Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       

Czułam całe ciało, poruszałam się...ale nie tak jak bym chciała. To czułam po przebudzeniu dobre trzydzieści minut temu. od tego czasu nie ruszyłam się z miejsca. Leże na materacach w kącie Sali treningowej w dojo wujka Tadka. On sam siedzi po drugiej stronie obserwując każdą moją próbę podniesienia się bądź przekręcenia.

Jeśli ktoś, serio ktokolwiek powiedziałby mi, że potrafię przemienić się w zwierzę. Uznałabym, że mu się to przyśniło. I tak właśnie postanowiłam to traktować... do momentu, w którym ból rozsadzający mi kości nie uświadomił mi o realizmie tej sytuacji.

Z mojego pyska wydobywało się po rusz piszczenie i skomlenie. Czuje jak ogon uderza i szura o podłogę, ale ja nie potrafię tego zatrzymać. Czuje jak uszy osadzone zdecydowanie za wysoko kulą się i podnoszą w momencie kiedy coś się poruszy. Przerażenie to jedno. Chęć zrozumienia tego co się dzieje to drugie. Teraz nie wiem co jest ważniejsze.

- Melody. Po prostu użyj łap. Pod dźwignij się. No wiesz wyprzyj ciało nogami. To o wiele prostsze niż na siłę próbować stanąć na grzbiecie.

Tak właśnie. Mój trener i alfa wilkołaków gapił się tak na mnie kuźwa oglądając sobie dokładnie jak się trudzę.

- No dobra kobieto.

Jego nagły ruch wywołał u mnie dreszcze, ale i dziwny przypływ adrenaliny i w jakiś dziwny, szybki sposób podniosłam się na nogi i bez zbędnego chwiania się płynnie odeszłam dwa kroki do tyłu warcząc na faceta.

Wujek wyciągnął ręce i zaklaskał jakby widział dobre szoł. Coś mówiło mi bym nie przestawała warczeć.

- Dobrze kwiatuszku. O to chodzi.

Uśmiechnął się i kucnął wyciągając do mnie ręce.

- Teraz przestań warczeć i podejdź do mnie.

Normalnie scena z filmu... to ten moment, kiedy mężczyzna uczy chodzić swoje dziecko. Klęka przed nimi i mówi mu ,, dobrze, chodź do mnie'' a dziecko posłusznie wykonuje polecenie i wszyscy się cieszą. Teraz ani mi się śni podchodzić do tego faceta.

Westchnął i sam wstając ruszył w moją stronę. Pierwsza myśl... ,,uciekaj". Ale jego oczy... Czerwone wilcze ślepia gapiły się na mnie wymuszając posłuszeństwo. Górował nade mną. Jest silniejszy ode mnie. Nie dla mnie odmawiać alfie. Zaskomlałam na co Tad znowu się uśmiechnął.

-Dobrze kwiatuszku starczy ci. Przemień się z powrotem.

Ogarnął mnie kolejny dreszcz i skurcze mięśni. Pisnęłam opadając znowu na materace. Zmiana nie trwała długo, o wiele krócej i mniej boleśnie od pierwszej.

Poczułam chłód i z ulgą stwierdzam, że mam na sobie ubrania. W tych cholernych filmach raczej ubrań nie mają.

- Masz odruchy godne wilka. Ale zbyt mało swobodnie było ci sterować tą formą. Musisz szukać dalej. To nie twój duch.

Jęknęłam jeszcze zaciskając mocniej dłoń w pięść.

-Boli...

- Będzie boleć kwiatuszku. Ciało to nie plastelina. Pamiętaj jednak, że wraz z ćwiczeniami przemiana jest szybsza a co za tym idzie przyjemniejsza.

Skrzywiłam się. Na co trener się zaśmiał.

- Jak się czujesz?

Usiadł koło mnie i uśmiechnął się miło. Tak jak wtedy kiedy pierwszy raz ze mną rozmawiał. Te dwa lata temu.

- Na prawdę dobrze.

Nie skłamałam. Mimo bólu... przed przemianą czułam się o stokroć gorzej. Może jestem oszołomiona i ciężko we wszystko uwierzyć, ale jeśli wszystko co tu się działo, co mówił mi Tad to prawda... można by uznać mnie za wariatkę, ale cieszyłabym się. Uczucie posiadania tej formy wilka było... jak wejście w prawie idealną skórę. Prawie...

- Powiedz mi coś jeszcze o wiedźmach...

- Majo-ji. Nie musisz chylić przede mną głowy kwiatuszku, użyczyłem ci wilczej formy, ale nie jesteś wilkołakiem. Nie podlegasz mi.

Speszona podniosłam lekko wzrok. Nawet nie zauważyłam bym coś takiego robiła.

-Odpocznij jeszcze. Przemyśl sobie wszystko. Kiedy będziesz gotowa wróć do domu...  wróć do życia. W torbie zostawiłem ci książkę kiedy spałaś po przemianie. W niej masz opisane kilka rzeczy. Będzie ci mało to wracaj do mnie.

Westchnął spoglądając to na mnie to na drzwi.

- Ja muszę wyjść. Zamknąłem dojo, więc nikt ci nie będzie przeszkadzał. Jak coś od środka w drzwiach są klucze to zostaw otwarte.

Lekko kiwnęłam głową i opierając się plecami o materac widziałam jak Ted wstaje i rusza do drzwi.

- Pamiętaj o przemianach kwiatuszku. Raz dziennie aż do odnalezienia formy, przynajmniej na pół godziny. Tak jak dziś. Wtedy zyskasz dużo sił i mocy.

I wyszedł. Nawet nie wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Najlepsze jest to, że dopiero godzinę później wracając do domu wpadł mi do głowy pomysł, że wszystko to to może być moja wyobraźnia i że zwariowałam. Ale to wydawało się takie prawdziwe...

+++

Kolejny dzień zaczął się niezwykle przyjemnie. Bóle ustały, mocno wyczuwalne zapachy stały się ciekawsze, przyjemniejsze... i nareszcie miałam ich wytłumaczenie. Mimo lęku jaki ogarniał mnie przy wspomnieniu samej przemiany moment bycia wilkiem był na tyle ciekawy, że szybko zabrałam się za czytanie książki od Teda. Ba, po pierwszym rozdziale obiecałam sobie, że dziś znowu tego spróbuje.

Nie poszłam do szkoły. Cały dzień siedzę w książkach i Internecie. Chyba za często to mówię, ale oszalałam.

Książka od wujka Tadka była o wilkach, przynajmniej z okładki. Jak wczytałam się głębiej znalazłam rozdziały i odniesienia do wilkołaków. O Majo-ji nie było za wiele. Więc osobiście wyszukałam tą nazwę we wszystkich możliwych miejscach. Na stronie bibliotek i Wikipedii.

Wszystko, no prawie pokrywało się z tym co mówił mi wczoraj Tad. Wszystko miało jakieś swoje durne odniesienia i sploty, ale Majo-ji wywodzą się z pierwotnych. Według religii Bóg stworzył je jako pierwsze zwierzęta w ogrodzie Eden. Były więc starsze od człowieka. Dopiero później kiedy Adam i Ewa zgrzeszyli Bóg nakazał zwierzętom przeistoczyć się, zasiedlić zakamarki ziemi i pomóc jej się rozwijać.

To właśnie Majo- ji odpowiedzialne są za różnorodność roślin i zwierząt. Skały i piasek, ziemia, powietrze wszystko to jest pod władzą wiedźm zrodzonych z natury. Majo-ji.

Czytałam to jak opętana coraz to mocniej ciesząc się, że w ogóle ktoś porównał mnie z taką postacią. Za cholerę nie wiedziałam czy to prawda. Ale z każdym słowem pragnęłam by tak było.

Inna historia opowiadała o tym, że kiedy Bogowie greccy schodzili na ziemie to przybierali formy zwierząt. Mimo boskiego umysłu stawali się zwierzętami i wśród zwierząt tez żyli. Tam narodziły się ich dzieci, które zyskały zdolności przemiany i kontaktu z naturą. Stały się kapłanami i kapłankami lasów i wód.

Wszystko było piękne. Oprócz jednego ważnego szczegółu. Wszystko o czym czytałam oznaczało, że w większości jestem zwierzęciem a nie człowiekiem. To w jakiś mocny sposób mi nie przeszkadza. Bo co to zmienia? Ale każda z historii połączona jest z komentarzami i recenzjami historii. Zazwyczaj ludzie piszą o tym jak głupie jest myślenie, że Bóg zaufał zwierzętom a nie ludziom. I że w takim razie każdy z nas w jakimś stopniu pochodzi od zwierzęcia, a przecież zwierzę jest głupie i nie można utożsamiać go z człowiekiem.

Te komentarze bolały, choć przecież nie czułam się Majo-ji. No może trochę po tym co stało się wczoraj ale...

- Cześć siostra!

Podskoczyłam zdając sobie sprawę z obecności brata za moimi plecami.

- Czytasz o mitologii greckiej? Minotaur... po grzyba ci to?

Warknęłam cicho... mimowolnie serio. To samo tak! Zamknęłam szybko laptopa i podniosłam się z krzesła. Jeremi odruchowo odsunął się i wystawił ręce na znak pokoju i bezbronności... odsłaniał mi się... cholera! Za dużo wiadomości.

- To do szkoły.

Odpowiedziałam chwile po zadanym pytaniu. Miałam wrażenie jakby świat zwolnił podczas moich rozmyślań.

- O ile mi wiadomo dziś w niej nie byłaś.

Głos zmienił mu się na ponury. Opuścił ręce na co poczułam się od razu trochę mniej bezpiecznie.

- Ojciec dzwonił. Kazał mi przyjechać i sprawdzić czy żyjesz. Albo czy uciekłaś. Widzę, że obie opcje mogę skreślić więc zadam proste pytanie. Dlaczego nie było cię dziś na zajęciach?

- Boo...

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W sumie nie miałam wymówki. Po prostu nie chciałam i nie poszłam.

-Booo?

-Cholera bo mi się nie chciało i tyle. Nigdy niemiałeś takiego dnia?

Splótł ręce na klacie i zmarszczył brwi przyglądając mi się chwile jakby szukał czegoś w moim wyrazie twarzy. Po chwili po prostu wzruszył ramionami i mówiąc ciche ,, niech ci będzie'' wyszedł z mojego pokoju. Od tak. Super.

Walnęłam się z powrotem na łóżko i wróciłam do czytania. Zanim wróci macocha z ojcem muszę zająć się obiadem. Potem długa kłótnia o moją frekwencje i wolne wieczorem. Wtedy spróbuje przemiany.

========================================================================

Dobra wiem. Znowu cholernie krótko. PRZEPRASZAM. Ale tak wychodzi mi w pisaniu... popracuje nad sobą .

Pozdrawia KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro