1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził mnie dźwięk budzika. Obróciłem się na łóżku i odruchowo przeciągnąłem ekran telefonu do góry, włączając 15-minutową drzemkę. Tak strasznie nie chciało mi się wstawać... Byłem zmęczony po nocnej zabawie z Cyno i Tighnarim. Nie powinienem był iść z nimi do tego klubu. Nie na dzień przed ważnym spotkaniem... Tych dwoje ma zupełnie inny rodzaj energii. Nie wiem, skąd oni ją czerpią, że są w stanie pić i tańczyć całą noc, a na drugi dzień normalnie wstać i funkcjonować. Ja co prawda nie piłem i czuję się w miarę dobrze, ale potrzebowałbym odrobinę więcej odpoczynku, niż tylko cztery godziny. Moje ciało jest ciężkie...

...

Usłyszałem alarm po raz kolejny. Jęknąłem przeciągle, dłonią sięgając po telefon. Przetarłem oczy i spojrzałem na ekran urządzenia. Gdy zobaczyłem godzinę, od razu zerwałem się z łóżka. To niemożliwe.. 

- Kurwa. Spóźnię się. - warknąłem, będąc na siebie wściekłym.

Jak mogłem przespać alarm? To miała być tylko 15-minutowa drzemka, a wyszło na to, że musiałem ją wyłączyć. Kliknąłem ekran, czy go przesunąłem? Kurwa, Alhaitham!  Autobus, który zabrałby mnie pod biuro, odjeżdża za kwadrans. Nie ma mowy, żebym wyrobił się z moją poranną rutyną. Ale może jak się pośpieszę...

Wpadłem do łazienki, by na szybko przemyć twarz i wyszorować zęby. Musiałem zrobić chociaż tyle, aby wyglądać jak człowiek. Normalnie wziąłbym prysznic i na spokojnie się ogarnął, ułożył włosy, ogolił.. Dziś nie jest ten dzień. Będzie to cholernie narcystyczne, co powiem, ale cieszę się, że siła wyższa nie szczędziła nad moją urodą. Dzięki temu zawsze wyglądam dobrze niezależnie od sytuacji.

Po drodze do kuchni zgarnąłem jakieś czyste ciuchy, które w biegu zacząłem na siebie zakładać. Nie obeszło się bez założenia swetra tył na przód, czy skarpetek na lewą stronę. Kląłem za każdym razem, gdy coś szło jak na złość nie po mojej myśli. Zanim wybiegiem z domu zdążyłem jeszcze chwycić kromkę chleba, którą chwyciłem zębami i torbę z potrzebnymi dla wydawnictwa dokumentami.

Pobiegłem prosto na przystanek, jak się okazało nie potrzebnie. Mogłem już tylko pomachać kierowcy, który odjechał dosłownie chwilę temu.

- Ja pierdole... - mruknąłem, przeczesując włosy i nerwowo wypuszczając powietrze. - Chciałem uniknąć porannego joggingu. Kurwa ten dzień już źle się zapowiada od samego początku. 

Przełknąłem kromkę i poprawiając wygodnie torbę na ramieniu, ruszyłem przed siebie. Najkrótsza droga, jaką mogłem wybrać, przebiegała przez park. Normalnie omijałem go szerokim łukiem. Ścieżka dla pieszych nie była wyłożona kostką ani nawet posypana żwirem. Składała się z mieszanki ziemi i pisaku, przez co był to najbardziej zabłocony park w mieście. Coś musiało się nade mną zlitować, ponieważ na moje szczęście od kilku dni świeciło słońce, a droga była sucha i ubita.

- Ej!!! - usłyszałem za sobą donośny krzyk. 

Zatrzymałem się i odwróciłem z tamtym kierunku. Możliwe, że coś zgubiłem, coś mi wypadło? A może to nie mnie ktoś wołał?

Moje wątpliwości szybko się rozwiały, jak zobaczyłem blondwłosego chłopaka, który trzymając w rękach kartki, wściekle idzie w moją stronę. Nie wiedziałem, o co może chodzić. Dopiero, jak przeanalizowałem otoczenie, zauważyłem, że po ścieżce, którą biegłem, były porozwalane białe kartki, a jedna z nich przylepiła się do mojego buta. Nachyliłem się i podniosłem ją. Był to jakiś rysunek. Nie mogłem mu się dokładnie przyjrzeć, ponieważ kartka została wyrwana z mojej dłoni, a ja spotkałem się z czerwonymi tęczówkami mężczyzny.

- Przez Ciebie cała moja praca poszła na marne! Wiesz, ile czasu musiałem na to poświęcić, by końcowy efekt był satysfakcjonujący?! Jak myślisz, że to takie łatwe, to sam spróbuj coś naszkicować!

- Ja jeszcze nic nie powiedziałem. - zmarszczyłem brwi. - Nie zauważyłem, że coś leżało na ziemi. Przepr...

- Daruj. - westchnął ciężko. - Przeprosiny nie zwrócą mi czasu, a tym bardziej pracy, którą w to włożyłem. Wiem, że takich, jak ty nawet to nie interesuje... A poza tym nie mam czasu na kłótnie! 

Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć. Mężczyzna odwrócił się do mnie plecami i odszedł w przeciwnym kierunku. Stałem jeszcze sekundę, zastanawiając się nad opieprzem, który dostałem. Charakter tego gościa pozostawia wiele do życzenia. Nic dziwnego, że później określa się artystów mianem snobów i zadufanych w sobie księżniczek. 

Nie ważne, nie mam teraz na to czasu... Muszę się pośpieszyć.


***


Ostatecznie dobiegłem na dwie minuty przed planowanym czasem spotkania. Siedzieliśmy przy okrągłym stole pogrążeni w dyskusji na temat mojego kolejnego dzieła. Miałem już zarys powieści i postaci. Praktycznie wszystko było gotowe. Musiałem tylko usiąść przy biurku i zacząć pisać.

- Tak. Fabuła i całokształt brzmią interesująco. Tak jak się spodziewałem po Twoich wcześniejszych dziełach. - uśmiechnął się Cyrus, mój główny sponsor i dyrektor wydawnictwa, a także dobry przyjaciel mojego świętej pamięci ojca.

- Mogę zacząć pracować nad książką jeszcze dziś. Tylko wrócę do domu...

- Alhaitham. Twoje książki są genialne i cieszą się coraz większą popularnością. Jesteś naszym wschodzącym autorem. - uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Chcemy, żebyś piął się jak najwyżej. A żeby to osiągnąć, musimy czasami przełamać swoje bariery i zrobić coś, czego w życiu byśmy się po sobie nie spodziewali. 

- Chyba nie za bardzo rozumiem.

Tor, na jaki zeszła ta rozmowa przestał mi się podobać. Cyrus oparł się wygodnie na stole i złączył dłonie. Spojrzał na mnie poważnym, przeszywającym wzrokiem, który zazwyczaj sugerował, że to, co teraz usłyszę, nie będzie dla mnie najlepsze. 

- Musimy patrzeć na statystki. A prawda jest taka, że kryminały wśród młodzieży są coraz mniej popularne. My musimy uderzyć w sam szczyt tej wieży, by Twoje dzieło stało się najpopularniejsze ze wszystkich.

- A jeśli mogę zapytać. To, co na tym szczycie się znajduje? - założyłem ręce na piersi.

- Literatura piękna. Romans.

- Czyli rozumiem, że mam przejść z krwawych morderstw na ckliwe romanse? - zaśmiałem się, nie dowierzając. 

- Nie byle jakie romanse! - Cyrus uniósł palec do góry. - Naszym głównym celem jest miłość męsko-męska.

- Męsko-mę... - zaciąłem się. - Cyrus powiedz, że żartujesz! - krzyknąłem. - Ja?! Ja miałbym pisać o miłości między mężczyznami? Ja się na tym kompletnie nie znam! Jak miałbym to napisać?!

- Jesteś autorem. Masz wyobraźnię i musisz ją rozwijać. - zmrużył oczy. - Idąc Twoim tokiem rozumowania, pisząc kryminały, musisz kogoś zamordować, by mieć pogląd sytuacji?

- To nie jest to samo. - jęknąłem.

Wypadki, morderstwa, to wszystko dzieje się dookoła nas. Mówią o nich w wiadomościach, w Internecie. Mogę to obserwować, śledzić, zbierać pomysły i możliwe rozwiązania. A miłość homoseksualna? Do dziś ludzie ukrywają się, nie mówią o tym głośno, żyją w cieniu. Nie mam nawet skąd czerpać inspiracji, by się do tego zabrać.

- Alhaitham. - westchnął. - Chcesz być rozpoznawalny, tak? Mamy umowę, która Cię zobowiązuje i liczę na Twoją współpracę.

Oparłem się na stole, chowając twarz w dłoniach. Musiałem poskładać swoje myśli. Musi być coś, co przekona go, żebym lepiej został w swojej tematyce. Przecież nie mogę z dnia na dzień przestawić się na powieści gejowskie.

- Mam dla Ciebie jeszcze jedną ważną wiadomość.

- Powiedz, że to coś dobrego. - mruknąłem, spoglądając na niego znad dłoni.

- Owszem. Będziesz współpracował z ilustratorem, który wzbogaci powieść o kilka ilustracji.

To miała być ta dobra wiadomość?...



***

Yoo!

Witam w pierwszym rozdziale powieści z Alhaithamem i Kavehem. ^^ Jak się spodziewacie, opowiadanie będzie w znacznej części pisane oczami siwowłosego. Możliwe, że będzie moment, gdy ktoś inny przejmie stery, więc bądźcie czujni :D

Jeśli chodzi o ship. Alhaitham (top) i Kaveh (bottom). Jak się go opisuje? ;-; Zwykle top jest pierwszy i wychodzi HaiKaveh, ale spotykam się częściej z Kavetham, nawet gdy Kaveh nie jest topem. Więc jestem confused. Proszę o pomoc, jaki tag mam dodać do powieści ;-;

Jeśli są pytania, można śmiało je zadawać :D

Do napisania!

Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro