12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obserwowałem zza wyspy kuchennej, jak Kaveh od kilku minut swobodnie porusza się po mojej kuchni. Był to dla mnie widok dość obcy. Kuchnia w moim domu pełniła funkcję dekoracji, ewentualnie była wykorzystywana do szybkich posiłków lub przechowywania żywności. Nie miałem czasu na przyrządzanie pełnowartościowych obiadów. A teraz? Obserwuję plecy faceta, który powinien leżeć w domu i odpoczywać. Swoją drogą... Ruchy Kaveha są pewne i pełne gracji, jakby robił to od zawsze.

- Może Ci w czymś pomóc? - podszedłem obok niego i oparłem się o blat.

- Nie trzeba. Ma to być moja forma podziękowania, pamiętasz? - uśmiechnął się. - Twoja pomoc może ograniczyć się do podpowiadania mi, w której szafce chowasz naczynia.

Mężczyzna zabrał się za krojenie papryki. Rozumiem, że chce mi podziękować, ale mimo to, czuję się nieswojo, stojąc z boku i tylko obserwując blondyna pałętającego się w lewo i prawo po mojej kuchni. Podszedłem do niego i wyrwałem mu z rąk warzywo oraz nóż. Bez słowa zacząłem kroić paprykę. To, że nie gotowałem dla siebie, nie oznaczało, że nie potrafiłem wykonywać podstawowych czynności. Kaveh przekręcił tylko oczami i zabrał się za smażenie kurczaka pociętego w plasterki. 

- Często gotujesz? - zapytałem, chcąc przełamać ciszę między nami.

- Tak, zawsze gotowałem dla siebie i dla moich... Byłych. - zawiesił się na chwilę. - Na początku denerwowałem się na to i nic mi nie wychodziło, ale teraz jest inaczej. Lubię gotować. Mieszkam sam, więc musiałem się tego nauczyć. Gdy przeliczyłem moje wydatki, gotowanie dla siebie wychodziło mi taniej, niż kupowanie gotowców ze sklepu.

- Rozumiem.. W sumie nigdy nie zwracałem uwagi na to, ile wydaję na jedzenie. Ważniejsze było dla mnie tylko to, by zjeść.

- Życie jest inne, gdy nie masz portfela wypchanego banknotami. - zaśmiał się.

- ... Aż tak jest u Ciebie ciężko? - zapytałem, patrząc na niego kątem oka. Zwykle pytania o pieniądze, to temat wrażliwy.. Chciałem zobaczyć, co odpowie.

- Nie jest ciężko. Mam wystarczająco na to, by przeżyć i opłacić rachunki za czynsz. - zamyślił się. - Chociaż.. Czasami ciężko jest coś zostawić dla siebie. Wiesz, na własne przyjemności. 

Nie chciałem kontynuować tego tematu. Już od początku wiedziałem, że Kaveh musi mieć krucho z pieniędzmi. Podczas podpisywania umowy był bardzo zadowolony z kwoty, jaką mu zaoferowało wydawnictwo. Zależało mu na tym zleceniu.

- Często wspominasz swoich byłych. - zauważyłem, zaczynając kolejny temat. - Dużo ich było?

- Sporo. Nie ma się czym chwalić. Nie mam szczęścia do facetów. - westchnął. - Może powinienem pobyć sam przez jakiś czas... A czemu Cię to tak interesuje? Robisz kolejny research?

Za każdym razem, gdy o tym myślałem, było to zaskakujące. Dlaczego Kaveh nie może znaleźć kogoś, kto zadba o niego i jego potrzeby? Każdy go odrzuca, ponieważ pracuje? Bo ma pasję? Wydaje mi się, że są to plusy do jego całego wizerunku. Albo ja zaczynam nie rozumieć ludzi, albo homoseksualiści mają wobec siebie za duże wymagania.

- Jak już wspomniałeś o researchu... Próbowałeś kiedyś... Zarywać do faceta, który woli dziewczyny?

- Nie? - prychnął, jakby to było coś oczywistego. - Wiem, że nie mam najmniejszych szans u hetero, więc nawet bym nie próbował. A jeśli przez przypadek bym się zakochał... Po co zaczynać coś, co nie ma prawa istnieć? Tylko ja bym na tym ucierpiał. W takim przypadku lepiej udusić swoje uczucia na samym starcie niż później żałować swoich decyzji.

- A jeśli on byłby bi?

- To jeszcze gorzej. - wycelował teatralnie łyżką w moją stronę. - Wyobrażasz sobie bycie zazdrosnym o obie płcie? Geez... Nie mógłbym spać spokojnie.

Parsknąłem śmiechem, widząc jego zdegustowaną minę. Faktycznie, sytuacja przedstawiona w ten sposób, nie wyglądałaby za ciekawie. 

Skończyłem kroić paprykę. Kaveh widząc to, od razu podłożył mi kolejne warzywo. Mijały kolejne minuty, a my rozmawialiśmy i wymienialiśmy się anegdotkami podczas gotowania. Nie sądziłem, że taka forma spędzania wolnego czasu może być przyjemna. Pewnie, gdybym miał robić to wszystko sam, gotowanie byłoby mniej zadowalające. 

- Podasz mi sól? - blondyn wskazał na przyprawę po mojej prawej stronie.

- Mhm. - mruknąłem. - Jak już rządzisz się w mojej kuchni, to chociaż powiedz, co szef kuchni chce mi zaserwować?

- Nie widać? Dla zapracowanego pisarza serwujemy dziś specjalne curry z ryżem, smażone warzywa i chińszczyznę. - zaśmiał się, zakładając blond kosmyk za ucho.

- Podrywasz mnie? - uniosłem brew. Obdarował mnie zdziwionym spojrzeniem. - Zazwyczaj dziewczyny zakładają włosy za ucho, gdy flirtują.

- Doprawdy? Amatorki. - prychnął. - Mam Ci pokazać prawdziwy podryw godny faceta?

Nabrał trochę sosu z patelni na łyżeczkę, podmuchał go i wyciągnął w moją stronę. Na początku nie skojarzyłem, czego ode mnie chce. Musiał zauważyć moje zawahanie się, bo już po sekundzie dał mi wskazówkę.

- Powiedz "aaa". - uśmiechnął się szeroko.

Burknąłem, że nie jestem dzieckiem, ale mimo to, nachyliłem się i skosztowałem sosu. Był naprawdę dobry! Gdyby nie fakt, że Kaveh został moim ilustratorem, zatrudniłbym go na mojego prywatnego kucharza. Dam sobie rękę uciąć, że blefował, kiedy mówił, że z początku mu nie wychodziło.

- I jak?

- To jest naprawdę dobre! I trochę pikantne.

- Tak jak ja. - odpowiedział dumnie.

Nastała chwila ciszy, po której Kaveh wybuchł głośnym śmiechem, zginając się w pół. Nawet podczas śmiania się jego głos był dźwięczny i czysty. Założyłem ręce na piersi, czekając, aż się uspokoi. Daję słowo... Cyno zaraził go głupotą. Po minucie wyprostował się i otarł łzę z kącika.

- Przepraszam, to było słabe, ale musiałem. - nadal chichotał. - Twoja mina była bezcenna. 

- Jak wyglądałem?

- Jakbyś uwierzył. - zbył mnie. - Siadaj do stołu. Zaraz wszystko podam.

- Chyba będziesz jadł wraz ze mną? - spojrzał na mnie, gotów odmówić, ale byłem szybszy. - Nie myślałeś, że będę jadł sam? Potrzebuję dobrego towarzystwa, żeby cieszyć się posiłkiem.

Z satysfakcją obserwowałem, jak blondyn wyciąga z szafy dwa talerze. W życiu nie pozwoliłbym, by się napracował nad tym dziełem i go nie spróbował. Zasłużył na to bardziej jak ja. No i.. Jedzenie samemu niczym nie różniłoby się od mojego jedzenia fastfoodów dla oszczędzania czasu.

- Jeśli nalegasz, to nie odmówię. - po raz kolejny posłał mi swój uśmiech. - Zawsze chciałem zjeść kolację z tak przystojnym mężczyzną.

Nie wiedziałem, czy mam mu podziękować, czy nadal prezentuje na mnie swoje umiejętności podrywu... Wiedziałem tylko to, że po tych słowach, poczułem się wyjątkowo.



***

Ohayo~

Biedronki. Wszędzie biedronki. Przysięgam, natrę cytryną cały dom...

Zastanawiam się, czy to dobry moment, by rozwijać akcję, czy jeszcze trochę poprowadzić to na spokojnie... Hm... Zobaczymy.

Do napisania,
Sashy :3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro