29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął kolejny dzień żałoby na Baker Street. Cały czas ktoś siedział z Sherlockiem i pomagał pani Hudson. Nawet mała Rosie, która często nie miała z kim zostać, siedziała spokojnie i nikomu nie przeszkadzała.

Mieszkanie przepełniła cisza i pustka. Sherlock nie wychodził z pokoju, a gdy to robił od razu szedł do pokoju Vivien. Odkąd wrócił do mieszkania po odnalezieniu jej ciała szukał jakichś tropów, wskazówek. Czegokolwiek co mogłoby nakierować go na ślad dziewczyny. Cały czas miał nadzieję, że zrobiła to samo co on kilka lat temu. Wpadł w jakiś szał, który sprawił, że nie dopuszczał do siebie informacji, że Vivien nie wróci. John przepisał mu leki na uspokojenie, ale nic nie dawały. Był jeszcze bardziej rozdrażniony. Oczy miał podpuchnięte. Dni spędzał na przeszukiwaniu rzeczy dziewczyny, za to nocami siedział na łóżku i albo zamykał się w pałacu pamięci, albo wtulał się w koc brunetki i pozwalał na to by łzy spływały mu po policzkach. Bezsilność dobijała go od środka. Czuł się bezradny. Nagle wszystko się skończyło, a on nie był na to przygotowany. Był przekonany, że to on zmierzy się w ostatecznej walce z Jimem. Mylił się. Nie był w stanie nic zrobić, by ocalić jej życie.

Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy zaczął myśleć, że to wszystko co teraz dzieje się na Baker Street to jego wina. Winił siebie za wszystko. Przy okazji stał się bardziej opryskliwy i denerwujący niż zazwyczaj. Jedynie dla pani Hudson starał się opanować swoje słowa. Za każdym razem gdy na nią patrzył widział w niej kobietę, która traktowała Vivien jak własną córkę. Nie raz słyszał ich wieczorne plotkowanie. Przeszkadzał im w gotowaniu. Irytował je swoimi nawykami, a one i tak śmiały się razem, jakby wszystko to nie było istotne. Widział jak staruszka zamknęła się w sobie. Jej ubrania zmieniły się na czarne. Mało jadła i spała, tak jak on. Wyglądała jak wrak człowieka. Czasami nie miała siły wstać, by odebrać pocztę.

Do mieszkania przyjechali również rodzice Sherlocka. Początkowo pojawił się problem z noclegiem dla nich. Holmes za żadną cenę nie chciał wpuścić ich do pokoju brunetki. Nie pozwalał dotykać jej rzeczy. Pani Holmes rozpłakała się widząc własnego syna w takim stanie. Jej mąż próbował przeprowadzić z nim jakąś męską rozmowę, ale nic do niego nie docierało.

Molly gdy tylko przekraczała próg mieszkania zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Próbowała jakoś wesprzeć Holmesa i pocieszać siebie, ale nic nie pomagało. Jej chłopak czuł się bezsilnie, widząc ją w takim stanie. Nie potrafił jej pomóc. Nic nie poprawiało jej humoru.

John próbował skupić się na pracy, by zająć czymś myśli, ale nie był w stanie. Prawie zabił jednego pacjenta, wstrzykując mu lek, na który pacjent miał uczulenie. Gdy wracał do hotelu, gdzie tymczasowo przebywał, przypominał sobie po co to wszystko robi. Widział tam Rosie na rękach niani. Dziewczynka miała prawie dwa latka, ale wydawać się mogło, że rozumie całą sytuację. Gdy tylko widziała Johna przytulała go najmocniej jak umiała i głaskała po policzku. Przestała nawet pytać o Vivien, bo widziała, że za każdym razem wywołuje tym smutek i łzy w oczach Johna.

Greg z kolei nawet nie próbował iść do pracy. Ostatnie dni spędzał albo w mieszkaniu Mycrofta, albo u Holmesa. Wciąż nie potrafił pogodzić się z tym, co się stało. Budził się w środku nocy przerażony z jeszcze większymi wyrzutami sumienia niż wcześniej. Miał przed oczami zapłakaną twarz Vivien, która podpowiadała mu, że to jego wina. Mycroft próbował namówić go na wizytę u specjalisty, ale nie dał się namówić.

Tego dnia wszyscy pojawili się na wspólnej kolacji, przygotowanej przez panią Holmes. Przy stole siedzieli już wszyscy z wyjątkiem Sherlocka, który zamknął się w pokoju.

- Nie jadł nic od dwóch dni. – westchnęła kobieta. John słysząc to poszedł od razu do sypialni przyjaciela.

- Nie uciekaj. Wszyscy są przy tobie, ale my też cię potrzebujemy, Sherlock. Wszyscy się martwią. – On jednak nie zwracał na to uwagi. Grał na skrzypcach kolejną, smutną melodię. Nie docierało do niego nic z otoczenia. Tak przynajmniej to wyglądało. – Sherlock, ona by nie chciała, żebyś tak się zaniedbywał. Ciągle mówiła, żebyś nie chodził zarośnięty, bo wyglądasz jak menel. Miałeś dbać o włosy, a wczoraj chciałeś je ściąć. Przecież wiesz, że ona by cię za to pobiła. Miałeś jeść i dbać o siebie, a nie jesz i nie pijesz. – John zawahał się przez chwilę, jednak dodał: - zupełnie jakbyś miał ją gdzieś. Ją i jej słowa. – po tych słowach Holmes przestał grać i odłożył spokojnie instrument.

- Jej już nie ma. – powiedział ostro. Wyminął Johna i ruszył w kierunku drzwi.

- Znalazła list. – męczyła go ta sprawa. Wciąż miał wyrzuty sumienia, że nie rozwiązał tej sytuacji wcześniej. – List, w twoim futerale. Zacząłeś go pisać, jakby był do Molly... Nie chciała go czytać. Oddała mi go i poprosiła, żebym jej go dał. Sam go nie przeczytałem. Chciałem dać go odpowiedniej osobie, ale nie wiem czy na pewno jest do Molly. Napisałeś go do...

- Napisałem go do niej. Myślałem, że więcej jej nie zobaczę, bo od dawna miałem kontakt z Irene. Pisała mi co się dzieje, więc przygotowałem się na wszelki wypadek i nosiłem go ciągle przy sobie. Wiedziałem, że były narzeczony Adler pracuje z jakąś mafią. To była za poważna sprawa. Nie wiedziałem czy wrócę. Napisałem go dosyć dawno... gdy znałem jej pierwsze imię. Teraz przez głupie nieporozumienie i zrządzenie losu, myślała, że dawałem jej nadzieję, spotykałem się z Molly i byłem w niezrozumiałej dla niej relacji z Adler.

- Myślała, że...

- Myślała, że mam z nią romans.

- Też... Też kiedyś tak myślałem. – powiedział odchrząkując znacząco. – Widziałem jak na siebie patrzycie.

- John to była gra. Sam wiesz jak się skończyła. Doskonale wiesz, że nie jestem jej obojętny i dlatego Irene nadal nie daje mi spokoju. Nie wiedziałem jak to się potoczy. Wcześniej też było wiele poważnych spraw, a nie chciałem zostawić jej bez wyjaśnienia i pożegnania się z nią.

- Sherlock... ty zawsze wiesz jak coś się potoczy...- John spojrzał w jego oczy, ale jego twarz mówiła co innego. – Nie ma sensu rozpamiętywać Mary. To nie twoja wina. Tu chodziło o coś innego. Nie wiedziałeś jak jej to powiedzieć, prawda?

- To, czyli co?

- Sherlock, dobrze wiesz co.

- Nie John. Nie to o czym myślisz. To był list z przeprosinami i zapewnieniem, że traktuję ją jak przyjaciółkę.

- Przyjaciele się nie całują. To znaczy... nie tak.

- To nic...

- Nie wmówisz mi, że to nic nie znaczyło. – John przerwał mu i wyciągnął dłoń z białą kartką.- Przyznaj, że nie był to jednorazowy incydent. – w odpowiedzi otrzymał milczenie. Udało mu się nawet wychwycić cień uśmiechu na twarzy Sherlocka. Widział jak detektyw wraca wspomnieniami do nieznanych mu historii. – Sherlock...

- John, ja już nie mam siły.

- Masz siłę, Sherlock. Ale musisz zacząć normalnie żyć. Nie każę ci przestać być detektywem, ani wrednym człowiekiem, ale musisz być bardziej ludzki. Nie dla wszystkich, ale chociaż dla nas. Potrzebujemy cię. Wyjdziesz i zobaczysz, że każdy z nas jest w takim samym stanie jak ty. Nie widzieli cię od kilku dni. Pokaż, że walczysz i daj im nadzieję i siłę. Pokaż, że się nie poddajesz. – na te słowa Holmes podszedł do niego i go przytulił. – nie myślałem, że to zadziała.

- Dziękuję. – Sherlock nie musiał mówić za co dziękował. John wiedział i czuł. W końcu przyjaźnili się.

- Ogól się, bo straszysz.

- Przypomnieć ci twojego wąsa?

- Sherlock...Jutro jest pogrzeb. Masz wyglądać jak człowiek.

- Ehhh. – wziął głęboki wdech i otworzył drzwi od sypialni. Wszystkim ukazała się postura Sherlocka. Tym razem nie był to detektyw w idealnie dopasowanym garniturze, z burzą loków na głowie i wyprostowaną postawą. Stał przed nimi prosty człowiek ubrany w dresy, lekko przygarbiony z oklapłymi włosami i kilkudniowym zarostem. Bez słowa poszedł do łazienki i po pół godzinie wrócił do wszystkich. Tym razem już w lepszym stanie. Zniknął jego zarost, włosy zmieniły się w loczki, a zamiast dresu pojawiły się spodnie od garnituru i czarna koszula.

- Synku...- jego mama była przejęta wszystkim co się działo. Nie potrafiła do niego dotrzeć. Bolało ją jaki mur zbudował wokół siebie. Cały ten czas oddalał się od każdego, nawet od własnej rodziny, a gdy pojawiła się tajemnicza brunetka, wszystko zaczęło się zmieniać. Zaczęło, ale nie zmienił się do końca. Jedynie pojedyncze aspekty różniły się w nim.

Ku zdziwieniu wszystkich, młodszy Holmes podszedł do swojej mamy i jak gdyby nigdy nic, przytulił ją. Kobieta rozpłakała się na dobre w ramionach syna.

- Miło cię znowu widzieć, synu. – Najstarszy Holmes wyciągnął dłoń do syna, która od razu została uściśnięta. Ojciec przyciągnął syna do siebie i objął go ramieniem, po czym poklepał go po plecach. Sherlock przytulił się również do niego. – Podziwiam cię za to jaki silny jesteś. Jesteśmy przy tobie, Sherlock. – Detektyw zamknął mocno oczy, by powtrzymać napływ łez.

- Dosyć tych czułości. – powiedział i oderwał się od ojca. Wszyscy uśmiechnęli się delikatnie i usiedli do stołu. Nikt nie potrafił zacząć rozmowy. Każdemu brakowało jeszcze jednej osoby. Delikatnej pani detektyw, która teraz powinna wejść przez drzwi z uśmiechem na twarzy i uprzejmym „Dzień dobry, wszystkim". Następnie powinna życzyć każdemu smacznego i zapytać gosposi czy w niczym nie pomóc. Dopiero na sam koniec siadała przy stole, gdzie wciąż widniało dla niej wolne miejsce.

- Wybaczcie. To z przyzwyczajenia. – powiedziała pani Hudson, patrząc na wolny talerz. Zasłoniła oczy i wstała, by odnieść komplet naczyń.

- Niech pani to zostawi. – powiedział Sherlock. Wszyscy posłali mu smutne spojrzenia. – Słuchajcie. – wstał od stołu i przez chwilę patrzył na własny talerz. – Każdy z nas czuje, że wszystko potoczyło się inaczej, niż się spodziewaliśmy. Vivien już z nami... Nie ma. Ale wiem, że jedyną osobą, do której mogłaby mieć pretensje to ja. Nigdy nie słyszałem z jej ust, by powiedziała cokolwiek złego na wasz temat. Każda wasza wizyta, sprawiała jej przyjemność, nawet gdy mnie to nie cieszyło. Wszyscy byliśmy dla niej ważni. Czuję to. – zawiesił się na chwilę. – Pozwoliłem na to, by odeszła. Nie udało mi się jej ochronić. Kolejna osoba, którą zawiodłem. – Jego głos zaczął drżeć. – Pozwoliłem na to, by przed śmiercią myślała, że nikt z nas nie liczy się z nią i dla nikogo z nas nie była ważna.

- Sherlock, to nie twoja wina. Każdy z nas zawiódł. – Molly przerwała mu, widząc jak trudno jest dobrać mu słowa.

- Gdybym nie był tak zmienny i oschły, wiedziałaby, że jest dla mnie ważna. Wiedziałaby, że nie bawię się kobietami. Mam wrażenie, że w pewnym momencie patrzyła na mnie jak na kobieciarza, albo dzieciaka, który nie wie czego chce. Gdybym porozmawiał z nią szczerze, nie odsunęłaby się od ciebie. – spojrzał na Molly.

- Nie możesz obwiniać się o wszystko. Każdy z nas jest winny.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale, Sherlock. – do dyskusji dołączył Greg. – Pozwoliliśmy na to, by czuła się samotnie. Nie pozwolimy, żebyś teraz ty brał całe obciążenie na siebie. Każdy z nas zawinił i nie da się nic z tym zrobić. Vivien nie chciałaby żebyśmy teraz się kłócili. Myślę, że jest gdzieś tu i widzi każdego z nas. Zapewne ona miała wiele do powiedzenia nam, tak samo jak my mamy wiele do powiedzenia jej.

- Właściwie...- zaczął John. – Znalazłem ostatnio...to. – podszedł do kurtki i wyjął z niej pudełko. Sherlock doskonale wiedział do kogo należy. – Pozwoliłem sobie zajrzeć do tego pudełka. Vivien wiedziała jak to wszystko się zakończy. Zostawiła nam listy. – powiedział ostrożnie i podał każdemu po kolei list. Pani Hudson od razu zamknęła się w swojej sypialni. Molly odeszła gdzieś na bok. Greg zamknął się w łazience i nie wpuścił do niej nawet Mycrofa, który pojawił się nie wiadomo kiedy. Sherlock udał się do pokoju Vivien. John z głębokim westchnięciem wziął swój list i poszedł do sypialni Sherlocka. W całym pokoju panowała cisza, a każdy kąt pomieszczenia pachniał perfumami detektywa. Lekarz usiadł na łóżku i po dłuższym zastanowieniu, tak jak reszta przyjaciół, otworzył białą kopertę.

Molly, najprawdopodobniej nie zdążyłyśmy porozmawiać twarzą w twarz, skoro to czytasz. Wiem, że chciałaś ze mną porozmawiać i wyjaśnić wiele sytuacji. Chcę żebyś wiedziała kilka rzeczy. Byłaś dla mnie jak siostra i nigdy nie sądziłam, że spotkam taką osobę. Nigdy nie pomyślałam, że poznam kogoś, komu będę mogła zwierzyć się ze wszystkiego.

Chcę żebyś wiedziała, że nie mam do ciebie pretensji ani żalu o to co ostatnio się wydarzyło. Nie mogę być zła na ciebie za to, że kogoś kochasz. I wiem, że może ciężko ci w to uwierzyć, ale naprawdę cieszę się, że jesteś teraz szczęśliwa i po tylu latach w końcu jesteś przy kimś kogo kochasz. Jesteś dla mnie naprawdę ważna i wiedz, że nie jestem zła na ciebie. Nie czuj się winna, bo nie jesteś niczemu winna. Nie zrobiłaś nic złego.

Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobiła. Zaopiekuj się Sherlockiem. Wiem, że to trudne, ale on potrzebuje kogoś przy sobie. Kogoś, kto pomoże mu w sprawie, albo chociaż będzie przy nim podczas nudnych dni. Wiem, że ciężko jest z nim wytrzymać, ale wierzę, że uda się wam i będziecie szczęśliwi.

Pamiętaj... nigdy nie byłam o nic zła. Nie możesz mieć wyrzutów sumienia, że kogoś kochasz. Ja w tym momencie jestem najmniej ważna. Ważne jest wasze szczęście. Dziękuję ci za wszystko. Za każdy dzień spędzony z tobą. Za wsparcie i pomoc. Za wszystko co dla mnie zrobiłaś.

Vivien

Molly siedziała wpatrzona w kartkę. Z jednej strony wiedziała, że Vivien nie wiedziała, jak sytuacja wyglądała naprawdę, a z drugiej strony była jej wdzięczna, że Lopez chciała, by Molly była szczęśliwa. Poczuła ulgę, chociaż chciała jej wytłumaczyć, że wszystko to, co wydarzyło się w ostatnich dniach to jedno wielkie nieporozumienie.

- Ty też byłaś dla mnie jak siostra. – szepnęła i przyciągnęła do siebie kartkę.

John, wiem, że zawiodłeś się na mnie. Wiem, że zapewne masz mi za złe, że pozwoliłam ci żyć z tą kobietą, ale ja naprawdę nie miałam wyjścia. Nie mogłam pozwolić, by coś stało się tobie lub Rosie.

Jesteście dla mnie naprawdę ważni. Przytul ode mnie tego malucha. Wiem, że nie jest ci łatwo. Musisz sam wychowywać dziecko. Nawet nie wiesz jak bardzo cię podziwiam. Jesteś niesamowitym człowiekiem i wiele nauczyłam się od ciebie.

Przepraszam, za wszystko co spotkało cię przeze mnie. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Wierzę, że znajdziesz kogoś z kim będziesz szczęśliwy i wybaczysz mi z czasem wszystko co zrobiłam nie tak.

Dziękuję za wszystko. Dbaj o siebie i innych. Mam nadzieję, że Sherlock nie będzie sprawiał problemów. Proszę cię, przypilnuj go, by nie robił głupstw.

Vivien

W kopercie była jeszcze jedna rzecz. Wyjął ją i rozłożył na dłoni. Był to wisiorek z łańcuszkiem. Wisiorek był w kształcie serca. Wyglądał tak jak ten, który Vivien znalazła w swoim domu. Ten różnił się jedynie zdjęciem. Było to zdjęcie na którym widniał każdy z najbliższego otoczenia Johna. Na drugiej połowie serduszka było zdjęcie Mary, Johna i Rosie. Do łańcuszka doczepiona była mała karteczka z napisem „Dla malutkiej Rosie

Ciocia Vivien"

- Nigdy nie zapomnę ci tego ile dla nas zrobiłaś. Mam nadzieję, że to ty wybaczysz mi to co powiedziałem tamtego dnia. – powiedział i ścisnął złoty przedmiot.

Greg... zapewne Jim wywołał w was mnóstwo wyrzutów sumienia. Chciałam wszystko naprostować... nie było czasu by spotkać się i porozmawiać, więc to jedyny sposób, by przekazać ci najważniejsze informacje.

W pełni rozumiem, że ostatnie tygodnie były pracowite i było w nich mało wolnego czasu. Wiem, że najprawdopodobniej nigdy się nie zobaczymy, ale chcę żebyś wiedział, że jesteś dla mnie naprawdę ważny. Nie potrafię pożegnać się z wami nawet w liście, bo nie potrafię się z tym pogodzić. Chcę, żebyś wiedział, że nigdy nie miałam ci niczego za złe. Nawet tego, że nie powiedziałeś mi o ostatnich wydarzeniach związanych z Mycroftem. Wiedziałam o tym wcześniej i czekałam aż sam mi powiesz o wszystkim. Chcę żebyś wiedział, że jestem ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Chcę przeprosić za wszystkie problemy jakie sprawiałam. Wiem, że jestem irytująca, ale nic na to nie poradzę.

Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Dbajcie o siebie. Wspierajcie się. Zajrzyj do Sherlocka co jakiś czas. Pomimo jego zachowania, w gruncie rzeczy jakoś na pewno cię lubi i szanuje. Na swój sposób, ale jednak.

Nie chcę przedłużać, dlatego chyba nadszedł czas pożegnać się i życzyć ci wszystkiego co najlepsze. Mam nadzieję, że będziesz otaczał się takimi przyjaciółmi jakim ty byłeś dla mnie. Los chciał żebym cię spotkała i nigdy nie miałam mu tego za złe. Wybrał najlepszego policjanta pod słońcem. Dziękuję za wszystko Greg. Nie obwiniaj się za nic. Żyj tak jak podpowiada ci serce, bo życie jest za krótkie. Dziękuję za wszystko.

Vivien

- Nigdy cię nie zapomnę. – Policjant szepnął i schował twarz w dłonie.

Moja pani Hudson. Jak zapewne pani wie, gdzieś na ziemi jest miejsce dla każdego z nas. Baker Street było moim domem. A wszystko to zawdzięczam pani. To pani nadała temu miejscu ciepło i rodzinny klimat. Dzięki pani zrozumiałam wiele rzeczy. Nauczyłam się od pani naprawdę wiele. Życiowe rady. Wieczorne rozmowy. Nigdy pani tego nie zapomnę. Jest pani tak ciepłą i kochaną osobą...

Mam nadzieję, że zrezygnuje pani ze znajomości z tym fryzjerem. Nikt nie chce by coś się pani stało. Jest pani dla nas naprawdę ważna. Pani ciasta i obiady zasługują na miliony nagród.

Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłaby pani zaopiekować się Sherlockiem? Czasem robi głupstwa, a nie chciałabym żeby coś mu się stało.

Dziękuję pani za wszystko. Mam nadzieję, że nie byłam złą lokatorką.

Vivien

- Lepszych lokatorów nie mogłam wybrać, Vivien. – staruszka powiedziała patrząc do góry.

Mycroft. Nie będę słodziła. Nasza współpraca do niedawna wyglądała jak wyścig. Ciągłe podejrzenia i uszczypliwości... cieszę się jednak, że mi zaufałeś. Tym razem to ja muszę zaufać tobie. Wierzę, że zaopiekujesz się Sherlockiem i Gregiem. Liczę na ciebie. Nie pozwól by komukolwiek cokolwiek się stało. Zostawiam ci pod opieką również Molly i panią Hudson. Wiem, że to dziwne, ale proszę cię, trzymaj Irene z daleka od nich. Wiem, że Sherlock będzie z nią utrzymywał kontakt, ale nie pozwól by coś im groziło przez jej zachcianki.

Co do Grega... nawet nie próbuj go zranić. Obiecuję ci, że jeśli go zranisz po raz kolejny, wrócę i nie dam ci żyć spokojnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wam się udało i przełamałeś się. Wiem, że otwarcie się na uczucie nie jest łatwe po tylu latach, ale wierzę w was.

Dbaj o siebie i o nich. Powiem ci, że ostatnio udało ci się schudnąć. ;)

Vivien

- Chociaż jedna widzi moje starania.

W ciemnym pokoju Sherlock siedział sam. Oparty o łóżko, siedział na podłodze z niewielką kopertą w dłoni z podpisem „Sherlock". Nie wiedział czy ją otworzyć. Bał się tego co mógł w niej zobaczyć. Po dłuższej chwili zaczął powoli otwierać kopertę. Wyjął z niej zgiętą na pół kartkę i zaczął ją powoli czytać.

Nie wiem od czego zacząć... zdecydowanie napisanie tego listu będzie najtrudniejsze. Piszę je nie wiedząc kiedy nadejdzie koniec, ale chcę mieć pewność, że zostanie po mnie jakikolwiek ślad.

Chcę żebyś wiedział, że cieszę się twoim szczęściem i nie mam żalu ani pretensji odnośnie sytuacji z Molly. Nadal nie wiem czy to ją wybrałeś czy Irene, ale chcę żebyś był szczęśliwy.

Chcę też żebyś wiedział, że nigdy nie poznałam kogoś takiego jak ty. Nigdy nikt nie był dla mnie tak ważny. Po raz pierwszy i zarazem ostatni, poczułam czym jest miłość. Pokochałam cię, chociaż tak bardzo tego nie chciałam. Nie jestem w stanie napisać ci tych dwóch słów. Nigdy nie byłam dobra w okazywaniu uczuć. Nigdy nie było to dla mnie proste, ale to dzięki tobie zrozumiałam jakie to uczucie. I wiem, że nie jestem ideałem, ale starałam się irytować cię przez ten czas jak najmniej. Mam nadzieję, że zaopiekujesz się wszystkimi. Chcę żebyś był szczęśliwy.

Do tej pory nie wiem kim dla ciebie byłam i ile dla ciebie znaczyłam, ale chcę żebyś zadbał również o siebie. Nie bierz żadnych świństw. Proszę cię, nie zatruwaj samego siebie. Masz wokół siebie mnóstwo ludzi, którym na tobie zależy.

To wszystko... co wydarzyło się między nami... chcę żebyś wiedział, że to nie było dla mnie obojętne. Teraz gdy na to patrzę, widzę, że i tak dużo z tobą przeżyłam. Nigdy bym nie powiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień kiedy poczuję jak mnie przytulasz, nie mówiąc o pocałunku. To były dla mnie najpiękniejsze chwile i nigdy ich nie zapomnę. Stałeś się dla mnie naprawdę ważny. Wszyscy staliście się dla mnie najważniejsi i nie potrafię opisać jak bardzo mi na was zależy.

Nie wiem czy nadal to czytasz, ale wierzę, że uda ci się pokonać Jima. Uratujesz siebie i innych. Nie możecie się poddać. Nie wiem co przyniesie jutro, ale chcę żebyś wiedział, że nikt nigdy nie znaczył dla mnie tyle co ty. Może są to dla ciebie puste słowa, ale nigdy nie pomyślałam, że kiedykolwiek będę czuła potrzebę podzielenia się taką informacją z kimkolwiek. Gdyby ktoś przed wakacjami, powiedział mi, że w wakacje poznam Sherlocka Holmesa i będę rozwiązywała z nim zagadki, wyśmiałabym go. Ostatnie miesiące były dla mnie najpiękniejsze. Dzięki wam wszystkim. Ale to tobie zawdzięczam najwięcej. Może ty tego nie dostrzegasz, ale ja widzę ile nauczyłam się od ciebie. Dzięki tobie zrozumiałam wiele rzeczy. Gdyby ktoś mi powiedział, że zakocham się w kimś, też bym go wyśmiała. Nigdy nie pomyślałam, że po dwudziesty sześciu latach życia pokocham kogokolwiek. W dodatku kogoś tak skomplikowanego i zagubionego jak ty. Zawsze myślałam, że nie jestem w stanie kochać. Nie po tylu latach. Aż tu nagle pojawił się słynny detektyw i wywrócił wszystko do góry nogami.

Jesteś niesamowitym człowiekiem i nigdy nie zapomnę tego co zrobiłeś dla mnie i dla innych. Nigdy nie oczekiwałam, że mnie pokochasz. Nigdy nawet nie myślałam, że będę z tobą mieszkała, a przeżyłam aż tyle... nie wiem czy dla ciebie to coś znaczyło, ale każdy dzień z tobą i każda „inna" sytuacja, jaka miała miejsce między nami, była dla mnie czymś niesamowitym.

Dziękuję ci za wszystko Sherlocku Holmesie. To ty jesteś detektywem, który skradł moje serce i na zawsze będzie je miał. Zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny. Nie chcę żebyś doszukiwał się jakichś kodów czy sygnałów. Jeśli czytasz ten list, to po prostu nie ma mnie już z wami. Musisz to zrozumieć i nie szukaj na siłę czegoś co potwierdzi twoją tezę. Historia czasami lubi się powtarzać, ale nie zawsze tak jest. Może i jesteśmy do siebie podobni. Może jestem twoim odbiciem lustrzanym, nieco zakrzywionym, ale historia toczy się dalej i nie zawsze zatacza koło. Nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli. Nie możesz wszystkiego przewidzieć. Każdy z nas ma swój czas i najwidoczniej mój właśnie się skończył.

Dziękuję za wszystko, Sherlocku. Mam nadzieję, że teraz będziecie bezpieczni i szczęśliwi. Zawsze będę przy tobie.

Na zawsze twoja. Vivien

- Jak mogę powiedzieć ci wszystko co bym chciał, byś to usłyszała. – szepnął. Dopiero po chwili zorientował się, że w kopercie było coś jeszcze. Był to złoty pierścień z diamentem, a do niego była przyczepiona karteczka za pomocą wstążki. Na karteczce było napisane „Daj tej, którą wybrałeś. Kiedyś należał do mojej mamy". Po godzinie samotnego siedzenia i wpatrywania się w kartkę, Holmes wyszedł z pokoju. Wrócił do wszystkich i prawie krzyknął:

- Mówię wam, że te listy to szyfr. Ona zakodowała jakąś wiadomość! Dajcie mi te listy!

- To moje! – Greg wydarł się na Sherlocka, gdy ten chciał mu to zabrać.

- Nie oddam ci tego. – powiedziała Molly. Pokręciła głową i ścisnęła kawałek papieru.

- Jak dzieci...- westchnął Microft. – Żeby było jasne. Ja też dostałem list. Nie dostaniesz go.

- Mycroft, nie ułatwiasz. – warknął Sherlock i podszedł do brata.

- Spaliłem go już. – posłał mu chytry uśmiech i usiadł w fotelu. Młodszy Holmes spojrzał w miejsce, gdzie zawsze siedziała Vivien, a teraz siedział tam jego brat. Miał już coś powiedzieć, jednak przypomniał sobie kłótnię z brunetką o fotel Johna. Przemilczał i usiadł na swoim miejscu. – Jak się czujesz? – Mycroft wydawał się być bardzo przejęty.

- My będziemy się zbierać. – wtrąciła się Molly. Sherlocka nawet na nią nie spojrzał. John i Greg podnieśli się z kanapy i również wyszli z mieszkania. Nikt nie miał żalu do Sherlocka o jego zachowanie. Z jednej strony każdy wiedział, że detektyw nadal nie potrafi pogodzić się ze wszystkim. Z drugiej strony, każdy był przyzwyczajony do zachowania bruneta i nie widział w tym niczego nadzwyczajnego.

- Sherlock, wiem, że...

- Nic nie wiesz. – warknął. Jego dłonie były złożone w piramidkę, a oczy były zamknięte. Na te słowa Mycroft westchnął i wstał, widząc, że jego brat przenosi się do pałacu pamięci.

- Przypominam, że jutro jest pogrzeb. Powinieneś przygotować się na to...- spojrzał na Sherlocka i nie dokończył. Wiedział, że jego kazania są bez sensu.

Sherlock z kolei już dawno go nie słuchał. Pałac pamięci był jego odskocznią. Kopalnią wspomnień. Miejscem, gdzie mógł spotkać się z Vivien. Idealna pamięć pozwalała mu na oderwanie się od rzeczywistości i spędzenie czasu z Vivien, której już nie było. Na wracaniu pamięcią do przeszłości potrafił spędzać nawet całe dnie i noce. Czasami gdy powracał myślami do zwykłego świata, można było uznać, że mówi sam do siebie. W gruncie rzeczy mówił do Vivien. Ta ukazywała mu się co chwila. Jego myśli były jednym wielkim pobojowiskiem, gdzie nic nie miało swojego miejsca. Detektyw nawet nie zwrócił uwagi na to ile czasu spędził nad rozmyślaniem i wspominaniem.

- Sherlocku, zamówiłam kwiaty na jutro. – do salonu weszła pani Hudson. Jej stan nie należał do najlepszych. Ciągle przesiadywała w kuchni i nic nie robiła. Holmes widział, że co jakiś czas płakała, a gdy pojawiał się w pobliżu, wycierała łzy i udawała, że robi cokolwiek. – Nie wiem co mam ci powiedzieć.

- W takich sytuacjach nigdy nie wiadomo co powiedzieć. – podszedł do futerału ze skrzypcami.

- Cieszę się, że nie robisz żadnych głupstw. – usłyszał za plecami. W rzeczywistości cały czas zastanawiał się, czy nie skorzystać z małego pudełeczka, schowanego pod biurkiem.

Następnego dnia Sherlock wstał z łóżka i po porannej toalecie udał się do swojego pokoju. Tam z szafy wyjął najlepszy garnitur. Spojrzał na niego z niepokojem. Nie chciał tam iść. Wolał zostać tutaj, ale wiedział, że musi iść.

Ubrał się mozolnie i podszedł do lustra. Sherlock nie wyglądał już tak samo. Jego twarz nie była obojętna. Widniał na niej smutek. Skóra nie była idealnie promienista. Była blada, szara z cieniami pod oczami. Jego loki pomimo wielu starań, wciąż nie pozwalały się ułożyć, pomimo tego, że starał się odwzorować ruchy brunetki, która nie raz bawiła się jego włosami. Na to wspomnienie mimowolnie zamknął oczy.

- Sherlooock! – krzyknęła ze swojego pokoju. Holmes był przyzwyczajony do jej krzyku i wołania. Wiedział, że dziewczyna się nudzi. Uśmiechnął się jedynie pod nosem i kontynuował grę na skrzypcach. Słyszał jak po chwili brunetka schodzi po schodach i siada w swoim fotelu. Sherlock po kilku minutach gry, odłożył instrument i spojrzał na Lopez z zaciekawieniem.

- Nudzi mi się.

- Wiem. – powiedział szybko. – wszystkie sprawy jakie mamy są co najmniej nudne.

- Idę spać. – powiedziała krótko i ruszyła po raz dziesiąty na górę.

- Spałaś dziś trzy razy. – powiedział zniesmaczony.

- To daj mi jakieś zajęcie. – zatrzymała się w progu. – ostatnio nic się nie dzieje.

- Myślałem, że lubisz jak czasami wszystko zwalnia i masz więcej czasu dla siebie.

- Nie jeśli to trwa tydzień! – wyrzuciła ręce w górę. – Co za nudne miasto. – na jej słowa detektyw uśmiechnął się jedynie. Doskonale ją rozumiał i popierał jej opinię na ten temat. Dziś jednak pomimo braku pracy, czuł się dobrze. Nie potrzebował żadnej sprawy. Miał czas dla samego siebie. Nie musiał wychodzić z domu, a to przecież nigdy dotąd nie sprawiało mu radości.

- Sherlock, umyłbyś te włosy. – wiedział również, że kobiety uwielbiają zadbane włosy. Słysząc to udał się posłusznie do łazienki, by nie musieć słuchać narzekania brunetki. Gdy tylko wszedł pod prysznic zobaczył całkowicie inne kosmetyki. Umył włosy jednym z nich i wyszedł spod prysznica. Osuszył się ręcznikiem i owinął wcześniej zabranym ze sobą prześcieradłem.

- Nie użyłeś nawet dwóch rzeczy. Kupiłam ci kosmetyki. Zacznij dbać o włosy, bo będziesz miał zakola.

- I co z tego?

- Brzydko będziesz wyglądał.

- Mi to nie grozi.

- Faceci z zakolami nie mają swojego uroku.

- Będę wyjątkiem.

- Wątpię. Zacznij dbać o te loczki. – powiedziała błagalnym tonem.

- Nie wiem jak. Nie mam czasu na takie rzeczy. – powiedział od razu, położył się na kanapie i zamknął oczy. Po chwili usłyszał jakieś hałasy. Otworzył oczy i zobaczył brunetkę, która przestawiała jego fotel na środek pokoju. Obok fotela pojawił się malutki stoliczek, a na nim kosmetyki i grzebienie.

- Siadaj. – powiedziała, wskazując na fotel. Holmes posłał jej zaciekawione spojrzenie, ale nie wykonał jej polecenia. – Sherliii.

- Nie. – powiedział szybko.

- Proszę. – powiedziała i podeszła do niego. W odpowiedzi jednak otrzymała ciszę. – Panie Holmes.

- Wole jak mówisz do mnie po imieniu, ale taka oficjalna wersja od ciebie, też  jest niczego sobie. – na te słowa dziewczyna mruknęła coś pod nosem.

- Sherliś. – ukucnęła przy jego głowie i zaczęła bawić się jego loczkami.

- Nie nazywaj mnie tak. – mruknął delikatnie.

- To chodź. – powiedziała cicho. Jej oddech drażnił delikatnie skórę jego szyi. Po dłuższym zastanowieniu detektyw wstał szybko z kanapy i usiadł w swoim fotelu. Vivien podskoczyła z zadowolenia i stanęła za nim. Zaczęła nakładać na jego skórę głowy różne specyfiki. Na włosach pojawiły się różne odżywki i żele do stylizacji. Po tych przyszedł czas na układanie włosów. Dziewczyna nawijała pasemka na palce i zawijała je w ruloniki, a następnie odplątywała. Dzięki temu uzyskała mocne loki na głowie bruneta. Ten z kolei siedział spokojnie, co chwila mrucząc delikatnie pod nosem. Gdy ułożyła włosy wzięła suszarkę do ręki.

Sherlock gdy tylko poczuł, że dziewczyna nie dotyka już jego włosów, wziął jej dłonie i położył je ponownie na swoje włosy, odbierając jej suszarkę i kładąc ją z powrotem na stoliczek. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Wciąż bawiła się jego włosami, tak by nie zepsuć wcześniejszego efektu. Po kilku minutach wzięła suszarkę i wciąż, jedną dłonią poruszając włosami mężczyzny, suszyła je suszarką trzymając ją w drugiej dłoni.

- Gotowe. – powiedziała, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Spojrzała na Holmesa. Ten spał spokojnie w fotelu. Vivien uśmiechnęła się do siebie. Odniosła wszystkie rzeczy na miejsce i wróciła do salonu. Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w twarz mężczyzny. Ukucnęła niepewnie obok niego i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek. Gdy miała wstać poczuła jak Holmes wybudza się ze snu. Otworzył oczy i gwałtownie chwycił dłoń dziewczyny tak, że wróciła ona do poprzedniej pozycji, a ich twarze dzieliły centymetry. – Nie chciałam cię obudzić. – powiedziała stanowczo.

- Nie obudziłaś mnie. – szepnął w odpowiedzi. Wodził wzrokiem po jej twarzy. Była śliczna. Jej cera była delikatna, a włosy pomimo licznych loków, były gładkie, delikatne i błyszczące. Na jej ustach widniała krwistoczerwona pomadka, a oczy były podkreślone czarną maskarą, która podkreślała ich ciemny kolor. Holmes złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Był tak delikatny... ledwo objął jej usta swoimi, po czym odsunął się powoli. Spojrzał w jej oczy, które zmieniły się w jeszcze ciemniejsze. Po kilku sekundach wpatrywania się w oczy Sherlocka, Vivien wstała i wyszła z salonu. Resztę dnia przesiedziała we własnym pokoju.

Od tamtej pory w każdy nudny i ponury dzień Sherlock przychodził z kosmetykami i mokrymi włosami, siadał na fotelu i kazał dziewczynie bawić się jego włosami. Robił tak w szczególności gdy tego samego dnia mieli zaplanowane jakieś ważne wydarzenie.

Westchnął głęboko i opuścił głowę. Wziął jeszcze malutkiego misia, który leżał na jego szafce nocnej i włożył go do kieszeni płaszcza.

- Sherlock. – usłyszał stłumione wołanie staruszki. Wyszedł z sypialni i zszedł na dół, gdzie czekała na niego nie-gosposia.

- Chodźmy. – powiedział obojętnie. Kobieta jednak nie ruszyła się. Patrzyła na niego ze współczuciem. Holmes doskonale wiedział jak każdy przeżywa stratę dziewczyny. Pani Hudson podeszła do niego i po prostu go przytuliła. Sherlock bez zastanowienia odwzajemnił uścisk.

- Przykro mi, Sherlocku. – odsunęła się i zasłoniła twarz. – Masz rację, chodźmy. – Przed budynkiem czekała już Molly z partnerem, John, Greg i Mycroft. Za nimi stali również hałaśliwi fotoreporterzy i fani, którzy czytali opublikowane przez Johna historie, które zawsze otrzymywał z pierwszej ręki od Vivien. Holmes unikał współczujących i smutnych spojrzeń z otoczenia. Nie potrzebował tego.

Cała ceremonia przebiegła spokojnie. Nikt nie spodziewał się, że na pogrzeb przybędzie tyle osób. Na sam koniec Holmes zagrał na skrzypcach piosenkę, którą najczęściej grali razem podczas wspólnych wieczorów. (melodia z mediów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro