6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Molly biegła przed siebie widząc mężczyznę, który przed chwilą wyszedł z taksówki i zaczął biec przed siebie. Korki i duży ruch uniemożliwił mu sprawną ucieczkę samochodem przed panią detektyw, więc to był jedyny sposób by straciła go z oczu. Oboje wbiegli w jakąś ślepą uliczkę, a tuż za nimi dobiegł Sherlock. Oprócz tajemniczego uciekiniera nikt nie był zmęczony. Adrenalina robiła swoje. Zatrzymał się dopiero gdy mężczyzna zobaczył ściany z trzech stron i brunetkę za nim wraz z Sherlockiem, każdy zatrzymał się w odstępach około 5 metrów jeden od drugiego.

- To ty. - powiedziała lekko zdyszana. Dopiero teraz zaczęła czuć zmęczenie, a wszystko przed jej oczami znowu zaczęło wirować. - To ty byłeś przebrany za tą kobietę, która mi to wstrzyknęła.- wskazała na niego palcem ciężko zamykając i otwierając oczy. - Od kogo jesteś? - zapytała szybko. Dopiero teraz przyjrzała mu się uważnie. Był to dość niski mężczyzna o delikatnej posturze, jasnych włosach i ciemnych oczach. Jego skóra była trupio-blada i tylko gdzieniegdzie można było dostrzec rumieniec od zmęczenia.

- Faktycznie jesteś spostrzegawcza skoro wypatrzyłaś mnie z około 40 metrów. Dodatkowo nie wiem jak mnie poznałaś skoro byłem przebrany, a ty od razu praktycznie odpłynęłaś.

- Nie będę ci się tłumaczyć. Mów kto cię przesłał. - warknęła na niego, a ten wycelował do niej z pistoletu, który szybko wyciągnął.

- Nie radzę. - Powiedzieli jednocześnie detektywi, na co oboje prychnęli zirytowani. Różnicą było to, że tylko Sherlock trzymał wycelowaną broń do mężczyzny. Kobieta zdając sobie sprawę z tego, że Lestrade musiał wziąć jej pistolet nie miała zamiaru stać bezczynnie, w czym pomógł jej sam napastnik. Pod nieuwagę obojga detektywów wbiegł w brunetkę przewracając ją i z zamiarem ucieczki wciąż kierował się w stronę detektywa. Ciemnooka jednak od razu podstawiła mu nogi pod te należące do niego. Mężczyzna przewrócił się przez co wypadła mu broń, a on sam postanowił rzucić się na kobietę z nożem. Ta jednak przewidując jego ruch zrobiła szybko unik, przeturlała się obok niego i wstała. Teraz ona stała nad nim, a on kucał twarzą do ziemi z wbitym nożem w ubitą ziemię. Powoli puścił nóż i zwinnie wstał próbując uderzyć pięścią panią detektyw, która robiąc kolejny unik, a następnie stosując jego taktykę uderzyła go lewą pięścią w twarz. Praktycznie od razu kopnęła go w brzuch, przez co napastnik padł na ziemię. Ta podeszła do niego, gdy ten próbował wziąć oddech i układając but z obcasem w poprzek jego szyi lekko przycisnęła go do podłogi. Blondyn starał się odepchnąć jej stopę, jednak Molly stała nad nim niewzruszona z obojętną twarzą i dociskała coraz mocniej but do jego gardła. W tym czasie podszedł do nich Sherlock, który stał przez ten cały czas początkowo zszokowany, a później bezradny w tej sytuacji. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył.

- Kto.cie. przysłał. - wycedziła przez zęby. - myślisz, że będę bała się kogoś takiego jak ty? - wciąż syczała na niego z jadem w głosie.

Blondyn z coraz większym problemem z oddychaniem próbował coś powiedzieć jednak wtedy rozległ się hałas dochodzący z dachu budynku, na którym stał mężczyzna w kominiarce z wycelowanym pistoletem w ich kierunku.

- Did you miss me? - wydusił z siebie po czym oboje z Holmesem usłyszeli strzał, a blondyna ręce opadły bezsilnie, nie stawiając już oporu. Mężczyzna z dachu uciekł, a oni w dwójkę zostali w ciemnej uliczce. Brunetka zdążyła jeszcze przed przyjazdem policji sprawdzić kilka rzeczy o postrzelonym i ruszyła do wyjścia z uliczki. Zaraz za nią ruszył Sherlock, który próbował wywnioskować cokolwiek z niedawno poznanej ciemnookiej, która niezbyt zwracała na niego uwagę.

- Molly, nic ci nie jest? - ten typ pytań był chyba najczęściej słyszany z ust Lestrade'a w tamtym dniu.

- Nic mi nie jest. - odparła ponuro otrzepując płaszcz z kurzu. - i więcej nie zabieraj mi broni.

- Martwiłem się, że przez nieuwagę coś ci się stanie, dlatego go wziąłem - wysapał wciąż przestraszony. - Będziesz miała przez to kłopoty, jeśli kula będzie z takiego samego pistoletu co twój. - odparł po chwili.

- Nie będę. - odpowiedziała pewna siebie.

- Nie wiem jak u was, ale u nas w Anglii... - zaczął dobrze im znany głos. Na przybycie gościa Sherlock jeszcze bardziej spoważniał i warknął coś pod nosem. - morderstwa są karalne. - dodał po chwili stojąc za Gregiem, który niechętnie odwrócił się w jego kierunku. Mężczyzna podpierał się o parasolkę i patrzył na nią z uśmiechem. - Długo nie pobyłaś w Londynie.

- Kula nie jest z mojej broni, bo ma ją Lestrade. Znam swoją broń i ma całkowicie inny dźwięk, więc z sekcji zobaczysz, że to nie ja. To po pierwsze, a po drugie nawet gdyby jakimś cudem - brunetka podeszła do niego na tyle blisko, że prawie stykali się nosami. Uśmiechnęła się ironicznie, sugerując mu sfałszowanie dowodów, by się jej pozbyć. W końcu irytowała go tak bardzo jak on ją. - sekcja potwierdziła waszą teorię, będziesz musiał mi pomóc.

- A to niby czemu? - zapytał rozbawiony.

- Bo ta sprawa dotyczy mnie, ale może w niej ucierpieć twój braciszek, który też jest w to zamieszany.

- I co z tego? - wciąż stał przed nią nie wzruszony.

- Och Mycroft... Nie rozśmieszaj mnie. Oboje wiemy, że się nie tolerujecie, ale nie pozwolisz na to, żeby coś mu się stało. Prawda? - Wycedziła przez zęby.- Jeśli uda ci się go utrzymać jak najdalej ode mnie, możesz mieć pewność, że nic mu się nie stanie. Oczywiście o ile nie będziesz mi robił dodatkowych problemów. A jeśli ja coś obiecuję, to choćbym miała sama za to zapłacić, to dotrzymuję słowa. - Bracia Holmes byli lekko zszokowani jej słowami, jednak starszy z nich odwrócił się do nich tyłem i zaraz po tym jak powiedział coś policjantom, wszedł do samochodu i odjechał.

- Nieźle biegasz na wysokich butach. - stwierdził Lestrade próbując odgonić od siebie myśli związane z tym jak mogła skończyć Molly.

- Lata praktyki.

- Nie było ich tak wiele. - odezwał się 37 letni detektyw.

- Wystarczająco jak widać. - prychnęła i odbierając od Grega swoją broń, skierowała się do jego samochodu. W drodze do pojazdu usłyszała jeszcze głos Sherlocka.

- Skąd wiedziałaś, że ona to on i, że jest w pobliżu? Był daleko. - jego pytanie zabrzmiało bardzo obojętnie i lekceważąco, jednak brunetka wiedziała, że gdyby wszechwiedzący Holmes znał odpowiedź na pytanie, nie zadawał by go wcale.

- Po tym jak mnie zaatakował pobiegł do taksówki z numerem 2136. Widziałam na początku, że te włosy to peruka, a grube i kwadratowe palce należą do mężczyzny. Ta sama taksówka stała przed szpitalem. Stanął dalej z nadzieją, że go nie zobaczę albo nie pamiętam nic co działo się wcześniej. Chciał upewnić się, że nie przesadził z ilością wstrzykniętego mi środka. Od początku było ustalone, że ma to być niewielka dawka. - patrzyła wyczekująco przed siebie, nie zwracając uwagi na natarczywe spojrzenia ze strony mężczyzny.

- Czemu ktoś go zabił? - wtrącił Lestrade.

- Wiedział, że jest słaby psychicznie i fizycznie, więc na policji wydałby wszystko, o co by go zapytali. Od początku był skazany na śmierć, a głupiec łudził się, że jeszcze coś z tego będzie miał. Popełnił dziś dużo błędów. Za dużo. - rzuciła przez ramię patrząc jeszcze na miny mężczyzn z satysfakcją i ruszyła do samochodu, który miał kilka zarysowań po jej pościgu. Siedząc w środku, czekała na Grega, by odwiózł ją do mieszkania. Widziała jeszcze dialog między detektywem, a policjantem, jednak jej myśli były skierowane w stronę mężczyzny, który uwielbia skakać po dachach. Brunetka doskonale wiedziała kim był, jednak jej myśli błądziły gdzieś indziej. Zastanawiała się, co ją czeka. W końcu, gdyby nie poznanie Sherlocka, być może nie musiałaby grać w „kotka i myszkę" z jednym z najciekawszych i zarazem najniebezpieczniejszych przestępców Londynu, jak nie całego kraju.

Dochodziła 19, a jej mieszkanie wydawało się być najnudniejszym miejscem na ziemi. Schowała do płaszcza potrzebne rzeczy i wyszła z mieszkania. Stamtąd udała się do mieszkania Molly Hooper. Tak jak spodziewała się, dziewczyna była w domu. Od razu wpuściła ją do środka.

W czasie gdy poszła do kuchni po przekąski i ciepłe napoje Molly zdążyła rozejrzeć się po jej przytulnym mieszkaniu, które było wypełnione przedmiotami, które musiały wiele dla niej znaczyć. Na ścianach wisiały jej zdjęcia z Johnem, Rosie i Sherlockiem oraz kilkoma nieznanymi jej osobami, które musiały należeć do jej rodziny.

- Przepraszam, że tak długo, ale dopiero co upiekłam ciasto i ciężko było mi je pokroić. - sapnęła patolog niosąc tackę z jedzeniem i piciem. Brunetka stała z rękami złączonymi za plecami, przyglądając się z uwagą swojej imienniczce.

- Chciałam podziękować za pomoc. Przyszłam do ciebie i czekałam, aż skończysz pracę. Chciałam iść w to miejsce, o którym rozmawiałyśmy. - na jej słowa Molly lekko zszokowana wyprostowała się i spojrzała na dziewczynę z powagą, przypominając sobie zdarzenie sprzed kilku godzin.

- Wciąż nie mogę cię rozgryźć. - powiedziała cicho. - Jesteście tacy sami, a zarazem tacy różni.

- Nie porównuj mnie do niego. - powiedziała ostro ciemnooka doskonale zdając sobie sprawę z tego, o kim mówiła Hooper. Dodała jednak po chwili, tym razem łagodniej, nie chcąc zrazić do siebie bardziej dziewczyny. - najlepiej do nikogo.

- Dobrze, ale chciałabym móc poznać cię lepiej, by móc sama ocenić, czy faktycznie moje porównania były błędne. - na jej słowa pani detektyw uśmiechnęła się delikatnie.

Jej ostatnie dni były dość szybkie i chaotyczne, a jej myśli często były zajmowane przez Grega i Molly, do których zbliżyła się zadziwiająco szybko. Rzecz jasna, że jej relację z Lestrade'em śmiało mogła nazwać przyjaźnią, lub jej początkiem. Jednak Molly również miała w sobie coś, co sprawiało, że brunetka czuła się dobrze w jej towarzystwie i chciała w jakiś sposób ocieplić ich znajomość. Jej nawiązywanie znajomości nie było tak ciężkie, jak w przypadku detektywa, którego niedawno poznała, jednak nie należało to do najłatwiejszych rzeczy w jej życiu.

- Dlatego tu jestem. Wiem, że może nie poznałyśmy się w najlepszych okolicznościach i nie pokazałam się od najlepszej strony. - zatrzymała się na chwilę. Całą drogę do tego miejsca zastanawiała się co ma jej powiedzieć. - Co powiesz na wspólny wieczór i plotki? - Brunetka wiedziała, że większa część kobiet uwielbia spędzać swój czas na plotkowaniu. Liczyła na pozytywną reakcję ze strony dziewczyny i faktycznie taką otrzymała. Od razu usiadła obok niej na przytulnej kanapie i wzięła miskę żelków na kolana co chwilę przysuwając ją do dziewczyny. Wiedziała doskonale, że będzie musiała otworzyć się przed nią. Wiedziała też, że ich tematy z czasem na pewno zejdą na temat Sherlocka, więc uznała to za dobrą okazję, by usłyszeć historie i opinię na jego temat.

Ich rozmowy trwały już dobrą godzinę, a pytania do młodej pani detektyw nie kończyły się. Lopez musiała przyznać przed samą sobą, że Hooper okazała się być naprawdę ciekawą osobą, z którą mogła rozmawiać godzinami.

- Od kiedy tu pracujesz? - zapytała Hooper. Wydawała się być naprawdę zaciekawiona jej osobą.

- Dopiero niedawno przeprowadziłam się do Londynu. Szczerze mówiąc, jestem tu może ze trzy tygodnie. - dziewczyna nie do końca wiedziała jakie pytania ma jej zadawać, patrząc na to, że na większość z nich znała odpowiedź.

- Od początku pracujesz z Sherlockiem? - to pytanie musiało kiedyś paść.

- Nie pracuję z nim. Poznałam go niedawno. Dodatkowo sam postanowił doprowadzić do naszego spotkania, niby to przypadkiem. - dziewczyna na myśl o pierwszym spotkaniu z detektywem skrzywiła się delikatnie.

- Nie przepadasz za nim. - stwierdziła patolog. - To ciężki człowiek, nie umiem go rozszyfrować. Mam do niego tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi. - pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Wciąż uważam, że albo zostanie taki na zawsze, albo pozna kogoś pokroju Johna i zmieni się na bardziej ludzkiego.

- Nie lubię patrzeć na kogoś z myślą, że muszę go rozszyfrować. Z czasem każdy jeśli będzie chciał, otworzy się dla kogoś. Najwidoczniej on tego nie chce. Może uważa uczucia za słabość. - wzruszyła ramionami i zajęła się kawałkiem ciasta. - no oprócz przestępców, którzy z własnej woli nigdy nie przyznają się do winy, chyba że to część ich planu.

- Ty też często jesteś taka... - szukała określenia. Nie chciała jej urazić.

- Niemiła, nieczuła i szorstka? - zaśmiała się kończąc jej wypowiedź. - Czasami tak jest lepiej. To po części prawda, że uczucia są słabością, ale jestem taka tylko dla kogoś kogo nie znam, albo jest dla mnie nie miły. Często gdy jestem w pracy staram się „wyłączyć" emocje. Gdybym miała myśleć racjonalnie, jak ty lub Lestrade z pewnością nie byłabym w stanie strzelić do drugiego człowieka.

- A jesteś w stanie kogoś zabić? - zadała to pytanie jakby bała się odpowiedzi na nie.

- Każdy z nas jest. Pytanie jak zachowa się później. Ja nie przeżyłam tego bardzo. - tym stwierdzeniem dała do zrozumienia właścicielce mieszkania, że już kiedyś znalazła się w takiej sytuacji. Wywołało to lekkie zdziwienie u Hooper, jednak w głębi duszy czuła, że wiedziała, że ktoś mając taką pracę na pewno wiele przeżył.

- Jak to robisz, że nie odczuwasz wszystkiego tak jak normalni ludzie. Widzę, że odbierasz wszystkie emocje co najmniej o połowę delikatniej. Często jesteś obojętna na wszystko.

- Jestem taka od 7 roku życia. Już mi tak zostało. Prawdopodobnie Sherlock ma tak samo. - patrzyła tępo w szklane naczynie ze słodyczami, próbując odgonić wspomnienia z przeszłości.

- Sherlock to dobry człowiek. Na początku jest oschły i chamski, ale jak się go bliżej pozna nie jest taki zły. - powiedziała patrząc na zamyśloną dziewczynę, nie do końca wiedząc czy w ogóle ją słucha. - Czasami mam wrażenie, że on po prostu jest zagubiony, że jest takim dzieckiem w ciele dorosłego faceta, który pogubił się w czymś i wciąż go to gnębi. - na te słowa Lopez lekko zdziwiła się. Miała dokładnie to samo zdanie na temat detektywa. Może jedynie jej podejście do niego różniło się tym, że uciekała od niego i unikała go, bo nie chciała spędzać z nim czasu. Czuła się nieswojo w jego towarzystwie. - albo nie chce po prostu być postrzegany jako ktoś słaby.

- Nie przekonasz mnie do niego. - zaśmiała się po chwili, wciąż pochłonięta w swoich przemyśleniach, jakby próbowała od nich oderwać się, jednak nie mogła. Część myśli dotyczyła odległych od teraźniejszości wydarzeń, a inne z kolei tyczyły się Sherlocka. Molly faktycznie zaczęła zastanawiać się co przyczyniło się do takiego sposobu bycia detektywa. Nie wierzyła, że był tak od urodzenia.

- Z czasem sama się przekonasz. Widziałam jak na ciebie patrzył. - tym zdaniem Molly spojrzała na patolog z zaciekawieniem. Nie do końca wiedziała, o czym mówi dziewczyna. Nie zwróciła większej uwagi na bruneta i jego zachowanie. - Patrzył na ciebie podobnie jak na Johna, lub na osobę, którą od początku uważa za podejrzaną. - Na to stwierdzenie jeszcze szerzej otworzyła oczy. Patrząc na to jak Sherlock traktował Hooper i jak się do niej odnosił, nie rozumiała czemu tak jest. Przecież była naprawdę mądra i spostrzegawcza, a on czepiał się wszystkiego co zrobiła lub powiedziała.

- Dla jasności, nie jestem żadnym szpiegiem, przestępcą ani nic w tym stylu. - od razu odpowiedziała z lekkim uśmiechem pod nosem, na co właścicielka mieszkania zaśmiała się.

Była już późna noc, a dwie kobiety spędzały wieczór z przekąskami i plotkami. Z czasem do dosyć oficjalnej rozmowy dołączyły napoje z procentami, które rozluźniły atmosferę i pozwoliły każdej na otworzenie się przed drugą. Oczywiście gość Molly wciąż uważał na to co mówi. Brunetka pomimo swojego stanu, który wcale nie był bardzo zły, wciąż starała się trzymać język za zębami.

- ...Strasznie to przeżył. A gdy Sherlock wrócił, on wpadł w szał i go pobił. Z czasem John wybaczył Sherlockowi, ale czasami nadal ma do niego o to żal.

- Myślę, że John też trochę źle do tego podszedł. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego kim jest Moriarty. Dodatkowo mieszkał od dawna z Sherlockiem, więc powinien też z czasem domyśleć się, że Sherlock nie skoczyłby z dachu, żeby się zabić, bez powodu. - zatrzymała się na chwilę. Nie wiedziała czy rzuca poprawnymi stwierdzeniami. Przecież to nie ona była na jego miejscu i to nie ona to wszystko przeżywała na własnej skórze. również sposób w jaki postrzegała świat i otaczające ją osoby różnił się od toku myślenia Johna czy Lestrade'a. - Dodatkowo po powrocie tego idioty, powinien zrozumieć, że zrobił to między innymi dla niego. Prawda, Sherlock mógł dać Johnowi jakkolwiek znać, że żyje, ale czy wtedy byłby bezpieczny? Nie mam pojęcia. Trochę trudna sytuacja i ciężko mi wyobrazić sobie, co bym zrobiła na miejscu Johna. Na pewno dałabym mu w twarz i byłabym zła, ale nie przez tak długi czas.

- Też zareagowałabym tak samo, ale nie przez tak długo czas. W sumie Sherlockowi też musiało być ciężko, dodatkowo zrobił to, żeby John był bezpieczny, ale mam wrażenie, że John tego nie dostrzega.

- Nie znam ani jednego, ani drugiego, ale mam nadzieję, że nie będę musiała być w takiej samej sytuacji jak oni.

- Nawet jeśli, to teraz wiesz, że możesz liczyć na moją pomoc i dyskrecję. - spojrzała na nią patolog z czułym wzrokiem. Doskonale zdawała sobie sprawę, z tego że jeśli zaprzyjaźni się z panią detektyw, ona też może być w niebezpieczeństwie, tak samo jak John w sytuacji z Sherlockiem.

- Mam nadzieję, że nie będę musiała korzystać z twojej pomocy i narażać cię na jakieś niebezpieczeństwo. - stwierdziła, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że los pisze różne scenariusze i nie wyklucza, że kiedyś przyjdzie taka chwila, że będzie musiała zniknąć na jakiś czas.

Dochodziła pierwsza w nocy, a w mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Hooper wstała i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi potykając się o własne stopy. Obie kobiety śmiały się ze wszystkiego co je otaczało. Jednak gdy Lopez usłyszała, jak Molly otwiera drzwi ucichła od razu.

- Co ty tu robisz? - usłyszała z korytarza rozbawiony głos znajomej.

- Piłaś. - stwierdził niski głos, który kobieta znała doskonale. Jej mięśnie napięły się, a mina spoważniała. Poczuła jakby cały alkohol uleciał z niej w jednej sekundzie.

- Tyylko troszkę. - stan dziewczyny był zdecydowanie gorszy, niż ten należący do Lopez.

- Ej, gdzie ty idziesz? - piskliwy głos rozbrzmiał w całym mieszkaniu, w momencie, gdy Sherlock wszedł do mieszkania bez pozwolenia dziewczyny. Brunetka słyszała jak mężczyzna chodzi po mieszkaniu, a za nim drepta patolog próbując go zatrzymać. Czemu? Może nie chciała, by jej gość spotkał się z kobieta siedzącą w salonie z kieliszkiem wina. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brunetka nie lubi przebywać w jego towarzystwie.

Wścibskość bruneta wzrosła do takiego stopnia, że zaczął sprawdzać pokoje i szukać kogoś z kim Molly mogłaby pić. Przecież to do niej nie podobne, żeby piła sama i to bez powodu. A może był jakiś powód? Przecież miała ślady po łzach na policzkach, po tym jak zwierzała się z problemów sercowych. Jednak teraz była niesamowicie rozbawiona, więc Sherlock mógł stwierdzić, że łzy były spowodowane śmiechem. Gdy wszedł do salonu, Lopez siedziała spokojnie z poważną miną, brwią uniesioną do góry i lampką wina przy ustach. Mina Sherlocka była natomiast lekko zdziwiona, jednak od razu zmieniła się w typową, obojętną i irytującą.

- Byłem na spacerze i zobaczyłem, że świeci się u ciebie światło. - spojrzał na właścicielkę mieszkania, kompletnie nie zwracając uwagi na jej gościa. Nie mówiąc już o przywitaniu się z nim. Brunetka nie miała zamiaru być mu dłużna lub narzucać się, więc siedziała spokojnie i nie odzywała się ani słowem. - Zazwyczaj o tej porze śpisz. - stwierdził oschle.

- Molly do mnie przyszła i wieczór na się wydłużył. - zaśmiała się pod nosem robiąc maślane oczka do Sherlocka, na co jej imienniczka przewróciła oczami i widząc jej stan, wstała i pomimo oporu patolog, zaprowadziła ją do sypialni, gdzie praktycznie od razu zasnęła. Lopez za to wróciła lekko chwiejnym krokiem do salony, skąd wzięła brudne naczynia i zaniosła je do zmywarki.

- Chciałaś ją wypytać o mnie, Moriary'ego i Johna. - stwierdził oschle.

- Bzdura. - zaprzeczyła zirytowana jego obecnością. - Nie jestem tobą. - rzuciła patrząc mu prosto w oczy. Miała wrażenie, że Sherlock za bardzo porównuje ją do samego siebie.

- Mogłaś przyjść do mnie i bym ci powiedział o nim wszystko. - prychnął pod nosem.

- Wiem, tyle ile mi potrzeba i nie muszę wykorzystywać do tego innych. - spojrzała na niego wrogo sugerując mu, że on wykorzystuje naiwność ludzką dla swoich celów. - dodatkowo miałeś się trzymać z dala ode mnie.

- Oboje wiemy, że postawiłaś taki warunek mojemu bratu, bo nie chcesz mnie widzieć, a nie dla mojego bezpieczeństwa. - Tu Sherlock miał rację. Nie obchodziło ją co stanie się z detektywem. Po prostu nie chciała widywać się z nim na co dzień. Wcale nie chciała go widzieć.

Uniosła na te słowa brwi po czym je opuściła, z zadowolenia, że zrozumiał jej przekaz.

- Dlatego też możesz stąd iść.

- A co jeśli nie chcę? - zapytał z lekką kpiną i podszedł do niej patrząc jej prosto w oczy.

- Po co to robisz, hm? - spojrzała na niego z irytacją w oczach i podeszła jeszcze bliżej. Jej nos był na wysokości jego ust, jednak różnica we wzroście wcale nie sprawiała, że dziewczyna była onieśmielona. Wręcz przeciwnie to ona zaczęła natarczywie patrzeć w jego oczy. Brunet jednak nie odpowiedział na to pytanie. Patrzył wciąż w jej oczy, jakby zamyślił się nad czymś zahipnotyzowany oczami brunetki. Po chwili jednak mrugnął i ponownie na nią spojrzał.

- Bo sprawa z tym wariatem nie jest taka prosta na jaką ci się wydaje. I sama nie dasz rady go pokonać. - na jego słowa zaśmiała się gorzko. Jednak po chwili usłyszała coś w co nie mogła uwierzyć, a Sherlock powiedział to z wielkim bólem. Chyba sam nie dowierzał w co mówi, jednak wiedział, że taka była prawda. - Ja też sam sobie nie poradzę. A John ma córkę i nie chcę po raz kolejny go narażać.

- I co w związku z tym? - Dziewczyna doskonale wiedziała do czego zmierza wypowiedź detektywa, jednak robiła wszystko by go poddenerwować.

- Oboje możemy go pokonać i w końcu będzie spokój. - na te słowa wyśmiała go i ruszyła do korytarza gdzie włożyła buty i płaszcz.

Wskazała mu drzwi wyjściowe, za którymi oboje znaleźli się po chwili, a dziewczyna wzięła klucze z mieszkania i zamknęła je, wcześniej zostawiając wodę, elektrolity i tabletki przeciwbólowe na szafce nocnej Molly. Gdy tylko wyszła z budynku uderzyło w nią przyjemne, rześkie, nocne powietrze Londynu. Uwielbiała spacerować nocami, jednak dziś była na tyle zmęczona i podpita, że nie miała siły na długi spacer w dodatku z Sherlockiem przy boku.

Złapała taksówkę i wsiadła do niej ponownie próbując zamknąć drzwi pojazdu przed detektywem. Ten jednak znając jej taktykę wsiadł od drugiej strony do pojazdu dosłownie w tym samym czasie co ona. Ciemnooka warknęła z niezadowoleniem, jednak nie odezwała się nawet słowem.

- Znowu się patrzysz. - rzuciła oschle patrząc za okno. Czuła ciągle spojrzenie bruneta na sobie co zaczęło ją rozpraszać i nie pozwoliło jej na zagłębianie się w swoje myśli. Dziewczyna nawet pod wpływem alkoholu wciąż myślała o mężczyźnie, który prawdopodobnie wie o niej więcej niż ona sama o sobie.

- A ty ciągle chodzisz z głową w chmurach. - na te słowa Molly miała przed oczami blog Johna, który w większej mierze znała na pamięć.

- Ale ja potrafię analizować i łączyć fakty podczas robienia różnych rzeczy, a nie siedząc w fotelu, nic nie robiąc i zamykając się w Pałacu Pamięci. Przynajmniej jest ze mną kontakt i robię to gdzie i kiedy chcę, a nie siedząc czy też leżąc nieruchomo. - zaczęła sugerować Sherlockowi, że ona przynajmniej nie marnuje czasu na siedzeniu w fotelu i rozmyślaniu, tylko robi to w trakcie robienia innych czynności.

Na te słowa Sherlock parsknął krótkim śmiechem pod nosem i odkręcił głowę w stronę okna, dając dziewczynie tym samym zamierzony efekt jakim było brak rozpraszających spojrzeń w jej kierunku. Dodatkowo w radiu zaczęły lecieć znane jej piosenki przez co droga stała się jeszcze bardziej przyjemna. Podczas wystukiwania rytmu palcami na kolanie, brunetka zaczęła czuć się coraz bardziej znużona i ospała.

Taksówkarz gdy tylko dojechał na wyznaczone miejsce spotkał się z nieprzyjemną sytuacją jaką było wyznaczenie mu kolejnych kilometrów do przejechania, pomimo tego, że jego czas pracy dobiegł końca. Pod naciskiem Sherlocka jednak zgodził się i ruszył w wyznaczone miejsce. Po około 10 minutach był już pod drzwiami z numerem 221B.

***

Molly obudziła się o dziwo wyspana i towarzyszył jej delikatny ból głowy po wczorajszym wieczorze. Otworzyła ospale oczy, które od razu zamknęła pod wpływem zbyt dużej ilości jasnego światła.

Po przyzwyczajeniu oczu do otoczenia rozejrzała się i dopiero do niej dotarło, że ten pokój nie jest żadnym z pokoi w jej mieszkaniu. Usiadła na łóżku z lekkim niepokojem, po czym do jej nozdrzy dotarł piękny zapach ciasta na naleśniki smażonego na patelni.

Wstała powoli z łóżka, jakby bojąc się, że wczorajsze wydarzenie może zachwiać jej równowagę. W czasie gdy zbierała porozrzucane rzeczy z pokoju zdążyła przypomnieć sobie wszystko z ostatnich godzin. Prawie wszystko. Nie pamiętała jak znalazła się w obcym mieszkaniu, w obcym łóżku. Natomiast to, że przebudziła się na chwile i zdjęła z siebie wszystkie ubrania z wyjątkiem bielizny pamiętała doskonale.

Podeszła do szafy, w której znalazła męską koszulę w kratkę, po czym pozwoliła sobie na chwilę relaksu pod prysznicem. Wyszła spod ciepłej wody i owinęła się świeżym ręcznikiem, który leżał równo ułożony z innymi białymi ręcznikami. Włożyła bieliznę oraz koszulę, która sięgała jej dalej niż za połowę ud. Zapięła pasek w biodrach i włożyła długie buty na wysokim obcasie, w których uwielbiała chodzić. Spojrzała jeszcze w lustro, stwierdziła, że koszula idealnie nadaje się na sukienkę. Co prawda mogłaby być nieco dłuższa, jednak brunetka nie zwracała zbytnio uwagi na opinie starszych kobiet, które prawdopodobnie uznałyby, że nie ma nic innego do zaoferowania, dlatego świeci odsłoniętymi nogami i tyłkiem. Oczywiście spotkało by się z to brakiem jakiejkolwiek reakcji z jej strony.

Jej twarz pomimo braku makijażu była w dobrym stanie. Pomalowała jeszcze usta pomadką, którą miała w kieszeni płaszcza i złożyła starannie wczorajsze ubrania, które miała później zabrać. Pościeliła łóżko, zabrała płaszcz i ruszyła na dół. Korytarz był dosyć przytulny, jednak cały urok psuły skrzypiące schody przy najmniejszym nacisku.

Kobieta weszła do salonu skąd dobiegał przepiękny zapach naleśników. Jej żołądek dawał o sobie znać już gdy wstała, jednak nie chciała pokazać się komukolwiek w samej bieliźnie, z rozmazanym makijażem i roztrzepanymi włosami.

Gdy tylko skierowała się do kuchni lekko podskoczyła widząc Sherlock przy stole, na którym kroił ludzkie palce. Spojrzała na niego z zaciekawieniem i dopiero do niej dotarło, że musiała zasnąć w taksówce i Holmes musiał ją przenieść do łóżka. Tuż za nim stała starsza pani, która kładła naleśniki, dżem i dwie kawy.

- Dzień dobry. - powiedziała brunetka lekko zaskakując staruszkę, która podskoczyła z kubkiem kawy i gdyby nie refleks Molly kawa wylądowała by na koszuli detektywa. Brunetka stała nachylona nad mężczyzną trzymając porcelanowe naczynia, co przyprawiło ja o lekkie zakłopotanie, gdyż twarz Sherlocka była na wysokości jej klatki piersiowej, a prowizoryczna sukienka podwinęła się ukazując jej zgrabne nogi bardziej niż by tego chciała. Od razu wycofała się i po odstawieniu na stół filiżanki poprawiła materiał oraz pasek. - Przepraszam, nie chciałam Pani przestraszyć.

- Nic się nie stało, kochanie. - spojrzała już uspokojona staruszka, która patrzyła z uśmiechem to na Molly to na Sherlocka. - Sherlock, mógłbyś zająć się swoją przyjaciółką.

- Spokojnie, pani Hudson. Nie przyjaźnimy się. Poznaliśmy się kilka dni temu i prawdopodobnie ostatni raz dziś się widzimy. - spojrzała zadowolona na starszą kobietę, którą znała z opowieści Watsona. Dostrzegła jeszcze, że na jej słowa detektyw uśmiechnął się pod nosem, co nie wróżyło nic dobrego.

- Siadaj i jedz naleśniki. Uznałam, że będziecie głodni, gdy wstaniecie. - spojrzała na nich znacząco przez co Sherlock spojrzał na nią wrogo, odrywając się od swoich eksperymentów. Kobieta zadowolona z siebie, ruszyła przed siebie i zeszła na dół, życząc Molly smacznego.

Dziewczyna usiadła spokojnie naprzeciwko bruneta i zaczęła smarować sobie naleśnika dżemem truskawkowym, który należał do jej ulubionych. Zaczęła jeść i popijać posiłek ciepłym napojem, który w zupełności wystarczyłby jej jako śniadanie.

- Dziękuję. - powiedziała po chwili oschle, co zabrzmiało raczej jak wyrzut niż podziękowanie. Wiedziała, że taksówkarz zostawiłby ją na klatce schodowej. Dzięki brunetowi nie spędziła nocy na klatce. Wciąż śledziła każdy krok bruneta uważnie obserwując jego poczynania.

- Nie wiem o czym mówisz. - powiedział tak samo ponuro jak jego towarzyszka.

- Kłamiesz! - krzyknęła z dołu pani Hudson, na co Sherlock odpowiedział jej wystarczająco głośno:

- A pani łudzi się, że ten piekarz, z którym się wczoraj pani widziała, chce od pani czegoś więcej! Ma żonę i trójkę dzieci! - po tych słowach wziął jednego naleśnika, którego zaczął mozolnie jeść, a każdy gryz popijał kawą.

- Podałam swój adres, a nie twój. - rzucała w niego spostrzeżeniami niczym z armaty.

- Zasnęłaś więc wziąłem cię do siebie, bo nie miałaś kluczy do domu w płaszczu. - powiedział szybko, jakby chciał ją zbyć. - Sypialnia Johna była wolna, więc zaniosłem cię szybko i wróciłem do siebie. Nic się nie wydarzyło.

- Nie prawda! - krzyknęła z dołu staruszka. Po chwili dodała: - siedziałeś u niej dobre 15 minut! Liczyłam na zegarku!

- Poproszę Johna, żeby wypisał pani leki, bo ma pani problem z bezsennością! - odkrzyknął lekko speszony, próbując zwrócić uwagę brunetki na coś innego niż to, co powiedziała jego gosposia.

- Mną się nie martw! Sam go poproś o coś dla siebie, skoro kilka minut to długo dla ciebie. Coś szybko od niej wyszedłeś wczoraj! 10 minut to pewnie z niej płaszcz zdejmowałeś, bo było tak cicho.- w głosie pani Hudson dało się usłyszeć zdenerwowanie, za to na twarzy Sherlocka widniało zamieszanie połączone z politowaniem i lekkim przerażeniem w oczach. Brunetka słysząc słowa starszej pani nie wytrzymała i wybuchła śmiechem plując na mężczyznę kawą, po czym wybuchnęła jeszcze większym śmiechem. Wstała od stołu, odniosła swoje naczynia do już i tak pełnego zlewu i ruszyła do wyjścia.

- To koszula Johna. - Powiedział groźnie patrząc na jej plecy.

- Oddam mu kiedyś. - powiedziała wciąż rozbawiona. - myślę, że masz większe problemy niż zniknięcie jednej koszuli Johna. - zaśmiała się pod nosem sugerując mu jego problem zarzucony przez staruszkę. - da się z tym walczyć, Holmes. A co do koszuli.... Jeśli tęsknisz za doktorkiem, to mu to powiedz, albo kup sobie jego perfumy. Zdecydowanie ma lepszy gust niż ty, jeśli chodzi o to. Ale z tego co kojarzę, to on gejem raczej nie jest. - rzuciła oschle i ruszyła na dół, gdzie podziękowała pani Hudson za śniadanie i zamieniła z nią kilka zdań na temat wczorajszego zajścia. Kobiety bez większego problemu zrozumiały się nawzajem i zaczęły podśmiewywać się z detektywa.

On natomiast zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Wciąż nie dowierzał, co przed chwilą usłyszał od 20parolatki. W jednej wypowiedzi zdążyła dopiec mu kilka razy, a przecież powinna była być mu wdzięczna za to co zrobił dla niej. Brunetka zwróciła jego uwagę już pierwszego dnia. Od dawna mężczyzna nie poznał kogoś kto zna się na dedukcji. Dodatkowo nie potrafił z niej wiele wyczytać co intrygowało go i denerwowało jeszcze bardziej.

W drodze powrotnej Molly odwiedziła jeszcze Lestrade'a, z którym rozmawiała do późnego wieczora, przez co jej powrót do domu został przełożony o kolejny dzień. Brunetka postanowiła przenocować u policjanta, tym bardziej, że tematy do rozmów nie kończyły się.

Ostatni wolny dzień zapowiadał się dosyć spokojnie. Molly umówiła się ze swoją imienniczką, by oddać jej klucze oraz zobaczyć miejsce, o którym wspominała jej patolog podczas pierwszych dni znajomości.

- Na moje nieszczęście pamiętam wszystko. - jęknęła zażenowana kobieta chowając otrzymane klucze do torebki. Jej słowa spotkały się jedynie z dość oschłym śmiechem pani detektyw, która od samego rana błąkała myślami i nie potrafiła skupić się na rzeczywistości.

- Sherlock nic nie mówił? - spojrzała na ciemnooką podejrzliwie próbując dotrzymać jej kroku. - Teraz, tu w prawo. - dodała po chwili.

- Nie, ale chyba był ciekawy co ci było. Po jego zachowaniu wnioskuję, że nie pijesz zbyt często... - stwierdziła i spojrzała na nią przelotnie.

- Czasami potrzebuję zresetować się i zapomnieć o wszystkim na jakiś czas. - powiedziała cicho jakby wstydziła się, tego że czasami jest przemęczona.

- Każdy tego potrzebuje i to nie powód do wstydu. Też od dawna potrzebowałam napić się z kimś, ale nie koniecznie miałam z kim. Teraz mam ciebie i Lestrade'a. - powiedziała lekko zmieszana na ostatnią część swojej wypowiedzi.

- Za to przyjaźń i zaufanie też nie jest powodem do wstydu. - uśmiechnęła się do niej pewna swoich słów. Lopez wciąż zastanawiała się jak tak szybko poznała takich ludzi i czemu zaufała im od razu, z wzajemnością. Chciała zrozumieć czemu inne relacje nie były dla niej takie proste, jednak nie chciała zajmować sobie tym głowy i zwaliła to na fakt, że w końcu poznała odpowiednie osoby, które najwidoczniej od zawsze miały pojawić się w jej życiu.

Dziś kolejny długi rozdział. Mało osób tu jest, ale mam nadzieję, że nie przeszkadza wam długość rozdziałów. Do następnego rozdziału ^^





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro