IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpatrywałam się w ogród, który zaatakował dość mocny deszcz. Zastanawiałam się nad tym, czy Borys daje sobie radę, czy żyje.

Każdy kolejny dzień przynosił mi mnóstwo niewiadomych i obaw. Codziennie wpatrywałam się w drzwi frontowe, z nadzieją, że Borys zaraz je przekroczy, cały i zdrowy, a ja będę mogła go uderzyć w głowę, za jego głupotę.

- Hej, jak się trzymasz? - odparł Louis, opierając się, z drugiej strony okna, o framugę. Mimo, że nie miał zbyt dobrych relacji z Młodszym Aspirantem, wiedziałam, że się martwił.

- Nie mam powoli pomysłów. Anastasia się rozpłynęła. Nie wiem jak dotrzeć do miejsca pobytu Borysa. - znów spojrzałam na ogród, wspominając każdy dzień, gdy robiliśmy na nim grilla, po całym dniu szkolenia.

- Na pewno ta dziewczyna próbuje się z tobą jakkolwiek skontaktować. Może coś zostawiła w klubie...

- Luna! Jest list do ciebie! - Tim trzasnął drzwiami głównymi, ściągając z ramion mokrą kurtkę, rzucając w kąt holu. W lewej dłoni trzymał kopertę, na której wypisana była litera L.

- Mówiłem, że szuka kontaktu z tobą? - parsknął blondyn, z uśmiechem na twarzy.

Odebrałam od chłopaka przesyłkę i szybko rozerwałam papier, wyciągając zmiętą kartkę. Musiała być ukrywana przed oczami Achillesa.

- Słyszałem, że jest poczta! - huknął z piętra John i zaraz się zjawił, ze szczoteczką w ustach i ręcznikiem obwiązanym na biodrach.

- Możesz nie znaleźć drogi, duże rzeczy mogą ci nie pomóc w przejściu. Ale pamiętaj. Małe rzeczy są największą tajemnicą. Szukaj w oczywistych miejscach to, co ci pomoże szukać. - zacytował blondyn. Próbowałam zrozumieć tekst, który został zapisany. Już nie wiedziałam czy to Anastasia się próbuje skontaktować, czy ktoś sobie żarty ze mnie robił. Spojrzałam na Louisa, który spoglądał przez moje ramię na tekst. Jego wyraz twarzy sam wskazywał na brak zrozumienia.

- Na pewno ktoś sobie żarty teraz robi... - fuknął mój przyrodni brat i udał się, ciężkim krokiem, spowrotem do łazienki. Tim poszedł do kuchni, bez słowa, a Louis poklepał mnie po ramieniu, starając się dodać otuchy. Jedyne na co mnie było stać, to tylko usiąść w fotelu, dalej analizując treść.

Spędziłam kilka godzin nad tym, aż zapadł zmrok. W domu znów się zrobił harmider. Wszyscy bracia Rodriguez krzątali się po kuchni i salonie, szykując kolację. Tim z Berdynem zawzięcie rozmawiali o planie, gdy znajdziemy pozycję Borysa. Natomiast Louis ciągle próbował mnie odciągnąć od tego cholernego listu.

- Daj już sobie spokój z tym. - odparł, znudzony powtarzaniem tego zdania, co chwilę.

- Ale nic z tego nie rozumiem... - znów przeczytałam list, mając nadzieję, że magicznie zaraz pojawią się kolejne słowa, odsłaniając pogląd na to wszystko. - O co z tym chodzi?

- Ktoś na pewno sobie żarty z tym robi. Przestań się przejmować. - warknął chłopak. Gdy nie zauważył żadnej reakcji z mojej strony, wyrwał z rąk kartkę, nie wiedząc nawet kiedy. - Dość. Siedzisz nad tym cały dzień. Nie wykombinujesz z tego nic. To durne żarty jakichś dzieci, które pod zły adres trafiły z tym. - już chciał podrzeć kartkę, ale zadziałałam impulsywnie, kopiąc go prosto w kostkę. Warknął z bólu, łapiąc się za obolałe miejsce, więc miałam idealny moment, na odebranie swojej własności z jego rąk, które miały złe zamiary.

- Louis, zapamiętaj. Jej od niczego nie odciągniesz, nawet siłą. - rzucił Tim, powracając do rozmowy z Davidem.

- Teraz będę pamiętać. - pokuśtykał do kuchni, chcąc przystawić sobie coś lodowatego do bolącego miejsca, a ja znów zatopiłam się w swoich myślach, które skupione były na liście.

Przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Chciałam dotrzeć do sedna listu.

Małe rzeczy są największą tajemnicą...

Obudziłam się, nie czując obecności Borysa obok. Podniosłam głowę, a satynowa kołdra zjechała po mojej nagiej klatce piersiowej, odsłaniając biust. Borys podniósł głowę znad czegoś, co trzymał w prawej dłoni, a w lewej trzymał śrubokręt i spojrzał w nasze odbicie lustrzane

- Już nie śpisz?

Szukaj w oczywistych miejscach to, co ci pomoże szukać...

Weszłam do pokoju, a tam Borys chował małego tableta do szuflady.

- Po co ci on? Zostawiasz namiary?

- Mam tu ważne dokumenty. - uniosłam prawą brew, podejrzewając, że kłamie. Chłopak natychmiast wyjął urządzenie i klikając wielokrotnie, nie uruchomił ekranu głównego. - Jest wyłączony, niedowiarku. - odłożył go spowrotem do szuflady i zamknął ją, a na wychodnym, pstryknął delikatnie mój nos.

Małe rzeczy...

- Chciałem ci to dać. - z kieszeni wyciągnął srebrny łańcuszek, a na jego końcu znajdował się nieśmiertelnik.

- Borys... Ja go nie przyjmę. On jest twój...

- Ja ci go nie oddaje. Ja chce żebyś go wzięła i nosiła, by chociaż ciebie ochraniał...

Największa tajemnica...

- Borys? - spojrzałam na urządzenie, podnosząc je na wysokość klatki piersiowej i pokazując brunetowi, który wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. - Po co ci pluskwa? - chłopak się zdziwił, nie wiedząc co odpowiedzieć. - Czy jesteś na czyimś celowniku? - lekko spanikowałam, bojąc się o aktualny stan narażenia.

- Nie, nie, nie. Spokojnie. To jest mój nadajnik. Jest wyłączony. Nigdy nie wiadomo kiedy może coś mi się stać...

- Małe rzeczy są największą tajemnicą... No jasne! - ryknęłam i popędziłam do naszej sypialni, szukając po szufladach tabletu, którego ukrywał brunet. Przerzuciłam wszystkie jego rzeczy, aż w końcu, na samym końcu szuflady, pod bokserkami, znalazłam urządzenie.

- Co się dzieje? - sapnął Peter, wpadając za mną do pokoju.

- Ten list... - pociągnęłam za rękaw chłopaka i zeszliśmy do salonu. - Ten list to nie był żart! - wszyscy zszokowani zaraz się znaleźli obok mnie, starając się zrozumieć co mówię. Z podłogi, obok fotela, zgarnęłam list i położyłam go obok tabletu.

- O czym ty mówisz, kobieto? - odparł David.

- A o tym. - wskazałam na fragment listu. - Małe rzeczy są największą tajemnicą. Któregoś razu znalazłam w sypialni pluskwę, która była wyłączona. Nie wiedziałam po co było to Borysowi...

- Ale pluskwa nie jest taka mała. - rzucił Tim. - Jeśli gdzieś ją sobie przyczepił, Achilles...

- Achilles nie znalazł go. I nie znajdzie tego, bo to jest malutkie. - rzuciłam, przytrzymując przycisk włączenia, tableta. Chwilę czekaliśmy, aż się odpali, a gdy tak się stało, pojawiło się hasło. - Cholera...

- Luna, mów natychmiast o co chodzi, bo mnie szlag trafi. - warknął Generalny Inspektor.

- Tim, zajmij się tym. - podałam chłopakowi tablet, a on natychmiast próbował wielu kombinacji dostania się.

- Rok urodzenia... - spojrzałam z brunetem na siebie. - Kiedy się Borys urodził? - znacząco spojrzeliśmy na Berdyna, który zna Borysa dokładnie. - Kiedy się urodził?

- W 1992 roku. - burknął, krzyżując ręce na piersi. Informatyk wpisał datę, ale znów błędne hasło.

- Cholera... Ostatnia próba. - spanikował Tim.

- Nie dasz rady tego obejść? - fuknął Harry. - Podobno taki wielki informatyk jesteś? - zaironizował.

- Ale są systemy, które są tak zabezpieczone, że miesiąc zajmuje dostanie się do nich. - syknął, przez zaciśnięte zęby. - Jak taki jesteś mądry, to masz, sam spróbuj się włamać na to. - wstał, wciskając w ręce Harrego tablet.

Nagle zza okna błysnęło jasne światło, a zaraz za tym huk. Rozpadało się solidnie, że aż drwi tarasowe zaczęły się trząść, przez wiatr.

- Na pewno nie jest trudne odgadnięcie hasła, pod tytułem data urodzenia. - znów warknął mój brat, patrząc wyzywająco na mojego człowieka.

- Ostatnia próba została. Dawaj mądralo. Zgadnij to hasło. Albo utrać naszą ostatnią nadzieję na odnalezienie szczeniaka. - Tim był zawsze tym prawdomównym. Wiedział jak dobić do sedna sprawy i wywrzeć presję na kimś. Nie pomylił się i w tej sprawie. Harry odpuścił i oddał mu urządzenie, nie podejmując się nawet próby wpisania jakiegoś hasła.

- Z wami jak z dziećmi normalnie. - Berdyn zabrał z rąk informatyka urządzenie, coś wpisał, a my z mocno bijącymi sercami czekaliśmy, aż się załaduje. Znów rozbłysło jasne światło, jednocześnie usłyszeliśmy grzmot, a światło w domu zgasło. Skupiliśmy się na żarówce, z żyrandola, które wisiało na środku salonu.

- Cholera korki... - mruknęłam, a nagle do drzwi ktoś zapukał. Z kieszeni spodni wyciągnęłam telefon i odpaliłam latarkę, idąc do wejścia.

- Ja idę uruchomić prąd. - odkaszlnął Louis i poszedł, ze swoją latarką, do piwnicy.

Otworzyłam frontowe drzwi, za którymi stała Anastasia. Zdziwiłam się, skąd wiedziała, gdzie mnie może znaleźć

- Mam wieści... - szepnęła, prawie niesłyszalnie, przez padający deszcz.

- Wchodź. - wpuściłam dziewczynę do środka i zaprowadziłam do salonu. - Chłopcy. - wszyscy spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc, dlaczego obca osoba wtrąciła się w nasz plan. - Przedstawiam wam córkę Achillesa. Anastasia Wilson i nasz kret w jego szeregach. - poklepałam dziewczynę delikatnie po plecach i znów skierowałam wzrok na nią. - Mów jakie to wieści.

Wzięła głęboki oddech, układając w głowie co chce powiedzieć. Wiedziałam, że to pewnie ciężka informacja albo skomplikowana. Miałam tylko nadzieję, że to nie najgorsza z najgorszych.

- Już jutro będą go przenosić. Mają być dwa rozjazdy. - mruknęła, a ja zrobiłam szerokie oczy. - Jeden to będzie konwój. Pełna obsada. Macie myśleć, że tam będzie Borys. Będzie jechał przez środek Nowego Yorku. - dodała szybko. Czekałam na dalszą informację, ale dziewczyna się wahała. Wiedziałam, że druga informacja będzie nieciekawa.

- A co z drugim przejazdem? - wtrącił John, kładąc dłoń na jej ramieniu, a dziewczyna, w ciemności, odnalazła wzrok chłopaka.

- Drugi nie wiadomo którędy pojedzie. Zapewne będzie się trzymać jak najdalej od centrum, byście go nie wykryli. - wtedy światło w salonie się zapaliło, a ja zobaczyłam uśmiech Tima.

- Ale my już wszystko wiemy. - odwrócił odblokowany tablet. Współpraca jego z Berdynem była idealnie dopasowana. We dwoje rozstrzygli miejsce położenia Borysa. Mapa, która została wyświetlona, pokazywała ruiny mojego magazynu.

- Przecież...

- Twój magazyn został częściowo odbudowany. - dodała brunetka. - Ojciec zrobił tam swoją bazę, wiedząc, że nie będziesz podejrzewać tego miejsca.

Stałam w miejscu, zastanawiając się nad planem działania. Jeśli teraz ruszymy na pomoc Tyrkowi, zagrożenie będzie wynosić 100%. Chwilę musiałam pobyć sama ze swoimi myślami, aż w końcu zapaliła mi się lampka w głowie, a mój uśmiech poszerzył się.

- Wiecie co? - oparłam się dłońmi o stół i popatrzyłam to na Tima, to na tablet.

- Znam ten błysk w jej oku. - chrząknął Tony. - Ma plan.

- Bo mam. I już jutro... - kątem oka zerknęłam na Generalnego Inspektora. - Borys będzie z nami.

~~~~~~~~~~

Ciekawi co się będzie dalej działo? Zostawcie gwiazdkę oraz komentarz pod tym rozdziałem. Wyczekujcie ze spokojem na kolejną część

Pozdrawiam was i całuję mocno moje pączusie!

Lucy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro