16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Umówiłem się z Kavehem na naszą "randkę" w centrum miasta. Przyszedłem trochę przed czasem, więc usiedziałem na murku obok galerii handlowej. Nie wiedziałem, co blondyn dla nas przygotował. Bałem się, żeby tylko nie było to coś ekstremalnego...

- Alhaitham! - Kaveh podbiegł do mnie i oparł się na kolanach, próbując złapać oddech. - Nie wiedziałem... Że przyjedziesz wcześniej... Długo... O matko... Długo czekasz?...

Domyślnie to miało być luźne spędzenie czasu, bym mógł bardziej poznać blondyna i swoje uczucia względem niego. Los chciał, że stało się to "randką" na potrzeby mojej książki. Mimo że blondyn miał świadomość, że ta "randka" miała być na niby... To zauważyłem, ile włożył wysiłku w swój outfit. Ubrany był w ciemny musztardowy sweter z poziomymi wzorkami w stylu vintage, spod którego wystawał kołnierz i przód białej, eleganckiej koszuli. Do tego dobrał klasyczne spodnie garniturowe w zimnym odcieniu brązu i w tym samym kolorze botki za kostkę. Miałem wrażenie, że w swoim czarnym golfie, nieco jaśniejszych jeansach i adidasach, odstaję od niego co najmniej o kilka szczebli. 

- Może powinienem się przebrać? - zapytałem, jeszcze raz ilustrując go od stóp do głów.

- Dlaczego? Wyglądasz dobrze. - zaśmiał się. - Możliwe, że ja trochę zbyt się odstawiłem... Aż tak to widać?

Blondyn opuścił wzrok i zaczął nerwowo miętosić swoje palce u dłoni. Nie mogłem powstrzymać się od krótkiego parsknięcia. Podczas gdy ja mam wątpliwości, że nie włożyłem w swój wygląd wystarczającej ilości czasu, to on się martwi, że poświęcił go za dużo. Było to na swój sposób urocze.

- Zaskoczyłeś mnie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Nie sądziłem, że tak się dla mnie wystroisz. Wyglądasz uroczo. 

Mężczyzna delikatnie się zaczerwienił. Zdecydowanie obaj zwracaliśmy na siebie uwagę przechodniów. Powinniśmy zmienić swoją lokalizację, zanim ktoś nas zaczepi.

- To co, idziemy?

***

Jak się później okazało, niepotrzebnie się martwiłem. Plan, który ułożył Kaveh na dzisiejszy dzień, był dosyć prosty i normalny. 

Pierwszym punktem tego spotkania był obiad w restauracji. Nie było to jakieś wykwintne miejsce oblężone w tłumy. Z początku miałem wątpliwości, czy na pewno dobrze trafiliśmy, ale Kaveh zapewniał mnie, że mają świetne jedzenie i gdy tylko ma okazję, wychodzi tutaj na pikantnego kurczaka. Miał rację. Potrawy były obłędne. Chociaż jak zapewniałem blondyna, na razie nic nie pobiło jego kuchni.

Następnym naszym przystankiem było kino. Spodziewałem się, że Kaveh wybierze jakieś ckliwe romansidło, ale jak się myliłem, gdy zrobił rezerwację na film apokaliptyczny. 

- Tego się nie spodziewałem. - powiedziałem, siadając na fotelu, na samej górze sali kinowej. - Jak usłyszałem hasło "kino", byłem przekonany, że pójdziesz w romans.

- W tym filmie też jest wątek romantyczny. - mruknął. - Nie chciałem wybierać czegoś, co wzbudziłoby kontrowersje i też... Chciałem, żebyś czuł się komfortowo. 

Coś mi nie pasowało. 

Światła w sali kinowej zgasły i po piętnastu minutowych reklamach zaczął się seans. Przez pierwsze minuty nie mogłem skupić się na filmie. To, co powiedział Kaveh, zabrzmiało tak, jakby całość zaplanował pode mnie, a nie brał pod uwagę swoich własnych potrzeb. Było to miłe. Ale chciałem, żeby on też coś z tego miał. Jeśli na tej udawanej randce tylko on będzie się starał, to jaki to ma sens?

Kątem oka widziałem, jak Kaveh zajadając się popcornem, nie odrywa wzroku od ekranu i zafascynowany pochłania każdy kolejny kadr. Szczerze, bardziej od filmu, wolałem oglądać jego reakcje. Był tak oczarowany ekranizacją, jak dziecko, które pierwszy raz ogląda coś na dużym formacie. Po raz kolejny tego dnia musiałem przyznać, że było to urocze. 

Musiałem coś zrobić, by też poczuł się wyjątkowo. Skoro i tak miałem przestudiować swoje uczucia, popchnijmy to dalej. Mimowolnie chwyciłem jego dłoń i splatając nasze palce, oparłem je o oparcie fotela.

- C-co robisz? - blondyn spojrzał na mnie zaskoczony. 

- Jesteśmy na randce, tak? - nachyliłem się w jego stronę, szepcząc mu do ucha. - Nikt nas tu nie widzi. Nie martw się i oglądaj.

Nie puszczaliśmy naszych dłoni do końca seansu. Jego wąskie, kościste palce, idealnie układały się wraz z moimi. Za każdym razem, gdy przejeżdżałem kciukiem po jego palcu wskazującym, blondyna przechodził dreszcz, a jego twarz stawała się żywym pomidorem. Już dawno przestałem nadążać nad fabułą filmu i skupiłem się tylko na jego dłoni. Gdy tylko światła na sali się zapaliły, blondyn nerwowo wyrwał swoją dłoń i poderwał się cały zaczerwieniony.

- Idziemy dalej? - odwrócił twarz. - Tylko nie rób tego więcej.

- Nie podobało Ci się?

- Nie o to chodzi! - krzyknął i uderzył mnie w klatkę piersiową. - Nie robi się takich rzeczy publicznie! 

- Wcześniej nie protestowałeś. - zauważyłem. 

- Bo mnie wziąłeś z zaskoczenia!

Uniosłem tylko brew. I to zaskoczenie trwało przez kolejną godzinę, tak? Gdyby było to dla niego niezręczne, to puściłby moją dłoń już na samym starcie. Nie uwierzę w żadną jego wymówkę. 

- Dobra nie będę Cię męczył. - uniosłem dłonie w geście kapitulacji. - To, co robimy dalej?

***

Kolejnym punktem na liście Kaveha, był zwykły spacer po parku. Słońce powoli już zaczęło zachodzić za horyzontem, ale mimo to było przyjemnie ciepło. Atmosfera pomiędzy nami też się trochę rozluźniła. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na różne tematy bardziej lub mniej związane z pracą. Blondyn naprawdę był artystą z krwi i kości. Wszystko go fascynowało od barwy liścia, po kształt ścieżki. Gdy zacząłem tylko temat, czy jest coś, co chciałby teraz namalować, nie mógł przestać opowiadać o swoich pomysłach. Ceniłem jego talent i zamiłowanie. Mogę się powtarzać, ale szanuję to i chcę, by rozwijał się w tym kierunku. Taki dar trzeba pielęgnować.

- Za dużo gadam o sobie, co? - zaśmiał się. - Przerywaj mi, zanim się za bardzo rozpędzę.

- Nie zamierzam. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Wolę słuchać, niż opowiadać o sobie. Nie przestawaj, przyjemnie się Ciebie słucha.

- Dlaczego musisz być normalny. - westchnął. - Wiecznie tylko słyszę "za dużo gadasz!" albo "są inne tematy niż sztuka!"... Przy Tobie mogę być sobą, nie ograniczać się, mówić to, co myślę... Nawet nie wiesz, jak bardzo to doceniam, że w ogóle chcesz mnie słuchać.  

- Jak już doceniamy, to powinienem Ci dziękować za to, co dla mnie zrobiłeś. Mimo że moja prośba o pomoc w zrozumieniu tematu musiała być dość problematyczna.

- Sam nie wiem, czemu się na to zgodziłem. - pokiwał głową. - Może to dlatego, że jesteś prawie w moim typie.

- Prawie? - zmarszczyłem brwi. - A co Ci się we mnie nie podoba? 

- Twoja orientacja, ironia w głosie, chora dociekliwość, wredny charakter... - zaczął wymieniać na palcach.

Gdy skończył pierwszą dziesiątkę i zaczął kolejną, przerwałem mu, uderzając go w dłonie. Skoro mam tyle wad, to jakim cudem jestem "prawie w jego typie". 

Szliśmy dalej, kierując się w stronę ciepłego, żółtego światła. Im byliśmy bliżej, tym bardziej dało się słyszeć radosną muzykę. Ku mojemu zdziwieniu to ciepłe światło, okazało się przejazdowym parkiem rozrywki, który musiał się rozłożyć w ten weekend. Słyszałem te radosne okrzyki dzieci, ryk samochodzików na parkiecie i dźwięk szeleszczących żetonów. Kaveh patrzył w kierunku kolorowych namiotów, zagryzając policzki od środka. 

- Chcesz tam iść? - zapytałem.

- Tego nie miałem w planie... - posmutniał. 

Wyraźnie było widać, że on CHCE tam iść. Blondyn już wystarczająco się postarał na to wyjście. Teraz moją rolą jest, by i on poczuł się szczęśliwy.

- To zmieńmy trochę plany. - uśmiechnąłem się i łapiąc go za rękę, pociągnąłem w kierunku namiotów.



***

Yooo~ 

Jestem już zdrowa ♥ Przynajmniej na 95% :D

Ogólnie pojawił się w mojej głowie pomysł, który zostałby zrealizowany po zakończeniu historii z Xiaother. A mianowicie zastanawiałam się nad historią Wriothesley x Neuvillette. Jest to dość oddalony plan, ale konkretnie - czy są tu jacyś zwolennicy tej relacji? 

Do napisania,
Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro