18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawładnęła mną jakaś niekontrolowana żądza. Nie potrafiłem tego wyjaśnić. Wchodząc do domu Kaveha, czułem, jak moje kończyny zaczynają drętwieć, a moje serce przyśpiesza. Czułem taki sam dreszczyk emocji, gdy za dzieciaka wymknąłem się ze szkoły do arkad. Wiedziałem, że robię coś złego, ale wypełniało mnie uczucie ekscytacji.

Blondyn jeszcze nie zdążył dobrze zamknąć za nami drzwi, a już go na nie pchnąłem i przygniotłem swoim ciałem. Oparłem się rękami po dwóch stronach jego twarzy i nachylając się ponownie, połączyłem nasze usta w pocałunku. Byłem niecierpliwy. Nie wiem, co mną kierowało, ale chciałem więcej. Chciałem kontynuować to, co przerwaliśmy. Chciałem poznać swoje uczucia. Dlaczego akurat ON sprawia, że czuję jakiś nieokiełznany pociąg? Dlaczego to musi być Kaveh, a nie inny mężczyzna?

Za każdym razem, gdy odrywałem się od niego, by złapać powietrze, Kaveh przeciągle wzdychał i mruczał. Jego dłonie zacisnęły się na moich plecach, drapiąc mnie przez materiał sweterka. Napierałem na niego coraz bardziej, chcąc pogłębiać ten pocałunek. Nie wystarczało mi już tylko ten kontakt. 

Potrzebowałem czegoś więcej. 

Pozostawiając po sobie mokry ślad, przeniosłem się ustami na jego szyję i delikatnie ją zassałem. Pod blondynem ugięły się nogi. Mruknął niskim tonem w sposób bardzo dwuznaczny, powodujący u mnie gęsią skórkę.

- Al.. Alhaitaham, czekaj.. - zasłonił usta dłonią, powstrzymując się od kolejnego jęku.

- Na co mam czekać? - mruknąłem, zagryzając jego obojczyk.

- To idzie.. Za daleko... - wydusił z siebie. - Przestań na moment!

- Kaveh... Daj mi...

- MEOW!

Nasz wzrok powędrował w dół. Na podłodze, obok nas usiadł puchaty biały kot. Wbił w nas swój przebiegły wzrok i w powolny sposób zamiatał ogonem podłogę. Wyglądał, jakby właśnie mówił "przyłapałem Was na czymś brzydkim".

- Boże, Vulpy! Zapomniałem Cię nakarmić! - blondyn z całej siły odepchnął mnie od siebie i nachylił się do kota. - Przepraszam!

- Vulpy? Nie wiedziałem, że masz zwierzaka. - odchrząknąłem, drapiąc się niezręcznie po szyi.

- Niedawno ktoś mi ją podrzucił pod drzwi w kartonie... - wziął ją na ręce. - Em... Rozgość się. Ja ją nakarmię i... Wrócimy do naszej rozmowy.

Blondyn zniknął, jak się spodziewałem za drzwiami kuchni, zostawiając mnie samego. W takiej chwili poszedł nakarmić kota...

Westchnąłem i ściągając buty, udałem się na rozeznanie domu. Jego metraż nie był taki duży jak mój. Był to skromny, dwupokojowy apartament z kuchnią oraz łazienką. Największą część zajmował pokój, który pełnił funkcję salonu. Blondyn miał tu kanapę, większą szafkę, stolik, komodę oraz telewizor. Jedna ze ścian ozdobiona była zdjęciami i szkicami — zapewne jego autorstwa. Na oknie znajdywała się pokaźna kolekcja zielonych roślinek, która trochę ożywiała wnętrze. Było tu przytulnie.

Przeszedłem do kolejnego pokoju, który okazał się jego pracownią. W jednym rogu znajdowało się całe stanowisko komputerowe i tablet graficzny, który często do mnie zabierał w ramach pracy. Dookoła walały się pogniecione kartki, pozaczynane szkice, książki, ołówki, pędzle... Ogólnie, nie był to jeden z najczystszych pokoi. Od razu było widać, że tu dzieje się cała magia kreowania. Po przeciwnej stronie od komputera było biurko ze szkicownikiem oraz sztaluga, na której widniało zaimpregnowane płótno. Podszedłem do szkicownika i zacząłem przekartkowywać jego projekty. Mówiłem to i będę mówił: Kaveh jest utalentowanym artystą. Każda jego praca była arcydziełem, które mogłem podziwiać godzinami. Wszystko było starannie dopracowane, mógłbym się założyć, że jego dłoń subtelnie naciskała ołówek w idealnie wymierzonym momencie, by nadać wystarczającej głębokości w obrazie.

Zatrzymałem się na jednym z rysunków, gdzie widniała postać mężczyzny siedzącego przy stole. Mogło mi się to wydawać... Ale ten mężczyzna przypominał mi mnie... Mógł być to tylko zbieg okoliczności, prawda? 

Przynajmniej tak myślałem do momentu, gdy zobaczyłem kolejny szkic, i kolejny, kolejny... Przez kolejne strony przewijała się postać mężczyzny w różnych strojach, pozycjach, sytuacjach. To musiałem być ja. Czasami pojawiała się druga postać, która przedstawiała samego Kaveha. Wiele scen, które zostały uwiecznione na kartce, się wydarzyło. Na przykład nasze wyjście z chłopakami, pocałunek w moim biurze, nasz wspólny posiłek. Moje serce zaczęło bić szybciej. Kaveh to sam narysował.

Nagle na szkicowniku pojawiła się dłoń. Dłoń blondyna. Mężczyzna patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.

- Miałeś tego nie widzieć. - mruknął niezachwycony tą sytuacją. - Dlaczego szperałeś w moich rzeczach?

- To byłem ja, prawda? - zignorowałem jego pytanie.

- Nie prawda. 

- A właśnie, że prawda. - nachyliłem się w jego stronę. - Powiedz mi, czy ty coś do mnie czujesz?

Jego rubinowe oczy się zaświeciły. Blondyn odwrócił ode mnie twarz, odsłaniając czerwony ślad na szyi, który po sobie zostawiłem. Nie odezwał się. Poczułem, jak dostaję strzała w głowę od Tighnariego. Miał rację, gdy mówił, że dla mnie to mogło być tylko poznawanie czegoś nowego, ale dla Kaveha od dawna mogło to być coś więcej. Nawet bez słów, mogę domyślić się, jaka jest jego odpowiedź. 

- To, co czuję, nie jest w tym momencie ważne. - westchnął, odgarniając grzywkę. - Obiecałem Ci pomóc i zamierzam dotrzymać słowa. Tylko tyle. Nie chcę, byś był mną zdegustowany. 

- Chcę spróbować. - powiedziałem stanowczo.

Nie przemyślałem tego. Blondyn posłał mi pytające spojrzenie. 

- Spróbować? Co chcesz spróbować?

Czuję, że wiele po drodze poszło nie tak i wykroczyło poza normę. Gdybyśmy pocałowali się raz, stwierdziłbym, że był to eksperyment dla mojej twórczości. Ale to się powtórzyło już kilka razy. Nie odrzuca mnie to. Coś jest ze mną nie tak.

- Myślę, że możesz mi się podobać, ale nie jestem tego do końca pewny. Chcę spróbować. 

- Chcesz być moim chłopakiem? - blondyn zaśmiał się krótko. - Nie, to nie wyjdzie. Wydaje Ci się, że...

- Gdyby mi się wydawało, to nie całowałbym Cię tak namiętnie, jak to robiłem kilka minut temu. - szarpnąłem go do siebie. - Nie zachowuję się normalnie. Nie wiem, co to jest. Ale wiem jedno. Chcę spróbować z Tobą być. 

- To dla kolejnego researchu, tak? Nie, nie... 

- Nieee! - jęknąłem, obrzydzony już tym słowem. - Posłuchaj mnie przez chwilę... Tak, byłem hetero przez całe życie. Nie uważam, że nagle stałem się gejem, ale jest w Tobie coś, co mnie przyciąga. Nie potrafię tego kontrolować, nie wiem, co się ze mną dzieje. Mówię teraz to, co czuję.

Pomiędzy nami nastała cisza. Blondyn wyminął mnie, podchodząc do biurka z laptopem. Zastygł w bezruchu, głęboko zastanawiając się nad tym, co powiedziałem. 

- Jesteś w stanie być z mężczyzną? - spojrzał na mnie szklistymi oczami. - Jaką mam pewność, że nie znudzę Ci się i nie zostanę zraniony? Jaką mam gwarancję?

- Nie mogę dać Ci na to gwarancji. - westchnąłem. - Ale mogę Ci przysiąc, że jeżeli dasz mi szansę, to będę Cię traktował lepiej, niż wszyscy Twoi byli razem wzięci. Nie mówiłem tego wszystkiego dla researchu. Chcę spróbować być Twoim chłopakiem.

- A co z seksem? - prychnął. - Jeśli już z kimś jestem, też mam potrzeby bycia kochanym. Byłbyś w stanie patrzeć na innego penisa w zwodzie i nie myśleć, że jest to obrzydliwe?

- Przestań mówić o sobie, że jesteś obrzydliwy. - podszedłem do niego. - Jesteś atrakcyjny z każdej strony. - nachyliłem się do jego ucha. - Gdy byłeś pijany, wlazłeś na mnie i zacząłeś się o mnie ocierać. Myślałem, że Cię rozszarpię, gdy zasnąłeś w tej pozycji, zostawiając mnie samego.

Blondyn odsunął mnie od siebie, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Po raz kolejny zaczerwienił się i odwrócił wzrok. Nie wyglądał na zaskoczonego. Może tak naprawdę wszystko pamiętał, tylko dla dobra ogółu postanowił udawać, że nic się nie wydarzyło. 

- Spróbujmy. - odpowiedział. - Ale jeśli do końca naszej współpracy to nie wypali, rozejdziemy się w swoje strony.

Chwyciłem twarz blondyna w dłonie i złożyłem na jego czole krótki pocałunek.

- Nie będziesz żałował.



***

Yo~ 

A więc tak, gdy wy czytacie ten rozdział, ja jestem w drodze do Poznania xD Mam nadzieję, że Wasze komentarze umilą mi podróż w pociągu ♥

Powoli dochodzę do momentu, gdzie będę mogła pisać scenki 18+... 

Jakby tak spojrzeć... To jest 18-sty rozdział, a główni bohaterowie w sumie są ze sobą, ale do końca nie wiedzą czemu. Tak jak planowałam. xD

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro