Makaczy Książę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten one shot powstał, ponieważ przegrałam zakład z Tomaak i musiałam piać peany na cześć mądrości Makaków.
Wy nie musicie wiedzieć o co chodzi. Ważne, że on wie xD

-***-

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za czterema... A właściwie to nie tak dawno i nie tak daleko żył sobie Makaczy Książę. Wraz z ukończeniem dwudziestu dwóch wiosen, dwóch miesięcy, dwóch tygodni i dwóch dni miał przejąć władzę po swoim ojcu - Wielkim Makaczym Królu. Jednak Makaczy Książę wcale nie chciał takiego losu. Nie rozumiał poddanych, nie umiał rozwiązywać ich problemów, był znudzony życiem. Bardzo martwiło to jego ojca, ale nie miał on pomysłu, jak pomóc synowi. Dodatkowo do ukończenia dwudziestu dwóch wiosen, dwóch miesięcy, dwóch tygodni i dwóch dni musiał zdobyć własne, niepowtarzalne imię. W przeciwnym wypadku straciłby wszelkie prawa do tronu.

Wiele osób głowiło się, jak pomóc młodemu Księciu, a czas płynął nieubłaganie.

Pewnego dnia na dworze zjawił się niezwykły gość, który zaproponował Królowi pomoc. Zamknęli się w komnacie na długie godziny, obradując nad jego losem. Gdy tylko skończyli dyskusję, władca natychmiast poszedł do swojego syna.

- Makaku - zaczął. - Już wiemy, co zrobić, byś zyskał imię. W sali tronowej czeka na ciebie przewodnik, który zabierze cię w podróż. Idź z nim, gdzie cię zaprowadzi, ale nie wracaj bez imienia! - Zrobił marsową minę.

- Jak sobie życzysz, tato. - Książę skłonił się, ziewnął i opuścił swą makaczą komnatę.

Sala tronowa była niemal pusta. Znajdowała się tam tylko jedna postać, na widok której Makak stanął jak wryty.

- Chomik?! Zielony chomik?! - krzyknął ze zdziwieniem.

W istocie u jego stóp stał mały chomiczek z ogromnym czerwonym cylindrem, o wiele większym od niego samego. W tamtej jednak chwili Księcia nie zastanowiło, jak kapelusz trzyma mu się na główce.

- Czy wasza wysokość ma coś do chomików? - zapiszczało groźnie zwierzątko.

- Nie, nie. Ależ skąd! - szybko zaprzeczył Makak. - Po prostu spodziewałem się kogoś...

- ...większego? - dopowiedział uczynnie chomik. - Toż to dyskryminacja! Ale nie martw się, jestem przyzwyczajony. - Westchnął przeciągle. - Cóż, zbieraj manatki i w drogę. Nie mamy wiele czasu.

- A gdzie właściwie się wybieramy? - spytał zaciekawiony Książę.

- Odwiedzimy sześć sąsiednich królestw. Ich władcy pomogą ci znaleźć imię - odrzekło zwierzątko.

Makak spakował swoje rzeczy do podróżnego worka, po czym wyruszyli w długą i niebezpieczną podróż.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Dzień, noc i kolejne pół dnia minęło, nim doszli do pierwszego królestwa. Władała nim ekscentryczna Królowa Adiutrix. Miała ona dzieci: Kropkę, Pytajnik, Wykrzyknik, Myślnik, Dwukropek i Średnik. Jednak nade wszystko ukochała Przecinki - najmłodsze ze wszystkich, słodkie bliźniaczki.

Niestety, gdy przybyli na jej zamek, Królowa była w totalnej rozsypce. Biegała i wołała po całym zamku, zaglądała do wszystkich ksiąg, jednak nigdzie nie mogła znaleźć swoich córek.

- Proszę, pomóż mi, Makaczy Książę! - błagała go Królowa. - Od wczoraj odchodzę od zmysłów!

Makak popatrzył na chomika. Chomik popatrzył na Makaka. I już wiedział, co czynić.

- Gdzie je ostatnio pani widziała? - spytał rzeczowo.

- Bawiły się wśród książek w bibliotece. Skakały po stronach. Ich ulubiona zabawa to chowanego... - Zaszlochała Adiutrix. - Kropka miała szukać, a moje biedne Przecinki się chować, lecz zaginęły...

- A Kropka? Ona wróciła? - dopytywał.

- Cała i zdrowa. I przestraszona. Och, błagam, wymyśl coś! - Płakała.

Książę zastanowił się. Przecinki Królowej Adiutrix łatwo było znaleźć w książkach. Od zwykłych, czarnych kreseczek różniły się srebrzystym pobłyskiem. Zawsze chowały się też na sąsiednich stronach. Wyskakiwały z kartek dopiero, gdy wypowiedziano dokładne miejsce ich ukrycia. Na przykład: stoicie po „mucha" i po „zaróżowiony". I trzeba było od razu odszukać obydwa, w przeciwnym razie nie ruszały się z miejsca.

„Jak mogłyby się ukryć, by ich nie znaleziono?" - zastanawiał się. - „Może jedna na drugiej? Nie, to niemożliwe. A gdyby tak...".

- Czy wiadomo, w której księdze się schowały?

- Och tak... To trzeci tom Encyklopedii Królestwa Widenerii. - Podała mu dzieło. - Na stronie czterysta piętnastej coś pobłyskuje w rogu, ale gdzie byłaby druga?

- A może w innej...

- Nie, to niemożliwe - przerwała mu stanowczo Adiutrix. - Wszystkie przeszukaliśmy.

„Hm... Faktycznie coś tu błyszczy. Ale zaraz... To jakby błyszczały dwa...". - Doznał olśnienia.

- Jedna z was stoi po „cytuję:" a druga zaraz obok niego! - wykrzyknął uradowany.

W tym momencie z kartki wyskoczyły dwie panienki Przecinki, roześmiane od ucha do ucha. Natychmiast przytuliły zaskoczoną matkę.

- Aleście mi stracha napędziły... Jak to zrobiłeś, Makaku? - spytała zaciekawiona.

- Och, to bardzo proste. - Wyszczerzył usta w szerokim uśmiechu. - Po prostu utworzyły Cudzysłów. Gdy pobłyskiwała jedna, druga ciemniała i na odwrót. To dlatego tak trudno było je odszukać. A przecież my, Makaki, mamy doskonały wzrok, dla mnie to nie był problem - oznajmił z dumą.

- Jak mogę ci się odwdzięczyć? - spytała wzruszona Królowa.

- Właściwie to szukam mojego imienia...

- Racja! Lecz ja dam ci tylko jedną z jego liter. W pozostałych królestwach otrzymasz kolejne. - Po czym podała mu szczelnie zasznurowany woreczek z jedną literą w środku. - Otwórz dopiero, gdy zbierzesz do niego wszystkie litery - przestrzegła.

Później chomik i Makaczy Książę Bez Imienia ruszyli w dalszą drogę, żegnani przez Królową, gromadkę jej dzieci i ich dwa bordowe smoki.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Dzień, noc i kolejny dzień minęły, nim doszli do drugiego królestwa. Jego panią była okrutna Juliette Moore. Uwielbiała ona zabijać i torturować swoich poddanych, szczególnie poprzez zjadanie ich - rządziła bowiem Państwem Karmelowych Ludzi, a także Prowincją Toffi. Lubiła ich również rozgniatać, zrzucać z klifu i pływać w basenie wypełnionym ich krwią. Nade wszystko jednak ukochała rzeźbienie w czekoladzie. Jej dzieła były niezwykłe, poruszały serce. Z odległych królestw zjeżdżały się tłumy, by podziwiać takie cuda jak Źrebaka, Damę, Zegar czy Zeszyt.

Miała jednak jeden, bardzo poważny problem. Minimum raz w miesiącu Juliette wpadała w bardziej lub mniej głęboką depresję i burzyła - albo przynajmniej chowała do najciemniejszych piwnic - jedną lub kilka ze swoich rzeźb. Ewentualnie porzucała je na długi czas, nie kończąc ich. Uważała, że są złe, głupie i niedopracowane. Budziło to głębokie niezadowolenie turystów, lecz nikt nie umiał dostatecznie na nią wpłynąć, by zaprzestała swej niszczycielskiej działalności.

Gdy Makaczy Książę przybył do jej Karmelowego Państwa, panna Moore była akurat zajęta znoszeniem Smoka do piwnicy.

- Co robisz? - spytał Makak.

- Muszę go zniszczyć. - Pociągnęła nosem. - Nikt nie powinien oglądać takiego brzydactwa.

Już chciała strącić ze schodów czekoladowego stwora, jednak w ostatniej chwili powstrzymał ją Książę.

- Zwariowałaś? Przecież to jest piękne! - zawołał, chwytając ją za rękę.

- Ale sam popatrz... Skrzydło krzywe, pysk nieco za długi, a łuski nie mają takiego blasku - wymieniała kolejne wady.

- Och, przestań. Nie ma rzeźb idealnych. A ta twoja jest cudowna! - zachwycił się. - Ja nigdy nie potrafiłbym stworzyć czegoś tak realistycznego. On wygląda, jakby zaraz chciał mnie zjeść...

- Naprawdę tak myślisz? - nie dowierzała Juliette.

- Oczywiście. A ty jesteś dopiero u początku swojej kariery artystycznej. Każdy od czegoś zaczynał. Popatrz na swoje pierwsze twory, one nie były nawet w połowie tak piękne jak te. Przyznasz mi rację, prawda? Rozwijasz się. Ale nie niszcz tych starych rzeźb. Pozostaw je, dokończ, są naprawdę dobre. Nich inni mogą je podziwiać. Sama zajmij się tworzeniem nowych.

Moore spojrzała na niego z podziwem.

- Przemawia przez ciebie wielka mądrość, Książę. Jestem pewna, że będziesz kiedyś wspaniałym Królem. Chciałabym ci się odwdzięczyć za te rady. - Zamyśliła się na moment. - Słyszałam, że szukasz swojego imienia. Dam ci więc kolejną jego literę. Czekoladowa. Mój wyrób. - Uśmiechnęła się szeroko. Wrzuciła literkę do woreczka od Królowej Adiutrix.

Ucieszony Makak uściskał Juliette, która z radości poszła wymordować kilku poddanych, i wraz z chomikiem ruszył w drogę do trzeciego królestwa.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Dzień i noc minęły, nim doszli do kolejnego państwa. Różniło się ono od dwóch poprzednich. Tym razem nie ugoszczono ich na zamku. Tym razem musieli wspiąć się do domku na drzewie.
Czekała tam na nich Reszka, Pani Lasu, jedyna władczyni ogromnych, gęstych puszcz, których dziewiczą naturę rzadko zakłócały ludzkie kroki.

W pierwszej chwili nawet nie zwróciła uwagi na swych gości, pochylona nad wyłożonym książkami i różnego rodzaju słoiczkami z niezwykle interesującą zawartością - na przykład zasuszone świerszcze, jeszcze żywe dżdżownice. W jednej ręce trzymała małą jaszczurkę, wokoło drugiej owinął się długi pomarańczowy wąż. To on pierwszy zwrócił uwagę swej Królowej na intruzów wściekłym sykiem.

- Spokojnie, Ptysiu. - Pogłaskała go Reszka, a widząc strach na twarzy Księcia, dodała: - On nic wam nie zrobi, jest potulny jak baranek. Tylko zgrywa takiego groźnego, prawda, Ptysiu?

Szybko jednak posmutniała.

- Co się stało, Reszko? - zapytał Makak.

- Mój lis zachorował i obawiam się, że nie pożyje długo. Nie mam takich leków, które by mu pomogły. Wiem, gdzie można by je zdobyć, ale to zbyt daleko. Nie mam tyle czasu, by iść tam i wrócić tutaj, a liska nie można przenosić - westchnęła ciężko.

- Hm. To rzeczywiście trudna sprawa - mruknął zamyślony. - Nie masz jakiegoś pomysłu, chomiku? - zwrócił się do zwierzęcia, które do tej pory nie przekroczyło progu.

- Och, zielony chomik! - wykrzyknęła zdumiona Pani Lasu. - Skąd go masz?

- Sam przyszedł. - Wzruszył ramionami Makak.

- Dlaczego stoisz w drzwiach? Wejdź. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Ale pani wąż...

- Och, on nic ci nie zrobi! Obiecuję.

Choć nadal nieprzekonany, przewodnik Księcia wszedł do środka.

Wtem Makak wpadł na kolejny genialny pomysł.

- A gdyby tak zamówić to lekarstwo przez internet? - zaproponował. - Kurier błyskawiczny przybędzie za jakieś trzy dni.

- Ale w lesie nie ma Internetu... - zauważyła Reszka.

- Jest przecież połączenie satelitarne, zaraz wszystko ci pokażę.

Jak powiedział, tak zrobił. Wprawdzie początkowo były problemy z przedpotopowym sprzętem Pani Lasu, ale bystry Książę szybko się z tym uporał. Pod wieczór wszystko mieli już załatwione, pozostawało jedynie zaczekać na dostawcę.

- Och, doprawdy nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę! Przecież jedna, marna literka to za mało... - Zmartwiła się. Zapewnili ją jednak, że to aż zadość.

Woreczek wypełnił się więc kolejną częścią makaczego imienia. Uradowany Książę pięknie podziękował, po czym razem z chomikiem ruszyli do kolejnego państewka.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Tym razem powitały ich dwie siostry. Nad głową jednej ciągle unosiła się burzowa chmura, z której leciały smugi deszczu, natomiast włosy drugiej zamienione zostały w... węże. Na ich widok chomik pisnął przeraźliwie i ukrył się za Makakiem.

- Och, one nie gryzą, nie bój się. - Machnęła ręką, odsuwając je od twarzy. - Jestem Meduza, a ta markotna to Reinn, Pani Deszczu - przedstawiła siostrę, która tylko mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi.

- Czy na Meduzę można patrzeć? - zainteresował się Książę. - Nie powinienem... no wiesz...

- Zmienić się w kamień? - podpowiedziała. - Nie, ja jestem taka wersja light. Tylko węże, magicznych oczu w pakiecie nie dostałam - wzruszyła ramionami.

- Jak więc mogę pomóc wam? - zapytał. Już rozumiał, że jego zadaniem jest wykorzystać swą ponadprzeciętną inteligencję, by rozwiązać problemy innych władców.

- Nasze maltańczyki nie chcą jeść - odpowiedziała zasmucona Reinn.

- Um... Ja niestety nie znam się zbyt dobrze na zwierzętach. - Podrapał się po głowie z lekkim zakłopotaniem, lecz widząc błagalne miny sióstr, dodał: - Ale zawsze mogę je obejrzeć.

Udali się razem do sąsiedniej komnaty, gdzie pod ścianą leżały małe pieski, łącznie około dwudziestu. Wyraźnie widział, że były wyczerpane i zmęczone głodówką. W miseczkach przed nimi znajdowały się liście sałaty, marchew, ogórki, rzodkiewka...

- Dlaczego karmicie je zielskiem? - zdziwił się. - Przecież psy o wiele bardziej gustują w mięsie...

- Ale nie mamy mięsa. Były kury, ale już wszystkie zjadłyśmy - wyjaśniła Meduza, z zadowoleniem klepiąc się po brzuchu. - Nie wiemy, skąd teraz wziąć mięso. Wszyscy poddani przerzucili się na wegetarianizm i kotlety sojowe. Nikt nie hoduje już starych dobrych wieprzków. - Westchnęła żałośnie.

- To rzeczywiście stwarza pewien problem - przyznał niechętnie Makak. - Ale mam rozumieć, że w dziale mrożonek już szukałyście, prawda?

- Gdzie? - Nie zrozumiały go.

- Supermarket. Dział mięsny. Mrożonki - wyjaśnił powoli.

- Kurde, Deszczu, my to chyba zaćmienia umysłu dostałyśmy - zachichotała Wężowa Królowa. - Trzeba wysłać Muodego po te mrożonki. I to szybko, bo nam maltańczyki pozdychają. - I wyszła z pokoju.

- Wiem, że się spieszysz, Książę - zaczęła Reinn - dlatego w swoim i siostry imieniu daruję ci dwie kolejne litery. Już wkrótce odnajdziesz swoje imię. - Mrugnęła do niego porozumiewawczo. Gdy humor jej się poprawił, deszcz znad jej głowy przestał padać.

Zadowolony Makak podziękował, pożegnał się i razem z chomikiem ruszyli w dalszą drogę.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Kolejnym królestwem władała Pentastyczna Pentamerone o pięćdziesięciu superoczach. Kiedy weszli do jej pentastycznego pałacu, zastali ją niezwykle zajętą. Wszystkie pokoje pogrążone były w chaosie. Meble zostały poprzewracane i opróżnione, na posadzkach walały się porozrzucane książki i płyty, sztućce i zastawa stołowa - jakimś cudem nie popękana - ubrania i pościel, jednym słowem wszystko, co tylko Królowa Penta miała w swoim domu.

- Co pani robi? - spytał z zainteresowaniem Makak.

- Szukam - odkrzyknęła lakonicznie, wynurzając się spod sterty starych gazet.

- Czego? Może pomóc? - zaoferował szybko, ponieważ to był bardzo uprzejmy Książę.

- Och, byłabym wdzięczna. - Obdarzyła go szerokim uśmiechem, po czym wróciła do grzebania w przeróżnych papierach.

- A... czego właściwie szukamy? - zapytał, lekko zakłopotany, gdyż lekko roztrzepana Pentamerone nic mu o tym nie powiedziała.

- Zagubionych dwunastu godzin doby! - Usłyszał jej przytłumiony głos.

- Jak to... - Nie zrozumiał. Czyżby z niego żartowała?

- W moim państwie doba trwa zwykle trzydzieści sześć godzin - wyjaśniła. - Jest ono większe niż inne kraje, dlatego potrzebuję więcej czasu, by nim zarządzać. Jeśli szybko nie znajdę tych dodatkowych godzin, skutki mogą być tragiczne... No wiesz, kryzysy, strajki, spadki na giełdzie... - zaczęła wyliczać.

- Rozumiem - przerwał jej. - Lepiej się pospieszmy.

I rozpoczęli wspólne poszukiwania. Nie szło im zbyt dobrze. Szczerze mówiąc, sami dobrze nie wiedzieli, jak te godziny wyglądają. Czy są kwadratowe, trójkątne czy może okrągłe? W każdym razie musieli zdać się na intuicję. Niestety, gdy po dwóch godzinach nadal nic nie znaleźli - choć do pomocy włączył się nawet chomik! - usiedli na chwilę na przewróconej kanapie i zaczęli myśleć.

„Gdzie schowałbym się, gdybym był godziną?" - zastanawiał się Makak. - „Godzina, godzina...".

- Ależ ja jestem niemądry! - wykrzyknął po chwili. - Przecież to oczywiste! Że też wcześniej na to nie wpadłem...

- Co takiego? - dopytywała Królowa. - Na co wpadłeś?

- Och, to bardzo proste. Godzina to czas. A co pokazuje czas...?

- No... zegar - odpowiedziała niepewnie. - Ale co to ma do rzeczy?

- A co mieszka w zegarze? - podpowiadał dalej.

- Kukułka. Ale chyba nie myślisz...

- Właśnie tak! To kukułka ukradła twoje dwanaście godzin! - wykrzyknął zadowolony.

Szybko odszukali wiszący na ścianie zegar. Aż dziwne, że do tej pory nie został zrzucony na podłogę jak reszta przedmiotów. Penta zapukała do środka i po chwili zza maleńkich drzwiczek wynurzył się zaskoczony ptaszek.

- Tak, pani Pento? W czym mogę pomóc?

- Moja droga, oddaj mi moje godziny. - Królowa zmroziła ją spojrzeniem.

Kukułka nawet nie próbowała się opierać. Otworzyła drzwiczki na całą szerokość, wypuszczając wszyściutkie dwanaście godzin, które natychmiast wróciły na swoje miejsce w dobie.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytała groźnie Jej Wysokość.

- Żeby pani w końcu posprzątała na zamku. Teraz ten cały bałagan - wskazała piórem na stos utworzony na środku pokoju - trzeba będzie poukładać z powrotem. A to oznacza porządek. I mniej kurzu. Dostaję alergii od tych roztoczy - zakończyła płaczliwym tonem.

- Och, bardzo mi przykro... - zafrasowała się Pentamerone. - Należało mi wcześniej powiedzieć, zamiast kraść moje godziny. Ale już trudno. Tym razem ci wybaczam, ale więcej tego nie rób - przestrzegła wspaniałomyślnie. - A tobie, Makaku, bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiadomo, co by z tego wynikło, gdyby nie ty. Mam więc dla ciebie kolejną literkę. - Woreczek zrobił się cięższy i niemal pękał w szwach. Księciu wydało się, że już nic więcej tam nie wejdzie. A przecież mieli przed sobą jeszcze kawałek drogi.

Pożegnał Królową i razem z chomiczkiem ruszyli do ostatniego, najmniejszego państewka.

I szli. Górą, doliną, rzeką, mostem, ścieżką i po trawie.

Królestwem Małych Ludzi, potocznie zwanych diffbitami, władała Maleńka Królowa Diff. Gdy zaprosiła Księcia do stołu, musiała położyć na krześle stertę poduszek, by móc dosięgnąć do blatu.

- Czy i tobie mam w czymś doradzić? - spytał Makak. Był już znużony długą drogą i najchętniej powróciłby do swojej ojczyzny. Wiedział jednak, że ojciec nie przyjmie go bez imienia. A do dnia koronacji pozostawało coraz mniej dni.

- Nie. - Uśmiechnęła się do niego. - Tym razem to ja pomogę tobie. Wyjmij literki z woreczka. Już czas.

Wtedy poczuł i zrozumiał, że za chwilę pozna swoje Prawdziwe Imię.

Na pierwszy ogień poszło pięknie wyrzeźbione w drewnie "T" od Królowej Adiutrix. Z bliska mógł wypatrzyć wyryte na nim Znaki Interpunkcyjne.

Następnie wydobył czekoladowe "M" od Juliette Moore. Miał ogromną ochotę natychmiast je zjeść, tak słodko pachniało i wyglądało, lecz się powstrzymał.

Od Pani Lasu otrzymał "K", ułożone z liści i kwiatów. Niezwykły zapach wypełnił całe pomieszczenie, jakby nagle przenieśli się do prawdziwej oranżerii.

Kolejnymi dwiema literkami były identyczne, proste, srebrne "A" - dodatkowo obsypane hojnie grubą warstwą brokatu - podarowane przez dwie urocze siostry.

Ostatnie wydobył okrąglutkie "O", od którego bił taki blask, że w pierwszej chwili musiał przysłonić oczy. Pentamerone podarowała mu złotą literkę, w której pobłyskiwały setki drobnych klejnocików.

„Ta to dopiero ma gest" - przemknęło Księciu przez myśl, ale zaraz skupił się ponownie na Diff.

- Co teraz? Czyżby moje imię brzmiało "Tmkaao"? - zdziwił się. - Nawet ładnie...

- Nie, mój drogi. - Mała Królowa parsknęła śmiechem. - Zamknij oczy i wsłuchaj się w głos swego serca.

Jak kazała, tak uczynił. Po chwili poczuł, że złapała go za rękę i skierowała ją w stronę liter. Gdy go puściła, poczuł w sobie jakąś dziwną energię i zaczął przesuwać leżące na stole znaki, choć ich nie widział.

- Już możesz otworzyć. - Usłyszał.

Powoli rozchylił powieki.

- Tomaak - wyszeptał. To słowo brzmiało niczym zaklęcie. Niczym delikatny, rajski puch. Idealnie do niego pasowało. Wiedział to.

Przez chwilę nic się nie działo, lecz zaraz później pomieszczenie wypełniło światło i nagle Makak znalazł się w sali tronowej przed swoim ojcem.

- Mój synu - zaczął Król. - Przeszedłeś próby. Zdobyłeś imię. Teraz jesteś godzien przejąć władzę. Od dziś zwać się będziesz Tomaak Mądry i Wspaniały.

Gdy nadeszła pora, Makak przejął władzę w królestwie. Rządził mądrze i sprawiedliwie, a poddani go kochali. Jego młodzieńcza przygoda z czasem przeszła do legendy, którą znało każde malutkie dziecko.

The end.

-***-


Wystąpili:

Tomaak jako Makaczy Książę;
Adiutrix jako Królowa Adiutrix;
wroughtwithfear jako Juliette Moore;
Reszka jako Pani Lasu;
ReinnFall jako Pani Deszczu;
blanccca jako Meduza;
pentamerone jako Pentastyczna Królowa Pentamerone;
Oraz ja, diffciara, jako Maleńka Królowa Diff.

Dziękuję za uwagę :D

(Zadowolony, Makaku? :P).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro