35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brunetka wróciła do domu po długich rozmowach z Holmesem. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczek i docinek. I choć wydawałoby się, że Holmes mógł wywołać kolejny ból u dziewczyny, ona i tak cieszyła się z całej sytuacji. Brakowało jej tego. Potrzebowała poczuć się tak jak kiedyś. Nic nie sprawiło u niej takiej radości jak uszczypliwości ze strony detektywa.

- Myślałem, że nie wrócisz na noc. – usłyszała za plecami gdy zdejmowała buty w przedpokoju. Odwróciła się najciszej jak potrafiła i spojrzała na Mycrofta, który z ponurym wyrazem twarzy ruszał sugestywnie brwiami. Przewróciła jedynie oczami i zrzuciła płaszcz z ramion. – Jest piąta nad ranem. – szepnął.

- Zachowujesz się jakbyś był moim ojcem, albo bratem... - mruknęła pod nosem i go minęła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i ugryzła się w język. – Tak jak powinien się zachowywać ojciec albo brat. – poprawiła się i ruszyła na górę.

- Wszyscy myśleli, że inaczej potoczy się wasze spotkanie. – na te słowa zatrzymała się i odwróciła w stronę starszego Holmesa. – Albo dobrze dedukuję, albo dobrze się zamaskowałaś. Nie widzę żadnych znaków, które mówiłyby, że doszło do czegoś między wami.

- Dedukcja cię nie myli. Nie musisz się bać. Twój brat nie jest mną zainteresowany, a już na pewno nie pod względem fizycznym. Nie przejmuj się, nie wejdę do waszej rodziny. – zaśmiała się i ruszyła dalej po schodach.

- Ze wszystkich rozwiązań jakie pod nosem ma mój brat, ty jesteś najlepszym. – Odpowiedź na to stwierdzenie dostał dopiero gdy dziewczyna była już na samej górze i rzuciła jedynie:

- Wiem. – po czym skierowała się do swojego pokoju. Gdy miała do niego wejść usłyszała jak Holmes mówi do siebie ciche:

- Rodzinny pierścionek sprzed kilku pokoleń na palcu przyjaciółki. Jasne. – prychnął i również ruszył na górę. Dziewczyna szybko zamknęła drzwi i oparła się o nie. Spojrzała na mały przedmiot na swoim palcu.

- To chyba nie twoje miejsce. – powiedziała do małego przedmiotu i zaczęła go zdejmować. Wtedy też usłyszała przychodzącą wiadomość.

„Mam nadzieję, że go nigdy nie zdejmiesz

SH"

- Po co to wszystko Holmes. – mruknęła i pozostawiła pierścionek na palcu. Po szybkim prysznicu wróciła do łóżka, gdzie zasnęła od razu. Nie miała siły nawet na rozmyślanie i analizowanie poprzedniego wieczora.

Następnego dnia obudziła się koło godziny dwunastej. Nie chciało się jej wstawać toteż leżała z zamkniętymi oczami i delektowała się ciepłem jakie dawały jej promienie słońca wpadające przez okno. W pewnej chwili usłyszała jak ktoś wchodzi do jej pokoju.

- Vivien...- usłyszała zachrypnięty głos Sherlocka, który od razu odchrząknął. Wtedy też zdała sobie sprawę z tego, że spała bez piżam w samych majtkach, a kołdra nie przykrywała jej całego ciała. Podniosła się gwałtownie i przyciągnęła do siebie pierwszy, lepszy materiał jakim okazało się prześcieradło. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie wiedziała jak bardzo odkryta była, jednak dopiero teraz zrozumiała, że w pokoju jest jedynie ona i młodszy Holmes. Teraz nie czuła już skrępowania. Nie miała ku temu powodów. Nie raz widziała jak Holmes paraduje po mieszkaniu w samym prześcieradle. Nie widziała go nigdy nago, jednak teraz nie czuła skrępowania. Przecież to normalne, prawda? Nic co ludzkie nie powinno być mu obce. Dziewczyna również często przechadzała się w jego towarzystwie w samym ręczniku lub kocu. Oboje czuli się w swojej obecności nad wyraz swobodnie.

- Nie wiedziałem...- Holmes jednak tym razem wydawał się być mocno zmieszany. – Lepiej wyjdę.

- Nie, spokojnie. Coś się stało? – spojrzała na niego i przeczesała włosy ręką.

- Przyszedłem zapytać czy jedziesz ze mną do Scotland Yardu, ale chyba przyszedłem nie w porę.

- Spokojnie, Sherlock. Nic się nie stało.

- Dla jasności, nic nie widziałem. – Na te słowa dziewczyna zaśmiała się.

- Zachowujesz się jak dzieciak, który nigdy nie widział kobiety bez ubrań.

- Wypraszam sobie. – stwierdził lekko oburzony. Vivien wstała powoli z łóżka i okryła się mocniej prześcieradłem.

- Hej... - z łazienki wyszedł nie kto inny jak John. Miał mokre włosy, a jedyne co miał na sobie to ręcznik owinięty w pasie.

- Hej? – Sherlock posłał mu pytające spojrzenie. Vivien również wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Cały obraz wyglądał mniej więcej tak:

W pokoju, przy drzwiach, stał Sherlock. Przy łóżku stała Vivien okryta jedynie cienkim białym materiałem. Przy drzwiach do łazienki stał półnagi John z przerażeniem na twarzy, a wokół nich wszędzie leżały porozrzucane ubrania brunetki.

- Ja lepiej pójdę...- wydukał John. Dziewczyna po spojrzeniu na tą sytuację z perspektywy osoby trzeciej, przetarła oczy ze zdziwienia.

- John...- mruknęła.

- Ja... pogadamy później. – Zmieszanie lekarza wcale jej nie pomagało, a na pewno nie sprawiało, że Holmes patrzył na to wszystko z mniejszym zaskoczeniem.

- Podobno byłaś bardzo zmęczona.

- Prawda.

- Ale na to...- rozejrzał się po pokoju. – z Johnem miałaś siłę? – spojrzał na nią z lekką kpiną.

- Daruj sobie. Nic się nie wydarzyło. Na dodatek nie powinno cię to obchodzić.

- Ale obchodzi.

- To już nie mój problem. – mruknęła i ruszyła przed siebie. Holmes ruszył za nią i stanął na róg prześcieradła. Materiał zsunął się z ciała dziewczyny do takiego stopnia, że jej całe plecy były odkryte. W ostatniej chwili złapała prześcieradło tak, by zakryło ją od pasa w dół. Drugą ręką zakryła nagie piersi.

- Puść mnie. – warknęła.

- A jak nie to co?

- To i tak pójdę dalej. – powiedziała z irytacją. Holmes spojrzał na nią zirytowany, jednak na jego twarzy widniało również rozbawienie. Wiedział, że brunetka przez brak dłuższych związków może czuć się teraz niezręcznie, toteż było małe prawdopodobieństwo, że uczyni to co powiedziała. Nie była w stanie stanąć przed nim całkowicie naga.

- Sherlock, puść to do cholery.

- Nie.

- Dupek.

- Nie rusza mnie to. Nazywali mnie gorzej.

- Jesteś zwykłym kretynem bez skrupułów!

- Nie prawda.

- I w dodatku nienormalnym psychopatą!

- Nie jestem psychopatą. Jestem wysoko funkcjonującym socjopatą.

- Wiesz co?! Nie! Nie jesteś ani psychopatą, ani socjopatą! – po tych słowach nastała cisza. – Jesteś zwykłym introwertykiem, który próbuje odstraszyć od siebie innych! Używasz wypowiedzi, które nie wprowadzają wiele. Większość to zwykłe założenia oparte na domysłach i faktach. Nie ma w nich nic genialnego. Określając siebie socjopatą próbujesz odstraszyć innych! Taka jest prawda. Jesteś introwertykiem nad wyraz! A zarazem potrzebujesz bliskości innych. Dopuszczasz do siebie jedynie osoby, które w jakimś stopni cię rozumieją i mają poszczególne twoje cechy. Nazywasz się tak, a naprawdę robisz to, by usprawiedliwić swoje zachcianki i nieuprzejme uwagi! Przez wydarzenia z przeszłości nie potrafisz przełamać się i zaufać innym ponowne. Wszystko w obawie przed tym, że znowu kogoś stracisz! Masz w sobie cechy socjopaty, ale są one wyuczone. Specjalnie nauczyłeś się tylu sztuczek psychologicznych, manipulacji i innych chwytów do swoich celów. Masz uczucia! Masz je, rozumiesz!? Wpajasz innym, że nic nie czujesz, a jesteś przepełniony sentymentami i uczuciami. Zasłaniasz się takimi określeniami, bo prości ludzie ich nie używają na co dzień. To prawda, że potrafisz dedukować i masz dar do tego co robisz, ale często przerysowujesz swoją inteligencję i zdolności nad wyraz. Potrzebujesz widzieć, że ludzie cię podziwiają albo się ciebie boją. Żadne ze stwierdzeń socjopata, czy psychopata z punktu widzenia psychologicznego do ciebie nie pasują w pełni. Jesteś jedną wielką sprzecznością, introwertykiem i człowiekiem bojącym się siebie, uczuć i ludzi. Robisz wokół siebie zasłony dymne swoimi sztuczkami, żeby inni nie wytykali ci błędów, a ty w tym czasie możesz wykorzystać ich słabości i nieuwagę do swoich celów. I chodź podziwiam twój geniusz, musisz usłyszeć w końcu od kogoś prawdę. Jesteś niesamowity Holmes, ale pojawił się ktoś kto rozszyfrował twoje zagrywki. Musisz to wiedzieć. – Na ten wywód nie powiedział kompletnie nic. Po raz pierwszy ktoś powiedział mu całą prawdę na jego temat. Rozszyfrował go.- Sherlock, puść te pieprzone prześcieradło.

- Kobiecie nie przystoi używać takich brzydkich słów. – prychnął.

- Dobrze, że tobie coś nie stoi.

- Skąd ta pewność.

- Momentami mam wrażenie, że nic nie jest w stanie cię podniecić.

- Błędne spostrzeżenia. – stwierdził krótko po czym dodał: - Po raz kolejny. – Dziewczyna nie miała zamiaru pytać co miał na myśli. Wzięła głęboki wdech by się uspokoić i po prostu puściła materiał. Białe prześcieradło opadło delikatnie na ziemię, a oczom Sherlocka ukazały się zgrabne pośladki dziewczyny, które delikatnie zakrywała czarna, koronkowa bielizna. Oprócz niej dziewczyna nie miała na sobie nic innego. Ruszyła spokojnie w kierunku łazienki. Gdy weszła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi rzuciła krótko:

- Daj mi piętnaście minut. – po tych słowach Sherlock stał nieruchomo przez kilka dobrych minut i analizował wszystko co zadziało się w sypialni brunetki. Zszedł na dół i usiadł w jednym z foteli.

- Sherlock, ja...- John widząc zamyśloną minę bruneta zaczął niepewnie. – To nie tak.- Kontynuował, jednak Holmes nie reagował. Siedział wpatrzony w jakiś punkt przed sobą. Po chwili zamknął oczy i przeniósł się do swojego pałacu pamięci.

- Nawet nie wiesz jak bardzo zastanawia mnie to, do czego ty wracasz wspomnieniami w tym swoim pałacu. Nawet gdy nie masz sprawy do rozwiązania, zamykasz się tam i nigdy nie mówisz po co tam ruszasz. – Lekarz zostawił detektywa samego i ruszył do Rosie, która właśnie przebudziła się z płaczem.

- Holmes! Rusz te swoje cztery litery i idziemy. – w salonie pojawiła się Vivien. – Chyba sobie ze mnie żartujesz, że teraz siedzisz w pałacu. – mruknęła zrezygnowana. Doskonale wiedziała, że gdy Sherlock zamyka się i myśli, nie ma do niego dostępu. Często wtedy miała ochotę wyznać mu wiele rzeczy. Zaczynając od tego co do niego czuje, kończąc na przezwiskach i niegrzecznych komentarzach co do jego osoby. Nigdy jednak nie miała pewności czy Holmes faktycznie nie kontaktuje z otoczeniem, czy tylko udaje, że nie słyszy by mieć święty spokój. – John, jedziesz ze mną?! – krzyknęła na cały głos.

- John zajmuje się Rosie. Możemy jechać. – Holmes wstał z fotela i ruszył do przedpokoju. Dziewczyna posłała mu jedynie karcące spojrzenie.

- Molly powiedziała, że zajmie się Rosie, więc mogę jechać. – Lekarz zbiegł po schodach, zakładając w międzyczasie kurtkę. – Brakuje mi tego.

- Powiem ci, że gdyby nie brak dywanów, to nie wiedziałabym, że wczoraj był tu pożar i powódź. – zaśmiała się i poklepała go po ramieniu. – Spisaliście się.

- Dzięki. – powiedział i otworzył jej drzwi. Sherlock mruknął coś pod nosem i wepchnął się przed Vivien.

- Pogadam z nim, spokojnie. – Brunetka szepnęła do Johna i uśmiechnęła się do niego.

- Zachowuje się jak zazdrosny dzieciak. – Powiedział normalnym tonem.

- Słyszałem! Nie prawda! – Detektyw krzyknął od razu.

- Ładny pierścionek. – John zbagatelizował zaprzeczenie Sherlocka i ruszyła z dziewczyną do samochodu. Wszyscy wsiedli do taksówki, która czekała na nich przed domem.

- Dzięki. – posłała mu delikatny, ale szczery uśmiech i wyjęła telefon ze słuchawkami. Włączyła muzykę i skupiła się na widoku za oknem.

- Sherlock, wiesz, że nie musisz być zazdrosny, prawda?

- Nie jestem zazdrosny.

- Sherlock, proszę cię...

- Nie.jestem.zazdrosny. – wycedził przez zęby.

- Ona nawet nie wiedziała, że korzystam z jej łazienki. Wszedłem tam gdy spała, bo z mojej łazienki nie da się korzystać. Kran jest popsuty.

- Nie musisz mi się tłumaczyć, John. Nic mnie z nią nie łączy. Możesz być o to spokojny. Wiedz, że... nie mam żadnych uwag, ani sprzeciwów co do waszej dwójki.

- Sherlock, ale między nami nic nie ma!

- W tak potarganych włosach to już dawno jej nie widziałem.

- To nie moja sprawa! – John oburzył się od razu. – Jak możesz myśleć, że coś mnie z nią łączy!? Nie startowałbym do dziewczyny mojego przyjaciela!

- Nie jesteśmy razem.

- Przestańcie się wypierać. Widzimy wszystko i wiemy o tym, że jesteście razem.

- Nie jesteśmy razem, John.

- Kłamiecie oboje.

- John, uspokój się. Naprawdę nie jesteśmy razem. Nic mnie z nim nie łączy. – do rozmowy przyłączyła się brunetka.

- Powinniście się wstydzić, że my jako wasi przyjaciele, dowiadujemy się o tym z prasy, a nie od was. – powiedział zły i gdy samochód dojechał na miejsce, wysiadł z niego i trzasnął drzwiami. Po chwili wrócił się, otworzył drzwi ponownie i pomógł wyjść dziewczynie z pojazdu. Po tym od razu ruszył do budynku i nie odezwał się ani słowem.

- Zobacz jak uroczo wygląda gdy z nerwów tak szybko przebiera tymi małymi nóżkami. – dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na Holmesa, który po chwili złagodniał i uśmiechnął się pod nosem.

- Nigdy nie mówiłaś, że John jest uroczy. – spojrzał na nią z uniesioną brwią.

- Widzę, że nic do ciebie nie dociera. – prychnęła i ruszyła za Johnem. Gdy zrównała się z nim zobaczyła, że ktoś trzyma gazetę, więc szybko zabrała ją jednemu policjantowi.

- Dzięki. – mruknęła pod nosem i zaczęła przeglądać szybko strony.- Cześć Greg. Coś nowego, tak? – weszła do gabinetu Lestrade'a i bez spojrzenia na niego skierowała się na pierwszy fotel.

- Cześć wam. Miło widzieć całą trójkę razem. – uśmiechnął się. John rzucił krótkie „Hej", a Holmes nie odezwał się ani słowem.

- O co się pokłóciliście? – Greg spojrzał na każdego z nich, ale każdy był zajęty czymś innym. Vivien czytała gazetę, John zainteresował się dokumentami sprawy, a Sherlock bawił się długopisem.

- Co? – po chwili brunetka wyrwała się z zamyślenia.

- George zapytał o co się pokłóciliśmy. – Holmes spojrzał na policjanta.

- Gavin! Mam na imię Gavin! Znaczy Greg!

- Jak zwał tak zwał. – skwitował detektyw.

- Patrz. – Kobieta podeszła do detektywa i pokazała mu jedną ze stron gazety. Holmes od razu zauważył zdjęcie zrobione z ukrycia. Przedstawiało ono Sherlocka, który zakładał na palec Vivien pierścionek. Obok było kolejne zdjęcie na którym oboje się przytulają, a na kolejnym po prostu patrzą na siebie, a ich twarze są bardzo blisko siebie.

- Już nawet we własnym mieszkaniu nie można czuć się swobodnie. – mruknął pod nosem.

- Dla jasności, to nie jest pierścionek zaręczynowy! – dziewczyna prawie krzyknęła. – Nic mnie z nim nie łączy.

- Mnie z nią też. – detektyw jedynie prychnął.

- Mnie też. – dodał John.

- No i super. – skwitowała dziewczyna.

- Też się cieszę. – dodał sarkastycznie Holmes i usiadł w kolejnym fotelu.

- Skończyliście? – Greg spojrzał na nich z politowaniem. – Tak więc mamy dość nietypową sprawę.

- Zawsze tak mówisz. – Sherlock stwierdził ze znudzeniem. Greg jednak nie przejął się jego komentarzem i kontynuował swoją wypowiedź.

– Mamy do czynienia z trzecim przypadkiem śmiertelnym w niewielkiej wiosce pod Londynem. Nie żyją trzy osoby, które przed śmiercią dziwnie reagowały na światło. Mowa tu o niemowlakach. Ostatnie zmarło dziś nad ranem. Każde miało nietypowe objawy jak na tak młode organizmy. Pozostała dwójka zmarła wczoraj wieczorem. Nie mamy jeszcze wyników sekcji. Będą najpewniej jutro. Nie możemy pozwolić sobie na kolejną ofiarę. Na ciałach odnaleziono również dziwne poparzenia, krosty i obrzęki. Po wstępnych opiniach stwierdzono, że to od jakichś mocnych substancji. Jedyną podejrzaną jest matka jednego dziecka. Nauczycielka chemii, miała dostęp do kwasów. Znaleźliśmy je nawet u niej w domu. Pojedziecie tam?

- Najpierw chcę zobaczyć ciała tych maluchów. – Vivien wstała z fotela i ruszyła przed siebie. Greg i John od razu dobiegli do niej.

– Molly dziś nie ma podobno w pracy. – Greg stwierdził po chwili. – podobno na jej miejscu jest jakiś kapryśny patolog.

- Poradzę sobie. – rzuciła krótko gdy Holmes dorównał im kroku. Od razu przenieśli się do prosektorium. Tam czekały na nich trzy stoły z niemowlakami na nich. Między nimi krzątał się mężczyzna w białym fartuchu.

- Na drzwiach widnieje napis „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony". – mruknął pod nosem gdy zobaczył gości. Lestrade od razu spojrzał na niego i przedstawił się ukazując odznakę.

- Nie ma pan pozwolenia na przebywanie tu, a wyniki sekcji powinny wam wystarczyć.

- Panie... Brown...- dziewczyna powiedziała powoli widząc odciśniętą pieczęć na biurku. Wyminęła policjanta i detektywa i podeszła do mężczyzny. – Potrzebuję dziesięciu minut. Nie proszę o nic więcej. – posłała mu najpiękniejszy uśmiech jaki miała. Ten patrzył na nią w milczeniu przez dłuższą chwilę.

- Nawet pani nie wie jak bardzo bym chciał pani na to pozwolić. – posłał je przepraszające spojrzenie.

- Może jednak mógłby pan nagiąć troszkę reguły? – usiadła na jego biurku i oparła się rękami o blat. – Musi pan zrozumieć, że robimy wszystko by zapobiec kolejnym ofiarom.

- Ma pani niesamowicie szlachetne serce... - powiedział zamyślony.

- To jak? – spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.

- Pięć minut. – westchnął.

- Tyle wystarczy. Dziękuje. – powiedziała i zeskoczyła z biurka. Wyprostowała się i odwróciła się do swoich znajomych tak, że stała tyłem do patologa. Posłała im zwycięskie spojrzenie.

- Ale w zamian za pani numer telefonu. – na te słowa jej twarz spoważniała, a Holmes posłał jej rozbawione spojrzenie.

- Przykro mi, ale nie łączę spraw prywatnych z zawodowymi.

- Ja dla pani nagiąłem moje reguły.

- Proszę zapytać mojego narzeczonego czy nie ma nic przeciwko, panie Brown. – podniosła dłoń i pokazała mu pierścionek na palcu.

- Przykro mi, ale nie mogę pozwolić na pani pobyt tutaj.

- Przykro mi, ale poniesie pan tego konsekwencje. Mogę panu zagwarantować, że zadbam osobiście, by spotkała pana kara za utrudnianie w śledztwie.

- Jak pani śmie? Kim pani jest?

- Pana najbliższym koszmarem. – Podeszła do niego zdenerwowana. – Pięć minut. Tyle od pana wymagam. – Spojrzała mu w oczy z wrogością. – Nie będę prosiła dwa razy. Szkoda by było, gdyby pana dziewczyna dowiedziała się o całym zajściu sprzed chwili.

- Pięć minut i ani minuty dłużej.

- Dziękuję. – posłała mu zwycięski uśmiech. Kobieta przyglądała się uważnie malutkim ciałom. To samo robiła pozostała trójka.

- Czas minął. – po tych słowach brunetka bez słowa wyszła z pomieszczenia, a za nią wyszli pozostali.

- Zatrucie. – Sherlock odezwał się od razu.

- W każdym przypadku? – Greg spojrzał na niego. Nic dziwnego, że nie chciał wierzyć w to, że mogłoby to być zwykłe zatrucie.

- W każdym, ale to nie jest zwykłe zatrucie. – dziewczyna wtrąciła się w rozmowę co przykuło uwagę bruneta. – systematyczne podtruwanie. Wskazuje na tym pokrzywka w różnych etapach. Gdzieniegdzie jest już prawie niewidoczna, w innych miejscach świeża. Opuchnięcie ust i języka, obrzęk twarzy i resztki wymiocin wskazują na wstrząs anafilaktyczny. Pytanie, kto chciał śmierci niemowląt. Czy w ogóle ktoś tego chciał. – patrzyła zamyślona.

- Brakowało ci tego, co? – Holmes spojrzał na nią gdy wrócili do domu.

- Jak mnie tu nie było, też miałam dużo do roboty. Nie martw się. Nie nudziłam się.

- A nie brakowało ci wspólnie rozwiązanych zagadek?

- Usłyszałam dziś trzy razy, że nie umiem dedukować, jestem ślepa i nic nie widzę.

- Kiedy to prawda.

- Żebyś nie pożałował tego co mówisz.

- Skąd wiedziałaś, że to ten lekarz? – do dyskusji wtrącił się John.

- To proste. Wmówił matkom, że ich dzieci nie tolerują krowiego mleka. Zalecił picie koziego. Te ma znacznie mniej witaminy B2, a to przyczynia się do światłowstrętu. Młode organizmy potrzebują więcej witamin niż byśmy się tego spodziewali. Sam przy okazji robił doświadczenia na tych dzieciakach. W jego gabinecie znalazłam zdjęcia organizmów, które miały alergię na różne substancje. Miał niezdrowe zamiłowanie do alergii u ludzi.

- A co z kwasami w szufladzie matki jednego z niemowląt?

- Nic nadzwyczajnego. Złamała regulamin szkoły. Jest nauczycielką. Uczy chemii. Ma dostęp do takich substancji. Skłamała, że nie wie kto stoi za śmiercią jej syna, bo chciała sama wymierzyć sprawiedliwość. Skorzystałaby z tego co miała pod ręką. To niewielka wieś. Kontaktowała się z pozostałymi matkami, które również leczyły swoje pociechy u tego lekarza. Każda miała powiedziane, że jej dziecko nie toleruje krowiego mleka. Nie wiedziały, że dzieciaki nie tolerowały właśnie koziego.

- Przecież śmierć mogła nastąpić przy pierwszym kontakcie z alergenem. – John nie dawał za wygraną.

- Dlatego lekarz wmówił im, że muszą podawać dziecku mleko krowie zmieszane z kozim i stopniowo zwiększać ilość koziego mleka. Lekarz musiał coś źle obliczyć i przesadził z proporcjami mleka koziego w stosunku do krowiego. Organizmy nie poradziły sobie z alergenem. Tak młody organizm nie umie bronić się przed czymś takim.

- Skoro zagadka rozwiązana, możemy iść spać. – Greg spojrzał na wszystkich zadowolony, ale wykończony.

- Też marzy mi się łóżko. – mruknęła brunetka.

- Nocujesz u nas? – John spojrzał na Sherlocka.

- Macie wolne miejsce?

- Nie. – zaprzeczyła brunetka.

- Tak. – powiedział w tym samym czasie Greg.

- Zamknij się. – syknęła.

- Znowu się pokłócili. – John wywrócił oczami i ruszył do swojego pokoju.

- To gdzie mogę spać?

- U Vivien.

- W salonie. – brunetka posłała policjantowi mordercze spojrzenie. Zostawiła płaszcz i ruszyła do swojego pokoju. Od razu udała się do łazienki gdzie wzięła szybki prysznic.

- Co tu robisz? – Warknęła gdy zobaczyła Holmesa na swoim łóżku.

- Możesz przestać zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak?

- To nie ja chodzę za tobą cały dzień.

- Czemu nie widzisz, że zależy mi na dobrych stosunkach z tobą?

- Wyrzuty sumienia, czy pan Hudson ci kazała?

- Hm?

- Pytam czy to pani Hudson kazała ci mnie namówić na powrót do mieszkania, czy twoje wyrzuty sumienia po tym jak mnie traktowałeś.

- Nie jesteś pępkiem świata.

- A ty za to jesteś zwykłym egoistą i dziwadłem bez serca. – mruknęła pod nosem.

- Słyszałem. – powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Brunetka usiadła na łóżku i westchnęła ze zrezygnowaniem. Nie wiedzieć kiedy, położyła się i zasnęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro