Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       

Piłka potoczyła się po ziemi prosto pod moje nogi. Nie myśląc długo wzięłam ją i podrzucając lekko nad głowę mocno zaserwowałam na przeciwną stronę boiska. Poleciała idealnie w ręce jednej z przeciwniczek, która odbiła ją z powrotem. Jedno uderzenie, drugie... podbiegłam pod siatkę i kolejnym mocnym uderzeniem ścięłam drogę piłki tak by uderzyła w parkiet po przeciwnej stronie siatki. Rozległy się wiwaty i głośny gwizdek oznajmujący, że koniec wf-u.

- Melody co teraz mamy?

Wzruszyłam ramionami sięgając po swój ukochany telefon leżący teraz na ławce.

-Chyba matma... ale nie jestem pewna.

Eli pokiwała głową i pobiegła do szatni za resztą klasy. Świat licealistki to nudny scenariusz. Codzienna pobudka o 7:00 wyjście na 8:00 do szkoły. Lekcje do 15:00 i powrót do domu by do wieczora odrabiać lekcje. Zawsze szukałam jakiejś odskoczni od tego wszystkiego.

-Hej Madi!

Odkręciłam się szybko słysząc nadbiegających przyjaciół. Czad i Rick. Chłopaki o rok starsi ode mnie a jednak dobrze nam się dogadywało.

- Hej chłopaki. Co tam?

- Idziesz dziś na wyścigi?

Wzruszyłam ramionami. Wyścigi motorów to jedno z moich właśnie ,,odskoczni'' od nudnego świata. Sama nigdy nie startuję. Ale lubię je oglądać. Organizowane przez gangi z tutejszych miast są niezłą atrakcją dla wtajemniczonych. Oczywiście niezbyt legalnie, bo startujący nie mają nawet prawa jazdy na motor. W większości, ale mało co to kogo obchodzi.

- Nie wiedziałam, że są. Nie sprawdzałam telefonu. Kiedy przyszedł esemes?

- Kilkanaście minut temu.

Kiwnęłam głową.

- A wy idziecie?

Na ich twarzach pojawił się znajomy uśmiech, mówiący, że zaraz dowiem się o czymś super.

-Rick chce startować.

Zachowałam spokój i zatrzymałam wzrok na wysokim Brunecie. Dla mnie wszyscy byli wysocy... moje 160cm wzrostu pięknie mi to umożliwiło. Ale lubiłam to. Oczy Ricka jak zwykle brązowe połyskiwały tym tajemniczym blaskiem. Twarz smukła i niezwykle gładka jak na faceta wyrażała teraz radość i chyba... dumę. Podniosłam wysoko brwi.

- Zapomniałeś o lekach? Odbiło ci?

Chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam kontynuując.

-Przecież masz pojęcie jak wyglądają te cholerne wyścigi. Zginiesz na pierwszym zakręcie!

Świetnie. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo wielki popełniłam błąd. Rick miał na twarzy jeszcze większy uśmiech a Czad już pokładał się ze śmiechu. Mówiąc ,,na pierwszym zakręcie'' dałam mu znak, że według mnie ma szanse bo nie powiedziałam ,,na pierwszej prostej''. Durna ja. Ale kto myśli o czymś tak błahym kiedy jego przyjaciel mówi mu, że zamierza popełnić samobójstwo?

- Wiesz co mam na myśli. Kuźwa Czad przestań ryć i powiedz mu coś.

Chłopak równie wysoki, ale blondyn. Tak może z 185cm wzrostu oparł się teraz o ramię przyjaciela, równie mocno się przy tym uśmiechając.

-Spoko Madi. Poradzi sobie.

-Jasne.

Moje fuknięcie zostało zagłuszone dzwonkiem, więc nic więcej nie mówiąc odwróciłam się i pognałam do szatni się przebrać i iść na tą matmę.

+++

Ostatni dzwonek zawsze był dla innych uczniów jakąś cząstką wolności, radości... czy jakoś tak. Dla mnie jest on czymś, co zwiastuje, że od teraz muszę szykować się na jutrzejszy dzień w szkole. Może to pesymistyczne myślenie, ale nigdy nie mogłam się go pozbyć.

- Madi odwieźć cię?

Zerknęłam na Ricka pytająco na co się zaśmiał.

- Tak jestem samochodem. Wiem, że na motor nigdy byś z nikim nie wsiadła.

Westchnęłam i kiwnęłam głową na zgodę. Do domu mam kawał drogi a już i tak mi się nie chce. Usiadłam na miejscu pasażera i samochód ruszył.

-O dziesiątej wpadnie po ciebie Czad to razem pojedziecie na wyścigi. Ja muszę być wcześniej.

- Nie mam zamiaru patrzeć jak się zabijasz Rick. Nie idę dziś na wyścigi.

- Co? Ej, Madi! Powinnaś mnie wspierać.

Chyba go powaliło.

- Tak samo jak ty Mika?

Zamilkł. Mike to był nasz dobry kupmel. Był... bo wyjechał. Zaraz po tym jak wystartował w zawodach i teraz siedzi na wózku. To nie jest zabawa dla amatorów. A już tym bardziej dla Ricka, który myśli o niebieskich migdałach... Razem z Czadem kochają kwiatuszki i zwierzaczki. Tacy faceci nigdy nie wygrają wyścigów motorowych.

Samochód zatrzymał się pod moim domem. Otworzyłam drzwi i już wychodząc odwróciłam się jeszcze do przyjaciela.

- Odpuść sobie Rick.

Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam do domu.

W domu czekała mnie cisza. Odkąd Jeremi wyjechał na studia jest tu naprawdę cicho. Nikt nie sprowadza dziewczyn na nocki, nie włącza muzyki na full, albo chociażby wyjada jedzenia z lodówki. Mój starszy przyrodni braciszek nie jest cudownym chłopcem, ale naprawdę go lubię.

Ojciec pracuje do późna, w sumie tak jak Izabel, moja macocha. Obydwoje poznali się w pracy. Bank dobrze się rozwija i razem są już na wysokich stanowiskach. Co znaczy, że ważna jest dla nich praca nie dom i rodzina. No cóż. Trzeba myśleć przyszłościowo.

Zerknęłam na pocztę przy drzwiach i zostawiając kurtkę, bo na dworze było coraz chłodniej ruszyłam do siebie do pokoju.

Tak. Mój ukochany azyl o wielkości 4 na 5 metrów. Ciemno brązowe ściany... i szafki z płytami. Kocham muzykę. Śpiewam, kiedy mogę i kiedy nikt mnie nie słyszy. Taki właśnie moment był teraz. Martwiłam się o Ricka.

Wzięłam gitarę i usiadłam na łóżku podrzucając nogę pod udo. Gotowa zaczęłam powoli uderzać palcami o struny. Słowa same leciały z moich ust.

Chłopaki są zbyt mądrzy by pchać się w takie gówno. Sami mówili mi to kilkakrotnie. Co więc się teraz stało, że zmienili zdanie i od tak postanowili się w to pchać?!

Melodia piosenki zaczęła przybierać na prędkości.

Powinnam tam iść. Powinnam go wspierać... albo chociaż powstrzymać jeśli zdołam. Cholera. Ale nie potrafię. Nie mam tyle odwagi.

Zaczęłam gubić się we własnych słowach piosenki, więc szybko przerwałam i zostawiając gitarę wróciłam na dół do lodówki po coś chłodnego do picia. Nie. Nie idę tam. Jak chce to niech się zabija sam. Ja mu w tym nie pomogę.

+++

Wieczór spędziłam na odrabianiu lekcji i czytaniu... Kiedy wrócili rodzice już spałam. A przynajmniej próbowałam. Cała noc zleciała mi na myśleniu i zadręczaniu się głupim pytaniem ,,Dlaczego akurat teraz Rick postanowił wystartować? '' I dlaczego tak łatwo odpuścił mi oglądanie tego. To nie w jego stylu. Może w Czada. Ale nie Ricka.

Dlatego kiedy rano ruszyłam do szkoły miałam już masę teorii. Po biologii, mojej drugiej lekcji udałam się pod salę chłopaków, ale ich tam nie było.

Na przerwie obiadowej też. Więc już po lekcjach wyciągnęłam szybko telefon i zadzwoniłam najpierw do Ricka.

Pierwszy sygnał... drugi sygnał... cholera. Poczta.

Nerwowo odszukałam w telefonie numer Czada jednocześnie krążąc przed szkołą jak wariatka. Ta sama sytuacja.

- A niech to szlag! Jeśli się pozabijali osobiście ich uduszę.

Komórka w mojej dłoni niebezpiecznie trzasnęła, a po nadgarstku poleciała krew. Wzięłam głęboki wdech.

- O kurcze! Melody! Nic ci nie jest?

Podniosłam lekko głowę by zobaczyć nadbiegającą Kamile... Dziewczyna zasłoniła usta dłońmi jakby zobaczyła coś strasznego.

- Ty krwawisz! O kurcze!

Zmarszczyłam brwi. To nie pierwszy raz, kiedy niszczę coś w ręku. Zerknęłam na telefon, który był już do niczego i po prostu wyrzuciłam go do kosza stojącego obok.

- Ym... Kamila masz może chusteczkę?

Dziewczyna jakby dopiero po chwili zorientowała się, o co pytałam i energicznie pokiwała głową wyjmując chusteczki z kieszeni. Podziękowałam jej pięknie jak na miłą przystało i przeklinając w duchu na swoją głupotę znowu westchnęłam.

- A... mogłabym pożyczyć telefon? Musze do kogoś zadzwonić... a no. Mój się popsuł.

-Jasne. Trzymaj.

Różowe etui na białym telefonie wyglądało słodko i mimowolnie uśmiechnęłam się na jego widok. Wyciągnęłam rękę by go wziąć i wtedy ogarnęłam, że większość osób będących przed szkołą nam się przygląda. Uczucie obserwowanej nasiliło się a moje serce przyspieszyło. Nie lubię tłumów a już tym bardziej tłumów patrzących na mnie.

- Pójdziemy do szkoły? Tam... będzie ciszej.

Kamila wzruszyła ramionami i razem ze mną poszła do środka budynku do szatni.

- Jesteś pewna, że nie chcesz iść do pielęgniarki?

Kiwnęłam głową wykręcając numer z pamięci na różowo-białym telefonie.

- Ale wierz, że to nie wygląda dobrze? Zgniotłaś telefon. A on wbił ci się w rękę. To trochę... nie codzienne.

- Taa...? A mnie zdarza się to raz na miesiąc.

Dziewczyna zaśmiała się a ja naciskając zieloną słuchawkę zadzwoniłam do Alexa.

- Musisz kupować strasznie słabe telefony.

Teraz to i ja się uśmiechnęłam.  Alex odebrał po pierwszym sygnale.

--Halo?

-Cześć Alex. Tu Madi. Słuchaj masz wyniki z wczorajszych wyścigów?

Usłyszałam szmery... jakby przerzucał kilka kartek.

-- Jasne... kogo szukasz?

- Ricka. Jest na liście mety?

-- Ricka? On nie startował. Nawet go na wyścigach nie widziałem. Choć może nie. Czekaj. Na chwile był razem z Czadem, ale pogadali sobie z jakimiś facetami i poszli. Nawet dziwiłem się, że nie przyszli obstawiać. A ciebie czego nie było?

Nie było ich w trakcie wyścigu... Kuźwa. Czyli faktycznie coś knuli. To było ukartowane. Nie chcieli bym z nimi szła, więc skłamali że Rick jedzie bym nie chciała na to patrzeć i się obraziła...

Nie. Chwila, to już paranoja. Powiedzieliby mi po prostu. Pewnie stchórzył i obaj wrócili do domu. Ale czemu nie odbierają?

-- Madi...? Jesteś?

- Tak. Cholera. Wybacz Alex, ale mam zagwozdkę i nie mogę przestać myśleć.

Po drugiej stronie rozmowy rozległ się ciepły głęboki śmiech.

Alex był 32 letnim facetem mającym żonę i syna. A jednak kochał wyścigi motorowe. Sam był kiedyś mistrzem, a teraz organizuje je razem z kumplami. Zawsze go lubiłam, to on nauczył mnie jeździć na motorze... powiedział co i jak. W sumie to on nauczył mnie życia na ulicy... gangi bywają niebezpieczne i warto wiedzieć o nich parę rzeczy, kiedy się wychodzi w nocy do ciemnych miejsc.

===============================================================================

Pierwszy rozdział zostawię do waszej oceny. Długo mnie nie było. Nie jestem pewna czy ktoś to zauważył, ale dziękuję wszystkim którzy mnie lekko popychali do dalszego pisania. Mam nadzieje, że rozdział się podoba ;)

Wstawiać będę raz lub dwa razy na tydzień aż do czasu kiedy będę mieć więcej czasu. Liczę, że to uszanujecie i dalej będziecie mnie wspierać.

Jak zawsze pozdrawia wasza KasiaAS :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro