Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       

Zdecydowanie musiałam z kimś pogadać o tym co się ze mną dzieje i co czuje. Nie jestem społecznym człowiekiem, nie mam potrzeby wygadania się. Jednak od jakiegoś czasu wszystko mnie przytłacza... Nie chce rozmawiać o tym z rodzicami. Nie chodzi o to że mnie nie zrozumieją, ale po wczorajszej kolacji... wiem że widzą mój świat jako typowy kłopotliwy świat z pytaniem na przyszłość ,, z kim iść na studniówkę?" Nie porozmawiam o tym z przyjaciółki bo nie wiem czy jakichś mam. Czad... Rick... jak im zaufać po tym wszystkim?

Dobrze rozmawia mi się z Tadem, ale on ma teraz o wiele trudniejsze sprawy na głowie czego próbkę miałam wczoraj. Na pewno znalazł by chwile, ale lepiej będzie jeśli dam mu czas na załatwienie swoich spraw. W końcu jest alfą. Nie wyobrażam sobie jak trudne musi być utrzymanie gromady wilkołaków w mieście bez szkód czy problemów. Teraz jeszcze wampiry. Po prostu wiem, że to nie jest dobry czas na to by zawracać jego myśli moimi problemami.

Do głowy przychodzi mi Alex. Ale życie jakie pozostawiłam za sobą powinno za mną pozostać. Nie chce do niego wracać. A Alex jest w samym środku życia pełnego niebezpieczeństwa, kłamstwa i wspomnień. Cholernie złych wspomnień, których nie chce roztrząsać przy rozmowie o tym kim się stałam. 

Nie pozostał mi nikt więcej, więc rozmawiam sama ze sobą, głęboko w myślach analizuje wszystko od początku. Pałętam się po mieście w tą czy z powrotem bez określonego celu. Dziś się nie przemieniłam. I pewnie robiłabym to teraz gdyby nie dziwny niepokój związany z wczorajszą zmianą postaci. Na myśl, że wrócę do lasu gdzie są wampiry... Dziś sobie odpuszczę. Sprawdzę przy okazji czy fakt znalezienia odpowiedniej formy, da mi więcej czasu pomiędzy przemianami.

Ulice były w miarę puste, co jakiś czas ludzie wychodzili by minąć zakręt i zniknąć za budynkami. Poubierani w kurtki i chustki chroniące od chłodnego wiatru. Latarnie zapalały się już wraz ze zmrokiem a ja szłam wpatrzona w moje buty, które powoli rozgrzebywały liście z drzew rosnących przy chodniku. Czarne solidne buty na koturnach. Zawsze kochałam koturny, były wygodniejsze niż niejedna płaska sportowa podeszwa. Oczywiście nie chodziłam w skórzanych drogich butach na kilkunastocentymetrowych obcasach. Moje buty to sportowe trampki z gumowymi koturnami o zaledwie kilkucentymetrowej wielkości. Mimo to dawały poczucie wyższej, o dłuższych nogach i bardziej gładkim kroku dziewczyny. Dlatego tak je lubiłam. Dodawały mi odwagi.

Kolejny z dorosłych przeszedł przez jezdnie by wejść przez szklane drzwi z przyklejoną kartką i nadrukiem ,, zamknięte". Tak zamknięte że kolejna osoba zamykała drzwi za sobą. Zatrzymałam się, cicho wpatrując w tajemniczą szybę będącą częścią tajemniczych drzwi. Jakby miały mi powiedzieć czemu w środku znika tyle ludzi.

- Pierwszy raz na spotkaniu?

Drgnęłam czując na ramieniu ciężar. W gardle poczułam znajomy warkot ale powstrzymałam go widząc miłą kobietę w średnim wieku. Patrzyła na mnie wyczekująco. Jakie spotkanie?

- Nie martw się. W środku jest dużo osób w twoim wieku z takim problemem jak twój. Każdy może tu przyjść.

Zdrętwiałam. Takim problemem jak mój? Poczułam rozbawienie uśmiechając się do miłej kobiety, która minęła mnie i weszła do środka tajemniczego lokalu przytrzymując mi jeszcze drzwi dla zachęty. O matko. Zginę tu, ale i tak chce wejść. Ciekawość... za nią przyjdzie mi pożegnać się ze światem.

Przeszłyśmy oświetlonym korytarzem, który widać było z ulicy i przeszłyśmy do słabiej oświetlonego pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka widać było niewielką scenę w końcu Sali. Piękne zdobienia i firany w kolorze kurtyny. Przed sceną rozstawione były stoliki, kilka było wciąż wolnych więc usiadłam przy pierwszym lepszym rozglądając się po innych ludziach. Faktycznie było tu kilka młodszych osób.

Przede mną na stoliku stały ciastka i soki, ale mogłam zauważyć, że w rogu jest stoisko do  robienia herbaty bo stała tam mała grupka ludzi, i na stolikach mogłam wyczuć parujący napar. Ludzie spokojnie rozmawiali ze sobą. Poczułam ciepły dreszcz, który jak zawsze kiedy ciało chciało mnie ostrzec zatrzymał się na karku. Najrozsądniej byłoby teraz wstać i wyjść, ale ta atmosfera przyciągała.

- Można się dosiąść?

Przeniosłam wzrok wyżej na chłopaka na oko w moim wieku i zaskoczona kiwnęłam głową. Zanim się zdążyłam zorientować ciepły kubek herbaty stał już przede mną a chłopak o niebieskich oczach rozbawiony wpatrywał się w moje oczy.

- Nie wyglądasz mi na narkomankę. Alkohol?

No ekstra. Gdzie ja trafiłam?

- Czyli alkoholiczka. Wcześnie zaczęłaś ja w liceum dopiero dowiedziałem się co to wódka.

Zaśmiałam się przyglądając bliżej chłopakowi, który wziął kolejny łyk ciepłego napoju.

- Wcześnie? To ile ty masz lat ?

Brunet wzruszył ramionami. Miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem więc jego mięśnie widocznie poruszyły się pod skórą. Bluzę już na wstępie powiesił na oparciu krzesła.

- Dwadzieścia, ale nie dostałem się na studia, czekam na poprawę matury.

Ach... nie wygląda na dwudziestolatka. Kurczę. Mogłabym przysiąc... mimo ciemnego światła w Sali widziałam jego uśmiechniętą twarz, jasne oczy pięknie grające z ciemnym blondem jego krótkich włosów. I usta, niewielkie wyraźne usta co chwile popijające herbatkę. Naprawdę przystojny. Chciałam jeszcze o coś zapytać ale ktoś wszedł na scenę.

- Cieszę się, że dziś znów tak licznie spotykamy się tu razem. Miło widzieć stałych bywalców, jak i nowe twarze, które przyszły szukać pomocy. No. To kto dzisiaj zacznie?

Rozejrzałam się po Sali wiodąc wzrokiem za mężczyzną, który podniósł lekko dłoń i wstał kierując się do mikrofonu, który z radością został mu oddany.

Już stąd, mimo że stolik miałam dość daleko od sceny wyczułam od niego zapach papierosów. Kiedy dokładnie skupiłam się na jego osobie wychwyciłam nawet, że nie zmieniał koszulki od dwóch dni. Oj tak... znam zapach przechodzonej przez faceta koszulki. Jeremi uświadomił mnie przez te kilka dni moich lisich zmysłów.

- Jak pewnie wszyscy wiecie jestem Maciek. Przyszedłem do was już jakiś czas temu i dziś kolejny raz mogę się pochwalić. Jak wiecie nałóg palacza nie jest najgorszy... ale w domu mam dwójkę dzieci, żona wciąż nie chce słyszeć o odwyku, tak samo jak i mój ojciec.

Czół się pewnie w tym co mówił, ale w oczach widać było ból, jakby cierpiał... Napinał mięśnie po chwili je rozluźniając. Walczył by czegoś nie powiedzieć. Czegoś ważnego. Energicznie podniósł do góry rękę i pokazał wszystkim rząd kresek wytatuowanych tuszem.

- To już trzy miesiące. Trzy miesiące bez papierosów.

Cała sala ożyła. Zaczęli klaskać. Za cholerę nie wiem co ja tu robię. Przecież to jakieś spotkanie wsparcia dla nałogowców. Hej, przynajmniej nie jest to siedziba gangu, która mogłaby mnie zabić. Mimo to wstałam od stolika i już ruszałam kiedy zatrzymał mnie mocny uścisk dłoni.

- A ty gdzie?

Odkręciłam się z powrotem w stronę nieznajomego.

- To pomyłka. Nie wiedziałam gdzie idę, po prostu poszłam za tłumem.

Wzruszyłam szybko ramionami chcąc pokazać, że byłam w tej kwestii bezradna. Czułam, że musze się wytłumaczyć.

- Jeśli coś cię tu skierowało znaczy, że miałaś tu trafić i nie bez powodu tu jesteś. Nie wychodź. Nie rezygnuj kiedy możesz w końcu zawalczyć o przyszłość.

O matko. Jak tu wytłumaczyć, że nie mam nałogu? Bo co to jest kuźwa nałóg? To coś bez czego człowiek myśli, że nie może żyć, coś co robimy lub jemy lub bierzemy... bo nie możemy przestać. Coś jak moje cholerne pakowanie się w tajemnice i przemiany. Ale też nie do końca. Ja nie mam nałogów.

- Dziękujemy Maciek. Kto chętny podzielić się z nami historią?

Na słowa prowadzącego ze sceny, nieznajomy szarpnął się wyciągając rękę i ciągnąc mnie za sobą. Cholera!

- Mam tu nowicjuszkę, która potrzebuje zachęty!

Nie! Nie! Nie! Cała sala zaczęła klaskać i cała  uwaga spadła oczywiście na mnie. Jeśli jeszcze raz kiedyś spotkam tego faceta to go nie tylko uduszę... ja go powieszę, uduszę i utopie za jednym zamachem!

Siłą bądź dziwnym zbiegiem okoliczności wylądowałam na scenie w samym środku spotkania dla nałogowców. W ręku miałam mikrofon, a przed sobą publiczność. Chciałaś mieć z kim pogadać Madi. To teraz kuźwa gadaj.

- Ymm... cześć mam na imię Milena i chyba...

Melody, Milena a co za różnica? Przynajmniej czuje się bezpieczniej. Gorzej, że nie wiem do czego mam się przyznać. Alkoholizm? Jak ja nie pije, już nie. Papierosy... spróbowałam, ale to nie dla mnie. Narkotyki? Nie...

- Wydaje mi się, że mam pewien problem z... agresją. Albo brakiem jej.

Na Sali rozeszły się pomruki, które chyba miały mnie popchnąć do dalszego mówienia. Wymyśliłaś to masz. Dobra.

- No chociażby przed chwilą. Wystarczyło wepchnąć mnie na scenę i w głowie obmyśliłam piękny plan jak zabić kolegę.

Owy kolega zakrztusił się herbatą i niech się kuźwa krztusi dalej. To jego wina.

- W przeszłości miałam kontakt z ludźmi, którzy na co dzień byli świadkami użycia agresji. Niektórzy żyli nią. Czasem... chyba nawet brakuje mi jej trochę. To przez nią potem zapisałam się na naukę walk, to przez nią tak szukam adrenaliny i nie potrafię odpuścić. W domu wszyscy się kochają, nikt nikogo nie bije. Po prostu kiedyś się zaczęło i teraz nie umiem się pozbyć wrażenia, że bez niej... no jest mi ciężko.

Ta cisza... to skupienie... O matko.  Mówiłam prawdę, w jakimś stopniu wydaje mi się, że to było dla mnie ważne. Że na pewno... nie wiem, ale przemiany, wampiry, wilkołaki, konflikty... wszystko łączy się z cholerną agresją i moją przeszłością. Dlatego muszę to zakończyć. Uspokoić wszystko.

- Ale mam nadzieje z tym skończyć. Znajdę sposób by się od tego odciąć.

I teraz sala wybuchła. Oklaski. Szum oklasków i poklepywanie mnie kiedy schodziłam ze sceny i zajmowałam z powrotem miejsce przy stoliku.

- A więc nie alkohol.

Spojrzałam groźnie na mojego oprawce i oklaskami przywitałam kolejnego z opowiadających. Chyba zostanę jednak do końca.

==================================================================================

To tyle. Pozdrawiam i dziękuje KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro