Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       

Czułam dziwne ciarki kiedy wzrokiem odszukiwałam coraz więcej tytułów na książkach. Zaczęło się od tej nad głową Harrego. Chłopaki gadali coś o piwie, chyba chwaląc producenta a ja błądziłam wzrokiem po półkach. Tytuły niektórych wydały mi się znajome to prawda, ale nie te mnie zaciekawiły. Nie zaciekawiło mnie też kilka tych z napisem ,,atlas". Zamiast tego za każdym razem kiedy moje oczy napotykały tytół ,, wilkołaki", ,,gromada", ,,zmienni"... czułam, że wcześniej tych książek nie widziałam. A bywałam w tym salonie już z milion razy.

- Madi?

Drgnęłam orientując się, że nie siedzę już z piwem na kanapie tylko trzymam w rękach książkę stojąc przy regale. W sumie ciekawa sprawa bo pierwsza myśl jaka mi się pojawiła to wspomnienie z momentu, w którym dziś wkurzony wilkołak mnie wgniatał w kant takiej książki.

- Wszystko gra? Coś nie tak z tą książką?

Znowu dreszcz i znowu spojrzałam na regały. Co druga książka była o stworzeniach magicznych. Powiedzcie, że mam zwidy.

- Cholera przerażasz nas.

Otrząsnęłam się szybko, bo faktycznie dziwnie się czułam. Ten chłód na plecach...

- Wybaczcie, jakoś tak zaciekawił mnie tytuł.

- Od kiedy ciekawi cię hamlet?

Rick podniósł brwi skanując mnie wzrokiem. Harry uśmiechnął się jakby zobaczył dobrego hamburgera a Czad wstał by pójść po kolejne piwo.

- Nie wiem.

Tyle zdołałam powiedzieć po czym spuściłam wzrok by przyjrzeć się książce, która jak się okazało wcale nie była hamleta. Cholera mogę przysiąc, że jak wół pisze na okładce ,,Majo-ji".

Odłożyłam książkę i westchnęłam czując, że chłód odchodzi. Jakby książka siłą wpychała go w moje kości, a teraz kiedy znikła, chłód odszedł razem z nią. Siadłam z powrotem na miejsce idealnie w momencie kiedy mój czuły nos wychwycił pizzę przed domem.

- Otworze

Harry wstał mimo, że nie było dzwonka. Spojrzałam pytająco na chłopaków, ale ci nawet tego nie zauważyli. Albo udawali, że ich to obeszło. No nic. Jak nie to nie. Ale mam wrażenie, że dzieje się tu coś makabrycznie dziwnego. O ile cos może być dziwne po tym jak dowiedziałam się, że musze raz dziennie zmieniać się w zwierzę.

Harry po krótkiej rozmowie z dostawcą przyniósł do nas dwie duże pizze i ułożył je na stoliku pomiędzy pustymi już butelkami po piwie. Wydawało mi się, że było ich mniej. Mniejsza. Sięgnęłam po pierwszy kawałek a Czad jakby odskoczył, zrywając się z miejsca.

- Czekaj! Wezme liste składników!

I już go nie było. Zaśmiałam się razem z Rickiem. Czada zawsze najbardziej bawiło w pizzy to, że odgadywałam składniki.

- O co chodzi z tymi składnikami bo nadal nie rozumiem?

Z opakowania zniknęły kolejne kawałki.

- Czad zaraz nic nie będzie! Choć szybciej!

Tak. Pytanie Harrego zostało całkowicie olane. I dobrze, niech się zastanawia. W sumie czemu ja czuję do niego taką niechęć? Przystojny jest, i nawet miły... Z drugiej strony kłopoty chłopaków pojawiły się idealnie w momencie kiedy i on się pojawił.

- Jak to jest z wami w końcu? Harry jest z wami w gangu czy coś?

Rick zaśmiał się a Harry zachłysnął więc znowu przybiłam sobie mentalną piąteczkę.

- Harry jest tu chwilowo. Nie stary?

Czad wbiegł do pokoju, a chwile później i między nas, siadając naprzeciw mnie z kartką. Jednocześnie oczywiście przerywając wypowiedź Harrego, która miała ujrzeć światło dzienne.

- No dawaj Madi. Dziś ci się uda.

Zaśmiałam się w duchu bo już po zapachu mogłam wykryć co się na niej kryje. Nie wspominając już, że przecież dobrze widzę.

- Proste. Cebula, ser, oliwki, szynka, salami, kukurydza i ananas.

- Nawet nie zjadłaś!

- Ale mam oczy Czad.

Wszyscy oprócz zbulwersowanego Czada uśmiechnęli się pod nosem i nie czekając dłużej na wygłupy przyjaciela zjadłam pyszny kawałek pizzy.

+++

Rozmowa toczyła się gładko, dokładnie tak jakby nigdy nie było pytań jakie wisiały między nami. Jakbym nigdy nie spotkała ich tu w tym salonie zakrwawionych na podłodze i ledwo żywych w ciuchach nie z tego świata... jakbym nie miała przed nimi sekretów a świat był prosty... no przynajmniej na tyle by ograniczał się do gangów, wyścigów, szkoły i moich małych ludzkich problemów.

- Madi! A może pogramy trochę na gitarze co?

Zięwnęłam orientując się, że jest już cholernie późno.

- Rick... musze wracać. Nie tylko rodzice będą się martwić ale i brat. Pogramy kiedy indziej.

Podniosłam się z podłogi przy stole bo podczas tego wieczoru właśnie tam postanowiłam się usadowić. To zdecydowanie najbezpieczniejsze miejsce. Tak jakby chcieli zacząć bitwę na poduszki czy coś...

Posłałam uśmiech do całej trójki i znowu ziewając przeszłam już jedną nogą do przed pokoju.

- Jesteś lepsza niż myślałem.

Zastygłam w miejscu. Harry wydawał się być poważny.

- Stary... Zostaw ją.

Odwróciłam się by spojrzeć znowu na chłopaków. Radość wciąż gdzieś kryła się w ich oczach, ale twarze teraz wyrażały wręcz śmiertelną powagę. Ciarki przeszły mi po kręgosłupie zostając na karku jakby chciały mnie ostrzec...

- Nie starczy ci, że cały wieczór nawet nie pisnęła na ten temat? Nie ma nic wspólnego z tą sprawą.

Cholera coś się święci. Harry napiął mięśnie jakby spodziewał się ataku. Dlaczego chłopaki mieliby go atakować?

- Widziała nas. Widziała i tak po prostu chcecie jej odpuścić? Każda na jej miejscu już by zwariowała. Nie można tego tak zostawić.

- Melody umie dotrzymać tajemnicy. Wie kiedy nie zadawać niewygodnych pytań.

Rick podniósł się w tym samym momencie z miejsca co Harry i Czad. Mogłabym przysiąc, że to nawet ta sama sekunda była. Nabrałam powietrza. O co im chodzi do jasnej choroby!?

-  Musze wiedzieć Czad. Jest po naszej czy po ich stronie?

- Oczywiście, że po naszej bałwanie!

Rick wyrzucił ramiona do góry. Moje zmysły natychmiast wychwyciły złość z jego strony. Zapach tajemnicy... i słodki smak... strachu. Zmarszczyłam brwi przyglądając się im po kolei. Harry jest zdeterminowany, Czad również napiął mięśnie. Mogę przysiąc, że aż krzyczy w środku by zareagować siłą. Ale co się wydarzyło? O co chodzi? Kilka minut temu razem śmiali się popijając piwo. A teraz?

- To, że sobie ją wytresowałeś nie znaczy Czad, że demony też tego nie zrobiły!

Rick nie wytrzymał rzucając się na wyższego od siebie zielonookiego. Drgnęłam robiąc szybki krok do tyłu. Czad zareagował i teraz Rick, mimo ze stał mocno na nogach, musiał być przytrzymywany przez przyjaciela. Gdyby nie to...

- Ona nie jest psem do jasnej cholery!

Dobra. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy jak tylko złapać za pierwszą lepszą rzecz i rzucić. Jak się okazało była to oczywiście poduszka. Bo dlaczego coś ciężkiego miało by być obok jakby było potrzebne? Moja celność jednak się sprawdziła i poduszki, jedna za drugą trafiły w twarze wkurzonych z durnego i niewiadomego mi powodów chłopaków.

- Co tu się do jasnej popierdolonej anielki dzieje?!

Nastała chwilowa cisza podczas której Czad puścił Ricka, Harry spuścił wzrok a sam Rick odrzucił poduszkę w moją stronę. Nie miałam ochoty na zabawę. Straciłam ją zaraz po nazwaniu mnie psem... co po zastanowieniu mogło być przecież w jakiejś części prawdą. No nie ważne. Złapałam poduszkę przed twarzą i wciąż twardo patrzyłam na chłopaków.

-No...?

Nadal cisza. Za cholerę nic nie rozumiem. Ale jest ciemno, późno... jak na zawołanie zadzwoniła mi komórka. Odebrałam wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z Rickiem.

- Halo?

-- Madi, wiesz która godzina? Nocujesz u chłopaków? Jutro szkoła.

Westchnęłam.

- Wiem, wiem Izabel, wybacz. Już wracam. Będę za dziesięć minut góra.

-- Tylko nie idź skrótami. Może tata po ciebie pojedzie?

Rzuciłam poduszkę na fotel obok i ruszyłam do wyjścia.

- Nie trzeba, Już idę.

-- Czekamy skarbie.

Rozłączyłam się i ostatni raz spojrzałam na chłopaków. Trzy pary oczu wpatrzone we mnie jak w sudoku. Cholernie trudne sudoku.

- Nie chcecie to nie. Ale w końcu nie dacie rady milczeć. Znam was. Dobranoc.

I wyszłam. Zostawiłam ich z tym poczuciem zastanowienia. Lisie zmysły zaczynały wariować w ich towarzystwie. Na szczęście świeże powietrze od razu mi pomogło.

Sama nie wiem co o tym myśleć. Ale może właśnie nie powinnam.  Jedyne co teraz chce zrobić to położyć się już do miłego, ciepłego łóżeczka i pójść spać. Izabel ma racje. Jutro szkoła... a ja nic nie umiem.

+++

Pani od matematyki i facet od polskiego postanowili zrobić mi dziś na złość i wstawili mi jedynki za brak pracy domowej. Wiem, że to moja wina, ale nie miałam już nie przygotowań a wczoraj nie potrafiłam się uczyć wciąż wracając myślami do kłótni chłopaków. Harry nazwał mnie psem. Kolejny powód by go nie lubić... kolejny to fakt że prawie się udusił gdy spytałam czy jest w gangu z chłopakami. Nie chce tu być. Ukrywa to dosyć dobrze bym zauważyło to dopiero teraz.

Rick i Czad też ewidentnie go tolerują, ale nie jest im to wszystko na rękę. Pytanie tylko... po co w takim razie Harry tu przyjechał? Bo musiał mieć powód skoro tak nie chętnie do tego podchodzi... to musi być ważna sprawa.

I ta sprawa książek w salonie Ricka... mogłabym przysiąc że tam było jak wół napisane ,,Majo-ji" Czemu oni twierdzili, że to Hamlet? I dlaczego im o tym nie powiedziałam?

Po wczorajszym wieczorze na którym miałam nadzieje się czegoś dowiedzieć... uspokoić w sprawie chłopaków... mam jeszcze więcej pytań. Cholernie ciekawych pytań.

Moje długie myślenie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości więc szybko sięgnęłam po komórkę widząc znany numer. Wyścigi.

==============================================================================
Kolejny w sobotę :) cieszę się  ze jest was tak dużo! To naprawdę miła niespodzianka  :D
Dobra na dziś to tyle wiec jak zawsze... pozdrawiam i dziękuje KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro