Nie graj cynika na siłę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Najpierw głównie złość, nic więcej i nic, co by rozumiał, co by zrozumieć chciał. Bo i jak, jak, do diabła? Kuroo, ty jesteś chory na głowę? Za mocno się uderzyłeś?

Ile ten facet miał lat, żeby uciekać z domu? Zadawał sobie to pytanie codziennie, najczęściej podczas tradycyjnej sesyjki z nikotyną, po którą sięgnął po kilku dniach opierania się.

Na dobrą sprawę miał już Tetsurou za złe tylko to, że zostawił nad wyraz zaniepokojonego i nad wyraz smutnego osobnika za sobą.

Z niepowetowaną pustką - gdzieś głęboko, najgłębiej w środku.

Oraz w życiu, po prostu w Puszczykowym życiu codziennym, bowiem takowego obecnie nieobecny był nieodzowną częścią.

Rychło nagrywane przez Bokuto wiadomości przestały obfitować w skargi. Zostały one zamienione na pytania.

Od gorzkawego jeszcze „dobrze się bawisz?", przez „żyjesz jeszcze, co?", po „przepraszam, wybaczysz?".

Poddawał się nadziei, że Kuroo od czasu do czasu, jeśli znajdzie chwilę, przesłuchuje skrzynkę, więc i mówił coraz więcej. Powtarzał swoje zwyczajowe grepsy, żartował, od czasu do czasu trochę pomilczał do słuchawki, zastanawiając się, jak długo zajmie pogodzenie się.

Wieczyste, tym razem nie zawieszenie broni, jakiemu dotąd pozwalali dzierżyć prym. Pogodzą się w imię swojego wspólnego życia do samego końca końców.

Tylko nie miał wrażenia, że do zgody jest bliżej niż dalej. Chciał zobaczyć zmiany, już nie iluzoryczne. Diametralne. Potrzebował ich - a one się nie pojawiały.

A wciąż niechętnie myślał o zaczynaniu reform od siebie. Wiedział, że go to przerasta, zaś dni - mijały, nieprzeobrażone, niepoprawione.

Ale nie mógł się zmienić. Naprawdę nie mógł. Był na to zbyt zmęczony.

Naprawdę.

XXX

„Nie chcesz ze mną rozmawiać, Tetsu?"

Nie umiem z tobą rozmawiać, wiesz, Kou? Albo to ty nie umiesz słuchać? Może jedno i drugie?

A może to ze mną jest coś nie tak?

XXX

Może to stolica, cały ten tłok, gwar, pęd. Może zbyt dawno nie był gdzieś poza znanymi na pamięć dzielnicami, na których on i Bokuto zdarli niejedne podeszwy.

Może zbyt dawno nie był poza miastem.

Może z dala od Bokuto.

Dobrze było wybrać się na wieś. Nawet jeżeli nie na dwa tygodnie, jak wstępnie zamierzał. I nawet jeżeli musiał choć po części przestać zachowywać się jak dziecko, a więc odesłać Koutarou jego portfel z całą zawartością.

Czasem chciałby być mniej dojrzały - i na przykład nie czuć wyrzutów sumienia związanych z tym, że zachowuje się niedojrzale.

XXX

Dni bez Kuroo to parszywe dni.

Tylko dni bez Kuroo po poważnej rozmowie z trenerem mogły być gorsze. A raczej - po prostu były, fakt dokonany. Drażliwe, rozkaszlane, bezsenne.

Bokuto raczej nie mógł się zmienić złego nawyku bez trudu. Ale skończyć na ławce rezerwowych nie mógł już z całą pewnością.

A choć wstępnie planował unikać tematu, w końcu i tak skończył na żaleniu się Tetsurou - że ciężko, że źle, że tęskno.

Liczył, że znajdzie głębokie, empatyczne zrozumienie. Zwłaszcza co do ostatniego.

Bruneta zaś, kontemplującego w ciszy kolejne wiadomości, nie ominęły myśli, że jego słowo liczy się najwidoczniej mało.

Jasne, trener trenerem.

A jednak nieprzyjemne wrażenie pozostało; jego kapka egoizmu, na którą mógł sobie pozwolić, pod warunkiem że później weźmie się w garść i wróci do pewnego debila.

Bo to jego debil i tak się głupio złożyło, że miał zwyczaj być przy nim na dobre i na złe.

Mógł się nad sobą rozczulać, ile bądź, byle zdążył złapać pociąg do Tokio.

XXX

Krzyczeli na siebie długo, noc całą i kawał ranka, po czym Bokuto spał w samochodzie, zbyt nieprzytomny, żeby nawet zabrać się do domu , a Kuroo na swojej kanapie.

Obaj byli potem obolali.

Obaj narobili głupot.

Coraz więcej ich łączyło.

A/N

Trochę bardzo suche. Ech. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro