VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od wydarzenia w klubie Luny minęły dwa tygodnie. Temperatura schodziła coraz niżej, a tam, gdzie siedziałem, było to dość odczuwalne. Noce były coraz gorsze, a w dodatku mój stan fizyczny był tragiczny. Anastasia mnie nie odwiedzała, a ja miałem coraz mniej czasu by skontaktować się z Luną. Z dnia na dzień byłem coraz słabszy i choć starałem się walczyć, traciłem nadzieję, na lepsze jutro.

Chciałem wierzyć, że to zwykły sen, z którego zaraz się obudzę, podnosząc głowę z biurka, w które uderzyłby Berdyn. Niestety ta wiara została zabijana z momentem gdy codziennie pojawiał się Achilles z katem, a na moim ciele pojawiało się coraz więcej siniaków, ran i plam krwi.

I ten poranek był dokładnie taki sam. Odgłos ciężkich kroków, katowanie, mój krzyk, który był coraz słabszy, groźby Achillesa, znów ciężkie kroki, a na samym końcu cisza, którą zagłuszał mój ciężki oddech i mocno bijące serce. Zakończyło się tak samo. Nie zobaczyłem Anastasii, która była jedynym moim ratunkiem psychicznym w tym czasie. Nie miałem możliwości spojrzeć w jej oczy i znaleźć tą drobną iskierkę współczucia i cień nadziei, że wyjdę stąd w końcu.

Te szanse umierały, tak jak ja. Nie byłem pewny ile jeszcze zniosę. Co wieczór, gdy zamykałem oczy, myślałem A może to ostatni raz, kiedy się obudziłem? Ale gdy tylko otworzyłem oczy, bo zza drzwi usłyszałem znów te same kroki, wiedziałem, że mam kolejny dzień do przeżycia. Chodź się cieszyłem, że jeszcze nie zginąłem marnie, w głębi duszy wręcz krzyczałem o tą śmierć. Chciałem by ta katorga się skończyła. Bym mógł być w końcu wolny. Bym mógł znów się spotkać z rodzicami, których mi tak bardzo brakuje teraz.

Znów kroki. Tym razem delikatne.

Lekki stukot obcasów.

Szelest kartki.

Spadający długopis.

- Anastasia... - szepnąłem, gdy zobaczyłem ją w drzwiach. Serce zabiło mi mocniej. Nadzieja, która była głupia i złudna, znów wróciła.

- Przepraszam cię... - odparła, prawie niesłyszalnie, standardowo kucając przede mną. - Dwa tygodnie trzymali mnie w areszcie... - wybałuszyłem oczy, nie wierząc w jej słowa. Ona? Zamknięta w areszcie? Co się działo na tym świecie zewnętrznym?

Wpatrywałem się w jej przerażoną twarz. Z opowieści Louisa wiedziałem, że życie za kratami jest nie do zniesienia. Za czyjeś błędy dostać w kość.

- Mam mało czasu. Co mam pisać? - rzuciła, kładąc podkładkę na swoim kolanie i przystawiając końcówkę długopisa do kartki.

- A więc... - zawahałem się. Co chciałem przekazać w liście? Jak miałem dotrzeć do Luny, by Achilles jednocześnie nie przejął tego, zanim do niej dotrze? Rozglądałem się po pomieszczeniu, chcąc dobrać słowa.

- Czekaj, masz coś na szyi... - przejechała opuszkami palców, zbierając jakiś brud. Wtedy też zahaczyła o łańcuszek z nieśmiertelnikiem i nagle mnie olśniło przecież tyle czasu poświęciłem temu małemu ustrojstwu.

- Już wiem. - brunetka znów się skupiła na kartce. - Możesz nie znaleźć drogi, duże rzeczy mogą ci nie pomóc w przejściu. Ale pamiętaj. Małe rzeczy są największą tajemnicą. - wyprostowałem się na krześle i myślałem dalej. - Szukaj w oczywistych miejscach to, co ci pomoże szukać.

Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi i ponowne kroki. Już wiedziałem, że to zbliża się Achillesa wspólnik. Nocna warta się szykowała, brunetka na palcach doskoczyła do drzwi, chowając, w kapturze czarnej bluzy, zmiętoloną kartkę, na której zapisana była moja wiadomość do różowo-włosej.

- Anastasia... - burknął pod nosem mężczyzna i zlustrował ją wzrokiem. - Nie powinnaś...

- Przyszłam tylko zapisać żądania Borysa, gdyż widzę, że ojciec go zaniedbał. I wy tak samo. - fuknęła na mężczyznę i poprawiając swoje włosy, które opadły na jej twarz, dodała. - Ale zapomniałam kartki.

I ruszyła po schodach. I tyle ją widziałem przez resztę nocy. Miałem nadzieję, że Trens zrozumie treść tej wiadomości i odnajdzie wszystko, by tylko mnie namierzyła, a Achilles nie przejmie tej wiadomości.

Mijały kolejne dni, które okaleczały mnie i osłabiały. Nie czułem już nóg. Ciągle siedziałem na tym cholernym krześle. Wszystkie kości zastały się, kark zdrętwiał i na pewno będę potrzebować pięciu minut, by przygotować mięśnie do większego wysiłku, gdy będę musiał wstać, jeśli takowa okazja się znajdzie.

Otworzyłem oczy, gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi, a za nimi znów zobaczyłem brunetkę, która przyniosła miskę, w której na pewno była woda i ręcznik.

- Okropnie wyglądasz... - mruknęła, kucając przede mną. Wyczułem delikatny zapach męskiego płynu do mycia, z unoszącej się pary.

- Bywało gorzej, uwierz mi. - zachrypiałem.

Z miski wyciągnęła ręcznik, odciskając nadmiar wody i zbliżając się bardziej do mnie. Zgarnęła z czoła włosy, które przylepiły się przez krew i pot.

- Kiedy to się w końcu skończy? - sapnąłem, gdy mokry i ciepły materiał spotkał się z moją skórą, ścierając wszystko, co się osadziło na niej.

- Nie mam pojęcia czy list dotarł do twojej przyjaciółki. Ale wiem co innego. Zostały trzy dni do przewiezienia cię...

- Gdzie zostanę przewieziony? - cicho wzdechnąłem, wiedząc, że i tak i tak nic mi to nie da. Gdzieś za rogiem czekała moja śmierć.

- Tego nie wiem. Ale postaram się zrobić wszystko, by pojechać z tobą. - spojrzałem w jej oczy, chcąc doszukać się jakiegokolwiek kłamstwa. - Postaram się ciebie wydostać z tego wszystkiego. - nie kłamała. Mówiła szczerą prawdę. Nie tylko jej zależało by uwolnić swoją rodzinę spod władzy tyrana, ale także świat.

Woda w misce zdążyła się lekko zabarwić na czerwono, gdy kolejne plamy krwi ściągnęła z mojego ciała. Była tak blisko, że czułem jej delikatne perfumy. Mieszanka kwiatów.

Nagle głośno syknąłem. Na brzuchu miałem spore rozcięcie, przez uderzenia, a Anastasia przystawiła za mocno ręcznik, powodując ostre pieczenie.

- Już, spokojnie... - położyła dłoń na moim policzku, chcąc uspokoić moją reakcję. - Muszę to przemyć. - szepnęła i ponownie przystawiła materiał. Tym razem delikatnie przesuwała nim po ranie, a swoje oczy skupiła na mojej szczęce, która co i rusz się zaciskała, pod wpływem impulsywnego pieczenia, który co chwilę się nasilał.

W końcu odsunęła dłoń od felernego miejsca i wrzuciła ręcznik do wody, która mocniej zabarwiła się od ilości krwi. Mogłem wziąć głęboki oddech, gdy pieczenie ustępowało.

- Jak na policjanta jesteś trochę miękki. - odparła, śmiejąc się cicho pod nosem. Sam się z tego powodu uśmiechnąłem, przymykając powieki, gdy kciuk przesunął się po moim policzku. Ani na chwilę nie ściągnęła ręki, dając mi ukojenie swoim delikatnym dotykiem. Ona jedyna obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Zawsze ostrożna i spokojna.

- Cóż, nawet policjant ma prawo do chwili słabości. - odparłem, uchylając powieki i wpatrując się w jej oczy. Te brązowe oczy, które są hipnotyzujące, gdy stara się spoglądnąć w czyjąś duszę.

Zapadła cisza, a żadne z nas nie chciało jej przerywać. Patrzyliśmy się w siebie, nie wiedząc kiedy zbliżyliśmy twarze do siebie, na kilka milimetrów. Czułem jej ciepły oddech na ustach, które natychmiast oblizałem, czując, że zaschły.

- Borys... - szepnęła, przymykając oczy. W końcu delikatnie musnąłem jej pełne usta, czekając na jej dalszą reakcję. Dalej sprzedawałem jej delikatne muśnięcia, aż w końcu sama naparła na moje usta, zamykając je w dłuższym pocałunku. Drugą ręką objęła mój kark, a po moich plecach przeszedł dreszcz, odznaczając się gęsią skórką na ramionach.

Gdy po dłuższej chwili się odsunęła, poczułem pustkę. Totalną pustkę. Tak jakby tylko dziewczyna nasycała mnie wieloma emocjami, gdy tylko się zbliża do mnie, a gdy się oddali, te emocje znikają. Patrzyłem na nią, nie rozumiejąc niczego. Anastasia tylko spuściła głowę, a drżącymi dłońmi złapała za miskę.

- Przepraszam. Nie powinnam. Głupotę zrobiłam... - szybko wstała i ruszyła do drzwi. Nie zdążyłem się odezwać, zareagować jakkolwiek, by ją zatrzymać. Zamknęła drzwi, znów zostawiając mnie z samotnością, ciszą i niepewnością co będzie ze mną dalej.

Całą noc spędziłem na przemyśleniach o tym co się stało między mną, a brunetką. Chciałem by wróciła, by znów wywołała te emocje, których mi brakowało. By dała mi nadzieję, na lepsze jutro.

~~~~~~~~~~

Ciekawi co się będzie dalej działo? Zostawcie gwiazdkę oraz komentarz pod tym rozdziałem. Wyczekujcie ze spokojem na kolejną część

Pozdrawiam was i całuję mocno moje pączusie!

Lucy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro