Rozdział 32 - Ślub

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


•Mabel

Minęło kilka tygodni, Bill nadal narzekał na życie bez swojej mocy. Po incydencie z Vahem ostatecznie ją stracił. Starałam się zająć go, żeby o tym nie myślał, ale to mija się z celem. Za tydzień koniec wakacji, a dziś ślub Mabel Gleeful i Willa. Czekałam na to długo, razem z Pacyfiką miałyśmy być druhnami! A Bill i Kill mieli być drużbami. Wesele planowaliśmy dość długo, z zaproszonych przybyli już wujkowie Gleefulów i Gideon Pines. Nadal mało kto przepadał za rodzinką, większość pamiętała o ich przeszłym zachowaniu. Wesele wyglądało dość tradycyjne, wszędzie biel i błękit, w pięknym ogrodzie na tyłach rezydencji.. Widziałam, jak tuż przed ceremonią Dipper odciągnął gdzieś przyszłego szwagra. Will wyglądał na spiętego, musiał mu nieźle nagadać. Przyszła pora na rzucanie bukietu. Pacyfika wyciągnęła mnie z tłumu gapiów. Mabel rzuciła bukiet, patrzyłam jak powoli leci, dopuki nie oślepiło mnie słońce. Niespodziewanie poczułam, że coś wylądowało w moich rękach. Był to bukiet błękitnych róż.

- Haha... No, teraz już chyba wiemy na czyj ślub jedziemy w następnej kolejności.

Zażartowała Pacyfika.

- Ymm. Mabel?

Usłyszałam za plecami głos Billa.

- Tak?

Odwróciłam się, i zobaczyłam go klęczącego, z niewielkim pudełkiem w wyciągniętej dłoni.

- Mabel Pines, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, i zostaniesz moją żoną?

Byłam zaskoczona, przez zaciśnięte gardło przeszło mi tylko jedno słowo.

- Tak!

*Time Skip*

*Duży Time Skip*

•Mabel

Minął prawie cały rok, od dnia w którym po raz pierwszy spotkałam Billa. Od wakacji mieszkaliśmy razem, a dziś będzie nasze wesele. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Mabel i Pacyfiki od miesiąca wszystko przygotowywały, w tajemnicy przede mną. Teraz stałam swoim w pokoju w Tajemniczej Chacie, przeglądajac się w lustrze. Miałam na sobie piękną białą suknię, o lekko fiołkowym odcieniu. Czekałam jeszcze tylko, aż wszyscy się zbiorą, i ceremonia się zacznie. Nagle wszystko jakby wyblakło, zszarzało.

- Kolejny dowód, że Cipherowie mają świetny gust.

W drzwiach stał obrany w biały płaszcz mężczyzna.

- Pan Victor Cipher, jak mniemam.

- Hahaha, tak Mabel. Mogę ci tak mówić, prawda?

- Nie mam nic przeciwko, ale co Pan tutaj robi.

- Mów mi Victor. Miałem przegapić ślub mojego ulubionego prawnuka? No, i musiałem ci się odwdzięczyć.

- Mi? Ale ja nic nie zrobiłam.

- Zmieniłeś go, i za to dziękuję. Jeśli czegoś chcesz, wystarczy poprosić. Nieśmiertelność, bogactwo, sława, wiedza. Wystarczy poprosić. Mogę wszystko, jestem swego rodzaju Bogiem.

- Możesz wszystko?

- To właśnie powiedziałem.

- Więc proszę zwróć moce Billowi.

- Naprawdę? Możesz poprosić o wszystko, a chcesz oddać mu jego moce?

- A czy potrzeba mi czegoś więcej? Jego szczęście, to jedyne czego mi trzeba.

Ten tylko się uśmiechnął.

- Cipherowie naprawdę mają świetny gust! Jeżeli nie chcesz nic innego spełnię twoje życzenie. W momencie, gdy staniecie się mężem i żoną Bill znów będzie demonem. To taki mój prezent ślubny.

Wokół jego oka pojawił się świetlisty trójkąt, samo oko również zalśniło. Jego obraz zaczął się rozmywać, aż cały zniknął, a świat odzyskał kolory. Do pokoju weszła druga ja.

- Wszystko już gotowe, zaczynamy?

•Bill

Nogi mam jak z waty, czyje jakbym miał zemdleć, wszystko mi się rozmywa przed oczami. Pewnie już bym lezal, gdyby nie ona. Stoi tuż obok mnie, na niewielkim podeście, przed księdzem. Za nami w ławkach siedzą nasi bliscy, przyjaciele, ale dla mnie istnieje tylko ona. Jaj kasztanowe włosy kaskadą spływały po ramionach, po blado-fiołkowej sukni. Swoje kwestie wypowiadałem, nie poświęcając im nawet jednej myśli. Aż ksiądz powiedział "Możesz pocałować pannę młodą". Powoli zbliżyłem swą twarz do jej i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Jej oczy lśniły... Dosłownie lśniły! Świat wokół stanął w miejscu i stracił kolory.

- To miał być pocałunek, Cipher, nawet pijawka by lepiej pocałowała!

Pomiędzy rzędami ławek stała niska, ubrana na żółto brunetka, o złotych oczach. Wokół jej nadgarstka owinięty był staromodny zegarek kieszonkowy.

- Veys!

- Witaj braciszku.- Podeszła do nas, i przytuliła, najpierw mnie, a potem Mabel.- Czyli to jest dziewczyna która skradła serce pierworodnego Ciphera. Veys Cipher, Demon czasu.

- Mabel Pines, znaczy Cipher.

- Miło mi. Pewnie jeszcze nie słyszałeś dobrych wieści?

- Jakich?

- Po pierwsze nasze wygnanie zostało cofnięte, możemy wrócić do piekła, kiedy chcemy. Niestety ojciec nadal nie zgadza się na nasz powrót do domu. Uparty osioł. Nawet stary przyznał się do błędu.

- Masz na myśli...

- Wielki Victor Cipher osobiście postanowił podarować moce tobie, i twojej małżonce, w ramach rekompensaty, za wyrządzone ci zło.

Spojrzała na zegarek, który poruszał się mimo, ze czas stał.

- Gdzieś ci się spieszy?

- Choć to dziwnie zabrzmi w ustach demona czasu, tak. Szukam istoty istniejącej poza czasem, wpadłam tylko się przywitać, jeszcze się zobaczymy. Nie zamęcz jej.- Nim zdążyłem coś powiedzieć zniknęła, a czas płynął jak wcześniej.

•Veys

Pojawiłam się na gałęzi wysokiej sosny, kilkaset metrów od polany na której był ślub. Obok siedział ubrany w biały płaszcz mężczyzna.

- Jednak wyszło mu to na dobre, miałeś rację.

- Wątpiłaś we mnie?

- Przez chwilę. Oskarżenie o morderstwo, wygnanie, rozłąka z córkami, Weirdmagedon. Byłam pewna że nie wróci na ścieżkę dobra, a tym bardziej, że znajdzie miłość.

- Ale mój plan się udał.

- To co teraz, dalej będziesz się z nimi bawić?

- Nie. Chyba dam im trochę odpocząć.

- Czyli kolejny Time Skip?

- Nie, zostawmy ich w spokoju, ale dzięki, że przeniosła mnie o ten rok, czekanie na ślub by mnie zabiło.

- Spoko, w końcu jesteśmy tacy sami.

Za plecami poczułam przyjemny chłód i obok mnie wylądowała śliczną brunetka w czarnym płaszczu z kapturem. W ręce trzymała wielką czarną kosę.

- Hej Daria.

- Cześć kuzynko. Victor, zajęłam się "Problemem", już nie dostanie się do tej rzeczywistości. Ale za inne nie odpowiadam.

- Czyli to ty mu pomagałaś. Nasza trójka znowu razem.

- Świętą trójca.

- To co robisz dalej?

- A muszę coś robić?

- Bez swoich opowieści będziesz tylko człowiekiem.

- Non sum scriptor. Sine me nihil eorum fabulas.

- Właśnie.

- Niby racja, nie mogę przestać tworzyć. Może odwiedze mojego imiennika?

- Którego?

- Pewnego naukowca od zjawisk paranormalnych, który trafi do...
Albo nie, nie będę nic zdradzać. Zapraszam cię, na pewno ci się spodoba.

Zza płaszcza wyjął długą łaskę z czarnego drewna.

- Pomachaj bratu.

Machnął ręką w stronę nieba ponad polaną. Unosił się tam drugi Bill.

- Spokojnie, on wszystko wie. Nie mógł tego przegapić. Tak jak my.

Skoczył, po prostu, jakby stał na krześle, a nie na wysokości kilkudziesięciu metrów. Rozwiana peleryna utworzyła kształt oddalajacego się trójkąta. W momencie zderzenia z ziemią otworzył bijący po oczach bielą portal.

- Jest jak dziecko. Muszę lecieć, odwiedź nas kiedyś. Życie.

- Czas.

- Przestrzeń!- Z portalu dobiegł nas krzyk.

Daria machnela nad głową kosą i popędziła w stronę przejścia. Gdy to się zamknęło pozostawiło po sobie tylko kilka białych kartek. Nic się nie zmienił. Rzuciłam okiem na świeżo upieczonych nowożeńców, i za pomocą zegarka otworzyłam drogę do domu.

********************************

xxDarioszkaxx,SpoznionyVeysik mam nadzieję, że się nie obrazicie, że wykorzystałem wasze postaci w roli tak jakby bogów. To już ostatni rozdział Witaj Gwiazdeczko. Może za jakiś czas napiszę jeszcze coś z tego uniwersum, ale na razie biorę się za coś innego.

Miłego dnia lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro