XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nałożyłam na nogi czarne szpilki i poprawiłam włosy, które zakręciłam na lokówce. Kaburę, na udzie, zacisnęłam mocniej i wsunęłam do niej pistolet.

- Szefowo, czas już na nas. - spojrzałam w lustro, które było połączone z czarną toaletką. W drzwiach stał Dan, ubrany w czarny garnitur, a w uchu miał słuchawkę. - Chłopcy są już na pozycjach. Dostaliśmy również sygnał, że, nasz gość honorowy, jest w drodze. - kiwnęłam głową, złapałam za białą torebkę i zarzuciłam na ramię. Mężczyzna przytrzymał drzwi, abym swobodnie wyszła, a później, łapiąc pod ramię, poprowadził do samochodu. Usiadłam na tylnym siedzeniu, gdy drzwi zostały otwarte. Ledwo zdążyłam zapiąć pasy, a telefon wydał sygnał, że ktoś próbuje się dodzwonić. Złapałam za urządzenie i rzucając szybko wzrok na wyświetlacz, odebrałam natychmiastowo, nie mogąc zrozumieć jakie występują komplikacje.

- Co się dzieje, Tim? - po drugiej stronie słuchawki usłyszałam ciężkie kroki. Był to sygnał, że brunet się przemieszczał.

- Mamy duży problem. Policja się zjawiła. - zaśmiałam się głośno i koniuszkiem języka przejechałam po górnych zębach.

- Tim, to nie jest problem. Problem nastaje gdy uważasz, że plan A nie wypali. Wtedy układa się plan od B do Z. - dłonią przejechałam po udach, na których zmarszczyła się sukienka.

- Co, szefowa, chce przez to powiedzieć? - spojrzałam na paznokcie, które były idealnie zrobione pod biały marmur, ze złotymi, drobnymi dodatkami.

- A otóż to, mój dobry przyjacielu, że eliminacja przeszkody, nigdy nikomu nie zaszkodziła. Odwróćcie ich uwagę i obezwładnijcie. - w tylnym lusterku zobaczyłam, że mój szofer uśmiechnął się lekko, co dało mi sygnał, że i jemu plan się spodobał.

- A co zrobić z Młodszy Aspirantem? - zaskoczona uniosłam brwi i wyjrzałam przez okno. Chwilę się zastanowiłam czy zostawić to w rękach moich ludzi, czy sama zainterweniować. W końcu jednak stworzyłam swój plan, a prawy kącik ust uniósł się.

- Zostawcie go. Z chęcią się z nim zabawie. - rozłączyłam się i spojrzałam na mijający krajobraz. Pomiędzy światłem księżyca, wyłaniały się pojedyncze drzewa, które rozpraszały srebrne promienie. Widok był jak z obrazu.

- Szefowa nie ma ze sobą kamuflażu? - Dan przyglądał się mi z tylnego lusterka.

- Niepotrzebny mi. - złapałam za swoje podręczne lusterko, które leżało w torebce i przejrzałam się, aby sprawdzić czy nie rozmazał mi się makijaż. Minuty mijały nam nieubłaganie długo. W pewnym momencie zastanawiałam się czy nie spóźnimy się na otwarcie, ale w końcu mężczyzna rozwiał wszelkie moje wątpliwości.

- Dojechaliśmy. - wjechał na parking, który był już pełny samochodów. I to bardzo pięknych, aż oczy cieszył sam widok cudowności. Zatrzymaliśmy się niedaleko schodów, a drzwi, przy których siedziałam, otworzyła mi osoba z obsługi.

- Witamy, panno Anastasio, na otwarciu Galerii Sztuki. Zapraszam schodami na górę i proszę kierować się na lewo. - mężczyzna, ubrany w białą koszulę, przez którą widać było mnóstwo mięśni, podał mi dłoń i pomógł wysiąść.

- Dziękuję. - poprawiłam dół sukienki i zarzuciłam torebkę na lewe ramię.

- Udanego wieczoru życzę. - lekko skłoniłam głowę i udałam się w wyznaczone miejsce, wydanej imprezy.

Stanęłam w progu i spojrzałam na wielką, białą halę, gdzie w jednym rogu, na podeście, stała orkiestra i grała, aktualnie, wesołe utwory, a w prawym rogu stał długi stół z przekąskami i napojami.

- Panienka życzy sobie szampana czy wodę gazowaną? - kelner pokazał mi tace, na której stały kieliszki z szampanem i kieliszki z wodą.

- Szampana. - posłałam mu szeroki uśmiech i złapałam za kieliszek, a blondyn pokierował się do reszty gości. Rozglądnęłam się po hali, ponownie, i zobaczyłam, na górnych balkonikach, czterech mężczyzn, ubranych w czarne garnitury, włosy ułożone, do tyłu, na żel, a na nosach mieli czarne okulary.

Jeden z nich spojrzał na mnie i lekko kiwnął głową, a ja zrobiłam to samo. Z torebki wyjęłam małą słuchawkę i włożyłam ją do ucha.

- Panowie, słychać mnie? - powiedziałam naturalnie, jakbym prowadziła z kimś rozmowę przez telefon. Czekałam aż któryś z moich pomocników się odezwie, a w między czasie wzięłam pierwszego łyka szampana.

- Głośno i wyraźnie. Nasze cele obezwładnione i ukryte. Został tylko Borys Tyrek, Młodszy Aspirant. - odpowiedział Carlos.

- Gdzie się znajduje? - zaczęłam ostrożnie się rozglądać.

- Niedaleko nas. Dokładniej jest po mojej lewej, tak na oko z dziesięć metrów. - dorzucił Tim. Na jednym duszku wypiłam szampana, a kieliszek oddałam kelnerowi.

- Dajcie znać, kiedy się poruszy. - podeszłam do barku, przy którym stał nie za wysoki, brunet, o mocno wymodelowanym ciele. Skupiony był na swojej szklance, w której znajdowała się bursztynowa ciecz.

- Postawi mi pan drinka? - spojrzał na mnie zaskoczony. Szybkim okiem zobaczyłam, że przy jego lewej nodze była czarna teczka, a na niej wymalowany inicjał L.

- Bardzo mi przykro, ale czekam na kogoś. - cicho warknął. Lekko poruszyłam brwiami i uśmiechnęłam się, zawiedziona.

- No trudno. W takim razie przejdźmy do interesów. - wyraźnie zdezorientowany, zaczął mnie mierzyć wzrokiem. Zachowywał się, jakby zobaczył ducha. Sam fakt jego wyrazu twarzy, rozbawił mnie.

- Panna Luna Trens? - kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. - Niech mi panienka wybaczy, ojciec nie powiedział jak wygląda nasza klientka... - pokazałam dłońmi, aby trochę zszedł z tonu, na co od razu zamilkł.

- Jestem w stanie wybaczyć. Ale mam dwie uwagi. Pierwsza. Nigdy, ale przenigdy, nie wolno się nikomu tłumaczyć. Druga. Lepiej nie wypowiadaj mojego imienia i nazwiska, ponieważ jestem w tym momencie na celowniku jednego kundla. - kiwnął głową i podał mi szklankę z whiskey

- Ojciec wspominał, że to ulubiony trunek. - złapałam za szklankę i od razu wypiłam, na jednym tchu, całą zawartość, zostawiając ślad czerwonej szminki na szkle.

- Kopertę ma jeden z moich ludzi. To ci na balkonie. Gdy zobaczą, że pan idzie w ich stronę, od razu któryś podejdzie i przekaże, jednocześnie zabierze pański pakunek. I rozejdziemy się w swoje strony bez żadnych podejrzeń. - kiwnął głową i dopił swój trunek.

- Miło z panienką robić interesy. Do zobaczenia. - mężczyzna odszedł w swoją stronę, a ja wzięłam głęboki oddech i przewróciłam, teatralnie oczami. Młodzi dostarczyciele są bardzo nieuważni.

- Szefowo. Jest problem. - usłyszałam głos Marka. Moje serce nagle zabiło mocniej, a na twarz wkradł się wielki uśmiech. Wiedziałam, że wścibski szczeniak już nadchodzi.

Poprawiłam sukienkę i udałam się w stronę mojego szpiega. Złapałam go za dłoń i wciągnęłam w tłum gości, którzy tańczyli do muzyki, którą grała orkiestra.

- Witam ponownie, panie Aspirancie. - złapałam jego lewą dłoń, a swoją lewą położyłam na jego ramieniu. Mężczyzna wiedział, aby nie robić zamieszania, podczas spokojnej i eleganckiej zabawy, więc owinął swoją prawą dłoń wokół mojej tali.

- Witam, panno Trens. - zaczęliśmy spokojne kroki, przy których czułam mocne napięcie ciała bruneta.

- Niech się pan rozluźni, ja tu przyszłam na otwarcie nowego budynku...

- Przy okazji przejąć pakunek, który zawiera nielegalną zawartość, twardych dopalaczy. - obrócił mnie dookoła swojej osi i wróciliśmy do początkowej pozycji. - Jesteś aresztowania, za salwę zabójstw, przetrzymywanie...

- Nielegalnej broni, stworzenie grupy, która jest zagrożeniem dla społeczeństwa, a także za narkotyki i niszczenie mienia. - brunet mocno się zdziwił, ale dalej prowadził nasze kroki taneczne.

- Czyli wiesz jakie prawa zostały naruszone, przez twoją głupią zabawę w zemstę? - to nie było pytanie, a wręcz stwierdzenie. Cicho mlasnęłam i zachichotałam. Jednak chichot zamienił się w lekceważący, rozbawiony ton i wywaliłam z siebie coś, co męczyło mnie od długich lat.

- Ludzie uwielbiają się trzymać zasad, które narzucił im system. A dlaczego? Bo to jest spokój i harmonia, która nie pozwala wyjść poza schematy. I nagle znajduje się osoba, która je łamie. Myśli nieszablonowo. Robi coś, czego nikt inny nie potrafiłby zrobić, mając wyrzuty sumienia. Taka oto osoba staje się terrorystą. Psychopatą, który chce doprowadzić do upadku tego wszystkiego, czego społeczeństwo się trzyma. - uniósł swoją prawą brew, ale dalej słuchał. - Mną kieruje chęć zemsty, za to co wykonał Achilles. Zniszczył moją rodzinę, wybił ją całą. Odebrał dorobek życiowy. Zabrał część mojego dzieciństwa i zostawił ból... - mocno wciągnęłam powietrze i przymknęłam na sekundę oczy, aby powstrzymać zaszklenie oczu. - Jestem tą jedną osobą, która myśli nieszablonowo.

- Życie pisze bardzo bolesne scenariusze. Masz prawo do nienawiści i urazy, ale łamanie zasad i zagrażanie ludziom, nie może skończyć się na upomnieniu i na przymknięciu oka. Stało się to wielokrotnie, uciekłaś przed wszelką odpowiedzialnością... - na ustach bruneta położyłam palec wskazujący, jednocześnie uciszając mężczyznę.

- Może zostawmy to na inny dzień? Rozumiem, że dostałeś odgórny rozkaz i wiem, że to twoje zadanie, by mnie złapać i przymknąć, ale aby nie robić spektaklu i nie wywołać paniki, w której, ponownie, ucieknę ci spod nosa... - na moim biodrze poczułam uścisk palców Młodszego Aspiranta. Ten gest spowodował lekkie łaskotanie, co wywołało u mnie cichy śmiech. Gdy się zorientował, co zrobił, natychmiastowo poluźnił uścisk, a ja mogłam wrócić do neutralnej postawy. - Zabawmy się dzisiaj, poznajmy się lepiej. - moje logiczne myślenie działało jak karty, które rozdawałam. Zaćmić jego czujność, robić dobre miny do złej gry, wymknąć się i uciec.

- A jeśli się na to nie zgodzę? - muzyka ucichła, a ja stanęłam krok dalej od niego.

- Wtedy moi ludzie załatwią twój zespół, a ja wykończę ciebie. Na oczach wszystkich. - szepnęłam, w trakcie trwania salwy braw dla orkiestry. Patrzyłam na niego poważnym wzrokiem, a chłopak przełknął ciężką ślinę, co można było zauważyć przez jabłko Adama, które poruszyło się niebezpiecznie. Klasnęłam cicho w dłonie i uśmiechnęłam się, gdy jego chwilowe milczenie bylo zgodą na moją propozycję. - Przynieść ci whiskey? Czy dzisiaj prowadzisz? - zaprzeczył ruchem głowy i poszedł za mną do stołu z alkoholem. - Szkocką i...

- Wódkę z colą. - barman zabrał się od razu za zamówienie, a ja miałam chwilę, aby przyjrzeć się brunetowi. Mimo, że byliśmy z dwóch różnych światów, zafascynowała mnie jego osoba. Jego pewność siebie, szybki instynkt, niepoddawanie się, chęci do dalszej walki.

***

Minęła druga godzina w nocy, a mój wróg, który stał się towarzyszem wieczoru, siedział przy stole, mocno wypity, choć był z nim kontakt. Gdy był zajęty rozmową z jakąś brunetką, ja szukałam punktu zaczepienia, by uciec spod jego nosa.

- Mam zrobić eskortę? - spojrzałam na Dana, który zjawił się w odpowiedniej chwili. Zasłonił mnie swoją marynarką i, bez chwili zawahania, wyprowadził z budynku, prosto do samochodu. Pomógł już tylko wsiąść na tylne miejsce, aby sam mógł zasiąść na miejscu kierowcy i z piskiem opon, wrócić na trasę do Nowego Yorku. - I jak? Plan wypalił? - znów zobaczyłam jego zaciekawione spojrzenie w tylnym lusterku. Ciężko westchnęłam i wyjrzałam przez okno pasażerskie, czując smak zwycięstwa i przewagi nad mężczyzną, który znów wdał się w moją zabawę.

- Tak jak powinien, Dan. Tak jak powinien.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro