46.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie poddawaj się. Już nie daleko ! - krzyknął Filip biegnący kilka metrów przede mną. Po co ja się dałam namówić na to poranne bieganie ? Ja rozumiem że chłopak jest bokserem i to całkiem niezłym i że chce utrzymać swoją kondycję , ale po co mnie w to wplątuje ?! Mogła bym sobie teraz leżeć w wielkim łóżku otulona miękką kołdrą ....
- Dawaj Niki. Dawaj ! - zatrzymał się na chwilę bym mogła go dogonić po czym chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.
- Jezu człowieku. Ja nie wiem co ty łykasz że masz taką energię, ale podziel się tym ze mną. - jęknęłam czując jak moje nogi coraz bardziej się buntują odmawiając posłuszeństwa.
- Nie przesadzaj. Jeszcze jakieś 3 kilometry i będziemy w domu - puścił mi oczko.
- Co ?! Ile ? - zatrzymałam się wślepiając w niego swoje gały.
- Żartowałem. Za 10 minut będziesz mogła dać się pochłonąć nic nie robieniu - wyszczerzył się i ponownie ścisnął mi dłoń.
- Co nazywasz nic nie robieniem ? - podniosłam brew mierząc go wzrokiem.
- Och nic, nic.
- Czyli twierdzisz że nic nie robię ? - nadal nie ustępowałam. Wywiercałam mu wzrokiem dziurę w czole czekając na odpowiedź.
- Może... - jęknął wymijająco. - Chyba że ślęczenie na leżaku z czasopismem i radyjkiem nazywasz harówą.
O nie. Tego było już za wiele. Po raz kolejny zatrzymałam się i pochyliłam ku ziemi by złapać oddech.
- W takim razie ty dzisiaj gotujesz. Myślę że z odkurzaczem też sobie poradzisz. Pralka też nie gryzie, a z tego co się orientuję komuś zaczyna brakować czystych podkoszulków  - uśmiechnęłam się. Jestem prawie pewna że sobie nie poradzi z tym wszystkim.
- Łatwizna - parsknął śmiechem udając że go to nie rusza.
- Łatwizna ? - zmierzyłam go wzrokiem z całych sił powstrzymując się od uśmiechu. Już go widzę z koszykiem prania w ręce i z odkurzaczem w drugiej.
- No proste. A teraz biegniemy. - i znowu byłam ciągnięta po betonowej alejce okalającej jezioro. Nie mam pojęcia jak długo już biegliśmy ale wiem że więcej nie dam się namówić.
" No chodź ! Będzie fajnie ! Pozwiedzamy okolicę , rozejrzymy się trochę" - przedrzeźniałam właśnie w myślach chłopaka kiedy poczułam jak na coś wpadam. Zamrugałam oczami wracając myślami " z powrotem na ziemię ".
- Bieganie aż tak cię pochłonęło ? - spytał Filip kiedy odkleiłam się od jego pleców. - Jak chcesz możemy zrobić jeszcze jedną rundkę.
- Jak zrobisz pranie - puściłam mu oczko i minęłam go w drzwiach frontowych domu. Od razu poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Kiedy skończyłam, owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Pochyliłam się nad torbą i wyciągnęłam z niej strój kąpielowy. Z powrotem zamknęłam się w łazience. Ubrałam sie w przyniesione rzeczy i dodatkowo nałożyłam na siebie koszulę jeansową.
Zeszłam po schodach łapiąc po drodze książkę którą wczoraj zostawiłam na podłodze koło łóżka i okulary przeciwsłoneczne. Mijałam właśnie pralnie kiedy coś przykuło moją uwagę. Wetknęłam głowę w szparę w drzwiach i omal nie udusiłam się tłumionym chichotem.
Na podłodze obok półki  z środkami czystości siedział Filip. Oparty plecami o ścianę skanował butelki z płynami. Czytał ulotki, przyglądał się obrazkom szukając odpowiedniego. Mina z jaką to robił mówiła sama za siebie. Nutka desperacji wymieszana ze znudzeniem i złością która wzrastała z każdym kolejnym płynem w ręce.
- Co robisz ? -  nie wytrzymałam. Musiałam sie odezwać.
- Pranie ? - spytał starając się zamaskować swoją dezorientację.
- Może ci pomóc ? - ogarnęłam wzrokiem
- Myślisz że sobie nie poradzę ? - spytał patrząc na mnie podejrzliwie.
- Ty to powiedziałeś. Więc jak byś potrzebował pomocy... Będę w ogrodzie. - posłałam mu uśmiech i wyszłam na zewnątrz. Ściągnęłam z siebie koszulę i rzuciłam ją na oparcie fotela po czym ułożyłam się na nim wygodnie naciągając okulary na nos.
Po godzinie leżenia plackiem na słońcu z głową w książce miałam dość. Podniosłam się z leżaka i narzuciwszy na siebie koszulę ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki kolę i nalałam trochę do szklanki po czym rozpoczęłam poszukiwanie Filipa. Zajrzałam do salonu, sypialni, łazienki nawet przed dom ale jego nigdzie nie było. Odnalazłam telefon i już miałam do niego dzwonić kiedy usłyszałam jakiś hałas w pralni. Zajrzałam tam i omal nie padłam ze śmiechu.
Chłopak klęczał na podłodze wyciągając z pralki wyprane ciuchy do małej miednicy.
- Czy to nie było wcześniej białe ? - spytałam na nierówno zabarwioną na zielonkawy kolor koszulkę którą trzymał właśnie w ręce i z kamienną miną się jej przyglądał.
- Yyy nie - jęknął i zwinął materiał w kulkę rzucając do miednicy.
- Umm zapomniałam ci powiedzieć. Białe rzeczy trzeba prać osobno z kolorowymi. - wydukałam za wszelką cenę powstrzymując się od śmiechu. Chłopak tylko przewrócił oczami nie przyznając się do porażki i minął mnie w drzwiach.
Mimo wszystko nie zamierzałam mu odpuścić. Twierdzi że nic nie robię całymi dniami ? Niech wie co to znaczy.
- Co mamy na obiad ? - spytałam idąc za nim w kierunku ogrodu.
- Tym też ja mam się zająć ? - westchnął wytrzeszczając oczy.
- No tak. Przecież ja gotuję a z tego co pamiętam, postanowiłeś przejąć dzisiaj moje obowiązki żeby udowodnić że nic nie robię całymi dniami.
- Oj cicho bądź - klepnął mnie w tyłek i powiesił na sznurku kolejną koszulkę by wyschła.  - Chyba gotowałem już nie raz ? Nie widzę w tym nic trudnego.
- Dobrze. I jesteś pewny że nie potrzebujesz pomocy ?
- Nie - odpowiedział stanowczym głosem i kontynuował rozwieszanie mokrych ubrań.
- Okej. - wzruszyłam ramionami i wróciłam do domu. Naciągnęłam na siebie dresowe szorty i wyłożyłam się wygodnie na kanapie. To już czwarty dzień tutaj. Za niecałe trzy , będę musiała wrócić do rzeczywistości.
Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor. Zaczęłam "skakać" po kanałach szukając czegoś w miarę ciekawego, jednak nic takiego nie było. Ostatecznie zatrzymałam się na MTV.

- Obiaad ! - ze snu wyrwał mnie krzyk Filipa. Przetarłam sennie oczy i podniosłam się z kanapy. W całym domu unosił się przyjemny zapach a jego ewidentnym źródłem była kuchnia. Ruszyłam chwiejnym krokiem w jej kierunku.
- Dzisiaj jemy na tarasie. - uśmiechnął się brunet mijając mnie w drzwiach z talerzami w ręce. Wzięłam miskę z sałatką i udałam sie za nim. Usiadłam na drewnianym krzesełku pod wielkim parasolem nadal sennie się przeciągając. No obudź się wreszcie - karciłam się w duchu.
- Obudziłem cię ? - spytał chłopak siadając naprzeciwko mnie.
- No troszkę - uśmiechnęłam się nieśmiało sięgając po widelec.
Podczas jedzenia debatowaliśmy nad tym jak spędzimy popołudnie. Ja chciałam trochę popływać jednak chłopak upierał się że woli zostać w domu i jak to ujął "poleżeć sobie ze mną do góry brzuchem".
- Cały dzień będziemy leżeć ? A ja myślałam że zamierzasz dbać o swoją kondycję...
- Tak się składa kochanie że jakoś nie leżałem dzisiaj za wiele.
- No tak - westchnęłam - Ty wolałeś zająć się farbowaniem koszulki na zielono .... - nie wytrzymał. Wybuchnął śmiechem , a ja mimo wielu prób nie powstrzymałam się przed parsknięciem .
- Grasz nieczysto - podniósł brew i spojrzał na mnie z "poważną" (mam nadzieję że czujecie ten sarkazm) miną.
- A skoro już o tym mowa ... Sprzątasz po obiedzie a ja spakuje koc oraz parę innych drobiazgów i idziemy na plażę - wyszczerzyłam się i wstałam z krzesła. Podeszłam do chłopaka po czym złożyłam całusa na jego policzku. Już miałam odchodzić kiedy poczułam jak łapie mnie za rękę i ściąga w ten sposób na swoje kolana. Mimowolnie na nich usiadłam i popatrzyłąm z wyrzutem na chłopaka. Uraczył mnie długim, namiętnym pocałunkiem.
- Wolę zostać w domu.  - szepnął gdy tylko się ode mnie oderwał.
- Dlaczego tak się uparłeś ? - przewróciłam oczami.
- Bo nie chcę żeby jacyś inni goście rozbierali wzrokiem moją piękną dziewczynę na plaży. A uwierz mi że w tym kostiumie wyglądasz nieziemsko i jestem pewien że nie tylko ja musiał bym się powstrzymywać przed porwaniem cię i zatrzymaniem tylko dla siebie- uśmiechnął się na co moją twarz oblał rumieniec.
- Więc mówisz że chcesz mnie porwać i zatrzymać tylko dla siebie ? - zagryzłam delikatnie wargę a chłopak puścił mi oczko.
- Nie tylko chcę. Ja to zrobię - szepnął mi do ucha i podniósł się z krzesła trzymając mnie na rękach.
- Hmmm nie ! Protestuje ! Najpierw musisz posprzątać - zaczęłam się śmiać na co on szybkim krokiem ruszył w kierunku hamaku.
- Sprzątanie nie ucieknie - westchnął kładąc mnie na miękkim materiale po czym zajął miejsce obok mnie. Owinął  mnie swoimi ramionami a ja wtuliłam się w jego tors.
- I widzisz ? O wiele lepiej niż na plaży. - wymamrotał.
- Mhmm - zamruczałam.
Zamknęłam oczy odprężając się całkowicie. Skanowałam w myślach wszystko to co razem przeżyliśmy. Wszystko to co się między nami wydarzyło. I nagle coś przyszło mi na myśl.
** powrót do spotkania w parku.
- Chciałeś się spotkać ... - szepnęłam zrezygnowana. Nie wiedziałam już co mam robić. Jak mamy znowu się do siebie zbliżyć skoro nie potrafimy ze sobą rozmawiać ?
- Tak.. Niki posłuchaj.. - zatrzymaliśmy się a on złapał mnie za rękę , chowając w swojej.  - Ja... Ja nie wiem co się ze mną dzieje bez ciebie. Ja próbowałem.. Starałem się o tobie zapomnieć bo wiem że twój ojciec ma rację. Nie powinnaś zadawać się z kimś takim jak ja... W dodatku nie znając mojej przeszłości...


 **
- Filip ?
- Hmmm ? - mruknął przesuwając twarz bliżej mojej głowy by po chwili mógł wtulić nos w moje włosy.
- Pamiętasz jak byliśmy w parku ? Wtedy, po naszym rozstaniu ?
- Tak pamiętam. O co chodzi ?
- Mówiłeś że nie powinnam się zadawać z kimś takim jak ty ze względu na twoją przeszłość - poczułam jak jego ciało tężeje. Wszystkie mięśnie się napięły co mnie trochę zaniepokoiło. Podniosłam na niego wzrok by lepiej się mu przyjrzeć. Patrzył przed siebie a jego oczy wypełnione były totalną pustką. Jakby wpadł w jakiś trans. Pogłaskałam go delikatnie po policzku starając się go uspokoić. Muszę przyznać że odkąd częściej trenuje boks stał się bardziej nerwowy.
- Wszystko okej ? -szepnęłam nie odrywając dłoni od jego policzka. Pokręcił niespokojnie głową. Na jego twarzy widniało przerażenie. Co on przede mną ukrywa ? Zamierza mi w ogóle powiedzieć ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro