Oczywiście. Pokój numer 213. Oto państwa klucze. – podał im metalowy przedmiot z breloczkiem. Dziewczyna spojrzała na niego z podniesioną brwią.

- Rezerwowałam dwa pokoje jednoosobowe.

- Bardzo mi przykro, ale mam rezerwację na jeden pokój dwuosobowy. – mężczyzna nerwowo patrzył do komputera. – Nasza nowa recepcjonistka musiała wpisać złe dane. Niestety przez najbliższe trzy dni nie mamy wolnych pokoi. Jeśli tylko państwo nie zrezygnują z rezerwacji i miną trzy dni możemy państwu przydzielić nowe pokoje, o ile to nie problem. W ramach rekompensaty proponuje śniadania i kolacje z dostawą do pokoju na koszt firmy, oraz karnet jednodniowy na basen i sauny.

- Co się dzieje? – brunet widząc zdenerwowanie dziewczyny postanowił dopytać o co chodzi. Gdy ta tylko wytłumaczyła mu wszystko zraził wzrokiem recepcjonistę, który prawie przewrócił się pod naciskiem spojrzenia detektywa. – Molly jest późno, weźmy już ten pokój. – na te słowa brunetka zraziła go wzrokiem. Wiedziała, że mężczyzna ma racje, ale nie miała zamiaru spać po raz kolejny w jednym pokoju z Sherlockiem.

- Śpisz na kanapie. – syknęła do niego, a następnie zwróciła się do mężczyzny za ladą. – Mam nadzieję, że chociaż jedzenie macie dobre. – odebrała kluczyk i ruszyła pod odpowiedni numer. Pokój okazał się być na 10 piętrze. Był bardzo przestronny z widokiem na oświetlone miasto. Okna były na całej ścianie, pod druga z nich stało dwuosobowe łóżko. Naprzeciwko łóżka stały szafy i mała lodówka. A w ścianie w której były drzwi wejściowe znajdowały się również drzwi prowadzące do łazienki z prysznicem wanną i nowoczesnym wystrojem.

- Molly! – z pokoju dobiegł głos Holmesa. – Nie ma kanapy!

- Brawo Sherlocku. – prychnęła. – Śpisz na podłodze!

- Chciałabyś. – za jej plecami pojawił się Sherlock, który bacznie przyglądał się łazience, jakby była czymś niesamowitym. – Idę się myć pierwszy.

- Skoro nalegasz. – westchnęła i wróciła do pokoju. Wyjęła piżamy i kosmetyczkę. Położyła się na łóżku, włączyła telewizję i przewijała kanały do momentu gdy z łazienki nie zaczęły dochodzić pojedyncze słowa. Z czasem zaczęły one tworzyć dobrze znaną jej piosenkę, jednak wszystko zepsuło wycie Holmesa, który czekał na reakcję Lopez.

- AND I WILL ALWAYS LOVE YOUUUUU. – schowała głowę pod poduszką, co nie przyniosło znacznych efektów. Wstała więc z łóżka i podeszła do łazienki.

- Holmes! – krzyknęła uderzając dłonią w drzwi. – Zamknij się! – po tym Holmes zamilkł. Jednak po wyjściu z łazienki spojrzał na dziewczynę.

- Możesz pośpiewać. Fajna akustyka. – stwierdził i położył się na łóżku. Molly ruszyła do łazienki w której faktycznie dźwięk rozchodził się nad wyraz dobrze. Wybrała ten sam repertuar co brunet, który leżał aktualnie na łóżku i wsłuchiwał się w głos dziewczyny. Już na początku przyznał przed samym sobą, że jest w nim coś niesamowitego, coś co powoduje ciarki na jego ciele, jednak nigdy nie powiedział jej tego wprost. Po kąpieli dziewczyna wyszła z łazienki i położyła się obok Holmesa.

- Po co tak naprawdę tu jesteśmy? – zapytał po chwili.

- Po to, żebyś był bezpieczny. – stwierdziła szybko.

- A w Londynie nie byłem?

- Nie, o ile ja byłam przy tobie. Tu mamy chociaż kilka dni spokoju. – odkręciła się w kierunku ściany i zamknęła oczy. Była na tyle zmęczona, że nie była w stanie myśleć o czymś innym.

Otwarte drzwi. Zapach dymu. Ciemność. Dziewczynka szła przed siebie z trzęsącymi się dłońmi.

- Mamusiu. – powiedziała szeptem, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Nagle usłyszała okropny hałas. Odwróciła się i zobaczyła zawalający się dach. Zaczęła uciekać. Biegła najszybciej jak mogła, szukając mamy. Zbiegłą na dół. Prawie wszystko było już zawalone. Połowa domu leżała zniszczona, a nad wszystkim panował ogień, buchający w kierunku małego dziecka. Łzy spływały po policzkach dziewczynki.

- Mamusiu. – szepnęła. Tuż przed nią pojawiła się okopcona, poobijana kobieta. Uśmiechnęła się do niej blado i zaczęła iść w jej kierunku z pośpiechem. W pewnym momencie coś spadło, blokując jej drogę. Ogień dotarł do jej nocnej koszuli.

- Kochanie, poradzisz sobie! Walcz! Zawsze będę przy tobie! Nie poddawaj się! – krzyczała w bólu starając się zagasić palący jej skórę żywioł. Dziewczynka próbowała dobiec do matki, jednak ktoś ją trzymał na rękach. Płakała. Krzyczała. Wyrywała się. Ale to wszystko na nic. Lekarze zajęli się nią w karetce, próbując unormować jej stan. Teraz już nie płakała. Siedziała nieruchomo ze złą miną. Była przepełniona złością, żalem i bólem. Teraz jej domu był cały zawalony, a po pożarze nie było ani śladu.

W pewnym momencie, pod nieuwagę służb, wstała i poszła przed siebie. Weszła do małego lasku, który nagle stał się gęsty, jakby bez wyjścia. Przed nią, plecami do niej stał mężczyzna z kominiarką na głowie i z kanistrem po benzynie.

- Mama zginęła przez ciebie. – wysyczało dziecko.

- Zginęła przez ciebie. – odpowiedział jej mężczyzna i odwrócił się do niej. Jego oczy były czarne. Przepełnione złem. Było w nich coś jeszcze, ból i smutek. Wtedy dziewczynka zobaczyła przed sobą pistolet, a następnie usłyszała okropny huk z broni. Wszystko ją bolało. Czuła jak każda cześć jej ciała paliła ją coraz bardziej, a po chwili w miejscu bólu pojawiała się pustka. Widziała jak jej dłonie i nogi znikają. Ona znika. Cała.

- Molly! – usłyszała krzyk przy swoim uchu i usiadła gwałtownie ciężko oddychając. – Co się dzieje...

- N nic... - powiedziała i położyła się ponownie na łóżku. – Idź spać.

- Nie mogę zasnąć. – powiedział. Brunetka wstała i poszła do łazienki, gdzie przebrała się w czarną koszulę, czarne spodnie i wysokie buty. Wzięła jeszcze płaszcz oraz jedno z pudełeczek i wyszła bez słowa. Szła jak najszybciej, by Sherlock nie mógł jej dogonić. Weszła w dobrze znaną jej uliczkę, a następnie skierowała się do starego budynku, w którym nie było nic poza murami, śmieciami i walającym się pod nogami papierami.

- Kogo moje oczy widzą... - usłyszała za plecami.

- Kamil...- uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie było cię tu ponad rok. – zaczął młody chłopak w brudnych starych ubraniach.

- Jak widać zatęskniłam. – zaśmiała się gorzko i odwróciła się do niego, po czym usiadła na podłodze. Chłopakowi jednak nie było do śmiechu.

- Nie tęsknisz za tym. Znowu się zagubiłaś. Szukasz wyjścia, ale to nim nie jest. Idź stąd. To zamknięty rozdział. – szepnął i wziął jej dłonie w swoje. – Raz już cię ratowałem. Tym razem może się to nie udać. Nie niszcz siebie.

- Co ty możesz wiedzieć... - pokręciła głową. – nie daje rady...

- To ci nie pomoże. – powiedział i odebrał od niej pudełko. Ta jednak od razu mu je zabrała i wyjęła z niego szklany przedmiot. Przyglądała się mu uważnie po czym przyłożyła metalową końcówkę do skóry ręki. – Nie rób tego. Nie bądź samolubna.

- O kim ty mówisz, hm? Oboje skończymy tak samo. Greg i Molly jeszcze nie zdążyli się do mnie tak przywiązać, a Sherlock jeszcze jutro wróci do Londynu i o mnie zapomni.

- Kim oni są? – chłopak starał się odwrócić jej uwagę od wszystkiego co ją przytłaczało. Na to pytanie brunetka uśmiechnęła się nieznacznie.

- Greg jest policjantem, Molly grzebie w trupach. Przyjaźnimy się.

- A ten ostatni? – na to dziewczyna uśmiechnęła się smutno.

- Nie wiem kim on jest. Myślałam, że też się przyjaźnimy, ale tak nie jest...- nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Miała powiedzieć, że przeszłość do niej wróciła, a dodatkowo pojawił się tajemniczy brunet, który co chwila zmienia swoje podejście do niej i raz jest dla niej kimś bliskim, a później wytyka jej każdy błąd i wypiera się wszystkiego?

- Zakochałaś się? – zapytał wystraszony. Molly jedynie prychnęła i rzuciła ciche „to nie dla mnie". Rozmawiali jeszcze dobre pół godziny. Kamil odebrał jej z dłoni przedmiot i wstał. – Zawołam pomoc, a ty tu siedź i nie rób głupot. Odszedł w pośpiechu, a brunetka oparła głowę o zimną ścianę i wyciągnęła spod rękawa drugi, taki sam przedmiot, który schowała przed chwilą. Wstrzyknęła całą jego zawartość bez zawahania i ponownie zamknęła oczy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro