9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mogłem się spodziewać, że zwykłe wyjście nie zakończy się na pizzy z coca-colą. Gdy skończyliśmy nasz posiłek, Cyno w mgnieniu oka domówił dla nas kurczaka i piwo. Nikt nie protestował. 

Siedzieliśmy przy stole, rozmawiając, jak grupka starych dobrych znajomych, co spotkała się po latach. Jednak coś mnie powstrzymywało od przyjacielskiej komunikacji z blondynem. W końcu byłem w jakimś stopniu jego pracodawcą. Jeszcze po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie miałem nawet okazji z nim porozmawiać. Cały czas na drodze staje mi albo Cyno, albo Tighnari.

Próbowałem wyjść za nim do toalety — bezskutecznie. 

Próbowałem zacząć indywidualną rozmowę — też z marnym skutkiem. 

Nawet chciałem podjeść z nim do baru, by zamówić więcej alkoholu — i chuj mi w dupę.

Widziałem tę wymianę spojrzeń pomiędzy Cyno i Tighnarim. Musieli widzieć mój wzrok pełen nienawiści i żądzy mordu. Tak, byłem już lekko wkurzony. Chciałem z nim tylko pogadać. A w ich mózgach musi rodzić się myśl, że jak zostaniemy sam na sam, to go zgwałcę. Bez przesady!

- Idę się przewietrzyć. - mruknąłem.

- Iść z Tobą? - Cyno spojrzał na mnie niepewnie. 

- Nie jestem dzieckiem, by prowadzić mnie za rączkę. Poradzę sobie.

Dni były ładne, ale noce robiły się coraz chłodniejsze. Możliwe, że przyjdzie do nas bardzo ciekawa jesień... Mój deadline na napisanie książki jest do końca listopada. Muszę się wyrobić...

Oparłem się o ścianę budynku i westchnąłem głośno. Czułem się nieco podpity. Gdy jestem sam, mam w zwyczaju rozmyślać o wszystkim i o niczym. Teraz moje myśli krążyły wokół tego, co powiedział mi Tighnari. Nie chciałem nikogo wykorzystywać, a tym bardziej go ranić. Nie wiem, co Kaveh czuł w momencie, gdy zaczął ten pocałunek. Nie wiem, co nim kierowało. Jeśli moje drążenie w jakimś stopniu zraniło jego uczucia, to chciałem tylko przeprosić. Nie mam wytłumaczenia na swoje zachowanie. To po prostu się stało.

- Nie jest Ci zimno? - usłyszałem obok siebie dźwięczny głos i kichnięcie.

- A ty co tu robisz? - odbiłem pytanie.

Kaveh stanął obok, opierając się o tę samą ścianę. Dłonie założył na ramiona i zaczął nimi pocierać materiał ubrania. Musiało mu być chłodno w tej cienkiej bluzce.

- Czułem się nieswojo. - chuchnął przed sobą, tworząc biały kłębek dwutlenku węgla. 

- Przecież widziałem, że się z nimi dogadujesz. Rozmawiasz lepiej ode mnie na pierwszym spotkaniu z chłopakami. 

Uśmiechnął się lekko na moje słowa. Pomiędzy nami nastała cisza, którą co jakiś czas przerywało zgrzytanie zębów blondyna. Mam durne przeczucie, że jeśli zostaniemy tutaj dłużej i on się przeziębi, to Nari będzie mi wmawiał, że to moja wina. Jestem w stanie to sobie nawet wyobrazić. Ciemnowłosy uwielbiał mi matkować, podczas gdy Cyno był tym rozrywkowym ojcem, co uspokajał nabuzowaną matkę... Nie ważne. Kręci mi się już w głowie od natłoku myśli. Powinniśmy, jak najszybciej wrócić do środka, więc nie będę tracił czasu.

- Przepraszam.

- Za co? - Kaveh spojrzał na mnie zdziwiony. Miałem wrażenie, że wie, o co mi chodzi, tylko chce to po prostu usłyszeć z moich ust.

- Za moje głupie pytania, całą sytuację i ten pocałunek. - spojrzałem mu prosto w oczy. - Przepraszam... Prawda jest taka, że nigdy nie byłem wylewny w uczuciach i każdy mój związek kończył się porażką. Wiem, że to mnie nie tłumaczy, ale nie chciałem, by to się na Tobie odbiło. Zachowałem się jak dupek w tamtej chwili. Ale naprawdę nic do Ciebie nie mam... To była tylko czysta ciekawość.

- Ja też przepraszam. - szepnął po krótkiej ciszy. - Zdenerwowałem się i sam to wszystko zacząłem. Nie powinienem tak zareagować. Też... Domyślam się, że nie było to dla Ciebie zbyt przyjemne.

- Było. - odpowiedziałem, nim zdążyłem pomyśleć. 

Kaveh spojrzał na mnie zaskoczony. Miałem ochotę walnąć się w tren pusty, głupi, pijany łeb. Co było Alhaitham? Co było?!

- Było? - znowu kichnął.

- Znaczy.. Dobrze całujesz... Jak na faceta. - bardziej i tak się nie skompromituję.

- Dziękuję? - zaśmiał się - Jeśli nadal będziesz potrzebował pomocy albo będziesz czegoś ciekawy, to nie zrażaj się i pytaj. Drugi raz tak nie zareaguję.

- Mogę pytać o wszystko? - upewniłem się.

- Yep! - uśmiechnął się szeroko.

- Kim był ten gościu sprzed klubu?

Blondyn wbił swój wzrok w ziemię. Debilu.. Przecież mu nie chodziło, że możesz pytać go o wszystko wszystko, tylko o rzeczy, które pomogą Ci w pisaniu książki. Dlaczego ja tak dzisiaj wolno myślę?...

- Nie tylko ty masz pecha w wyrażaniu uczuć. - posmutniał. - Był to mój chłopak. Przynajmniej przez miesiąc. Zerwał ze mną, bo cytując ,,Nie poświęcasz mi wystarczająco czasu, tylko skupiasz się na tych swoich głupich rysunkach". Tego dnia przyłapałem go na obściskiwaniu się z innym facetem. Ale i tak wylał winę na mnie.

- Palant. - mruknąłem. - Twoje rysunki są genialne. Powinien Cię wspierać w tym, co robisz, a nie odciągać. 

- Może to było przeznaczenie - zaśmiał się. - Pamiętasz te rysunki, co mi podeptałeś? Część z nich była na spotkanie z Cyrusem, a druga część była dla niego. Wiedziałem, że trochę zaniedbuję naszą relację, więc chciałem mu dać coś od siebie. Dobrze, że tego nie zrobiłem. Dziękuję. To Twoja zasługa. - westchnął. - Wiesz co... Może to przez alkohol, ale nie wydajesz się taki zły. 

- Myślimy podobnie.

Po kolejnym kichnięciu Kaveha wróciliśmy do chłopaków. Nie zliczę, ile razy kichnął w ciągu tej rozmowy. Patrząc na niego, nie dostrzegałem znaków choroby, ale jak nic jutro będzie miał stan podgorączkowy.

Gdy usiedliśmy przy stole, Nari posłał mi wątpliwe spojrzenie, ale widząc, że wszystko pomiędzy mną, a Kavehem jest w porządku, o nic nie pytał. Kontynuował swoją zażartą dyskusję z Cyno na temat gier komputerowych. Dołączyliśmy do nich, wlewając w siebie kolejne litry alkoholu. Nie wiem, kiedy urwał mi się film.

 A dałbym wszystko, żeby dowiedzieć się, jak znalazłem się w aktualnej sytuacji...



***

Ohayo~

Kolejny rozdział za nami :3 Możecie zgadywać co się dalej stało - jak ktoś czyta mangi bl to pewnie ma świadomość jak się kończy chlanie xD U mnie może nie będzie tak ekstremalnie, jak w niektórych przypadkach, więc nie sugerujcie się w 100%.

Jak zapewne wiecie jest już październik, a za tym idą moje studia... Ale o dziwo niedziele mam wole :') Ktoś z dziekanatu albo się zlitował, albo zapomniał wpisać dalszego planu.  Więc na ten moment wszystko pozostaje tak jak było:

- Love's comin' with me - środy

- Mad Love - niedziele

Także do napisania w środę! :D

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro