23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Osoba taka jak ty powinna siedzieć cicho i zlizywać mu brud z butów.

Stanąłem w osłupieniu.

Nigdy wcześniej nie widziałem w oczach Kaveha tyle jadu i nienawiści. Patrzył na Raziego z góry, jakby był tylko marnym karaluchem, który w przeżyciu nie ma z nim szans. Brunet z początku nie wiedział, co się dzieje. Patrzył na niego oszołomiony. Dopiero po chwili jego twarz zrobiła się czerwona ze złości, a pięść zacisnęła się na nóżce trzymanego przez niego kieliszka.

- Co ty powiedziałeś?

- Pan pisarz nie rozumie słów? - blondyn w dalszym ciągu drwił z niego. - To powiem prościej. Twój kunszt jest niczym. Ktoś taki jak ty nigdy nie dorówna do jego poziomu. Gdy próbujesz do niego szczekać, jesteś jak trzęsąca się chihuahua pod rottweilerem.

Potok wyrazów wypływał z niego, jakby miał już wcześniej zaplanowany cały dialog. Nie zostawił na Razim ani jednej suchej nitki. Krytykował go za wszystko i uderzał tam, gdzie bolało go najbardziej — porównywał nasze umiejętności. 

Przysłuchiwałem się wszystkiemu z boku. Nie interweniowałem ani nie przerywałem. Sam nie mogłem powiedzieć mu tego wszystkiego, chociaż słowa same cisnęły się na usta. Obowiązywała mnie etykieta wydawnictwa, której musiałem przestrzegać w przestrzeni publicznej. Ale Kaveh jest wyjątkiem, jest outsiderem. Mógł mówić, co mu się żywnie podoba. Miałem wrażenie, że przeczytał cały rozdział z mojego życia i właśnie mówi za mnie.

- Ha! Sam jesteś nikim! - krzyknął brunet. - Taki wielki artysta, a w życiu o Tobie nie słyszałem! Musisz tworzyć jeden wielki chłam!

Pierdolić etykietę.

Miałem już wstąpić przed blondyna, chwycić tego kretyna przed nim na fraki i cisnąć nim prosto w podłogę. Powstrzymał mnie sam Kaveh. Zatrzymał mnie gestem dłoni, uśmiechając się szeroko z satysfakcją.

- Nigdy nie określałem się jako "wielki artysta". - prychnął. - Ale, nawet jeśli takie beztalencie, jak ja zasłużyło na pracę u boku znakomitego pisarza, to chyba znaczy, że niszowy pisarz, jak ty jest nawet pode mną w tym układzie łańcuchowym. 

Brunet zacisnął zęby. Zabolało go to. Jego blada dłoń zacisnęła się jeszcze bardziej na kieliszku. Wiedziałem, co zaraz nastąpi. Szybkim ruchem stanąłem przed blondynem, osłaniając go swoim ciałem. Poczułem, jak zimna, piekąca ciecz spływa po mojej twarzy i klatce piersiowej. Uchyliłem powieki i spojrzałem spod byka na Raziego, który zastygł w pozycji wylewania napoju. Całe szczęście, że był to jakiś drink, a nie czerwone wino.

W naszym towarzystwie nastała głucha cisza. Za to dookoła nas zaczęło się pełno szeptów osób, które od początku obserwowały całą sytuację. Było głośno. Pewnie nikt z nich nie sądził, że osłonię Kaveha, biorąc na niego tę alkoholową kąpiel. Sam nie sądziłem, że moje ciało samo ruszy w odpowiednim momencie. Myślałem, że będzie za późno. Na szczęście blondynowi nic się nie stało.

Ehh... Jestem mokry... Teraz tym bardziej chcę wracać do domu...

- Co tu się dzieje?! - obok pojawił się Cyrus. - Czy wyście powariowali?! Co to ma znaczyć? Alhaitham, jak ty wyglądasz?

- Wychodzimy. - mruknąłem w stronę mężczyzny. - Przepraszam za problem.

- Powiedz chociaż, co się wydarzyło!

- Ty. - spojrzałem na Raziego. - Dziś się skończy, że opłacisz mój rachunek za garnitur, ale następnym razem, gdy poruszysz temat Kaveha, nie zamierzam się ograniczać POD ŻADNYM WZGLĘDEM.

Chwyciłem blondyna za nadgarstek i pociągnąłem w stronę wyjścia. Oczywiście oblany alkoholem człowiek robi sensację. Nie odeszło się bez odprowadzania mnie wzrokiem i robienia po kryjomu zdjęć. Mało co mnie to obchodziło. Chciałem wyjść z tej samolubnej nory. 

Stanęliśmy na uboczu. Odgarnąłem dłonią swoją mokrą grzywkę i spojrzałem na Kaveha. Jego wzrok był spuszczony, a dłonie zaciśnięte na krańcu marynarki. 

- Nic Ci się nie stało? - zapytałem dla pewności. 

- Dlaczego to zrobiłeś? - uniósł wzrok. - Po co mnie zasłaniałeś? To ja gadałem te wszystkie rzeczy...

- Odpowiem Ci, jak ty mi powiesz, dlaczego tak go krytykowałeś. Nie mówię, że nie zasłużył. Ale pojechałeś o wiele mocniej, niż to było wskazane.

- Nie podobało mi się, jak o Tobie mówił. - jego rubinowe oczy zeszkliły się. - Nie miał prawa tak o Tobie mówić! Chciałem mu dopiec, a teraz przeze mnie... Przeze mnie stałeś się jeszcze większym pośmiewiskiem. I do tego jesteś mokry... Przepraszam.

Zobaczyłem, jak zaciska dłoń na rękawie i zbliża go do mnie. Chciał mnie powycierać. Złapałem go za nadgarstek, zatrzymując go. Pokiwałem przecząco głową.

- Nie pozwolę, byś zniszczył swój biały garnitur. Nic takiego się nie stało. Nie musisz się martwić. - nachyliłem się do niego. - Teraz moja odpowiedź. Jako samiec Alfa muszę bronić swojego chłopaka. Obiecałem Ci to i słowa dotrzymam. Nikt nie ma prawa Ciebie krzywdzić. I... - pocałowałem go delikatnie w czoło. - Też mi się nie podobało, jak o Tobie mówił.

- Nie jesteś zły?

- Za co? Za tę piękną poezję? - zaśmiałem się. - Nie. Byłeś genialny. 

Kaveh zaśmiał się krótko. Jego wzrok zawisł na mojej przemoczonej koszuli, przez którą można już było zobaczyć mój tors. Co to za badziewny materiał... Muszę się jak najszybciej przebrać, bo skończę na chorobowym. Nie pozwolą mi raczej tak wsiąść do taksówki, a mój dom jest dość daleko... Jechałem tu taksówką dobre dziesięć minut. 

- Chodźmy. - blondyn chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. - Do mnie.


***


Po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już w jego mieszkaniu. Na wejściu powitała nas miaucząca Vulpy. Kotka zaczęła łasić się do moich nóg, nie pozwalając ściągnąć mi butów. Musiałem ją przez chwilę poczochrać, by z satysfakcją przeniosła się na swojego właściciela.

- Łazienka jest po prawej. Zaraz przyniosę Ci ręcznik i ubranie na zmianę. - zaczął niepewnie. - Może... Jest już późno. Chciałbyś...

- Hmm? - nachyliłem się do niego. - Nie słyszałem, co powiedziałeś?

- Chciałbyś zostać na noc? - zapytał, biorąc Vulpy na ręce. - Znaczy, mam tylko jedno łóżko i kot śpi mi w nogach.. Ale zamknę ją w innym pokoju jak coś! Jak musisz wcześnie wstać, to z rana zrobię śniadanie i...

- Brzmi dobrze. - zaśmiałem się na jego niespodziewaną panikę. - Jesteś zestresowany moją obecnością? W Twoim szkicowniku pojawiły się nowe rysunki?

- Nie! Idź się myć! - krzyknął, wpychając mnie do łazienki.

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Jego zachowanie było naprawdę urocze, gdy się z nim droczyłem. Może nadal trzymało go wino albo moją rycerską postawą udało mi się odblokować zakazaną stronę Kaveha. Ciekawe, ile jeszcze twarzy posiada.



***

Yoo~

Moi drodzy... Gdy łączą się alkohol i dorośli na nocce... Zwiastuje to rozdział 18+ xD

Akcję w tej książce rozwijam powoli, więc nie będzie to nic "mocnego". Ale scena jak scena pozostanie oznaczona. I... Postanowiłam, że oznaczenia teraz będą inne.
Wcześniej dawałam "(!)" w tytule rozdziału. Z jednej strony ok, ale z drugiej, osoby wrażliwe na 18+ omijały cały rozdział (gdzie też tam były często kluczowe wątki przed albo po scence) i później nie wiedziały, co się dzieje :')

Dlatego będę oznaczać w tekście samą scenkę w następujący sposób:

↓ 18+ ↓

Opis...

↑ 18+ ↑


Mam nadzieję, że to jakoś rozwiąże tę sprawę :'D

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro