Rozdział 29 - Lizy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


•Bill

Gdy tylko portal zamknął się za moimi plecami poczułem, że cała zbierana latami wściekłość może wreszcie znaleźć ujście. Dla żadnego zemsty demona nie ma rzeczy niemożliwych. A on się zaraz o tym przekona!

- Zaczekaj Bill, ty przecież nie chcesz mi zrobić krzywdy, przecież byliśmy kumplami.

Vah na moich oczach trząsł się przerażony.

- Kumplami? Od kiedy to kumpli wrabia się w morderstwa?

Rzuciłem w niego kulą ognia, którą, niestety zdołał ominąć.

- Przez ciebie od tysięcy lat nie widziałem dziewczynek.

Kolejna kula pomknęła w jego kierunku, ale i tą zdołał uniknąć.

- Uwierz mi, to nie ja. To ten starzec. To na pewno on cię wrobił. Nigdy cię nie lubił.

Jeśli myślał, że coś tym osiągnie, to się grubo mylił. Fakt, ja i ten tępy dziad nie przepadalismy za sobą, ale dla niego zasady znaczyły więcej niż własną rodzina!

- Tak, to skoro jesteś taki niewinny powiedz, kto zabił tamtego radnego.

W twarzy Vaha zaszła jakąś zmiana. Zniknął strach, a w jego miejsce pojawiła się pogarda.

- Czyli jednak różnisz się od reszty rodzinki. Myślałem, że się na to nabierzesz, no ale nic. Skoro nie uda się ciebie spacyfikować, trzeba cię zneutralizować. A szkoda, chętnie bym poeksperymentował na takim obiekcie.

Poczułem czyjąś obecność za plecami. Odwróciłem się, idealnie, żeby dostać z cienia kopa w brzuch.

- Chętnie bym was sobie przedstawił, ale, ale, wy się już chyba znacie.

W cieniu stała wysoka, niebiesko włosa dziewczyna, ubrana w czarną skórzaną kurtkę i dżinsy.

- L-lizy?

Kolejny kopniak odrzucił mnie na parę metrów.

- Obawiam się, że to już nie twoja Lizy. Znalazłem ją tu na ziemi, po jakiejś imprezie, i, hmmm udoskonaliłem.

Oczy dziewczyny były czarne, puste. Ruszała się sztywno, a jej uśmiech przypominał wyraz twarzy szaleńca.

- Co jej zrobiłeś?

- Moja magia może wiele, ty okazałeś się na nią odporny. Po kilkunastu latach byłeś jedynie rozrabiaką. Jej na stanie się czystym złem wystarczyła jedna noc. Pokazał bym ci ją wcześniej, gdyby KTOŚ się nie wtrącił.

Kolejny cios na chwilę mnie oszołomił. Nie mogłem nic zrobić, dziewczyna, którą przez lata sądziłem, że kocham stała przede mną, i zamierzała mnie zabić.

- Koniec zabawy. Wykończ go!

W dłoni dziewczyny pojawiło się czarne ostrze. Uniosła rękę. Zamknąłem oczy, czekając na cios...

Ale ten nie nastąpił. Wokół Elizabeth owinęły się białe, lśniące liny. Po chwili zakryły całą jej postać, by następnie zniknąć. Tego było za wiele, on wykorzystał przeciwko mnie Lizy, zapłaci za to.

•Mabel

Wylądowaliśmy w holu posiadłości Gleefulów. Kill spojrzał na nas wszystkich, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku portalu. Ten jednak zniknął, jakby go nie było.

- Co jest?

Pstryknął palcami, lecz nic się nie stało.

- Kill? Coś się stało?

- Coś blokuje moją moc, nie mogę otworzyć portalu!

- Ale Bill sobie sam nie poradzi!

- Bardziej martwiłbym się o Vaha. Bill jest czystą esencją chaosu, poza tym jeszcze nie widzieliście go wkurzonego.

- Widzieliśmy, gdy walczyliśmy z nim 5 lat temu.

- Hehehe... wtedy to miał zły dzień, wyobraźcie sobie złość, która dojrzewała w nim przez 7 tysięcy lat. Tego nie da się opisać.

- Powinniśmy tam być, a co jeśli coś się stanie?

Odwróciłam się i ruszyłam do pokoju, który Mabel mi wypożyczyła. Rzuciłam się na łóżko. Dlaczego to się działo. Na każdą myśl o Billu, rannym, posiniaczonym, jak Will bolało mnie serce. Sama nie wiem czemu, ale postanowiłam się przebrać. Gdy skończyłam ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam, a za nimi, stał opierający się o framugę Will. Nie wyglądał już źle, a nawet wyglądał normalnie.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Nie, co tu robisz?

- Chciałem cię zapewnić, że Billowi nic nie będzie, a....
Czekaj, co to?

Wnętrze mojej kieszeni lśniło na żółto. Sięgnęłam tam, i wyjęłam przypinkę. Blask stał się silniejszy, a gdy osłabł stałam z Willem znowu na tej samej polanie. Podszedł do nas Bill, jego ubranie było całe od krwi.

•Bill

- Co wy tu robicie?

Will i Mabel pojawili się znikąd, akurat teraz. Czemu ona? Jeśli coś się jej stanie nie wiem co zrobię że sobą.

- N-nie wiem, byliśmy w rezydencji, i nagle znaleźliśmy się tutaj. Ale co ważniejsze, co ci się stało?

- Co?- Spojrzałem na swoje ubranie, było całe od krwi.- Nie, to nie tak jak myślisz, to krew Vaha.

- Gdzie on jest.

Wskazałem na świecącą kulę unoszącą się nad polaną. Chyba wcześniej jej nie zauważyli.

- B-bill, czy to...?

- Tak, dałem ciała. Chciałem go własnoręcznie wykończyć, a ten zabrał niszczyciela, i użył na sobie.

- I-i c-co t-teraz?

Will był przerażony. Mabel tak samo.

- Zabierz ją stąd. Ja zablokuje niszczyciela.

- Oszalałęś! Nie przeżyjesz tego!

- Tak, i tak.

- Co? Bill?

- Gwiazdeczko, prawdopodobnie już się nie zobaczymy, a ja coś sobie uświadomiłem. Kocham cię.

Ja pierdole, Cipher, gorszego momentu już wymyślić nie mogłeś! Ruszyłem w stronę kuli, przypominając sobie sen z początku wakacji. Świetnie, że przed śmiercią odkryłem prorocze zdolności.

- Bill czekaj, ja... Ja też cię kocham!

No tego się nie spodziewałem. Dobra, przynajmniej przed śmiercią usłyszałem coś miłego. Ruszyłem ku przeznaczeniu.

- Zabierz ją stąd Will.

***************************

Rozdział ostro spuźniony, ale musiałem go pisać od zera, bo Wattpad mnie nie lubi i nie zapisał.

Ktoś się spodziewał tego?

Spokojnie, do końca jeszcze kilka rozdziałów.

A, i przepraszam za żałosne wycięcie walki, ale nie miałem pomysłu jak ją opisać.

Miłego dnia, lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro