Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       

Gorąc mnie wkurzał jakbym miała na sobie co najmniej zimową kurtkę. Wiatru brak i bezchmurne niebo. Kto to wymyślił? Nawet się nie przebierałam idę tak jak byłam ubrana w szkole do dojo. Ludzie mijają mnie tak jakbym nie istniała. No i super. Nie mam teraz ochoty by ktokolwiek zwracał na mnie uwagę. Czuje się fatalnie.

Jak na zawołanie poczułam jak zbiera się we mnie coś okrutnie burzliwego. Zatkałam usta. Jeśli zwymiotuje, tu na środku chodnika to ludzie zaczną na mnie zwracać uwagę. A jak już mówiłam... nie chce by tak było. Przyspieszyłam, wbiegając po między pierwsze lepsze budynki i złapałam pierwszej lepszej ściany bo nogi miałam jak z waty.

Normalnie już bym była w domu i dzwoniła do Teda, że nie dam rady przyjść, ale on ma to cholerne lekarstwo. Znowu mnie zamroczyło. Czuje się jak na naprawdę wielkim kacu.

Wzięłam uspokajający duży wdech i ruszyłam dalej ścieżką pomiędzy budynkami, która z minuty na minutę robiła się bardziej stara... poniszczona i opustoszała. W jakiś dziwny sposób lubiłam tą dzielnice.

Właśnie tu jak mała przestraszona dziewczynka, wpadłam jak oparzona trzy lata temu kiedy po raz pierwszy przyjechałam z ojcem do jego dziewczyny i uciekałam od problemów. Biegłam wtedy wkurzona, jak to u nastolatek bywa... przekonana o swojej racji. No i wpadłam na takiego jednego... nie znam kolesia, nigdy go już potem nie widziałam. Nie był sam ale kiedy po głupim zdaniu dostał ode mnie z pięści uratował mnie wujek Tadek.

Wtedy go poznałam. Miałam na sobie sukienkę w kwiatki i stokrotkę za uchem, którą wplótł mi tata bym wyglądała piękniej dla przyszłej macochy. Głupia byłam, że nie widziałam wtedy jak ważne to jest dla ojca. Tad mi to wytłumaczył. Polubiłam go a on pozwolił mi przychodzić do jego dojo pod warunkiem prywatnych lekcji. No i nazwał mnie kwiatuszkiem.

Mimo mdłości i bólu mięśni udało mi się dojść do dojo. Poprawiłam torbę na ramieniu i weszłam uśmiechając się do wujka, który już szedł w moją stronę. Nadal nie wiem jak to robi, że wie kiedy przychodzę.

- Cześć.

- Kurde nie sądziłem, że jest tak źle.

Tad często przeklinał, ale nie przy mnie.  Musiałam naprawdę kiepsko wyglądać. Westchnęłam więc tylko i dałam się poprowadzić prosto do jednej z salek.

- Dałbyś mi to coś co wczoraj?

Trener wetchnął i pokręcił głową siadając na jednej z mat przy ścianie.

- Drugi raz nie pomoże, a może nawet zaszkodzić. Choć kwiatuszku. Porozmawiajmy.

Burknęłam coś o tym, że rozmowa nie pomoże a ten napój tak, ale zdałam sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego.

- To jakiś narkotyk był?

Usłyszałam w odpowiedzi śmiech, a mężczyzna pokiwał przecząco głową wiec usiadłam obok niego.

- To o czym chciałeś porozmawiać? O moim trybie życia? O nowej diecie? O treningach?

- Pudło. O legendach.

Zmarszczyłam brwi. Ja tu się fatygowałam jak głupia mając nadzieje, że mi pomoże a on chce rozmawiać o... cholera wie czym.

- Co?!

Znowu śmiech.

- Spokojnie kwiatuszku, jesteś rozdrażniona rozumiem. I to chce ci wytłumaczyć.

Zamilkłam jedynie znajdując ciekawy punkt na ścianie naprzeciwko by wysłuchać co chce powiedzieć. On już tak ma. Kiedy mówi to mu się nie przerywa.

- Jest taka legenda. O majo-ji, wiedźmach potrafiących zrobić niemal wszystko. Legenda pochodzi z północnej Japonii, gdzie mieszkało ich najwięcej za czasów kiedy wszystkie legendarne stworzenia miały pełny udział w życiu ludzi.

Zmarszczyłam brwi. Słyszałam kiedyś tą legendę... tylko gdzie?

-... majo-ji miały dar, nazywany też przekleństwem natury. Wiele legend mówi o tych wiedźmach nawet nie wspominając ich nazwy... czy imienia. Chociażby czerwony kapturek.

Zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Zawsze mówił, że lubi tą bajkę.

- Wilk... to wiedźma majo-ji, której forma przybrała kształt wilka.

- Moment. Wilk to facet. Wiedźma to kobieta... poza tym skąd pewność?

Ewidentna frustracja z powodu przerwania jego opowiadania sięgnęła do mnie przez jego oczy. Zamilkłam.

- Kopciuszek i jej karoca z woźnicą... koniami... zmienionymi z ludzi i zwierząt. To także majo-ji. Legendy kwiatuszku zawsze mają cześć prawdy, a kiedy prawda okazuje się wręcz niemożliwa ludzie zmieniają ją w bajki... przekleństwo natury objawia się zawsze w wieku dojrzałości i polega na tym, że obdarzona co rusz kiedy spotyka zwierzę odbiera od niego postać i w pewien sposób jej charakter się zmienia. Podporządkowuje się do postaci jaką przybrała wiedźma. Jeśli tak się nie stanie z dnia na dzień majo-ji umiera.

Po co mi o tym mówi? Czy chce mi coś przez to przekazać?

- Melody... użyczę ci mojej postaci i pomogę z przemianą. Nie różni się dużo od zmiennokształtnych, ale musisz się mnie słuchać.

- Cooo?!

Tad wstał z miejsca i zanim zorientowałam się co zamierza stał już przy drzwiach, zakluczył je i oparł się dla pewności, że nie wyjdę. Cholera zamknął mnie.

- Nie wypuszczę cię póki nie nauczysz się przemieniać inaczej się wykończysz.

- O czym ty do cholery mówisz?

Wciąż wpatrywał się we mnie jakby oczekiwał, że na to wpadnę. Zwariował.

- Obudź się Melody! Nigdy nie spotkało cię coś niezwykłego? Tatuaż? Bliższa więź ze zwierzętami? Poruszające się rzeczy... mdłości, złe samopoczucie i zmiany zachowania?

Jakby czytał mi w myślach. Moje życie ostatnio to same dziwne rzeczy. Wyczulone zmysły, instynkt. Ten pies w parku, albo te wiewiórki... szop pracz przy którym zemdlałam... chłopaki w dziwnych strojach. Tatuaż... Cholera trochę tego jest, ale to pewnie stres... to nie może być tak jak on myśli.

- Melody jesteś wiedźmą majo-ji. Dojrzałaś i szukasz swojej formy. Do tego czasu musisz zadbać o zmiany raz na dzień przynajmniej, inaczej bule i wymioty nie ustaną a pojawią się znacznie gorsze dolegliwości.

- Tad... wypuść mnie i do jasnej cholery nie wkurzaj bo pomimo kiepskiej kondycji znajdę siłę by ci przywalić.

Przerażał mnie. Jednocześnie zaciekawił. Jakby miał odpowiedź na moje wszystkie pytania... może powinnam spróbować...

- Co dałeś mi wczoraj?

- Szałwie. Pomaga młodym wilkołakom kiedy organizm przygotowuje się do przemiany.

Ocho! Ocho! O cholera!

-Wilkołaki?

Ten facet mówił wszystko tak spokojnie, że ja nie wiem. Stał oparty o te pieprzone drzwi z założonymi rękami i czekał. A ja byłam w pułapce. Po za tym czułam się fatalnie.

- Skąd do cholery wiesz takie rzeczy?

- Jestem wilkołakiem kwiatuszku. Na dodatek kimś w rodzaju przywódcy. Dlatego uspokój się i rozluźnij wszystko ci wytłumaczę i pomogę. Już nie pierwszy raz spotykam się z kimś kto nic nie wie a potrzebuje przemiany. Damy rade.

On wilkołakiem. On... wilkołakiem. Dobra. Wdech wydech. Ustalmy że ma racje bo nie mam siły na opieranie się myśli która jest aż tak absurdalna.

- Melody. Za minutę się przemienię, podejdę do ciebie a ty spojrzysz mi w oczy. Poproś o formę i poczekaj, aż pojawią się mroczki. Wtedy daj znać to przemienię się z powrotem i zaczniemy twoją przemianę.

Jeśli to ma pomóc... Nie wierze że to robię. Ale pokiwałam lekko głową przyglądając się jak wujek Tad w ułamku sekundy podczas którego zdążył wykonać krok zmienił się. Od tak. DO jasnej pieprzonej holendry! Jego skóra zafalowała co wywołało u mnie większe mdłości a potem tak po prostu przeniósł się na czworaka i porósł futrem. Stał przede mną wielki wilk o czerwonych ślepiach. Wstrzymałam oddech.

Nogi miałam jak z waty już wcześniej. Wiedziałam że to kwestia czasu, aż upadnę. Więc upadłam teraz. Siedziałam na podłodze zakrywając dłońmi usta i powstrzymując krzyk. To nie jest tak, że wilk mnie przerażał. Paliło mnie w płucach przez brak powietrza. A bezradność i zawroty w żołądku ni luja nie pomagają.

Nie poruszyłam się kiedy Ted w ciele wilka podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy. Było tak jak w przypadku szopa pracza... i tego psa z parku. Ból głowy, mdłości, które udało mi się powstrzymać i mroczki. Wypuściłam gwałtownie powietrze czując ulgę w płucach i nabierając kolejny chełst powietrza zakryłam oczy słysząc szloch. Mój szloch. Minęły może dwie minuty aż znowu usłyszałam głos ludzkiego... Teda...

- Kwiatuszku. Rozumiem twoje przerażenie, ale musisz się przemienić.

Kiedy dotarły do mnie jego słowa znowu wstrzymałam powietrze. JA nie chce. Podniosłam wzrok chcąc by mi się przewidziało. Wujek Tadek znowu był człowiekiem i może wcale się nie zmieniał. To ja zwariowałam. Za mało śpię ostatnio.

- Rozluźnij się. Uspokój. Nie denerwuj. Pomyśl o czymś miłym. Pomyśl o tym jak ze mną wygrywasz. Jak jeździsz na motorze... albo karmisz wiewiórki w parku. Nie myśl o tym co było przed chwilą. Skup się i rozluźnij.

Chciał mnie dotknąć, ale zadygotałam i oddalił ręce. Odetchnął.

- Jesteś wykończona...

Zamknęłam mocniej oczy. Podkuliłam nogi i pozwoliłam łzom lecieć swobodnie po policzkach i ramionach. Tad kręcił się chwile po pomieszczeniu, jest taki spokojny... kiedy ja? Ja nie mogę się ruszyć. Mamrotał coś by na koniec wziąć mnie na ręce i posadzić w kąciku pełnym materacy i kocy. Uklęknął przede mną i spojrzał mi w oczy. Wciąż były czerwone.

- Melody idź za moim głosem. Jako twój alfa nakazuje ci.

Kolejny dreszcz. Ból w okolicach karku...

- Idź na moim głosem. Rozluźnij się.

Ciało usłuchało, choć byłam przerażona i wykończona sama nie wiem czym.

- Spójrz na mnie, jako alfa ci nakazuje. Wyobraź sobie miłe miejsce.

Alfa... jak w tych książkach o wilkołakach... i w serialu ,,teen wolf'' . Mój oddech przyspieszył, jednocześnie czułam, że jest coraz cięższy. Brak jakiegokolwiek źródła powietrza zaczął wypalać mi na powrót płuca. Jęknęłam by po chwili nie wytrzymać i opaść rękami na materac gdzie z mojego gardła zaczęły wydobywać się niby coraz większe a cichsze krzyki.

- Nie odpływaj Melody. Idź za moim głosem. Zajrzyj do tyłu i odnajdź wilka.

Poczułam jak oczy mi się zamykają. Nie mogłam się ruszyć, a jednak czułam mocny ból poruszających się kości i mięśni. Wciąż dobrze słyszałam Teda, ale mimo że darłam gardło nie słyszałam krzyku. Przed oczami zobaczyłam las. I wilka ze złotymi oczami. Ale nie był to wujek... nie te oczy, nie ta sierść...

- Przyjmij go. Połącz się z nim...

Nie wiem co działo się po tym. Czułam ciepło, ciepło i ból, ten głupi tępy ból jak podczas uderzenia w głowę. Zemdlałam. Ale mrowienie w całym ciele było wciąż odczuwalne. Ból ustępował, ale wciąż był. Wszystko przycichło by potem pojawić się ze zdwojoną siłą.

Kiedy otworzyłam oczy świat był niewyraźny... poszarzały... a ja porastałam futrem.

==============================================================================
Zostawiam bez komentarza.
Pozdrawiam i dziękuje :) KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro