13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Tekstem pochylonym będą pisane części mówione po polsku)

Od trzech godzin Molly nie wróciła do hotelu. Nie odpisywała na żaden sms. Sherlock nie wiedział co ma zrobić. Z jednej strony wiedział, że dziewczyna umie się obronić, a z drugiej strony wciąż widział w niej delikatną i kruchą osobę, która ostatnio nie do końca wiedziała co się dzieje.

Wziął do dłoni telefon i po dłuższym zastanowieniu wybrał numer Molly. Każdy sygnał w telefonie powodował, że miał coraz czarniejsze scenariusze w głowie. Słońce zaczynało wschodzić, a jej nadal nie było. Po raz kolejny zadzwonił pod jej numer. Znowu nie odebrała. Wyszedł z hotelu i ruszył w kierunku, w którym wczoraj ruszyła dziewczyna. Pomimo wczesnej godziny na ulicach dało się już dostrzec ludzi podążających w pośpiechu.

- Przepraszam. - zwrócił się do jakiejś nastolatki z nadzieją, że rozumie angielski.

- Tak?

- Widziała pani może tą dziewczynę? - zapytał pokazując swoją tapetę w telefonie.

- Nie, przykro mi. - odpowiedziała i odeszła. Rozejrzał się wokół siebie. Nie znał tego miasta. Nie wiedział gdzie ma iść. Po raz pierwszy od dawna nie wiedział co ma zrobić. Postanowił zadzwonić jeszcze raz. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. W końcu ktoś odebrał. Sherlock odetchnął z ulgą.

- Molly... - zaczął.

- Molly... jest w szpitalu. - pokracznym angielskim ktoś po drugiej stronie telefonu wydukał jedno zdanie i rozłączył się. Sherlock nie wiedział co się dzieje. Wszystko zaczęło wirować.

Czemu ona do cholery znowu jest w szpitalu.

Był w stolicy państwa, więc szpitali było sporo. Skąd miał wiedzieć, który to. Złapał taksówkę i w pośpiechu kazał jechać do najbliższego szpitala. Jeszcze podczas jazdy wyskoczył z taksówki i nie zwracając uwagi na krzyki taksówkarza ruszył przed siebie, rzucając krótkie „wrócę".

- Szukam Molly Lopez. - wyszeptał ze zmęczenia. Recepcjonistka starając się przeanalizować i przetłumaczyć jego wypowiedziane słowa na angielski, skinęła głową i „przestawiła się" na angielski.

- Kim pan dla niej jest? - Holmes prychnął odkręcając się od niej na chwilę.

- Jakie to ma teraz znaczenie? - rzucił, uderzając dłonią w blat.

- Proszę się uspokoić, bo zawołam ochronę.

- Jestem jej bratem. Proszę mi powiedzieć czy tu jest...

- Niestety, nikogo takiego nie przywieziono do naszego szpitala. - Sherlock złapał się za włosy. - ale mogę skontaktować się z pobliskimi szpitalami i zapytać, tylko proszę się uspokoić.

- Poczekam, proszę dzwonić. - powiedział i usiadł na krzesełku. W jego głowie pojawiły się różne scenariusze. Zaczynając od wypadku po spotkanie dziewczyny z podpalaczem sprzed kilkunastu lat.

- Proszę, tu jest adres tego szpitala. - powiedziała recepcjonistka i podała mu małą karteczkę.

- Dziękuję. - powiedział i wybiegł ze szpitala. Od razu wsiadł do taksówki i podał karteczkę kierowcy.

- Co żona rodzi? - stwierdził kierowca.

- Przezabawne. - rzucił krótko Holmes próbując zbyć mężczyznę.

- Pamiętam jak mój syn się rodził...

- Nie obchodzi mnie pański syn! - krzyknął i uderzył dłonią w siedzenie przed nim. - Ledwo pan mówi po angielsku to niech wcale pan nie mówi! - dodał i skupił się na drodze.

- To tutaj. - powiedział taksówkarz, a w zamian dostał należną sumę pieniędzy. Sherlock będąc już w recepcji szukał kogokolwiek do pokierowania go. Wszędzie panował chaos.

- Pan do Molly, prawda? - po raz kolejny usłyszał niedokładny język rozmówcy.

- Kim jesteś? Skąd wiesz? I co jej zrobiłeś? - warknął Holmes.

- Wezwałem pomoc...- chłopak speszył się.

- Gdzie ona jest? - tym razem ton głosu bruneta był już spokojniejszy.

- Mogę cię zaprowadzić, ale nikogo do niej nie wpuszczają. - powiedział i ruszył wzdłuż korytarza. Sherlock szedł za nim bez słowa. Wyjął z kieszeni telefon dający o sobie znać od dłuższego czasu.

„Mam dla was sprawę

MH"

„Wagi państwowej

MH"

„Zostaw te błahostki i zajmij się tym

MH"

„Nie teraz

SH"

„Sherlock...

MH"

„Lecz te zęby i mi nie przeszkadzaj!

SH"

Wtedy Sherlock zauważył, że jest już pod salą, gdzie miała leżeć brunetka. Z sali wyszła pielęgniarka.

- Co z nią? - Holmes doskoczył do niej powodując cichy pisk dziewczyny.

- Przepraszam, nie teraz.- powiedziała i wyminęła go w pośpiechu nawet nie zdając sobie sprawy, że zwróciła się do niego po polsku.

- Co ona powiedziała?

- Że nie teraz. - chłopak siedział załamany na krześle. Dołączył do niego brunet, który usilnie starał się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć.

- Co jej się stało? - zapytał spokojnie. Nie chciał słyszeć tego irytującego głosu, ale chłopak był jedynym źródłem informacji.

- Znowu zaczęła brać...- westchnął chłopak na co Holmes pokręcił ze zrezygnowaniem głową.

- Chwila! Co?! Co brać?! Jak to znowu?! - Sherlock wstał z krzesła i zaczął krzyczeć.

- Chyba słabo ją znasz, co? - chłopak spojrzał na niego. - ona za to o tobie wie wszystko.

- Powiedz mi wszystko co wiesz...- Brunet westchnął i z niedowierzaniem słuchał wypowiedzi chłopaka. Nie była ona długa i została zakończona krótkim podsumowaniem.

- Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego. Gdyby chciała sama by ci to powiedziała. I tak powiedziałem za dużo.

Telefon Holmesa zadzwonił po raz kolejny. Z irytacją odebrał go i nie odezwał się ani słowem.

- Sherlock co się dzieje? - w słuchawce usłyszał głos Grega. - Sherlock...

- Sherlocku odezwij się. - w słuchawce pojawił się głos Johna.

Czemu cię tu nie ma.

- Sherlock powiedz co się dzieje! - krzyk Molly wyrwał Holmesa z zamyślenia.

- Nie wiem... - wyszeptał. - Molly jest w szpitalu.

- Jak to... - szept dziewczyny był prawie niesłyszalny.

- Sherlock co tam się dzieje? Czemu wyjechaliście.

- Molly potrzebowała odpoczynku... - powiedział. - dziś ktoś...- spojrzał na chłopaka obok. - znalazł ją w jakiejś ruderze ze strzykawką przy niej. Twierdzi, że Molly kiedyś... że. Przecież to jest niedorzeczne! - zakpił z tego co sam przed chwilą powiedział. - Ona na pewno nie wpadła w takie bagno jak ja... - Sherlock przypomniał sobie wieczór, gdy dziewczyna powiedziała mu kilka szczegółów z jej życia. Teraz już wie co miała na myśli mówiąc „bagno". - Przecież wiedziałbym to... Nie pozwoliłbym na to...

- Sherlock to nie twoja wina... Słyszysz? - Głos Johna powodował, że brunet uspokajał się stopniowo. - Co mówią lekarze?

- Nie wiem. Nie rozmawiałem jeszcze z żadnym. Zajmują się nią. - Oparł głowę o ścianę. - Jak mogłem tego nie zauważyć...

- Sherlock nikt tego nie widział... - John próbował go uspokoić, jednak wtedy pojawiło się coś co zaburzyło ten proces.

- Ja wiedziałem. - w słuchawce Holmes usłyszał swojego brata, a następnie wrzask Johna:

- Zamknij się!

- Och John... Spokojnie. Przecież ona nic nie znaczy dla mojego braciszka, prawda? - To pytanie odbiło się kilkukrotnie w głowie Holmesa. Co miał mu odpowiedzieć? Chciał by prawda została ukryta.

- Jak nie chcesz, żeby twój brat zaraz skończył jak ona to się zamknij!

- Nie zrobił by czegoś takiego dla takiej idiotki.- Starszy Holmes prychnął. Było to ostatnie co usłyszał Sherlock gdyż wyłączył urządzenie. Jak on mógł o niej tak powiedzieć?

Sam ją tak nazywałeś i mówiłeś jej to patrząc w jej oczy. TE oczy. - w głowie Holmesa pojawił się cichy głosik, który nie ułatwiał całej sytuacji. Sherlock przypomniał sobie każdą kłótnię podczas której poniżył dziewczynę.

- Co z nią?! - podniósł się gwałtownie widząc mężczyznę w białym fartuchu.

- A pan to...- lekarz znał angielski wyśmienicie co nie stanowiło problemu w porozumiewaniu się.

- Rodzina.

- Czyli?

- Powiedziałem.że.rodzina. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Nie udzielę panu informacji jeśli nie będę wiedział...

- Jestem jej narzeczonym, pasuje? Chce wiedzieć w jakim jest stanie. Czy to takie dziwne? - słysząc słowa Sherlocka, Kamil prychnął z niedowierzaniem.

- W takim razie proszę...- pokazał mu na gabinet naprzeciwko drzwi. - Panna Lopez po zażyciu środków odurzających powinna zostać pod obserwacją lekarzy. Jej organizm strasznie zniósł taką mieszankę, ale spokojnie. Znamy się z tą panią i tą substancją. Była tu już chyba 2 razy przez to. Jest silna, ale nie mogę panu obiecać, że wszystko będzie dobrze. To był szok dla organizmu. Po dłuższym czasie braku jakichkolwiek narkotyków w organizmie, takie połączenie i ich ilość doprowadziły do utraty przytomności. Pan, który siedzi na korytarzu prawdopodobnie uratował jej życie. Gdyby nie on, byłoby zapewne za późno. Pańska narzeczona i tak miała dużo szczęścia, patrząc na to że walczyliśmy z zatrzymaną akcją serca. - Na te słowa Holmes schował twarz w dłonie. Wciąż nie docierało do niego to co się stało i to, że nie zauważył tego co działo się w ostatnich dniach z brunetką. A może zauważył, ale nie dopuszczał do siebie takiej informacji?

- Mogę do niej iść? - zapytał cicho.

- Tak, ale proszę jej nie denerwować gdy się wybudzi. Potrzebuje spokoju.

- Dziękuję. - powiedział i wyszedł. Na korytarzu podziękował również Kamilowi, który wciąż wrogo do niego nastawiony rzucił tylko:

- Zrobiłem to dla niej. Nie zasługuje na taki koniec. Ty też na nią nie zasługujesz. Powiedz jej, że wszyscy trzymają za nią kciuki. - odwrócił się i ruszył przed siebie.

- Kochasz ją. - powiedział Holmes.

- Jest dla mnie jak siostra. - stwierdził nie odwracając się od niego. - Pomogła mi gdy potrzebowałem. Jak nie chcesz jej zranić, to ją zostaw w spokoju.

Sherlock widząc oddalającego się chłopaka odwrócił się do drzwi i pchnął je. Wszedł do pomieszczenia, gdzie leżała dziewczyna przypięta do tysiąca kabelków i pikających maszyn. Holmes usiadł na krzesełku obok niej. Miał w głowie tysiące pytań, a na żadne nie znał odpowiedzi.

Kim była dla niego tajemnicza brunetka, która każdego dnia ukazywała co raz więcej prawdziwej siebie?

Nie wiedział. Wiedział, że nie jest mu obojętna. Wiedział też, że jest jedną z niewielu osób, przy której czuje się swobodnie i jest sobą. Wiedział, że może jej zaufać i pokazać jaki jest naprawdę. Wiedział, że namieszała w jego życiu w zaledwie kilka dni, a teraz mieszka z nim już prawie 2 miesiące. Wiedział też, że nie pozwoli jej odejść. Przywiązał się do niej. Po raz kolejny przywiązał się do kogoś. Nie powinien, a zrobił to. Czuł się z tym źle? Właśnie nie. Nie wiedział co było gorsze. To, że przywiązał się do kolejnej osoby i podziwiał ją w głębi duszy, czy to, że nie przeszkadzało mu to.

Czemu w ostatnim czasie dziewczyna zaczęła zachowywać się inaczej?

Tego też nie rozumiał. Zaczęła być bardziej uczuciowa. Wszystko co w niej tkwiło zaczęło z niej wychodzić. Sherlock widział, że nie chciała się do niego zbliżyć. Wiedział czemu tak było. Bała się. Bała się, że przestanie kontrolować emocje i poczuje coś więcej. Czy on też tak miał? Oczywiście. Zarówno w przypadku Johna jak i Molly Lopez, jednak tym razem wszystko wyglądało inaczej.

Molly była kimś z jego świata. Kimś kto rozumiał go w większym stopniu niż każdy inny napotkany człowiek na ulicy. Była podobna do niego i jego rodzeństwa. Miała swój odrębny świat, który przeplatała z tym rzeczywistym. Była piękną, atrakcyjną kobietą, która mogła zawrócić nie jednej osobie w głowie. Mogła, ale tego nie robiła. Jasne było dla Sherlocka, że albo nie była na to gotowa, albo tego nie chciała.

Czemu to zrobiła?

Za dużo problemów? Powrót mężczyzny, który odebrał jej dom i powrót Moriarty'ego? Może wszystko na raz? Detektyw nie zdawał sobie sprawy z tego, że sam przyczynił się do podjętych decyzji i działań przez brunetkę. A może jednak doskonale o tym wiedział, ale wypierał to z siebie jak tylko mógł? Przecież widział jej smutek za każdym razem, gdy odtrącał ją, wytykał jej w podły sposób błędy przy pracy czy po prostu poniżał ją gdy miał okazję. Widział każdy jej uśmiech gdy wspólnie spędzali czas, każdą chwilę podczas której oboje czuli przypływ adrenaliny. Pamiętał każdy dzień i noc spędzone nad rozwiązywaniem spraw i każdy moment gdy dostawała do ręki akta sprawy. Jej zmianę nastroju gdy ze znudzonej zmieniała się w energiczną, pełną życia kobietę, która nie miała ograniczeń i nic nie mogło jej zatrzymać. Teraz wiedział, że sam przyczynił się do tej sytuacji.

- Nie możesz się poddać... Obiecałaś, że pokonamy Moriarty'ego. - powiedział i niepewnie zbliżył swoją dłoń do jej dłoni. W ostatniej chwili jednak wycofał ją. - Nie możesz mnie tak po prostu zostawić. Mówiłaś, że jestem dla ciebie ważny... Nie rób mi tego. - szepnął i oparł głowę o łóżko, na którym leżała brunetka.


Byliście kiedyś w chwili gdy jeden moment decydował o waszym całym życiu? Zmienilibyście teraz tą decyzję? Molly by tego nie zrobiła. Potrzebowała oczyścić umysł ze wszystkich problemów jakie jej towarzyszyły od dłuższego czasu. Otworzyła powoli oczy i zmrużyła je od razu. Mruknęła coś cicho pod nosem i spojrzała na bok czując, że coś łaskocze ją w dłoń. Obok jej dłoni leżała głowa śpiącego Sherlocka. Podniosła ociężałą dłoń i położyła ją na jego włosach, delikatnie muskając jego włosy.

- Kto mnie dotyka... - warknął mężczyzna i wyprostował się łapiąc się za obolały kark. Dziewczyna gwałtownie zabrała dłoń. - Molly... - szepnął już spokojny. Poczuł jak ciężar spada z jego serca.

- Co tu robisz? - powiedziała oschle z nutką zdziwienia w głosie.

- Siedzę tu od dwóch dni i czekam aż się obudzisz. - powiedział mechanicznie, jednak dopiero teraz zrozumiał, że dziewczyna raczej nie spodziewała się go tutaj. Teraz wiedział, że zawiódł ją jako partner zawodowy. Powinna mu ufać i wiedzieć, że może na nim polegać, a ona uznała, że po tym co zrobiła, on o niej zapomni i zostawi ją samą. - Kamil prosił, żeby ci przekazać, że wszyscy trzymają za ciebie kciuki, żebyś nie wróciła do starych czasów.

- Był tu? - przełknęła ciężko ślinę. Holmes widząc to podał jej kubek z wodą i słomką.

- Tak. Dziś rano. Przyniósł sok gruszkowy. Mówił, że to twój ulubiony, ale pielęgniarki powiedziały, że nawet jak się obudzisz nie będziesz mogła go pić.

- Logiczne. - prychnęła. Wszystko ją bolało, ale nie miała zamiaru skarżyć się na to.

- Witamy ponownie wśród żywych Molly. - do sali wszedł lekarz. - będę mówił po angielsku żeby twój narzeczony zrozumiał co mówię. - na te słowa brunetka prawię zakrztusiła się własną śliną. Zraziła wzrokiem Holmesa i spojrzała na lekarza.

- Jak niewiele brakowało by mnie tu nie było?

- Niewiele.

- Szkoda. - prychnęła i wywróciła oczami.

- Gdybym cię nie znał uznałbym, że masz depresje.

- Przesilenie jesienne. - uśmiechnęła się sarkastycznie.

- Z pewnością. Musisz teraz dużo pić i zacząć o siebie dbać. Masz jeszcze większy niedobór witamin niż ostatni raz gdy tu byłaś. Jak ty żyjesz kobieto?

- Tak jak widać. - powiedziała z powagą.

- Zmień to. - powiedział do niej. - Zadbaj o nią. - skierował swoje słowa do Sherlocka, który kiwnął głową, a brunetka zaczęła się śmiać na głos. Przestała jednak po chwili, gdy poczuła okropny ból przeszywający jej ciało. - Molly masz anemie, nie możesz tego bagatelizować.

- Jasne szefie. - powiedziała i włożyła słuchawki do uszu.

Stara Molly wróciła. - pomyślał Sherlock i westchnął. Nie wiedział czego jest to zapowiedź, ale nie podobało mu się jedno. Podejście brunetki do niego. Była bardziej oschła niż na początku. W momencie gdy on chciał pozwolić na zbliżenie się do ciemnookiej i nie ranić jej tak jak do tej pory, ona odsunęła się od niego dalej niż miało to miejsce na początku ich relacji.

***

Molly była w szpitalu już 4 dzień, a każdy wyglądał jak poprzednie. Mało mówiła. Mało jadła. Zbywała Holmesa jak tylko mogła. Sherlock nie wiedział co dzieje się w jej głowie, ale wciąż czuł niepokój. Brunetka za to każdą wolną chwilę spędzała na przemyśleniach i łączeniu faktów.

Tego wieczoru zaczęła rozumieć więcej niż dotychczas. Nie wiedziała tylko jak rozwiązać to raz na zawsze. Potrzebowała czasu i spokoju, a tego aktualnie nie miała.

- Przyniosłem trochę owoców. - usłyszała w tle muzyki. Wyjęła słuchawki i spojrzała na bruneta.

- Smacznego. - odparła krótko i znowu spojrzała na białą ścianę naprzeciwko niej.

- Molly, musisz zacząć jeść.

- I kto to mówi. - prychnęła. Poczuła wibracje telefonu leżącego na łóżku. Odblokowała go zwinnie i odczytała wiadomość od nieznanego numeru.

„Wszystko jest coraz cieplejsze.

Zbliżam się, a ze mną idzie ogień.

Ty też się zbliżasz, ale niesiesz

chłód, ciemność i łzy.

Wkrótce wszystko się ze sobą zderzy.

Ponownie. Tak samo.

Obiecuję."

- Coś się stało? - zaniepokojony detektyw wpatrywał się w twarz dziewczyny.

- Wszystko dobrze. - spojrzała na zegar i przygryzła nerwowo wargę co nie umknęło Sherlockowi. Popołudnie minęło spokojnie. Molly leżała jakby była nieobecna, a Sherlock co chwila wychodził ze szpitala i wracał.

- Palisz...- stwierdziła szybko po kolejnym powrocie bruneta do sali.

- Musiałem. - stwierdził i usiadł na krzesełku, a brunetka prychnęła pod nosem. - Ja przynajmniej nie tchórze i nie biorę tego co ty, żeby zapomnieć. - warknął, jednak po chwili ugryzł się w język. Dziewczyna spojrzała na niego z pokerową twarzą, na której jedyne co zmieniło się to uniesiona brew. - Ja...

- Już nic nie mów. - powiedziała oschle. Wieczór dłużył się niemiłosiernie. Gdy ciemnooka spojrzała na zegarek zobaczyła godzinę 1 w nocy. Sherlock ponownie wyszedł z sali i wyszedł na dwór. Wtedy Molly gwałtownie wstała z łóżka, odpięła kroplówkę, a następnie starannie wyjęła igłę z dłoni. Przebrała się w obcisłe czarne spodnie z paskiem i czarną koszulę. Na nogach pojawiły się czarne buty z grubym obcasem. Włożyła szybko płaszcz i pomalowała usta czerwoną szminką, a oczy podkreśliła maskarą.

Wyszła szybko ze szpitala tak, by nikt jej nie zauważył i ruszyła przed siebie. Po kilkunastu minutach drogi stała wpatrzona w przestrzeń przed sobą. Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Potrzebowała chwili spokoju. Samotności. Zwiedzała stare, rodzinne miasto. Od jej wyjazdu nie zmieniło się wiele. Niewielkie remonty. Rozpoczęte, nowe budynki. Nawet nocą, miasto było pełne uroku.

Sherlock w tym czasie zdążył wrócić do sali, w której brunetka powinna leżeć. Gdy tylko zobaczył jej brak skierował się do lekarza, który miał dyżur. Był nim ten sam lekarz, który zajął się dziewczyną pierwszego dnia.

- Nie ma jej. - Sherlock bez pukania wszedł do gabinetu lekarskiego.

- Jak to? - lekarz wstał zza biurka i poszedł do pomieszczenia, gdzie miała leżeć Molly. - No tak... - wrócił do gabinetu. - Znowu to samo.

- To znaczy?

- Pańska narzeczona raczej nie umie usiedzieć w jednym miejscu. - zaśmiał się. - proszę się nie martwić. Zawsze tak robiła.

- Ale dziś zachowywała się inaczej. Ciągle patrzyła na zegar. Gdzie ona może być?

- Nie mam pojęcia, ale wiem gdzie jest Kamil, ten co wezwał pomoc. - powiedział i podał detektywowi karteczkę z adresem. Ten spojrzał na niego i kiwnął głową. Szybko wyszedł i pojechał pod wskazany adres.

- Gdzie ona może być? - wysapał po wbiegnięciu na trzecie piętro i odnalezieniu chłopaka. Ten wysłuchał wszystkiego co Holmes miał mu do powiedzenia i kazał mu iść z nim. Po długim spacerze dotarli na cmentarz. Wokół panowała ciemność, którą zaburzały jedynie światła niewielkich płomyków, tworzących łunę nad cmentarzem. Nie należał on do największych. Był wręcz zaskakująco mały jak na inne, tego typu miejsca.

- Zawsze, gdy szukała samotności, albo odpowiedzi na różne pytania, przychodziła do swojej matki. - Kamil szepnął cicho. Sherlock za to szedł za nim z grobową miną, wypatrując w ciemności postaci, która sylwetką mogłaby przypominać brunetkę. Po krótkiej trasie, dostrzegł w oddali, drobną posturę, siedzącą przy jednym z pomników.

- Zostawię was samych. - chłopak po tych słowach, zniknął bez śladu. Sherlock podszedł do niej spokojnie i usiadł obok niej.

- Powiesz mi, co tak bardzo przytłacza cię od kilku dni? Czemu wyszłaś ze szpitala? Nerwowe spojrzenia na zegar? Wyjaśnisz mi to? - Zaczął po chwili, widząc przed sobą niewielki pomnik. Widniały na nim daty i jak zdążył się domyśleć, imię oraz nazwisko mamy Molly.

- Wychodziłeś zapalić równo co trzy godziny i wracałeś po dwudziestu pięciu minutach lub dłużej... Potrzebowałam pobyć z mamą. Ty byś mi na to nie pozwolił. - Patrzyła tępo przed siebie.

- Nie da się rozmawiać z martwymi, to po pierwsze. Po drugie masz rację, nie pozwoliłbym ci tu przyjść, bo powinnaś leżeć w szpitalu.

- Nic mi nie jest. Zawsze trzymają pacjentów dłużej. Kwestia pewności i zapobiegania niechcianych incydentów. Często wypuszczali pacjentów wcześniej, a później zdarzały się jakieś wypadki i rodziny wszczynały kłótnie. - powiedziała od razu i spojrzała na niego przez chwilę. - Nic mi nie jest, a nie przyjechaliśmy tu po to, żeby siedzieć w szpitalu.

- Przypominam, że to z twojej winy. - prychnął i poprawił szal na szyi.

- Chcesz poznać trochę mojego miasta? - udając, że nie słyszała jego docinek, posłała mu zaciekawione spojrzenie.

- O trzeciej w nocy? - zmarszczył brwi.

- I tak nie będziesz spał. - posłała mu zadowolone spojrzenie.

- A odpowiesz mi na moje pytania?

- Zobaczę. - stwierdziła i posłała mu delikatny uśmiech.

Oboje spacerowali już kolejną godzinę. Detektyw zdążył zobaczyć ciekawe miejsca, place, budynki, zabytki, a nawet widoki, które znali nieliczni. Pomimo życia w Londynie, widok Warszawy nie był gorszy. Gdy nad ranem oboje dostrzegli otwierające się restauracje i kawiarnie, od razu skierowali się do jednej z nich. Usiedli przy stole i zajęli się menu. Sherlock co chwila próbował wyciągnąć z Molly jakieś informacje, jednak nie był w stanie. Dziewczyna była uparta i nie dawała za wygraną.

Gdy wybrali dania i złożyli zamówienie, nie poruszali jakichś znaczących tematów. Można było wywnioskować z ich zachowania, że delektowali się ciszą, jaka panowała między nimi. Co jakiś czas dało się usłyszeć grający w tle telewizor.

- Wokół ofiary znaleziono fiolki z krwią. Krew nie należy do ofiary. Policja próbuje zidentyfikować, czyja krew była w szklanych naczyniach...- Brunetka przez chwilę skupiła się na telewizji. Zaciekawiona artykułem, zwróciła się do kelnerki za ladą.

- Może pani podgłosić? - na to pytanie, otrzymała skinienie głową i podgłoszenie urządzenia.

- Coś się dzieje? - Holmes patrzył na nią zaciekawiony. Widząc skupioną twarz dziewczyny, skierowaną na telewizor, również spojrzał w tym samym kierunku.

- W okolicy znaleźli ciało mężczyzny. Miał podpalone dłonie i stopy, a wokół niego leżały fiolki z krwią, która nie należała do niego. - przetłumaczyła mu najistotniejsze informacje.

- Wiesz, gdzie to jest?

- Te zdjęcia...- spojrzała przed siebie mrużąc oczy. - Chyba już gdzieś widziałam. - uniosła kącik ust do góry i spojrzała na danie przed sobą.

- Idziemy tam. - powiedział od razu. Spojrzał wyczekująco na brunetkę, ta za to siedziała na miejscu, patrzyła na niego i wkładała widelec z kawałkiem zamówionego jedzenia.

- Nigdzie nie idę. Masz zjeść te pierogi. - powiedziała groźnie.

- Nie jestem głodny. - powiedział automatycznie i przewrócił oczami.

- Nigdzie nie idę. Chcesz to idź sam. Szybko dowiesz się gdzie to jest. Ja nie jadłam polskiego jedzenia od kilku miesięcy i chcę to nadrobić. - na te słowa detektyw usiadł zrezygnowany na swoje miejsce, zdejmując wcześniej płaszcz.

- Parząc na to co działo się w ostatnich dniach, masz nad wyraz dobry apetyt. - spojrzał i ukroił kawałek pieroga. Z zawahaniem spojrzał na jedzenie na widelcu i po chwili włożył je do buzi.

- Ten jest z twarogiem. Na słodko. - Powiedziała gdy zobaczyła jego minę. - Tego nazywamy ruski, ale jest polski. Ten jest z kapustą i z grzybami. Ten z kolei jest z mięsem. Ten za to chyba z truskawkami, a ten z sosem bolognese. Osobiście polecam z kapustą i z grzybami. - powiedziała, spoglądając na dwa talerze, leżące przed brunetem. Na jednym leżały pierogi na słodko, a na drugim na słono.

- A ty co jesz? - spojrzał na nią, jedząc kolejnego pieroga.

- Żeberka w sosie na słodko z kluskami śląskimi.

- Sląskimi? - powtórzył nieudolnie.

- Mhm. Chcesz posmakować? - zerknęła na niego z zaciekawieniem.

- No nie wiem... chcę zjeść każdego pierogi. - zaśmiała się słysząc to i poprawiła go, po czym dodała:

- Widzisz ile byś stracił, gdybyś poszedł stąd bez zjedzenia tego?

- Zrobisz to na Baker Street? Pani Hudson będzie zachwycona. Molly, Giby i Mycroft też.

- Może pół Londynu zaproś. - prychnęła pod nosem. - To jest Greg.

- Każdy powinien tego spróbować. To jest przepyszne.

- TO się nazywa pierogi.

- Mało istotne. Farsz w białym cieście. - powiedział szorstko i wytarł chusteczką okolice ust. Brunetka w tym czasie jadła jeszcze swoje danie. Czuła rażący wzrok Sherlocka na sobie, jednak jej głód w tym momencie był najbardziej natarczywy. W pewnym momencie, nie wytrzymała i spojrzała pytająco na Holmesa.

- Mogę? - spojrzał na talerz.

- Od kiedy ty tyle jesz? - zmarszczyła oczy.

- Od kiedy zacząłem być miły. Bycie miłym pochłania dużo energii.

- Nie jesteś miły. Jesteś obojętny.

- Ale nie jestem wredny.

- Tego też bym nie powiedziała. Zdarza się, że jesteś.

- Staram się, więc to doceń.

- Och, jeszcze może mam ci za to dziękować? - prychnęła rozbawiona pod nosem. Nałożyła na widelec wszystkiego po trochu i skierowała sztuciec w stronę Sherlocka. Ten posłał jej politowane spojrzenie i zjadł zawartość widelca.

- Romantycznie...- mruknął zmieszany. - Całkiem dobre, ale pierogi lepsze. Mięso na słodko, to ciekawe połączenie.

- Chyba muszę zacząć gotować polskie jedzenie, hm? - spojrzała na niego i wstała, by założyć płaszcz.

- Nie mam nic przeciwko. - również wstał i włożył płaszcz. Oboje spojrzeli na rachunek, który leżał od kilku minut na stoliku. Dziewczyna spojrzała na niego z przymrużonymi oczami. Po chwili bitwy na spojrzenia, zerwała się do wyjścia z restauracji i zostawiła Sherlocka samego w środku. Mężczyzna warknął pod nosem kilka niezrozumiałych słów, zapłacił wyznaczoną kwotę i wyszedł z lokalu. Po drugiej stronie ulicy, dostrzegł Molly, która przyglądała się przedmiotom zza szyby.

- Wchodzimy? - spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Nie chciałeś iść na miejsce zbrodni?

- Może poczekać.

- Czy sklep z damską bielizną jest ciekawszy od zagadki kryminalnej? - spojrzała z kpiącym spojrzeniem i weszła do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu.

- Witam, w czym mogę pomóc. - podeszła do niej ekspedientka.

- Dzień dobry. Na razie tylko patrzę. - odpowiedziała ciemnooka.

- Dzjeń dobry. - Sherlock próbując naśladować dziewczynę, przywitał się ze sprzedawczynią. Molly przez chwilę zaśmiała się i spojrzała rozbawiona na Holmesa, który posłał jej obojętne spojrzenie. Po tym, brunetka zniknęła miedzy regałami z bielizną. Po długim oglądaniu rzeczy, wróciła do miejsca, gdzie ostatni raz widziała Sherlocka.

- Nic nie znalazłam. - westchnęła.

- Te powinny pasować. - Holmes podał jej dwa komplety bielizny. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem i lekkim zawstydzeniem.

- Mąż ma dobry gust i najwidoczniej zna panią na wylot. - zza kasy odezwała się sklepikarka.

- To nie mój mąż. - powiedziała zawstydzona.

- W takim razie, nie wnikam. - dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową i wróciła do układania towaru na półkach.

- Coś nie tak? - Holmes spojrzał na nią z niepokojem.

- Nie nic. Pani pomyślała, że jesteś moim mężem, skoro znasz moje rozmiary. - dziewczyna uciekała wzrokiem, gdzie mogła. - Na dodatek... nigdy żaden mężczyzna nie wybierał mi bielizny. - na te słowa Sherlock spojrzał na nią niezrozumiale.

- Nie sądziłem, że to coś dziwnego. Raczej to normalne, prawda?

- Wychodziłam z założenia, że skoro nikogo nie mam, to nikt nie wybierze mi bielizny...koronkowej w dodatku. - skrzywiła się nieco.

- Nie podoba ci się? - Sherlock w porównaniu do dziewczyny nie czuł się ani trochę niekomfortowo. Nie rozumiał jej zmieszania. Raczej lekki smutek, że nie podoba się jej jego wybór.

- Są śliczne, ale nie pasują do mnie. Nie chodzę w takiej bieliźnie. - powiedziała zdezorientowana.

- Pasowałaby ci. - stwierdził krótko. Molly spojrzała w jego oczy bez słowa. Po dłuższym milczeniu, brunet odchrząknął znacząco i odwrócił wzrok od dziewczyny.

- Pójdę przymierzyć. - powiedziała po chwili zastanowienia. Tak jak powiedział, tak też zrobiła. Po chwili stała przed dużym lustrem w koronkowej czarnej bieliźnie.

- I jak? - usłyszała zza kurtyny.

- No nie wiem...- mruknęła przyglądając się sobie. - jakoś tak... sama nie wiem...

- Mówiłem, że będzie pasować?

- Sherlock!!! - Molly krzyknęła, gdy zza zasłony wyłoniła się twarz bruneta. Okryła się pierwszym lepszym materiałem jaki miała pod ręką. Sherlock jedynie zmierzył ją jeszcze raz wzrokiem i posłał jej zrezygnowane spojrzenie. Wycofał się i wywrócił oczami.

- Nigdy więcej nie wejdę z tobą do takiego sklepu. - powiedziała gdy wyszła ubrana z przymierzalni.

- Ja z tobą też. Robisz zakupy za długo. Nudziło mi się. - powiedział i ruszył za brunetką.

- Jednak dobry wybór? - kasjerka posłała im uprzejmy uśmiech.

- Taaa. - sapnęła w odpowiedzi i wyciągnęła z kieszeni portfel. Sherlock jednak był szybszy i podał kasjerce banknoty. Ta, podczas gdy Molly patrzyła zszokowana na Holmesa, wydała resztę.

- Idziemy? - spojrzał na nią i podał jej torebkę z zakupami.

- Od kiedy...

- Chciałem być miły. - powiedział od razu i otworzył dziewczynie drzwi.

- Jestem w stanie się założyć, że uznała cię za mojego sponsora. Pozostawię ostatnie dwadzieścia minut bez komentarza i zabiorę cię na miejsce zbrodni, hm?

- Jestem za. - posłał jej zwycięski uśmiech i ruszył za nią.

Hej wszystkim! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że jest was coraz więcej! Mam nadzieję, że przyjemnie się wam czyta! Jeśli chcecie, możemy zrobić kilka dni takich, że będę wstawiała codziennie jakiś rozdział. Dajcie znać co o tym myślicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro