Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano czułam że nic mi się nie chce. Taka niechęć do życia. Spałam może cztery godziny od powrotu z balu a wcześniej ze dwie w gabinecie Teda wiec jeśli dwa dni to 48 godzin a ja przespałam 6... to nie jest tak zle, na ogół śpię jak najdłużej. U mnie 6 godzin na dobę to minimum.

Mimo tego zmęczenia wstałam koło 8 rano i łapiąc kanapkę z kuchni poszłam do chłopaków by pogadać. Między innymi o wczoraj, ale i o całej reszcie. Miałam nadzieje namówić ich by poszli ze mną do alfy i by razem ustalić wszystkie fakty.

Świadoma tego ze to wręcz nie możliwe zapukałam do drzwi. Otworzył mi ojciec Ricka. Wysoki, szczupły mężczyzna po którym Rick odziedziczył urodę i oczy. Uśmiechnęłam się miło na powitanie.

-Jest Rick?

-jest, ale razem z kolegami mają coś ważnego do obgadania, może coś przekazać?

Coś ważnego... mój wzrok padł na dłoń mężczyzny. Koniczyna. No tak ... oczy... a wiec syn odziedziczył po nim coś więcej. Wcześniej nie zauważałam takich rzeczy. Ale też i nie widywałam często ojca Ricka.

-wydaje mi się że mogę im pomoc.

Mój rozmówca przyjrzał mi się dokładnie jakby szukał gdzieś oznaki że mam zamiar go zabić. Przenikliwy wzrok i ściągnięte brwi nie przypominały miłej miny jaką zastałam wcześniej.

-proszę niech pan chociaż powie że jestem, oni zdecydują czy mam wejść.

-Melody... mieszanie ludzi w nasze sprawy...

Posmutniałam. Czyli co? Nie przepuści mnie? Przecież nie jestem człowiekiem. Podciągnęłam rękaw bluzy odsłaniając tatuaż.

-tez uważam że ludzie i demony nie powinni mieć styczności. Proszę mam kilka informacji którymi mogę się podzielić.

Ustąpił mi miejsca i poprowadził po schodach na górę. Proszę, jaka zmiana.

-nie sądziłem że na świecie są jeszcze Majo-ji.

Odetchnęłam czując że ten temat musi poczekać. Sama jeszcze nie umiałam do końca zrozumieć kim jestem i czemu jest nas tak mało.

-ja też

Weszliśmy do ciemnego pokoju mojego przyjaciela. Rick i Czad siedzieli kolejno na fotelu i na podłodze kiedy Harry stał na środku coś mówiąc. Nie wiem oczywiście co konkretnie, bo przerwał idealnie w momencie kiedy weszliśmy.

-Melody

Uśmiechnęłam się do znajomych na przywitanie.

-czemu żaden z was nie powiedział mi że w mieście jest Majo-ji?

Popatrzyli po sobie nie wiedząc w sumie tak jak ja skąd wziął się oskarżycielski ton w jego głosie.

-a to istotne?

-bardzo

Takiej powagi nie słyszałam od dawna. Ojciec tak mówił mi że mama nie wyzdrowieje. Żadnych emocji oprócz wyrzutów. Nie do mnie, do wszystkich.

-przyszłam podziękować za pomoc wczoraj...

Nie słysząc sprzeciwu mówiłam dalej.

-i wyjaśnić pare spraw. Międzyinnymi to co mówiłam wczoraj o wilkołakach. Alfa miał spotkać się z wampirami, chcieli coś omówić, ale zamiast spotkania zastali pułapkę. Armia demonów pod rozkazami wampirów. Wataha ucierpiała. Wszyscy czują że coś się wydarzyło, coś złego. Nawet ci ludzie z wczoraj.

Harry skinął głową podając mi książkę na otwartej stronie gdzieś na początku. Na środku kartki po lewej był rysunek wysokiej postaci o skrzywionej posturze ubranej w czarny długi płaszcz. Narysowany czarnym ołówkiem bądź węglem był nie wyraźny ale i tak przeszły mnie ciarki.

-pan demonów o którym mówił wczoraj ten wampir. Legendy mówią, że żył za czasów rycerzy.

Czad podszedł i przekręcił mi stronę w książce pokazując drugi niepokojący rysunek.

-jedna z legend mówi o stworzeniu, Besti którą sterował władca ciemności. Gdy zginął stwór zasnął głębokim snem podobnym do śmierci której doznał jego pan.

Ten rysunek nie przedstawiał nic prócz czarnych kresek, gęsto narysowanych jedna przy drugiej tworząc tło i pary czerwonych ślepi na środku patrzących się teraz prosto na mnie.

-czyli pupil pana ciemności się obudził?

O matko... ich miny mówią same za siebie. Mamy przejebane.

Minutową ciszę i wymianę spojrzeń przerwał mój telefon. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni sprawdzając numer. Franek. Koleś ma wyczucie. Odebrałam odrazu.

-co tam?

—Potrzebna nam wiedźma. Możesz wpaść?

Rozejrzałam się po zebranych i widząc że czekają na wyjaśnienia walnelam się w duchu za brak manier.

-nie zbyt. To pilne? Wiedźmą jestem cały czas.

—bardzo, bądź za pięć minut.

Rozłączył się ot tak. Po co pyta jak potem rozkazuje. Wykręciłam oczami czując irytację.

-kto to?

No tak, wracamy do braku manier.

-przepraszam, nie wiem czemu zawsze jak dzwoni to odbieram jakoś tak bez zastanowienia. To Franek, beta tutejszej sfory, mam być za 5 minut w dojo bo potrzebują wiedźmy.

-ufasz wilkołakom?

Skinęłam na pytanie ojca Ricka i chowając telefon odetchnęłam.

-może pojedziecie ze mną? Wymienicie się informacjami. Pogadacie... wydaje mi się że macie o czym.

Tiangshi wymienili spojrzenia. Czad z Rickiem nie wyglądali na zadowolonych. Ojciec Ricka tylko pokiwał przecząco głowa.

-w sumie nie zaszkodzi spróbować. Nie zaatakują jeśli będzie tam Melody.

Zawał. Harry się zgodził. To zaskoczyło nie tylko mnie ale oczywiście również  resztę. Czad zaśmiał się a Rick poklepał kolegę po ramieniu z bananem na twarzy.

-stary, eksplozja po prostu. Nikt się nie spodziewał.

Poprzedni Harry wrócił i zgromił chłopaków wzrokiem.

-czyli jedziecie ze mną czy nie?

-jak Harry się zgodził to nie możemy nie jechać. I mam świetny pomysł jak się tam dostaniemy.

O nie. Nie nie nie. Czad ma takie oczy szaleńca tylko jeśli myśli o motorach. I miałam racje. Chwile później siedzieli już na trzech motorach a drzwi garażu otwierały się by mogli ruszy.

-ja nie wsiadam. Zmienię się i dobiegnę.

-lis pędzący przez miasto? Czy sowa która lata wolniej od wróbla?

Rick zaśmiał się odpalając silnik i ruszając. Czad poszedł w jego ślady a Harry mimo odpalonego silnika wciąż czekał.

-czemu to z tobą mam akurat jechać?

-bo mam motor a ty nie i dlatego że chłopaki juz pojechali.

Bardzo zabawne. Nie wsiadam na motor. Obiecałam sobie to. Nie po tym jak ktoś usiadł przez to na wózku. Nie o tym jak widziałam czyjąś śmierć.

Na moje nie szczęście zadzwonił mi znów telefon i znowu był to Franek. Automatycznie odebrałam.

-nie da się w 5minut.

—teraz masz 2, pośpiesz się!

I się rozłączył. Znowu. A co ja jestem? Sprzątanie na telefon? Zawarczałam do telefonu a silnik motoru mi zawtórował. Dobra. Nie wiem co się dzieje ale jeśli wilkołak brzmi na przestraszonego to mogę się poświecić.

-dobra kurwa jedziemy.

No i usiadłam na motorze pierwszy raz od dawien dawna. Obym tego nie żałowała.

+++

Do dojo dojechaliśmy faktycznie bardzo szybko. Moje serce o dziwo bardzo nie przyspieszyło, zawał mi nie grozi, mimo to bardzo bałam się że coś się dzieje u wujka Tadka. Co jeśli demony zaatakowały? Teraz są osłabieni. A co jeśli to ta bestia?

Zeszłam z motoru i zostawiajac chłopaków w tyle weszłam do budynku. Wszystko działo się tak szybko.

Obraz jaki zastałam powinien mnie rozbawić, i nawet przez chwile tak było ale potem się wkurzyłam.

-Melody! Dobrze że jesteś. Zmień się w coś.

-co?

Franek wyglądał na naprawdę przerażonego. Reszta wilkołaków też siedziała po kontach i z ostrożnością i strachem obserwowała stworzenie wijące się po macie na środku sali.

-nie wiem w co! W coś co zabije to demonowate coś!

Dołączyli do mnie Tiangshi rozglądając się dokładnie po otoczeniu i chyba też nie ogarnęli w czym problem.

-Franek, nie wiem skąd macie węża w dojo. Ale czemu sami go nie zabijecie lub wyniesiecie... cokolwiek? Po cholerę tak mnie wystraszyłeś?!

Rick stanął po mojej prawej prawie wybuchając śmiechem co spotkało się z wieloma wkurzonymi spojrzeniami kilku wilkołaków. O dziwo nie zaatakowali a wrócili niepewnym spojrzeniem do węża.

-wilkołaki boją się węży?

Franek skrzyżował ręce na klacie i zmierzył Ricka wzrokiem.

-ich jad jest dla nas śmiertelny.

Wykręciłam oczami.

-tak jak dla wielu ludzi Franuś. Nie ma się czego bać.

Podeszłam kilka kroków do węża który nawet nie zareagował. Nie syczał, nie podnosił łba. Nie znam się na wężach. Ale ten na pewno nie jest jakoś groźny. Chciałam coś zrobić, ale zanim zaczęłam Harry po prostu mnie wyminął złapał gada za głowę i wywalił przez pierwsze lepsze okno.

-i po to mnie tu ściągałeś? Myślałam że coś się dzieje. Że to sprawa życia i śmierci. Wsiadłam przez ciebie na motor debilu!

-to była sprawa życia i śmierci wiedźmo.

Podniosłam ręce w geście kapitulacji i ruszyłam do gabinetu alfy. Ciekawe że siedział w swoim gabinecie kiedy wszyscy walczyli z wężem.

-a oni tu po co?

Franek już w pełni trzeźwym wzrokiem zlustrował chłopaków. Walnęłam go w tył głowy na co jęknął masując uderzone miejsce.

-za co to?

-Harry właśnie uratował ci dupę, wczoraj wszyscy uratowali ją mi. Poprosiłam by przyjechali, mamy dużo do omówienia.

Kiedy weszliśmy do gabinetu alfa stał przy szafce z papierami w rękach. Nie podniósł wzroku.

-dzięki Harry, straszne zamieszanie było z tym wężem.

Cała trójka Tiangshi znieruchomiała a ja podeszłam bliżej i zajrzałam do papierów.

-ubezpieczenia?

Tad uśmiechnął się podnosząc wzrok na mnie i na moich znajomych po czym odkładając papiery oparł się o biurko i skrzyżował ramiona.

-tak. Wielu potrzebuje jeszcze pomocy. Miło w końcu was poznać i gościć w moim dojo.

Wymienili dość groźne spojrzenia, ale w końcu rozluźnili się trochę i Rick ruszył pierwszy z rozmową.

-mamy wspólnego wroga. Wiemy kilka rzeczy i mamy kilka pytań na które może wy znacie odpowiedzi. Dogadamy się ?

Wujek Tadek wciąż się uśmiechał. Spojrzał na mnie a jego brwi uniosły się lekko do góry.

-pytasz o moje zdanie?

-tak kwiatuszku, oszacuj nasze szanse razem i osobno.

-kwiatuszku?

Rick zaśmiał się na pytanie przyjaciela a Harry lekko się uśmiechnął. Franek też ruszając z wyjaśnieniami.

-tylko alfa ją tak nazywa. I tylko oni wiedzą dlaczego. Nie radzę używać tego przezwiska bo złamie wam nos lub szczękę. Sprawdzone info.

Taaa.... raz faktycznie się zdażyło. Nie spuszczałam jednak wzroku z wujka. Chciał znać moje zdanie. Alfa wilkołaków liczy się z moimi przekonaniami. Muszę zrobić zdjęcie.

-to ja poprosiłam by ze mną przyjechali. Ufam i jednym i drugim. Razem dowiemy się o co chodzi. Słyszałeś o pupilu pana demonów?

Tad kiwnął głową odpychając się od biurka i podając mi książkę z półki.

-też sądzę że się przebudził. Moc jaka była użyta do uśpienia jej dała siłe demonom.

Czad podszedł zaglądając do książki jaką teraz powoli przeglądałam. Różne demoniczne postacie opisane i narysowane.

-to może być każdy z nich. Wydaje mi się że szuka właściciela. Skoro pan ciemności nie żyje chce nową silną moc, która da mu władze.

Jak to jest że ja pakuje się w takie dziadowe sytuacje? Czy zrobiłam coś złego w życiu? Czy świat kara mnie za złe zachowanie?

-mój ojciec uważa że Maji-ji może być ważna w tej sprawie.

Wzrok padł na mnie. Ja tylko wzruszyłam ramionami.

-nie patrzcie na mnie nie mam pojęcia czemu tak uważa.

-tez uważam jak twój ojciec Rick.

Beta usiadł na ramieniu kanapy i kiwnął głową jakby chciał potwierdzić jeszcze swoje słowa.

-Franek tak?

Wyszczerzyłam się słysząc śmiech alfy i warczenie Franka.

-Mark. Mam na imię Mark.
Zaśmiałam się podchodząc do bety i poklepałam go delikatnie po ramieniu.

-oj... dla mnie zawsze będziesz Franek.

Wszyscy zrozumieli że to temat nie na teraz i mimo rozbawienia wróciły poważne sprawy.

-Nasz potwór to zwierze. A Majo-ji mają jakąś więź ze zwierzętami. Jeszcze zanim się zjawi powiesz nam kim jest i jakie ma słabości. Wystarczy że go wyczujesz.

Czyli robie za Google tłumacz. Świetnie. To wszystko zapowiada się wręcz cudownie.

Rozgadaliśmy się. Mnóstwo teorii i pytań znalazło swoje wyjaśnienie i potwierdzenie. Ale dużo wciąż było nie do odgadnięcia.

Harry w miarę dogadał się nawet z alfą. Na wieczór zamówiliśmy pizze i ogarnialiśmy dalej.

Kiedy wychodziłam nie miałam wyrzutów że zostawiam Tiangshi i wilkołaki w jednym budynku bez nadzoru. Zostałabym z nimi ale zadzwonił Jeremi. Przyjechał. Jeśli chodzi mu o tą rocznice z Amandą to muszę się wykręcić. Nie wyjadę teraz kiedy wszystko się komplikuje. Chłopaki twierdzą że ten cały potwór nie wyszedł jeszcze z pod ziemi. Że zorientujemy się gdy tak będzie. Martwię się jednak że zorientujemy się za późno.

====

Trochę zagmatwany... czy nie za szybko przechodzę dalej?
Mimo wszystko rozdział jest :) także pozdrawiam i dziękuje. KasiaAS. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro