XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Goście zaraz przyjdą a my nie mamy niczego gotowego. No prawie, niczego. Dom jest posprzątany, Syriusza i zakonu nie ma w domu, a stół jest rozsunięty.

- Harry! Mamy 20 minut!

- No przecież idę!

- To idź szybciej! - krzyczeliśmy do siebie, z różnych pięter. Ja byłam na dole, a Harry na 2 piętrze w swojej łazience.

   Wyprasowałam obrus i rozłożyłam go na stole. Książe ułożył talerzyki i sztućce, a ja w tym czasie wsypywałam chipsy do misek. Miałam wrażenie, że się nie wyrobimy. Trzeba jeszcze przestawić meble w ogrodzie i podłączyć lampki, czyli zostawiliśmy najgorsze na koniec. Aaaa! No i ja jeszcze nie jestem przebrana...

- Nigdy więcej nie będę organizować ŻADNYCH imprez

- Chyba nie będziesz miała wyjścia

- Czemu niby?

- Bo jak kiedyś będziesz mamą, to będziesz musiała organizować np. urodziny twoich dzieci.

- Cudnie - mruknęłam i poszłam do ogrodu, gdzie przybiegli do mnie Kier i Karo

- No cześć, mordeczki - powiedziałam i usiadłam razem z futrzakami na ziemi

   Chwilę później, przestawiliśmy kanapy i ustawiliśmy stoły. Rozwiesiłam lamki z prawej a Harry, zrobił to samo z lewej. Myślałam, że zajmie nam to dłużej.

   Pobiegłam do swojego pokoju, dwie minuty przed 18:00, czyli ustaloną godziną rozpoczęcia. Zabrałam z garderoby żółtą sukienkę na "tasiemkach", wiązaną na x z tyłu. Szybko ułożyłam włosy, spinając je w kucyk na Arianę. Pomalowałam oko srebrnym, brokatowym cieniem i dorzuciłam czerwoną pomadkę. Wyjrzałam przez okna, przy którym stała moja toaletka, i zobaczyłam zbliżających się: Semusa i Deana.

- Harry! Goście przyszli!

- No to chodź tu szybko!

   Zbiegłam po schodach i podeszłam do brata, ten zasłonił mi oczy maską do snu i poprowadził do gabinetu, taty. Tak, po śmierci rodziców Syriusza, rodzice mieszkali tu razem z wujkiem, tylko dwa lata, ale zdążyli przygarnąć gabinet jak i pokój, w którym obecnie mieszkam. Solenizant, posadził mnie na krześle przy biurku i ściągnął maskę.

   Spojrzałam na czarne, duże pudełko, przewinięte zielono-srebrną wstęgą.

- Co to?

- Otwórz

   Spojrzałam na niego zdziwiona i rozwiązałam kokardę. Podniosłam pokrywę, a pod nią zobaczyłam srebrną bransoletkę z dwiema zawieszkami. Pierwsza była w kształcie strzałki w górę, a druga pękniętego serca. Obróciłam się do stojącego za mną brata i wyjęłam leżącą na dnie kopertę. Kiedy zaczęłam ją po cichu czytać, do drzwi zadzwonili pierwsi goście. Harry wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama, czytając list i czując łzy gromadzące się w moich oczach

Kochanie!

Skoro to czytasz, to musisz być dorosła. Nie chodzi nam o wiek, ale o twój charakter. Zawsze w ciebie wierzyliśmy i podejrzewaliśmy, że dorośniesz wcześniej niż twój starszy brat. Od samego początku byłaś inna. Byłaś lepsza. Nie uciekałaś, w nasze ramiona, kiedy tylko zaczynało wiać czy padać. Bardzo szybko zaczęłaś chodzić, a potem biegać, mówiłaś nie wyraźnie, ale już po pół roku od narodzin. W tym przebiłaś wszystkich. Musisz wiedzieć, Maju, że nie ważne co się dzieje, zawsze możesz z nami porozmawiać. Przyjść i się przytulić. Zawsze kiedy będzie źle, albo będziesz chciała porozmawiać, nasze ramiona są dla ciebie otwarte. Twój tata, uważa, że to głupie, że piszę list do ciebie, bo przecież jego mała córeczka ma dopiero roczek. 

W zestawie z tym listem dostałaś bransoletkę, prawda? Zawiera ona dwie zawieszki, ale nie martw się, będziesz ich od nas dostawać, więcej, bądź sama kupować. W każdym razie jedna z nich, została wybrana przeze mnie a druga przez tatę. Ja postawiłam na strzałkę. Symbolizuje ona twój rozwój, to jak dorosłaś. Wielki krok, na wyższy stopień.

Cześć, kochanie, tu tata. Druga zawieszka symbolizuje miłość. Nie jest ona łatwa, a widząc obserwując, zmieniający się  twój charakter, wiem, że ty nie miałaś lekko. Pewnie z nie jednym chłopakiem już zerwałaś i z nie jednym, chciałaś przeżyć całe życie. Kiedyś się to wydarzy, obiecuję. Znajdziesz tą jedną osobę, która zapewni ci szczęście. Nie ważne, czy trafisz do Gryffindoru, czy też nie, ja będę z ciebie dumny. 

Kochamy cię, mama i tata

Łzy leciały, z moich oczu nie pohamowanie. Czułam, jakby byli koło mnie. Ale ich nie było. Chciałam wbiec w ramiona mamy i posłuchać rady ojca. Tylko, że siedziałam sama, kiedy inni bawili się na urodzinach. W cale nie czułam się dorosła, mimo, że moja mama mnie za taką uważała. Czy jest jakiś sposób, żeby do nich powrócić, ale jednocześnie nie zostawiać Harry'ego i Syriusza?

- Maja? - usłyszałam i zauważyłam wychylającą się zza drzwi głowę Pottera. - Co się stało

- Nic - powiedziałam i wrzuciłam list do pudełka, założyłam bransoletkę i przetarłam oczy - idę poprawić makijaż. Zaraz zejdę, się ze wszystkimi przywitać. Przepraszam

   Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Po prostu płakać.

   Mijały godziny, a ja nadal leżałam. Postanowiłam się wykąpać, ale zaraz po tym wróciłam do swojej bezpiecznej przestrzeni. Dlaczego to ja nie mogłam zginąć? Nie musiałabym się tak męczyć.

___________________________

___________________________

Będziemy teraz powoli wchodzić w taki "sad mood", więc no. Przyzwyczajajcie się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro