93.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co to kurwa jest ? - krzyknęłam, kiedy na kołnierzu jego białej koszuli, który wydostał się spod marynarki dostrzegłam czerwoną plamę. Plamę po .... SZMINCE ? Przysięgam, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru na moment stanęło. Ciemność zamajaczyła mi przed oczami, a ciało odmówiło posłuszeństwa, ciężko opadając plecami na drzwi wejściowe. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach pulsuje z nieludzką prędkością.

- Co ? O czym mówisz ? - zdziwione spojrzenie chłopaka podziałało na mnie jak płachta na byka. Że też ma jeszcze czelność udawać idiotę ?! Nim się zorientowałam, dosłownie rzuciłam się na niego z pięściami. Wymachiwałam nimi całkiem na oślep, mrugając przy tym gwałtownie. Mimo wielu prób powstrzymywania ich, w końcu i tak poległam w tej nierównej walce. Łzy spływały po mojej twarzy, rozbijając się o podłogę wyłożoną ciemnobrązowymi panelami.

- Nicola ! Co się dzieje ?! - głos Filipa był teraz bardziej donośniejszy niż jeszcze chwilę przedtem. Charakterystyczna zmarszczka, która pojawiała się za każdym razem gdy był czymś zaskoczony, teraz także znalazła sobie miejsce na jego czole. Uparcie ściskał moje nadgarstki, starając się powstrzymać mnie od dalszego okładania go uderzeniami.

- Puść mnie, słyszysz ?! - po raz kolejny spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Po raz kolejny bezskutecznie.

- Powiedz mi o co chodzi !

Nie odpowiedziałam. Po prostu wybuchnęłam jeszcze większym płaczem, a on przyciągnął mnie do siebie, obejmując mocno ramionami moje rozdygotane ciało. Kiedyś te ramiona dawały mi ulgę. Były moim azylem, miejscem schronienia. A teraz czułam do nich obrzydzenie. Prawdopodobnie jeszcze chwilę temu, trzymał w nich inną kobietę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam siły na niego patrzeć. Nie chciałam też przez niego płakać. Ale nie mogłam. Los po raz kolejny w moim życiu zakpił sobie ze mnie, wystawiając mnie na kolejną próbę. Nikt chyba jednak nie przewidział, że przyjdzie dzień w którym nie podołam swojemu zadaniu.

- Powiesz mi maleńka ? - spytał brunet, odsuwając mnie od siebie dosłownie na minimetry, by móc spojrzeć prosto w moje oczy. Nadal nie rozumiał co sie dzieje. Zmieszanie wypełniające jego ciemne, wręcz czarne źrenice mówiło samo za siebie.

- Myślę, że to mówi samo za siebie - odsunęłam się od niego znacznie, czując jak złość która jeszcze przed chwilą opadała, znów wzbiera na sile. Złapałam pewnie za kołnierz jego koszuli, zwracając w ten sposób uwagę chłopaka na plamę która.... się powiększyła ?

Zamrugałam gwałtownie powiekami mając nadzieję, że tylko mi się przywidziało.

- Cholera - warknął, zatrzymując wzrok na wskazanym przez mnie miejscu. Strużka, szkarłatnej krwi spływała z jego szyi, plamiąc przy tym ubranie chłopaka.

Jeszcze nigdy nie czułam takie zażenowania jak właśnie w tym momencie. Wyszłam na totalną idiotkę, odstawiając atak zazdrości, wiedząc że w pomieszczeniu za ścianą siedzi moja rodzina, w dodatku w noc wigilijną.

- Możesz mi wytłumaczyć o co tyle krzyku ? - jęknął chłopak, spoglądając na mnie wreszcie. Irytacja wymalowana na jego twarzy, wydawała się nie mieć końca.

- Ja.... - zaczęłam niepewnie. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Gula zbierająca się w moim gardle z każdą kolejną sekundą nie ułatwiała mi zadania.

- Wykrztuś to z siebie wreszcie - warknął odsuwając mnie od siebie jeszcze bardziej.

Był zły.

- Ja.. Myślałam że.. - mój głos znów odmówił mi posłuszeństwa, załamując się w połowie.

- Myślałaś, że co ?

Nie wiem jak to możliwe, ale był coraz bardziej wściekły. Jego klatka piersiowa unosiła się pod wpływem jego przyspieszonego oddechu.

- Co ci się stało ? - najlepszą odpowiedzią na niewygodne pytanie jest pytanie, czyż nie ? 

Nie tak brzmiało moje pytanie... - zmarszczył brwi 

- Jaaa....

- Odpowiedz do cholery !

- Myślałam.. że to szminka - wydusiłam z siebie, a on na moment zamarł w totalnym bezruchu.

- A jeszcze nie tak dawno ktoś mówił mi, że zaufanie w związku to podstawa - parsknął, mijając mnie w drzwiach i wchodząc w głąb salonu by przywitać się ze wszystkimi.  Ja natomiast jeszcze przez kilka kolejnych sekund stałam przy drzwiach, nie poruszając się nawet o milimetr niczym sparaliżowana.

Idiotka ze mnie. Skończona kretynka. 

~*~

- Więc Filip... Słyszałem że znalazłeś świetną pracę !  - serdeczny głos taty rozniósł sie po salonie, przerywając panującą dotychczas ciszę. 

- Nie narzekam - uśmiechnął się lekko. 

Siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju, skutecznie unikając mojego wzroku. Zwykle zajęty rozmową z Dawidem i Michałem, teraz skupił całą swoją uwagę na moim ojcu.

- Czym w zasadzie się zajmujesz ?

Rozmowa między nimi była dość luźna. Niewielki, lekko ironiczny uśmiech wstąpił na moje usta, kiedy przed oczami pojawiło się wspomnienie tego, jak bardzo kiedyś się nawzajem nie znosili. A raczej jak tata nie znosił Filipa. Za każdym razem gdy chłopak przychodził do mnie, ten szukał jakiegokolwiek pretekstu by tylko zakłócić nasz spokój. Czepiał się o byle szczegóły. Nawet o tak błahe rzeczy, jak to czy Filip powinien nosić koszulę wpuszczoną w spodnie, czy raczej luźno zwisającą wzdłuż jego ciała.

Być może teraz mnie to wszystko bawi. Często śmieję się z tych drobnych sprzeczek , bez których nie byli by sobą. Jednak kiedyś doprowadzały mnie one do szału. 

- Kieruję hotelem rodziców. - wzruszył ramionami - Głównie papierkowa robota. Od czasu do czasu jakieś spotkania, konferencje czy lancze służbowe.. 

- Pewnie rzadko miewasz przez to czas dla siebie co ? - westchnęła Renata.

- Taa... - bąknęłam, wiercąc się na kanapie.

Momentalnie zaskoczone spojrzenia wszystkich  obecnych w pomieszczeniu skierowały się ku mojej, skromnej osobie. Usta Filipa zacisnęły się w wąską linię, a na twarz wstąpiło zirytowanie. 

No ile można się złościć co ?! 

Fuknęłam obrażona pod nosem, mrużąc oczy i modląc się w duchu by ten wieczór jak najszybciej się skończył. 

~*~

Z racji tego, iż przed tatą oraz resztą mojej familii udawaliśmy, że wszystko między nami jest jak najbardziej okej, a o żadnej sprzeczce, kłótni nawet mowy nie ma, wylądowaliśmy z Filipem w jednym pokoju. Ojciec oczywiście nie był tym zbytnio uradowany, lecz mimo i tak pokaźnych rozmiarów domu, nie miał on na tyle pomieszczeń by pomieścić nas wszystkich, w dodatku w osobnych pokojach.
 Cała ta sytuacja wydawała sie jeszcze bardziej absurdalna, kiedy przypominałam sobie czego świadkami byli niecałe trzy godziny wstecz. Wielka drama, niczym z amerykańskiego filmu rozgrywała się na ich oczach, w ich własnym przedpokoju. 

- Daj, zmienię Ci opatrunek na nowy - powiedziałam cicho, przysiadając na skraju łóżka i czekając aż chłopak zrobi to samo.

- Nie musisz - wzruszył ramionami, kierując wzrok z powrotem na plik kartek trzymanych przez niego w rękach. Nie wierzę, że nawet tutaj i o tej godzinie miał zamiar pracować

- Ale twoja szyja znowu krwawi - mruknęłam podchodząc do niego. Nie potrafiłam wytrzymać dystansu, który z wszelką cenę starał sie utrzymać. 

- Powiedziałem zostaw. - warknął, zaciskając dłoń na moim nadgarstku, kiedy chciałam zerwać plaster. 

Zszokowana patrzyłam to na niego, to na jego dłoń, twardo zaciskającą się na moim ciele.Dopiero teraz w oczy rzuciły mi się zdarte knykcie. 

Zaraz... Poranione ręce, szyja...

- Biłeś się ? - wyrzuciłam z lekkimi pretensjami w głosie, a chłopak spojrzał na mnie wręcz z przerażeniem wymalowanym w oczach.

~*~

Kochani ! 

Zauważyłam, że ostatnim rozdziałem wreszcie udało mi się choć trochę rozkręcić akcję :D 
Cieszę się, że tak licznie komentowaliście,  wyrażając swoją opinię, a także domysły 

na temat tego co będzie się działo dalej :D 

Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam czytać wasze teorie spiskowe ^^

Kocham Was <3 Mikka

DZIĘKUJĘ ZA 400 000 WYŚWIETLEŃ. Jesteście niemożliwi !! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro