18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na górze zamieszczam piosenki, które pojawiają się w rozdziałach. Chodzi mi o ich wykonanie, a nie o wygląd osób, które występują w tych filmikach. Nie chciałam wam narzucać wyglądu bohaterów i pozwoliłam, by to wasza wyobraźnia właśnie tym się zajęła. Ta piosenka, to druga, która pojawi się dziś w rozdziale. Miłego czytania! 

- Jak się spało? – pierwsze co brunetka usłyszała po wyjściu z sypialni to zaspany głos Holmesa.

- Po raz pierwszy od tygodnia przespałam większą część nocy. – powiedziała i przetarła twarz dłonią. Spojrzała jeszcze na bruneta leżącego na kanapie z zamkniętymi oczami i dłońmi ułożonymi w piramidę.

- Lestrade ma podobno jakąś ciekawą sprawę. – powiedział po chwili.

- Jak chcesz to jedź do niego, ja nie mam siły. Muszę ją zebrać na jutro. – powiedziała i ruszyła do kuchni, gdzie zaparzyła kawę i zrobiła kanapki.

- Brek coś pisał?

- Czemu ty tak uwielbiasz zmieniać czyjeś imiona...- westchnęła. – Nie, Bruno nic nie pisał.

- Nie tęsknisz. – stwierdził od razu.

- Też to zauważyłam, ale to dobrze.

- Nie powiedziałbym. – podszedł do niej i wziął jedną z kanapek z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzanie, nie rozumiejąc czemu brunet uśmiecha się co chwila. Nie wiedziała, że detektyw cieszył się z faktu, że je normalnie śniadanie. – Skoro się kogoś kocha i później z nim rozstaje, to raczej powinno się za nim tęsknić.

- Masz odpowiedź na wszystko. Najwidoczniej to nie była prawdziwa miłość. – prychnęła i upiła łyk kawy. – Możemy tego nie rozpamiętywać?

- A jednak cię to boli. – stwierdził i usiadł w drugim fotelu. – masz wyrzuty sumienia, że pozwoliłaś mu odejść i nie walczyłaś o was, pomimo, że wiedziałaś, że nic z tego nie będzie. Czemu właściwie tak bardzo ci zależało na tej relacji? Na niej zależało ci bardziej niż na nim. – po tych słowach Molly spojrzała na niego lekko zagubiona. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

- Mogłabym powiedzieć, że zależało mi na znalezieniu kogoś, kto stworzyłby dla mnie dom, ale czułam, że to nie on. Po prostu chciałam poczuć się kochana i ważna dla kogoś. – zwinęła usta w wąską kreskę i spuściła wzrok na ciecz znajdującą się w naczyniu. – Po tylu latach życia bez bliskiej osoby, chciałam poczuć jak to jest. Wiesz...- zaśmiała się gorzko. – wracasz do domu i wiesz, że jest w nim ktoś, kto jest dla ciebie ważny. Że mieszkasz z kimś na kim możesz polegać i on na tobie też. Ktoś kto rozumie cię jak nikt inny i wie czego potrzebujesz. – Sherlock patrzył na nią podczas gdy ona zamknęła oczy, oparła głowę i z każdym wypowiedzianym słowem uśmiechała się coraz szerzej. Analizował z zainteresowaniem każde jej słowo. – Masz przy sobie kogoś, kto daje ci oparcie i poczucie bezpieczeństwa. Pomaga ci gdy tylko tego potrzebujesz i troszczy się o ciebie. – przestała mówić i westchnęła spokojnie. Spojrzała na Holmesa rozmarzona i uśmiechnęła się delikatnie.

- Przecież to właśnie na Baker Street, tutaj, masz to czego szukasz. – powiedział po chwili tak szybko, że sam nie wiedział, co powiedział.

- Hm? – Lopez spojrzała na niego z zaciekawieniem i zdziwieniem.

- Oboje sobie pomagamy. Jesteś tu bezpieczna. Oboje możemy na sobie polegać. Nie o to ci chodzi? – spojrzał na nią. – Rozumiem cię, a ty mnie. Oboje wiemy czego potrzebujemy. – z każdym słowem, atmosfera stawała się coraz bardziej napięta i dziwnie gęsta. Brunetka patrzyła na niego nie do końca wiedząc co Sherlock ma na myśli.

- Do czego dążysz? – zapytała nie pewnie.

- Chce ci tylko powiedzieć, że tu masz wszystko czego szukasz. – powiedział bardziej speszony.

- Sherlock, ja szukam miłości. Kogoś z kim będę dzieliła życie, przyszłość, łóżko.

- W takim razie łóżko ostatnio dość często dzielisz ze mną. Twoja przyszłość jest związana z zagadkami i ze mną. A twoje życie po części zależy ode mnie. Miłości nie ma, bo to nie mój świat, ale masz wszystko inne. Czego chcesz więcej...- Holmes najwyraźniej był sam zaskoczony swoimi słowami, gdyż po dłuższej chwili wpatrywania się w oczy dziewczyny, wstał, wziął płaszcz i wyszedł. Molly nie wiedziała, co właściwie przed chwilą wydarzyło się w salonie. Ostatnio zachowanie jej współlokatora zmieniło się dosyć mocno. Wiedziała, że Sherlock ma nikłą wiedzę na temat relacji z innymi ludźmi, ale nie sądziła, że jest on w stanie mylić najprostsze pojęcia, chociażby takie jak wspólne wyjście, a randka. Ona sama zmieniła swoje nawyki i zaczynała inaczej patrzeć na wiele sytuacji, ale nie wiedziała co powoduje tyle zmian w ich życiu. Zauważyła nawet, że stała się mniej perfekcyjna, przez co rozwiązywanie spraw kryminalnych nie należało do najprostszych zadań.

- Widzę, że mój brat nadal nie wie kim jesteś. – usłyszała po chwili głos Mycrofta za plecami.

- Nie wiem o czym mówisz...- brunetka odwróciła się do niego i zmierzyła go wzrokiem.

- Poznałaś prawdę o swoim ojcu, ale nikomu o tym nie powiedziałaś. Sherlock nawet nie zna twojego prawdziwego imienia. – ostatnie zdanie wysyczał przez zęby. Molly spojrzała na niego przerażona. – kim ty właściwie jesteś? Może twój ojciec cię przysłał, hm? Może jesteś jego szpiegiem...- podszedł do niej.

- Jak śmiesz... Jak możesz oskarżać mnie o coś takiego...- brunetka sapnęła w jego kierunku.

- Po co to wszystko, w takim razie? – zapytał ironicznie.

- Mycroft...- zaczęła spokojnie.

- Co do cholery robisz na Baker Street?! – krzyknął gwałtownie. Odpowiedź otrzymał szybciej niż mu się zdawało.

- Uciekam od przeszłości! – odkrzyknęła. Czuła jego przenikliwy wzrok na sobie. – Nie mam z nim nic wspólnego, przysięgam. – szepnęła, a jej oczy napełniły się łzami.

- Nie wierzę ci. – warknął.

- Tak jak ja nie wierzę w to, że jesteś bezdusznym dupkiem! Nie wierzę w to, że zasypiasz bez problemu wiedząc jak bardzo ranisz Grega! Powinieneś być przy nim i go wspierać, a oszukujesz i siebie i jego! Po co to, hm? – spojrzała na niego zła i jednocześnie przerażona. - Mycroft... musiałam zmienić imię po ukończeniu szkoły podstawowej. Musiałam uciekać, zrozum. Nie mam nic wspólnego z tym człowiekiem.

- To twój ojciec! - krzyknął kompletnie nie zwracając uwagi, na pierwszą część wypowiedzi dziewczyny.

- Który chce mnie zabić! – oboje krzyczeli na siebie. – Przysięgam ci, że powiem Sherlockowi o wszystkim, ale nie teraz. Nie jestem na to gotowa. – pokręciła głową i pozwoliła, by jedna łza spłynęła po jej policzku.

- Na co? – w salonie pojawił się młodszy Holmes. – Czemu ona płacze? – warknął na brata.

- Skąd w tobie tyle troski...- sapnął ironicznie Mycroft.

- Na co nie jesteś gotowa? – Holmes spojrzał na nią zaciekawieniem i nutką strachu w oczach, jakby bał się tego, co ma zaraz usłyszeć.

- Powiedz mu. Vivien. – wycedził przez zęby, przy okazji starając się wypowiedzieć to imię z największym naciskiem. Uśmiechnął się do niej sztucznie i wyszedł.

- O czym on mówił...? – Sherlock podszedł do niej i zmusił ją, by na niego spojrzała.- Czemu nazwał cię innym imieniem? – Molly patrzyła na niego ze łzami w oczach. Z każdą chwilą jego spojrzenie wypełniało co raz więcej niezrozumienia i zawodu.

- Mam...Mam na imię Vivien. – szepnęła. – Jest jeszcze wiele rzeczy, których nie wiesz, ale nie mogę ci teraz tego powiedzieć, przepraszam.

- Czemu...?- wysyczał.

- Musiałam je zmienić po ukończeniu szkoły podstawowej. Ktoś próbował mnie porwać, musiałam się ukryć. Policja pomogła mi zmienić tożsamość, ale nazwisko zatrzymałam.- powiedziała z większym spokojem, ale w jej oczach zbierało się więcej łez, gdy widziała brak zrozumienia ze strony mężczyzny.

- Mieliśmy sobie ufać, a ja nie znałem nawet twojego prawdziwego imienia. – powiedział i ruszył do wyjścia.

- Sherlock, nie... - podeszła do niego i złapała go za rękę. – nie wiesz jeszcze wielu rzeczy, ale powiem ci o wszystkim gdy będę gotowa. Przysięgam. – powiedziała słabo. Czuła jakby nogi zamieniały jej się w watę, a cały świat właśnie zaczął wirować.

- Kim ty właściwie jesteś? – odwrócił się od niej, a w jego oczach widniała złość.

- Jestem ciągle tą samą osobą, tyle że z innym imieniem. Proszę cię, uwierz mi, że nie gram. Nie udaję przy tobie kogoś kim nie jestem. Jestem sobą. – wciąż nie puszczała jego dłoni. Jednak gdy spojrzał na ich dłonie, wyrwał tą należącą do niego i wyszedł bez słowa, mijając w przejściu Grega, który nie do końca wiedział, co ma ze sobą zrobić.

- Okłamałaś nas wszystkich. – powiedział po chwili.

- Greg... To nie tak... proszę cię... chociaż ty mi uwierz...proszę...- szepnęła przez zaciśnięte gardło.

- Powiedz mi wszystko. Chcę wiedzieć o tobie wszystko.- powiedział poważnie.

- Nie mogę... Nie teraz...

- To kiedy?! – uniósł głos, a za jego plecami pojawił się John z Molly.

- Co tu się dzieje? – wtrącił lekarz.

- Molly nas okłamała. Chociaż w sumie... To nie Molly...

- Co? – Hooper spojrzała na niego zdezorientowana.

- Molly to tak naprawdę Vivien. – policjant powiedział zły, wciąż patrząc brunetce w oczy z żalem.

- Co to ma znaczyć...? – szepnęła Molly.

- Twierdzi, że uciekała. Że wszystko było po to, żeby uratować samą siebie. – w pomieszczeniu zapadła cisza. Każdy patrzył na brunetkę, która nie umiała spojrzeć im w oczy.

- Skoro tak mówi to tak jest. – powiedziała stanowczo patolog. – Wystarczy, że prawdopodobnie Sherlock jej nie wierzy, mam rację? – spojrzała na panią detektyw, która siedziała teraz skulona na fotelu i lekko kiwała głową. – Po co miałaby nas okłamywać? A wy, zamiast jej pomóc zapomnieć o przeszłości, to macie do niej żal o to, że powiedziała wam jak miała na imię kilkanaście lat temu.

- Molly ma rację... przepraszam. – powiedział spokojniej i podszedł do niej. Przytulił ją po chwili, a wtedy brunetka rozpłakała się na dobre.

- Jak mamy teraz cię nazywać? – spytał lekarz z uśmiechem na twarzy. Każdy z nich miał dziewczynie za złe, że ich okłamała, ale rozumieli, że wszystko to było w celu ratowania samej siebie.

- Teraz to bez znaczenia. Mogę wrócić do starego imienia, jeśli to takie istotne. I tak wiem, kto chciał mnie porwać, a teraz i tak przed nim nie ucieknę. – powiedziała zła.

- Skąd po tylu latach wiesz, kto chciał cię porwać? – Greg spojrzał na nią zaskoczony.

- Bo wrócił. Mój ojciec. – szepnęła i wstała.

- Przecież... Zostawił cię jak byłaś mała. – powiedziała Molly.

- To dłuższa historia. Ostatnio dowiedziałam się, że to nie mój biologiczny ojciec. Proszę was, nie pytajcie o to. Powiem wam wszystko gdy tylko będę na to gotowa. – powiedziała, a w odpowiedzi otrzymała mocne przytulenie od trójki przyjaciół.

- Vivien do ciebie bardziej pasuje. – stwierdził Greg. – Zobaczę co da się zrobić i jeśli chcesz to do jutra otrzymasz nowe dokumenty.

- Tak szybko? – spojrzała na niego zszokowana.

- Ma się znajomości. – uśmiechnął się i spojrzał na nią ponownie.

- W takim razie, chcę by Molly było jako drugie imię. Chcę mieć w końcu normalne dokumenty. – stwierdziła i przytuliła się do niego. Odsunęła się po chwili i wyjęła z torebki bilety, które od razu wręczyła znajomym. Poprosiła jeszcze Johna, by wyjaśnił wszystko pani Hudson i przekazał jej bilet.

- Jeśli potrzebujesz towarzystwa, to mogę z tobą zostać. Jutro twój wielki dzień. – Molly spojrzała na nią.

- Jeśli tylko masz czas i ochotę...- Brunetka posłała jej ciepły uśmiech.

Całe popołudnie minęło znacznie szybciej niż poranek. Molly starała się zrobić wszystko, by Vivien nie myślała o musicalu i Holmesie, który do tej pory nie wrócił do mieszkania. Hooper wróciła do siebie koło 21, przez co Vivien została sama. Wyczekiwała na bruneta, jednak ten najwidoczniej nie miał zamiaru wrócić na Baker Street. Położyła się więc w jego sypialni i zasnęła po długich godzinach wyczekiwania.

Rankiem, gdy wstała przez hałasy pani Hudson, dostrzegła, że detektyw nie wrócił na noc do mieszkania. Przejęła się i wykonała kilka telefonów do Molly i do Johna, którzy nie widzieli się z nim od kilku dni. Następnie zadzwoniła do Mycrofta, który jedyne co jej powiedział, to to, że brunet jest bezpieczny.

Z ciężarem na sercu poszła pod prysznic, ubrała się w luźne ubrania i wykonała delikatny makijaż. Pomogła jeszcze gosposi posprzątać w mieszkaniu. Oczywiście nie obeszło się bez pytań Marthy, która po rozmowie z brunetką, była zła na Sherlocka za jego zachowanie. Oczywiście była zła również na Vivien, jednak starała się ją zrozumieć. Koło 14 Vivien udała się do teatru, gdzie wszyscy czekali na nią z niecierpliwością. Przećwiczyli jeszcze kilka scen i ruszyli do garderoby, gdzie każdy przebrał się w swoje kostiumy. Kilka kobiet pomogło Vivien z makijażem. Koło 18 na widowni zaczęło zbierać się co raz więcej osób. Brunetka ciągle wypatrywała swoich znajomych. Molly, Greg, John i pani Hudson pojawili się w pewnym momencie za jej plecami. Po krótkiej rozmowie i życzeniu dziewczynie powodzenia udali się na swoje miejsca.

- Chyba na kogoś czekasz, hm? – podeszła do niej blondynka w okularach, która co chwila znikała i pojawiała się z nowymi informacjami od reżysera.

- Chyba nie przyjdzie... - szepnęła i wycofała się zza kurtyny.

- Przykro mi. – powiedziała w odpowiedzi i zniknęła jak gdyby nigdy nic.

- Jak się ma moja gwiazda? – podszedł do niej reżyser, ubrany w dopasowany garnitur. – W taki dzień na twarzy powinien gościć uśmiech, a nie smutek. – Brunetka uśmiechnęła się delikatnie i po otrzymaniu kilku rad i słów otuchy wróciła do swojej garderoby. Spojrzała w lustro, uśmiechnęła się do siebie i westchnęła głośno. Wiedziała, że ten występ to spełnienie jej marzeń, ale wiedziała też, że nie ma tu Sherlocka, a zabójca jest gdzieś w pobliżu. W pewnej chwili dostrzegła, jak jej dłonie trzęsą się mimowolnie. Napiła się wody, by jakkolwiek uspokoić organizm, ale nie potrafiła walczyć ze strachem, gdy już ją opętał. Potrafiła go unikać i nie pozwalać mu sobą zawładnąć, ale teraz było za późno.

- Za dwie minuty zaczynamy. – w garderobie pojawił się jakiś chłopak od oświetlenia i po chwili zniknął.

- To twój koniec Vivien. – szepnęła do siebie. Jej ostatni tydzień polegał na przygotowaniach do prób, a sprawą mordercy miał zająć się Sherlock, który teraz zniknął bez śladu.

- Powiedz mi wszystko co o niej wiesz. – powiedział stanowczo.

- Nie powiem ci. Niech sama to zrobi. – Mycroft spojrzał na brata z powagą.

- Chce wiedzieć o niej wszystko. – warknął.

- Niewiedza cię dobija, a przecież powinieneś po takim czasie wiedzieć o niej wszystko. Co cię zaślepia? – wstał gwałtownie i podszedł do niego.

- Przytyłeś.

- Schudłem.

- Przytyłeś pół kilo. – stwierdził Sherlock i uśmiechnął się zwycięsko.

- Nie pozwól jej na to, by tobą zawładnęła. – Mycroft spojrzał na niego z troską. – Uważaj na nią.

- Skoro jest dla mnie niebezpieczna to mi powiedz co wiesz.

- Problem w tym, że nie mam stuprocentowej pewności, kim tak naprawdę jest. – westchnął i wrócił na fotel. – Z tego co kojarzę, to jest teraz w niebezpieczeństwie, więc może jak ją uratujesz, to ci wszystko powie.

Sherlock bez słowa wyszedł i wsiadł do taksówki. Wciąż nie wiedział kim jest tajemnicza brunetka, która po tak długim czasie okazuje się być kimś innym. Z jednej strony widział jej ból i strach w oczach, a z drugiej nie wiedział, czy to wszystko nie było grą.

Don't tell me not to live, just sit and putter

Life's candy and the sun's a ball of butter

Don't bring around a cloud to rain on my parade

Don't tell me not to fly, I've simply got to

If someone takes a spill, it's me and not you

Who told you you're allowed to rain on my parade

Brunetka śpiewała kolejną piosenkę i czuła, że w tym momencie, żadna z nich nie pasowała do niej. Grała. Czuła strach i smutek, a musiała grać wszystkie emocje jakie człowiek jest w stanie okazać. Łącznie z tymi pozytywnymi. Pomimo ciężaru jaki czuła, jej śpiew wciąż był taki sam. Można było wręcz uznać, że wczuwała się w każde słowo bardziej niż na próbach. Nawet reżyser, który widział kilkanaście razy brunetkę podczas prób, teraz miał łzy w oczach, gdyż tak urzekła go gra i emocje dziewczyny. Każdy na scenie siedział w bezruchu i podziwiał delikatną postać, która w każdym z nich wywoływała różne emocje.

Pod koniec piosenki „Don't rain on rain on my parade", brunetka dostrzegła, że w miejscu, które jeszcze przed chwilą było puste, pojawił się Sherlock. Dokończyła piosenkę w niesamowitym stylu. Każdy jej ruch stał się opanowany, a każdy wydobyty dźwięk doprowadzony do perfekcji. Uśmiechnęła się do siebie, gdy kurtyna opadła i zasłoniła ją po raz kolejny, a na sali rozniósł się dźwięk gromkich braw. Szybko zmieniła strój i wyszła na scenę, gdzie zaczynała się kolejna scena. W pewnym momencie dostrzegła jak ktoś siedzi z bronią pod sufitem na kratach od oświetlenia. Wtedy też zaczęła śpiewać:

Funny
Did you hear that
Funny
Yeah, the guy said
"Honey, you're a funny girl"

That's me, I just keep them
In stitches, doubled in half
And though I may be all wrong for the guy
I'm good for a laugh

I guess it's not funny
Life is far from sunny
When the laugh is over
And the jokes on you

A girl ought to have a sense of humour
That's one thing you really need for sure

When you're a funny girl
A fellow said a funny girl

Funny, how it ain't so funny
Funny girl

Pomimo innego scenariusza, ruszyła powoli przed siebie i zeszła po schodkach do widowni. Szła powoli co chwila zatrzymując się w wybranych momentach. Spoglądała co chwila na postać ubraną na czarno, tak by specjalnie widziała, że Vivien ją widzi. Gdy była trzy rzędy przed tym, w którym siedział Sherlock zatrzymała się na dłuższy czas i zaśpiewała większość piosenki patrząc w oczy mężczyzny. Pod sam koniec podbiegła do niego i na ostatnie słowo odwróciła się tak, że stała twarzą do sceny. Gdy tylko skończyła piosenkę, ponownie odkręciła się tyłem do sceny i ukłoniła się.

Widząc kątem oka, że postać spod sufitu zaczyna zmieniać swój cel szybko zasłoniła Sherlocka, a następnie poczuła przeszywający ból. Upadła między siedzenie Holmesa, a kogoś kto siedział za nim i złapała się za brzuch, z którego zaczęła wypływać krew. Wśród publiczności zapanował chaos. Część zaczęła uciekać, część stała i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Inni zaś przypatrywali się brunetce, która leżała na podłodze.

Greg szybkim ruchem wyciągnął zza pleców pistolet i strzelił w napastnika, który od razu runął na ziemię. Molly, Sherlock i John znajdowali się przy brunetce, która z każdą chwilą oddychała coraz ciężej. Molly trzymała jej jedną dłoń, John uciskał ranę mrucząc coś pod nosem, jednocześnie mając wspomnienia z dnia, gdy stracił Mary.

- John zrób coś. – szepnął Sherlock, który trzymał jej drugą dłoń, a jej głowa leżała na jego kolanach.

- Do przyjazdu karetki jedynie tyle mogę, Sherlock. – odpowiedział i posłał mu przepraszający wzrok. Wokół nich pojawiło się wiele osób, w tym aktorzy i reżyser.

- Sherlock...- zaczęła ciężko.

- Ciii. Nic nie mów. Wszystko będzie dobrze. – powiedział i otarł jej twarz dłonią.

- Sherli... Musisz wiedzieć... - ponownie zaczęła i widząc, że brunet chce coś powiedzieć dodała: Nie przerywaj mi... - syknęła z bólu i zamknęła oczy najmocniej jak mogła. – Nigdy bym nie zrobiła czegoś...czegoś co mogłoby wam zaszkodzić... Sherlock... Tak naprawdę, wtedy... Gdy zmieniłam imię...

- Cii teraz to nie ważne. – spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i bólem w oczach.

- Ważne... Chciał mnie porwać... mój biologiczny ojciec...- sapnęła i wzięła głęboki wdech. – Jestem córką Jima. – spojrzała na niego ostatkami sił. Widziała szok i przerażenie w jego oczach. – Powinnam się nazywać Vivien Moriarty, ale...on nigdy nie był i nie będzie moim ojcem.- Widziała zdziwienie w oczach każdego kto ją znał, nawet pani Hudson, która prawie zemdlała. – Nie jestem szpiegiem...Sama dowiedziałam się tego w Polsce...Sherlock...Nigdy bym cię nie zdradziła dla niego. Brzydzę się...że jestem jego córką. Nie mogłam pozwolić, by coś ci się stało... Byłam wam wszystkim to winna. Musisz go pokonać, Sherli. On zaplanował nawet to co dzieje się teraz. – Jej oczy zamykały się bezsilnie, a oddech stawał się coraz bardziej płytki. = Dziękuję za wszystko...- powiedziała cicho i spojrzała na każdego z osobna. – Mam nadzieję, że mi wierzycie i kiedyś mi wybaczycie. – powiedziała i bezwładnie zamknęła oczy.

- Viv...- Sherlock szepnął i ścisnął jej dłoń najmocniej jak mógł. Greg klęknął tuż przy jej głowie i schował twarz w dłonie. Molly rozpłakała się na dobre i przytuliła się do Johna, który jako jedyny zachował zimną krew. Wciąż tamował krwawienie i co chwila spoglądał na załamaną panią Hudson, która prawdopodobnie miała stan przedzawałowy.

- Nie dam rady sam, Viv...- Sherlock pochylił się nad nią i oparł czoło o te należące do brunetki. – John uratuj ją...- spojrzał na Watsona, który wpatrywał się na niego ze łzami w oczach, które posyłały mu przepraszające spojrzenie. John po prostu bał się, że jeśli nie uratuje brunetki, to teraz Holmes nie będzie w stanie mu wybaczyć. Tak jak on nie był w stanie wybaczyć jemu po stracie Mary. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że dziewczyna, która leży przed nim i wykrwawia się, za kilka chwil nie będzie oddychać.


Witam wszystkich! Mam do was prośbę. Chciałabym, żeby każdy z was zostawił tu komentarz z tytułem. Szukam polskiej, najpiękniejsze, wzruszającej piosenki/ballady. Czy macie jakąś szczególną? Swoją ulubioną, która zawsze was wzrusza? Albo ma jakieś głębsze znaczenie dla was? Byłabym wdzięczna, gdybyście podzielili się ze mną swoimi propozycjami. Chciałabym, by w opowiadaniu pojawiły się też piosenki, które są wam znane, bo zakładam, że nie każdy zna te, które dodaję do opowiadania od siebie. Dlatego chciałam, by pomysły z największą liczbą głosów pojawiły się w opowiadaniu i pozwoliły byście mogli dołożyć od siebie mini cegiełkę (Kolejną, bo to wy tak naprawdę dajecie mi siłę i motywację by pisać to dalej. Najprawdopodobniej, gdyby nikogo tu nie było, od razu zawiesiłabym opowiadanie, albo usunęła je całkowicie. ) do tej książki. 

Kolejną sprawą jest to, że jak pewnie wiecie, mam zawsze kilka rozdziałów w zapasie, jakby dopadł mnie czas, gdy nie miałabym weny. W ostatnich dniach zrozumiałam, że ja jestem już prawie na zakończeniu opowiadania. Aż dziwnie mi o tym pisać, ale powoli historia dwójki detektywów dobiega końca. Dlatego tak ważne dla mnie jest, by każdy z was mógł zostawić po sobie jakiś ślad i chociażby wybrać piosenkę, która jeśli będzie miała dużo głosów, pojawi się w rozdziałach. Prosiłabym o ty, by dana piosenka była taka, że dałoby się zagrać jej melodię na skrzypcach. Oczywiście wy macie jeszcze sporo do czytania, ale mój czas pisania najprawdopodobniej niedługo dobiegnie końca.  

Myślę, że jeśli dokończę pisać opowiadanie, rozdziały będę wstawiała regularnie. Jeśli macie jakieś wytyczone dni, kiedy czytacie opowiadania na wattpadzie to napiszcie. Dostosuję się do was. Do następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro