Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wybiła godzina 8 rano, gdy Albedo stanął przed brunatnymi drzwiami. Zdążył już poukładać sobie w głowie wszystkie zdarzenia sprzed kilku godzin, jak na razie Kaeya został z Klee w jej tymczasowym pokoiku. Właściwie najchętniej dalej by myślał, jak to wszystko poskładać, ale niestety, przyszedł czas na odwiedziny u szefa.

Jeden z ochroniarzy otworzył blondynowi drzwi. Był dość niski, średniej długości czarne włosy przechodziły w turkus na końcach. Zerknął na Albedo złocistymi oczami. Ego wspominała kiedyś, że podobno szef i ten konkretny ochroniarz mają romans, ale cyjanookiego mało interesują takie plotki. Zresztą to nie jego sprawa z kim sypia ich szef.

Wszedł do środka. Niemalże od razu poczuł na sobie wzrok mężczyzny podlewającego stojące na parapecie cecylie.

-- Dzień dobry, szefie.

-- Dopiero się okaże czy dobry. -- odłożył konewkę i poprawił czarny garnitur. Chwile później zajął miejsce za biurkiem.

-- Więc drogi Preceptorze? Problem wyeliminowany?

-- Owszem. Zadanie zostało wykonanie.

-- Świetnie. -- rzucił mu lekki uśmiech. -- Klee nie sprawiała problemów? -- poprawił swój pojedynczy kolczyk z czarnym koralikiem i białym piórkiem na końcu.

-- Nie.

-- Mhm. No tak. -- cyjanooki dobrze wiedział, że szef zna prawdziwą odpowiedź na to pytanie. Albedo nie lubił, gdy ktoś nie wykonuje jego poleceń, a Klee nie była kimś, kto byłby w stanie się podporządkować w stu procentach.

-- Chyba chciałbyś mi o czym powiedzieć. -- stwierdził po chwili milczenia.

No tak, to było oczywiste, że już wie o granatowo-włosym. Ego prawdopodobnie powiadomiła szefa od razu jak tylko dotarli do siedziby.

-- Przyprowadziliśmy ze sobą osobę, którą Alberich przetrzymywał w swojej piwnicy.

-- Po co, dlaczego zrobiłeś więcej niż prosiłem? -- jasne, żółtawo-złote oczy patrzyły na Albedo wyczekująco.

-- To syn Albericha. Kaeya Alberich. Może mieć dostęp do pieniędzy a nawet do całego majątku. Mafia mogłaby zyskać.

-- Zysk mafii to twoje wytłumaczenie. -- mężczyzna zamyślił się -- fakt, że pierwsze słyszę o kimś takim jak Kaeya Alberich. Musiał być dobrze ukrywany. Szkoda, że wcześniej się o tym nie dowiedziałem. Porwanie syna bez wątpienia zmusiłoby go do zapłaty. -- ucichł na chwilę. -- Pokazałeś mu drogę tutaj?

-- Nie, to jasne.

-- Dobrze. -- zamyślił się przez chwilę. -- Możesz odejść, muszę to przemyśleć. Nie pozwól mu opuścić tego budynku.

-- Oczywiście. Według pańskiej woli. -- blondyn wstał i opuścił pomieszczenie.

. . . . . . . . . . . . .

--Uno! -- krzyknęła dziewczyna w czerwonej sukience.

-- No nie znowu wygrasz. -- ciemnowłosy dobrał kartę.

-- Haha! -- Klee położyła na stosiku kartę zmieniającą kolor.

Taki widok zastał Albedo, gdy wszedł do tymczasowego pokoju blondynki. Wyglądał jak typowa sypialnia gościnna. Błękitne ściany, dębowa podłoga i ciemne meble. Pod ścianą stało łóżko i nie za duża szafa, przy przeciwległej ścianie znajdował się mały stolik z dwoma krzesłami, a nad nim okno o czarnych zasłonach, które dziwnie zlewały się ze stolikiem. Na łóżku leżał czerwono-biały plecak dziewczyny.

-- Heeejka. Gramy w Uno. -- przywitał go siedzący na podłodze chłopak.

-- I znowu wygrałam!! -- entuzjazm Klee dało się wyczuć na kilometr. Stała przed blondynem z podniesionymi rękami.

-- Już trzeci raz. Zagrasz z nami Bedo? -- Patrzył na niego niebiesko-liliowymi oczami.

-- Zjadłeś "Al". I nie, nie zagram. -- odpowiedział blondyn.

-- Może mnie tu trochę oprowadzisz?

Oprowadzać? Jeszcze czego. Co za tupet.

-- Nie, masz zakaz przemieszczania się po budynku.

-- Może chociaż pokażesz gdzie jest toaleta?? Proszę? Nie chciałbym popuścić.

Cyjanooki westchnął. -- Niech będzie.

-- Załatwię Ci śniadanie w między czasie. -- posłała uśmiech Kaeyi po czym wybiegła z pokoju.

-- Ale ona jest słodziutka. To twoja siostra?? -- wstał.

-- Nie. Choć, pokaże Ci gdzie jest ta łazienka.

Wyszli razem z pokoju. Na szczęście ich cel był dość blisko, więc nie zdążyli spotkać jakiegokolwiek członka mafijnej społeczności. I dobrze, Albedo nie chce odpowiadać na pytania kim jest wysoki chłopak o ciemnej karnacji, jak się tu znalazł i po co. Kilka minut później byli już z powrotem w pokoju.

-- Nie jesteś zbyt rozmowny, co?

Cóż za spostrzegawczość. Niebywałe naprawdę. Blondyn odpowiedział na to ciszą.

-- Okey rozumiem. -- zaśmiał się krótko. -- jesteś totalnym przeciwieństwem Klee. Moim zresztą też, tak mi się wydaje. I pomyśleć że jesteś tylko rok młodszy.

Czerwonooka i jej gadatliwość. Wystarczyło zostawić ich na pół godziny, żeby Kaeya poznał już wiek Albedo. Ciekawe co jeszcze zdołał z niej wyciągnąć.

-- Hejooo już jestem. -- blondynka otworzyła drzwi i podała Kaeyi talerz z kanapkami z dżemem truskawkowym. Za nią wszedł czerwonooki chłopak o białych jak śnieg włosach. Jedno z pasemek miał zafarbowane na czerwono. Niósł tackę z trzema kubkami. -- Kazuha mi pomógł z kakao hehe.- dziewczyna usiadła skrzyżnie na ciemnej podłodze.

-- Miło poznać, jestem Kaeya ojej ale jesteście podobni.

-- Może trochę, ale nie ma między nami żadnego pokrewieństwa. -- białowłosy posłał Albedo pytające spojrzenie, po czym położył tackę na stoliku.

-- To prawdziwe liście? -- ciemnowłosy wskazał na czerwonawe liście klonu przyczepione do białego paska Kazuhy na srebrnych łańcuszkach, jeden wyżej drugi niżej.

-- Nie nie, są sztuczne. Prawdziwe szybko by wyschły.

-- Kurde, wszyscy mieszkający tu ludzie są tacy hot jak wy dwaj? -- zapytał Kaeya jakby nigdy nic.

Blondyn spotkał się wzrokiem z lekko zarumienionym białowłosym.

Czerwonooki miał na sobie obcisłą, czarną bluzkę bez rękawów ze sporym liściem klonu po prawej stronie, zaznaczonym cienką, czerwoną linią. Ręce zakryte były równie obcisłymi rękawiczkami bez palców, sięgającymi mu trochę za łokcie. Na nogach miał ciemnoczerwone spodnie z dwoma liśćmi klonu przyczepionymi do białego paska ze srebrną klamrą, o które wcześniej pytał Kaeya. Czarne, buty na platformach sięgające do kolan posiadały szare sznurówki. Dodatkowo, na jego szyji wisiał srebrno-czerwony liść klonu, na dość długim sznurku.

Mówiąc w skrócie, wyglądał zwyczajnie i totalnie różnił się od Albedo. Blondyn miał na sobie czarną koszule z granatową kamizelka i jasno-złotym krawatem. Przy kamizelce i czarnych spodniach wisiały złote łańcuszki. Właściwie z Kazuhą łączyły go jedynie kolor czarny I wysokie buty do kolan. Tyle że jego sznurówki były granatowe.

-- Masz dość rozległe preferencje czy po prostu lubisz facetów w czerni? -- rzucił cyjanooki.

-- Chyba bardziej to drugie.

Ewentualnie, czuje pociąg do morderców. Niepozorny białowłosy, pod pseudonimem "Egzekutor", jest jednym z najokrutniejszych i najlepszych morderców w tym mieście. Sieka ciała ludzi kataną jakby byli z papieru.

-- Ale nadal mi nie odpowiedzieliście na pytanie.

-- Sam określisz, gdy zobaczysz innych. -- czerwonooki Posłał mu lekki uśmiech. -- Będę już iść, życzę miłego dnia.

-- Do zobaczenia. -- pożegnał się Kaeya z uśmiechem.

-- Papaaaa -- pomachała mu Klee, a ten jej odmachał i wyszedł.

-- Ciekawe tematy poruszasz Kaeya. Ale Kazuha potrafi wyglądać znacznie lepiej, Albedo zresztą też.

-- No nie gadaj. -- Ciemnowłosy wziął gryza jednej z kanapek od Klee siadając na podłodze.

-- Przypomnij mi. -- Blondyn wziął do ręki kakao, drugi kubek podał Klee. -- ile ty masz lat?

-- Masz króciutką pamięć. -- niebieskooki wyciągnął rękę w stronę niższego, gestem wskazując, by dał mu ostatnie kakao.

-- Nie, pamiętam co powiedziałeś. Zastanawiam mnie tylko czy przypadkiem nie pomyliłeś dziewiętnastki z czternastką. -- Albedo usiadł na jednym z ciemnych krzeseł posyłając Kaeyi kpiące spojrzenie.

Ciemnowłosy przewrócił oczami.

-- No weź nie podasz mi?

-- Nie. -- odparł blondyn i wziął łyka kakao. -- Wyglądam Ci na służbę?

-- Przestańcie się tak sprzeczać, nie lubię jak dwie osoby które bardzo lubię się sprzeczają... -- zaprotestowała dziewczyna, na co cyjanooki odpowiedział ciszą.

-- Bardzo mnie lubisz? Aaaaaw ja ciebie też uwielbiam moja mała wybawczyni. -- Kaeya posłał blondynce promienisty uśmiech, na co ta go przytuliła.

Coś było w tym dziwnego. Blondyn jest w stanie zrozumieć, że długowłosy był zły na ojca za hamowanie ambicji. Ale żeby aż cieszyć się z porwania? Fakt faktem, jak na razie jest tu dobrze traktowany, ale to dopiero pierwsze godziny. W dodatku wydawał się zdezorientowany uściskiem Klee. Jakby nie bardzo wiedział jak ma zareagować. Albedo coś nie grało w tym wszystkim. Włamali się mu do domu, a ten ich traktuje co najmniej jak wybawców. Nawet nie dopytywał dlaczego tam byli. Chyba, że wyciągnął już te informacje od Klee i jest wspaniałym aktorem. Ewentualnie żyje chwilą, i za parę dni zatęskni za domem. A może jest szpiegiem, dlatego tak łatwo dał się zaciągnąć aż tutaj? Na dobrą sprawę, każda opcją jest możliwa. Pozostaje mu jedynie obserwować zachowanie Kaeyi, i czekać na rozwój wydarzeń.

Jedno wie na pewno, coś tu jest nie tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro