XXII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś wreszcie - mruknął Harry sadzając mnie (kota) na swoim łóżku - O co chodziło?

- Rozumiem, że prosto z mostu. - Odpowiedziałam wracając do swojego ciała - Chce wiedzieć o co poszło z Iv

- O nic

- To o czym pisze Mabel?

- O pierdołach - burknął spuszczając głowę

- Harry, proszę. Porozmawiaj ze mną

Położyłam się na łóżku wpychając mu głowę na kolana. Miał zgubiony w przestrzeni wzrok. Nie wiedział co powiedzieć. Wstydził się tego co się stało.

- Boję się - wyznałam - Syriusz nigdy aż tak nie świrował. Co jeśli naprawdę jesteśmy zagrożeni? Jeśli coś albo ktoś na nas poluje?

Spojrzał na mnie nie pewnie. Oczywiście tylko na niego polują, ale to ja obrywam.

- Wiesz, że jesteśmy w tym razem tak?

- Wiem

- No to o co chodzi? - zapytałam

- Daj spokój, nic się nie stało

- Harry, kurwa! Jakaś Mabel, która ma ból dupy do Hermiony wyżywa się na mnie, wplątując jakąś turbo bezsensowną historię o tobie i Ivet, a ty uważasz, że wszystko jest super pięknie. Ja naprawdę chce odpocząć. Te wakacje były męczące, a rok szkolny wcale nie zapowiada się lepiej. Musimy ze sobą rozmawiać, okej? - Kiwnął głową. - Ja zacznę. Draco przyznał, że dalej coś do mnie czuje, Eliza nie chce ze mną rozmawiać, dopóki nie wyjaśnię sprawy z tobą i Ivet. Zabini to Zabini, o niego się nie martwię, ale za to Snape... myślę, że zrobi wszystko, żeby nam dowalić.

- Zawsze to robi. Ja mu mówię dobrze, a ten znajdzie jakieś bardziej wymyślne wytłumaczenie. Od początku mnie to zastanawiało dlaczego ty masz taryfę ulgową. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Zarumieniłam się- Zaraz... Maja, czy ty masz romans z nauczycielem?

- Nie! Zwariowałeś?! To jest bardziej skomplikowane... no bo okazało się, że mama wyznaczyła go moim ojcem chrzestnym i tak jakby wiem to już od jakiegoś czasu, ale nie mogłam tego nikomu powiedzieć, szczególnie tobie i tak no...

- Ile wiesz?

- Rok?

- Kurwa i ty mi mówisz, że ja z tobą nie rozmawiam? Chowasz gigantyczny sekret i nie mówisz tego własnemu bratu?

- Przepraszam, po prostu wzięłam sobie do serca słowa Snape'a i nie chciałam go zawieść na samym początku. Wybacz mi, proszę. Gdybym mogła to bym ci powiedziała dawno dawno temu.

***

Pierwszy miesiąc w Hogwarcie był straszny. Jeżeli przeżyję rok, to możecie mi się kłaniać. Minęło sporo czasu od publikacji artykułu Mabel, ale spokojnie pojawiły się trzy kolejne, których gwiazdami po kolei byli tak: Hermiona, jako moja wspólniczka w zbrodni, ja, Draco i nasza jakże "romantyczna" relacja. Generalnie nie jestem w stanie, w żaden sposób uwolnić się od tej typiary. Co do Maloya... wszystko się lekko skomplikowało, po tym jak oblałam go jednym z tych bardziej śmierdzących wywarów na eliksirach. Oczywiście nie było to specjalnie. Nie miałam na celu go urazić, skrzywdzić czy cokolwiek innego, jednak jego "bardzo głębokie" uczucie do mnie, nagle zgasło. No cóż, sometimes shit happens.

Szłam korytarzem, w kierunku wielkiej sali. Nadal byłam sama. Eliza całkiem straciła głowę dla Blaise'a, przez co nie udało nam się zamienić więcej niż dwóch zdań. Ja wychodziłam z pokoju na długo przed jej pobudką, żeby zjeść śniadanie i pouczyć się w bibliotece, a ona wracała do sypialni kilka godzin po moim zaśnięciu. Na zajęciach siedziała z Zabinim lub Astorią, w zależności od dnia i przedmiotu.

- Potter! - Gwałtownie się odwróciłam słysząc wołanie Malfoya

- Tak? - Spytałam

- Umbridge cię woła. Nie jest zadowolona. - Jęknęłam załamana. - Powodzenia - dodał klepiąc mnie po ramieniu i odchodząc.

Po ramieniu?! Co jest nie tak? Przyjaźniliśmy się cztery lata!

Skierowałam się do gabinetu Umbridge, jednocześnie rezygnując z obiadu, na który miałam wielką ochotę. Umbridge zmieniła całą szkołę, ustalając własne zasady i niszcząc wszystko co było tu dobre (niewiele, ale jednak). Myślałam, że Lockharta i Moody'ego nic nie przebije, a jednak pojawiła się różowa ropucha.

Zapukałam delikatnie w drzwi, licząc na to, że może jej nie ma, a Malfoy mnie oszukał. Niestety po zaledwie sekundzie usłyszała wesołe "proszę" i drzwi otwierane za pomocą magii.

- Dzień dobry pani profesor - powiedziałam

- Dzień dobry, panienko Potter - jej przesłodzony, złośliwy uśmiech podnosił mi ciśnienie bardzo, ale to bardzo szybko

- Czy coś się stało pani profesor?

- Ależ nie, skarbie. Skąd taki pomysł?

- Wezwała mnie pani, przez co zostałam zmuszona do opuszczenia posiłku.

- Ah no tak, racja. - Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie, na co się jeszcze bardziej uśmiechnęła - Posłuchaj. Powoli próbuję zorganizować swoją "drużynę", która będzie pilnowała tej szkoły. Dopilnują aby nikt nie łamał zasad i nie próbował uciec. Wiem, że twój ojciec... - wchodzisz na złe tory - zresztą twój brat i wuj też - dodała - był znany jako psotnik. Wiem, że znasz każde tajne przejście do Hogsmade i wiem, że jesteś jedyną osobą, która ma wpływ na pana Pottera. 

- Kogo pani już ma? - Zapytałam bez zbędnego owijania w bawełnę

- Panów Malfoya, Zabiniego i Montague oraz panie Williams i Parkinson.

- Sami ślizgoni - szepnęłam do siebie

- Proszę to przemyśleć panno Potter. Do widzenia.

Nie dała mi nawet szansy na odpowiedź! Po prostu rzuciła zaklęcie i wyrzuciła mnie stamtąd! Muszę porozmawiać z Harrym. Plus jest taki, że potrwało to bardzo krótko i mam jeszcze dziesięć minut, żeby coś zjeść. Natomiast minus to spotkanie w cztery oczy z bratem, który od ostatniej dyskusji o zaufaniu nie zamienił ze mną słowa. Denerwowało mnie unikanie problemu. Nigdy tego nie rozumiałam. Wystarczy podejść, porozmawiać i wyjaśnić, a życie będzie piękniejsze. Chociaż, czemu ja się oszukuję, sama unikam kontaktu z Draco. 

Wbiegłam do wielkiej sali i czym prędzej zabrałam się za jedzenie. Na kolejnej lekcji mam eliksiry, które naprawdę przestałam lubić i nie mogę się spóźnić. Próbowałam się nie zadławić, pospieszne wpychając w siebie kolejne porcje dyniówki, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.

- Hej! - Wiem, że właśnie stoi za mną Eliza, z którą nie mogę teraz rozmawiać, bo się spieszę. - Co u ciebie?

- Ummm... spieszę się na eliksiry? Ty też powinnaś, za trzy minuty zaczynamy - odpowiedziałam

- No właśnie... - podrapała się nerwowo po głowie jak w kreskówkach i zarumieniła - Snape przeniósł mnie z powrotem na czwarty rok, więc nie będę z wami więcej.

- Coo?! Jak to się stało? - W tym momencie wiedziałam, że muszę urwać rozmowę i biec na drugi koniec szkoły. Zegarek pisnął mi dwa razy co oznaczało, że mam równą minutę do zajęć. - Bądź w dormitorium o ósmej! - Krzyknęłam i wybiegłam

Przemierzałam szkolne korytarze uważając by na kogoś nie wpaść. Wiedziałam z własnego doświadczenia, że jest to strata czasu, jeśli wypadną mi wszystkie książki i obtłukę się, przy upadaniu na zimną, kamienną posadzkę Hogwartu. Gwałtownie skręciłam, w przedsionek sali od eliksirów, oczywiście wpadając (mimo, że próbowałam temu zapobiec) na Malfoya.

- Przepraszam, nie widziałam cię - mruknęłam, otrzepując swoje szaty z brudu, z podłogi

- Nie widzisz nikogo poza czubkiem swojego nosa - odpowiedział 

- Chyba się przesłyszałam!

- Nie przesłyszałaś się "księżniczko" - ostentacyjnie zamachał rękami, zaznaczając jaki ma stosunek do tytułu nadanego mi przez ślizgonów

- Zazdrosny, że nie jesteś księciem? No to mi przykro, ale za mojego panowania się nim nie staniesz

- Jeszcze zobaczymy, kotku

- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam

- Potter! Malfoy! - No i jak zwykle profesor nietoperz, dziwnym cudem pojawił się w momencie, w którym toczyłam wojnę. - Minus dziesięć punktów dla Slytherinu i pracujecie dzisiaj razem. Nie toleruje kłótni na moich lekcjach, zrozumiano?

- Tak, profesorze - odpowiedzieliśmy oboje mierząc się wściekłymi spojrzeniami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro