Rozdział 2 - Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•Bill

Nie wiem jak, ale udało mi się namówić Pinesów na układ. Ja trzymam się z dala od ludzi, a oni mnie nie zdezintegrują. Biorąc pod uwagę mój obecny stan na nic lepszego liczyć nie mogłem.
Minęło już kilka dni, swoje ubranie zamieniłem na niebieski sweter, czarne dresy i trampki, które Will mi przygotował. Zostawił mi też sporo gotówki mówiąc, że mam sobie coś kupić w mieście. Minąłem jasną, nowoczesną kuchnię, i wyszedłem tylnymi drzwiami na ogródek. Muszę przyznać, że był naprawdę ładny. Kwiaty kwitły rozłożone w pozornym chaosie, a pośród nich stał duży leżak, ustawiony przodem do lasu. Spojrzałem za siebie. Dom był niewielki, ale przytulny, zbudowany z drewnianych bali, z gankiem od frontu i tarasem na tyłach. Rozsiadłem się na leżaku wygodnie i wsłuchałem się w dźwięki natury. Szelest wiatru, śpiew ptaków, szum ukrytego wśród drzew strumienia, kroki na ścieżce... CHWILA, CO ! Przysłuchałem się, tak, to odgłosy kroków. Z tego co mówił mój brat, nikt tu nie przychodzi, jest to daleko od miasta, niepodrodze do niczego, zdala od szlaków. Ale dobra niech sobie chodzą, w końcu cały Las nie należy do mnie.
~Jak tak o tym pomyśleć, to ani ten dom, ani nawet ubranie nie należą do mnie~.
Intruz przystanął przy furtce

- O, jakie ładne kwiaty.-

Powiedział, a raczej powiedziała, bo teraz już wiedziałem, że to dziewczyna. Miałem ochotę kazać jej spadać, ale nie wiadomo, jak długo tu zostanę. Nie ma sensu wojować z całym miastem. Lekko podniosłem dłoń ponad oparcie leżaka, i gestem zaprosiłem ja do siebie.

- Jak chcesz, to wejdź.-

Dziewczyna posłuchała mnie, przeszła przez furtkę i podeszła do leżaka.

- Witam Pana. Ma tu Pan naprawdę ładny ogród.-

Była to średniego wzrostu szatynka, wyglądająca na jakieś 17-18 lat. Ubrana była w granatowe spodnie, tegoż samego koloru bluzę z kapturem, oraz czarne trampki. Wyglądała znajomo, ale nie wiem skąd ją znam. Uśmiechała się szeroko ukazując rzędy równych białych zębów.

- Witam, to jest dom mojego brata, ja przyjechałem tu tylko na wakacje, ale chyba zostanę na trochę.-

Uśmiechnąłem się do niej lekko, a ona wróciła do oglądanie kwiatów. Rozsiadłem się wygodnie, i starałem odprężyć. Nagle dziewczyna zapytała...

- Przepraszam, a jak się Pan nazywa?

- William.- Dlaczego skłamałem? Przecież tej dziewczynie moje imię i tak nic nie powie. A może moja intuicja ma rację? - A pani?

- Nazywam się Mabell Pines - Aż mnie zamurowało. To była moja Gwiazdeczka? Zupełnie jej nie poznałem. Chol..., jak Sixter, albo Sosenka się dowiedzą to jeszcze mogą mnie, zdezintegrować. Skrzywiłem się, a ona od razu to zauważyła.- Coś nie tak?-
Szybko Bill, myśl.

- Wiesz niespecjalnie lubię się z takim jednym Pinesem, z Tajemniczej Chaty, to jakaś twoja rodzina?

- Tak, to mój wujek, a o co poszło?

- Długa historia, ale lepiej nie mów mu, że ze mną rozmawiałaś, bo możesz mieć kłopoty.- Spojrzałem się na zegarek, wpół do pierwszej, ok.

- Wybacz, nie chce być niegrzeczny, ale powinienem już szykować obiad.

- och, przepraszam, że zajelam Panu czas. Do widzenia, Panie Williamie.

- Do widzenia Mabell. - Odeszła, jak przyszła, zostawiając mnie samego w ogrodzie. - Do widzenia Gwiazdeczko.- Rzekłem cicho i wróciłem do domu.
~Jeszcze się zdrzemnę, przed obiadem.~

********************************

Witam, kolejny rozdział pisany na lekcjach, mam atak weny. Pisałem że jeden rozdział tygodniowo, a piszę jeden dziennie. No nic mam nadzieję, że się podoba.

Miłego dnia, lub nocy ★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro