Rozdział 25 - Album

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


•Dipper Gleeful

Mabel miała złe przeczucia już od dwóch dni, a teraz się poważnie zamartwia. Druga Mabel i Bill udali się sprowadzić coś z tamtego wymiaru. Drugi ja i Pacyfika siedzieli w salonie z moją Pacyfiką.

- O czym myślisz smutasie?

- Próbuję to zrozumieć, nie codziennie spotyka się siebie z innego wymiaru. Szczególnie takiego paranoika.

- Tak, ta Mabel była trochę wkurzajacy, ale ciekawa.

Do gabinetu wszedł nasz lokaj, Żak, ubrany jak zwykle w zielony frak. Mimo jego przydatności był pozbawiony wyczucia stylu.

- Paniczu Gleeful, ktoś do Pana.

- Wprowadź!

- Ten mężczyzna mówi, że woli czekać przy drzwiach, oraz powiedzieć, żeby przekazać że "pomoc prawna kosztuje".

Nikt nigdy nie był tak arogancki względem nas, no, poza...
Zerwałem się z miejsca i ruszyłem korytarzem. Kątem oka zauważyłem, że Mabel ruszyła za mną. Zszedliśmy do holu, i zobaczyliśmy tam młodego, długowłosego bruneta, ubranego w białą marynarkę, z uśmiechem Ala Lucyfer Morningstar.

- Ach, Pani Gleeful, szałowa jak zwykle, a Pan, Panie Gleeful, prawdziwy człowiek zagadka!

- Witamy Panie...

- Victorze, tak wystarczy.

- Victorze, co cię tu sprowadza? Nie widzieliśmy się chyba... 5 lat.

- Tak, a z tego co słyszałem, nie pożałowali państwo tych kilku tysięcy, których zażądałem za moją pomoc. Prawda?

- Zgadza się, ale niestety, Willa nie ma.

- Tak, wiem.

- Słucham?

- Pewien ptaszek zaćwierkał mi do uszka, że Pan William był widziany w tandetnej replice renesansowego zamku kilkadziesiąt kilometrów stąd, bynajmniej nie był tam po dobroci. Prowadzono go z samochodu w kajdanach.

- Czemu nam Pan o tym mówi?

- Nie lubię gdy moi byli klienci są zawiedzeni. A poza tym gdyby chcieli Państwo kogoś pozwać o porwanie, jestem do usług.

- Dziękujemy, za informację.

Prawnik ruszył do wyjścia.

- Nie ma za co. A, i pozdrówcie Billa!

Zamknął za sobą drzwi. Ruszyłem do nich, ale za nimi zobaczyłem tylko las.

- Wygląda na to, braciszku, że to naprawdę dziwny człowiek.

•Mabel

Wyszliśmy z portalu przed Tajemniczą Chatą. Bill magią przebrał się w swój stary żółty płaszcz. Wyciągnął też ją z mojego naszyjnika.

- Daj rękę.

- C-co?

Bill stał z wyciągniętą w moją stronę ręką.

- Ufasz mi?

- Nieee?

- Dobra odpowiedź.

Złapał mnie i podniósł, poczułam, że się czerwienie. Otoczyły nas błękitne płomienie. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam byliśmy już pod domem bliźniaków.

- Bałaś się?

Spytał się, z szerokim uśmiechem.

- Nie!

- Nie szczere to było.

- Wcale nie! Po co wogóle tu przyszliśmy?

- Muszę coś zabrać, chodź.

Weszliśmy do domu. Bill chwilę się rozglądał, po czym podszedł do obrazu, przekręcił coś, a za lustrem obok ukazało się przejście do podziemi.

- Zaczekaj, pójdę sprawdzić gdzie to jest, rozgość się.

Rozejrzałam się po salonie. W ostatnim czasie bywałam tu tak często, że znam tu każdy kąt. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam przejść się po piętrze. Pierwszy pokój był urządzony na niebiesko, bez łóżka, z dużą biblioteczką i biurkiem. Zapewne był to pokój Willa. W drugim przeważały kremowe barwy i odcienie żółtego. Nic ciekawego. Kilka książek, szafa, lustro. Bill nie miał wielu swoich rzeczy. Trzeci okazał się być graciarnią, zawaloną pudłami. Już miałam wychodzić, kiedy moją uwagę przykuł album leżący na stosie kartonów. Był pełen zdjęć Billa, jego braci i jakiejś starszej pary. Mężczyzna miał krótkie złote włosy, poważną twarz, przeciętą blizną, oraz złote oczy, ale inne niż u Billa, zimne, jakby martwe. Kobieta natomiast wyglądała jakby się bała. Miała naprawdę ładna twarz, i piękne oczy o barwie morza. Zapewne byli to rodzice braci. Na jednym ze zdjęć obok Billa stała też piękna dziewczyna o niebieskich, krótkich włosach, ubrana w suknie tego samego koloru, i z czarnym pasem w talli Nie wyglądali na zwykłych przyjaciół. Kilka stron dalej na zdjęciu było widać Billa trzymającego na rękach dwoje niemowląt. Te dzieci było widać również na kilku innych zdjęciach. Jednak dziewczyny nigdzie już nie było.

- Znalazłaś coś ciekawego?

Odwróciłam się gwałtownie. Bill stał w drzwiach, trzymając w rękach metalowe pudło. Jego oko lśniło w półmroku.

********************************

Zrobiło się mrocznie :O

Kto jest ciekawy co Bill jej zrobi.

Ja wiem buahaha...


Nie, nie będzie gwałtów!

Miłego dnia, lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro