Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szlam w ciszy za grupką pewnych siebie ludzi prosto w pułapkę dwóch wampirów. Nie zamierzam w nią wpaść oczywiście. Z drugiej strony idę za nimi... i w każdym momencie mogą coś zrobić więc jakby już wpadłam.

-to co ? Znacie ten las chłopaki?

Brunetka uśmiechnęła się delikatnie kiedy zadawała pytanie, ale nie dostała odpowiedzi.

-halo? Słyszycie?

Cisza. Szli do przodu nie siląc się na żadne wytłumaczenie. Więc ja postanowiłam wejść do rozmowy.

-znają. Inaczej nie szli by tak pewnie w sam jego środek. W środku nocy. Z nieznajomymi. Nie sądzicie że to trochę niecodzienne?

Teraz ja nie dostałam odpowiedzi. Cisza i niepokój unosił się wokoło nas. Jeszcze trochę i zacznę żałować że sama nie jestem wampirem. Oni przynajmniej dobrze się bawią.

-zauważyliście że ostatnio las jest mroczniejszy?

Din przyciągnął do siebie lekko już przerażoną dziewczynę i rozejrzał się zatrzymując.

-jakby coś się przebudziło.

Chwile po mojej odpowiedzi na pytanie chłopaka dwa wampiry zatrzymały się. Odwrócili się najpierw do siebie by potem z uśmiechem spojrzeć na moją jakże skromną osobę.

-nawet nie wiesz jak bardzo masz racje droga Melody.

Ooo umiesz że doskonale wiem. Brunetka pisnęła widząc jak oczy obu zmieniają barwę na czerwoną. Nie taka czerwień jak u Tadka. Ta czerwień nie straszyła, nie wywoływała uczucia potęgi a jedynie przywoływała głód, wstręt. Zapach krwi unosił się mimo faktu że nikt nie był zraniony. I oby tak pozostało.

-jesteście zabawni. Naprawdę poszliście z obcymi ludźmi do ciemnego lasu? W nocy?

Aż mam ochotę przybić sobie piątkę. Zrobiłabym to gdyby nie fakt że jestem w ciemnej dupie.

-co się dzieje?

Din cofnął się o krok puszczając przerażoną dziewczynę. Spojrzałam jeszcze raz na wampiry ale jeden już był obok niego.

-najpierw zabijemy ciebie i twojego kumpla, a potem pobawimy się z dziewczynami.

Uśmiechnął się, jego kły zalśniły w świetle jasnego księżyca. Nie udało mi się powstrzymać warczenia czym skupiłam na sobie ich uwagę.

-a to co?

Drugi z wampirów zaśmiał się pojawiając przy tym idealnie za moimi plecami.

-wilkołak?

Uśmiechnęłam się. Pudło.

-chciałbyś.

Czując jego dłoń przy mojej szyi szybko zareagowałam. Złapałam go za nadgarstek i używając prostej dźwigni ciałem przerzuciłam go sobie przez ramie. Lekki jak piórko, same kości. Upadając wydał z siebie jęk, ale szybko podniósł się na nogi. No tak, dużo nie zdziałam w ten sposób. Zmierzyliśmy się wzrokiem, wciąż czułam jego dłoń na skórze.

-spróbuj mnie jeszcze raz dotknąć a przebije cię kołkiem.

Oczywiście od wampira usłyszałam tylko śmiech. Ale nie zagłuszyło to głośnych dużych  skrzydeł, które przyprawiły mnie o kolejny uśmiech. Znaleźli mnie! Alleluja!

-widzę że zabawy będzie więcej.

Oba wampiry stanęły przede mną nie chowając swoich kłów. Ciary po prostu. Jak w filmach... tylko że tu nikt nagle nie krzyknie ,,cięcie! Mamy to!" Tu po prostu mnie zabiją. Na szczęście są jeszcze filmowi bohaterzy.

Obok mnie wylądowała dwójka Tiangshi a trzeci, Harry już z powietrza zaatakował dwójkę demonicznych kolegów.

-Madi. Nic ci nie jest?

-Nie. Jesteście w samą porę.

Cofnęłam się by mieli lepsze pole do popisu. Reszta ludzi też postanowiła trzymać się tam gdzie ja. I bardzo dobrze bo Rick z Czadem rzucili się w wir walki.

Używali zaklęć by zatrzymać wampiry w miejscu i atakowali. Ich trzech na dwóch. Po sprawie było już kilka minut później.

-A teraz gadaj. Jak demony wydostały się z podziemi?!

Czarnowłosy wampir zaśmiał się kręcąc głową.

-nasz pan przed śmiercią zdobył potwora. Potwór się zbudził a z nim wróciła moc pana.

Potwór... czyli co? Niedźwiedź? Wilk? Stwór jakiś? Cholera gryf? Czy można prosić o podpowiedz?

-jaki potwór?

Harry był bardziej zamyślony teraz niż zły. Wpadł na jakiś trop.

-stary i silny... nawet wy go nie pokonacie.

Ale żeź pomógł panie wampir! Mówią nam to co chcą nam powiedzieć. Chcą byśmy się bali... Dobra teraz ja mam pytanie. Wyszłam przed szereg by zrównać się z Czadem zasłaniającym mi wcześniej widok.

-czemu chcieliście spotkać się z wilkołakami? Jak kontrolujecie demony?

-a wiec jednak suka co?

Zawarczałam słysząc jego określenie. Rick też się wkurzył bo pchnął wampira twarzą do ziemi.

-odpowiedz, to może zabije cię szybko.

Za plecami słychać było kolejny pisk brunetki, o dziwo tylko spotęgował moją złość. Tyle wilkołaków wczoraj zginęło, a wampir mimo skwaszonej miny wciąż się śmiał. Cholera jedna!

-pieski chciały wyjść na spacer to pan ich wyprowadził.

-jeszcze raz nazwiesz wilkołaki pieskami to przeoram ci twarz jasne?!

Harry nie żartował, ale w tym momencie nie zrozumiał. Za to ja zrozumiałam.

-nie miał na myśli wilkołaków. Mówił o demonach.

Drugi z wampirów zaśmiał się dosłownie przez chwile po czym stracił nie tylko łeb ale i życie. Drugi poszedł w jego ślady chwile później.

-myślisz ze wampiry kontrolują demony?

Potwierdziłam pytanie Harrego skinieniem, po czym odwróciłam się do przerażonej trojki ludzi. Ciała wampirów spłonęły zmieniając się w popiół. Czegoś takiego ci ludzie nie zapomną.

-a z nimi co?

Czad wyciągnął w moją stronę rękę w której zmaterializowała się książka o Majo-ji.

-zaznaczyłem ci zaklęcie na usuwanie pamięci.

Pokręciłam szybko głową.

-ale ja nie umiem!

-w książce piszą co innego.

Rick położył mi na ramieniu dłoń na co zareagowałam rozluźnieniem. Zawsze to robił. Tak samo jak Tad, obaj zauważyli że starczyło tylko lekko oprzeć się na moim ramieniu a czułam się lepiej. Sama nigdy tego nie rozumiałam.

Wzięłam książkę i otworzyłam na zaznaczonej stronie. Mnóstwo tekstu... i zaklęcie.

Przeczytałam w myślach zdanie w którym było zawarte. Może to będzie tak proste jak w przypadku świecących skrzydeł podczas walki z demonami? Zamknęłam oczy by skupić się na zdaniu jakie przed chwilą czytałam i na ludziach z którymi przyszłam. Czułam ich przerażenie i wzrok skupiony na mojej osobie...

Poczułam energię, ale dużo słabszą niż wtedy. Nic dziwnego. Mało spałam.

Wymówiłam zaklęcie wyczuwając moment gdy ta siła jest największa. Otworzyłam oczy i chłopaków już nie było a Din z brunetką i cichym chłopakiem rozmawiali ze sobą śmiejąc się co chwile.

-ej Melody wszystko gra?

Musiałam się otrząsnąć by zrozumieć że chłopaki odlecieli, a zaklęcie zadziałało. Książka zniknęła z moich dłoni zapewne odlatując razem z Tiangshi. Będę musiała z nimi porozmawiać.

-tak. Wracamy?

+++

Jak się okazało nikt nie zorientował się że zniknęliśmy. Bal trwał nadal w najlepsze. Bo co ich obchodzi pare młodych duszyczek? Tańce na środku i mnóstwo grupek ludzi gadających o byle czym po cichu.

Dosiadłam się do rodziców którzy ruszyli się może o dwa krzesła od ostatniego razu. Gdyby tylko wiedzieli co się stało.

-Melody. Skarbie gdzieś ty była?

O a jednak się zorientowali.

-na tarasie, poszłam na spacer.

Izabel kiwnęła głowa i biorąc mnie za rękę pociągnęła w nieznanym kierunku. Zatrzymaliśmy się gdzieś przy różowo białych kwiatach w białym wazonie w kącie, zaraz obok trójki rozmawiających ze sobą ludzi. Wysoki mężczyzna o niewielkim zaroście i błękitnych oczach zwrócił na mnie uwagę chwile potem.

Uśmiechnął się i kończąc rozmowę ze szczupłą kobietą i młodym ciemnowłosym chłopakiem zwrócił się do mojej macochy.

-Izabel. Czyżby znalazła się twoja zguba?

-Tak Mateuszu. Poznaj proszę moją podopieczną. Melody to jest pan Mateusz, nasz wice dyrektor banku. Zajmuje się kontaktami krajowymi. To dzięki niemu sławni jesteśmy za granica.

Ach a wiec ważny gość. Uśmiechnęłam się lekko i ścisnęłam jego dłoń starając się by nie wyszło to jakoś bardzo głupio. Bo czułam się gorzej niż głupio.

-miło mi poznać.

Macocha uśmiechnęła się jakbym powiedziała że mam zachowane tysiąc dolarów. Podszedł i dołączył do nas tata również uśmiechnięty z jakiegoś nieznanego mi powodu.

-Melody poznaj proszę, oto moja żona Felicja i syn Norbert.

Oboje przywitałam skinieniem głowy, czując na sobie palący wzrok rodziców. Norbert jest bardzo przystojny. Ciemno brązowe włosy, jasna cera i widoczne nawet pod koszulą wyrzeźbione ciało. Podobny był do rodziców. Zapewne jakbym się przyjrzała mogłabym zobaczyć więcej szczegółów, ale noc i instynkt mówił mi że to ktoś warty zaufania. Matka stała lekko za nim. Felicja spięła włosy krótko ale odcień nie różnił się od tego jaki miał pan Mateusz z synem. Również jasna cera wydawała się być jeszcze bielsza pod jasnym podkładem. Chyba fanka starszych czasów gdzie białe twarze u kobiet były wręcz wyszukanym pięknem. Nie wyglądało to zle, w żadnym wypadku, ale czuć było lekką sztuczność w jej wizerunku.

-słyszeliśmy droga Melody, że jesteś w klasie o profilu menadżerskim czyż nie?

Matematyczno geograficzna nosiła faktycznie nazwę menadżerskiej klasy w mojej szkole, ale ja raczej bym jej tak nie nazwała.

-ymm... matematyka z geografią tak proszę pani.

Kobieta uśmiechnęła się i objęła syna ramieniem mówiąc mu coś po ciuchu. Nie zamierzałam podsłuchiwać. I mimo że mogłam to tego nie zrobiłam.

-Norbercie bywałeś tu już tyle razy, może oprowadzisz moją córkę po budynku?

Tato co ty knujesz zgredzie niedobry? Spojrzałam na chłopaka i widząc jak się uśmiecha i zgadza mało nie zawarczałam z niezadowolenia. Miałam ochotę posiedzieć i odpocząć po tej całej aferze z wampirami. A moi rodzice bawią się w swatke!

Mimo wszystko ruszyłam za Norbertem w głąb sali zostawiajac moich jak i jego rodziców którzy teraz rozmawiali o czymś naprawdę żywo. Oby nie o mnie.

-co taka nie zadowolona?

-czuje się obgadywana.

Chłopak zaśmiał się i poprowadził mnie do drzwi prowadzących na hol.

-Tak. Bardzo prawdopodobne.

Był ode mnie wyższy o jakieś dziesięć, piętnaście centymetrów. Dziś miałam lekki obcas wiec teraz to było właśnie z dziesięć. Szok ze przeszłam w tych butach po lesie nawet nie zastanawiając się czy mi wygodnie czy nie.

-a wiec jesteś pierwszy raz na balu?

Obudziłam się z rozmyśleń o moich butach i podniosłam wzrok na ciemnowłosego by moc odpowiedzieć.

-w sumie to nie jest mój pierwszy bal, już byłam na trzech. Ale w tym miejscu jestem po raz pierwszy. Ty jak słyszałam jesteś tu znawcą.

Uśmiechnął się proponując mi miejsce na fotelu w bardzo ładnym kąciku przy holu. Pomiędzy fotelami stała doniczka z małą palmą co w sumie pasowało do drewnianego stolika i ciemno beżowych skórzanych foteli.

-wiesz dlaczego wymyślili to oprowadzenie ? Od rana rodzice mi o tobie opowiadali.

Kiwnęłam głowa czekając na jego reakcje. Nie nadeszła jakoś szybko. Ale nie chciałam mówić, albo pytać... choć nasuwało się kilka pytań jak na przykład ,, co takiego mówili". Chwile siedzieliśmy w ciszy podczas której postanowiłam wygodniej się usadowić.

-mogę zapytać co robiłaś w lesie?

Zaśmiałam się znowu czując że facet na bank poruszył ten temat bo jest kimś ze świata nadprzyrodzonych. Bo skąd by wiedział?

-skąd to pytanie?

Czy jeszcze kiedyś będę miała ludzkich znajomych?

-na obcasach masz ziemie a w bucie igły.

Mruknął cicho tez coś o igle w moich włosach wiec po krótszej niż ostatnio ciszy razem wybuchliśmy śmiechem. No tak. Śpieszno było mi wracać i zapomniałam się przywołać do porządku.

-wybacz.

-mogę pomoc z włosami jeśli pozwolisz.

Kiwnęłam lekko głową nieruchomiejąc by Norbert mógł spokojnie wyjąc cztery zielone igły z mojej fryzury. Sama otrzepałam buty i rozmowa potoczyła się dalej. Czyli jednak człowiek. Zaczynam mieć paranoje. Już wszędzie widzę nadprzyrodzonych. A przecież 17 lat nie wiedziałam ze istnieją.

=========================
Witam w poniedziałek !
Nie cierpię poniedziałków.
Pozdrawiam i dziękuje KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro