Rozdział 10 (Odcinek 2: Pełni mocy do północy, część 6)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wokół panuje ciemność. Czułam się jak na polowaniu, jedna wielka zabawa w chowanego, masa święcących punktów, nasze białe, ich czerwone- żebyśmy mogli się rozróżnić. Jesteśmy stadem, uciekamy, aby przetrwać. Wszystko to brzmi jak niewątpliwe zagrożenie, niestety jest jedynie rozrywką dla oglądających nas milionów przed telewizorami. Mało pocieszające. Nie chciałam się przyznawać przed resztą, bo i tak już większość postawiła na mnie krzyżyk, ale to wyzwanie było dla mnie piekielnie trudne. Od małego szkolono mnie do jazdy w terenie, zmieniłam opony i sporo trenowałam, jednak nie zmienia to faktu, że nie cierpię jazdy, bardzo szybkiej jazdy na ruchomych, trzęsących się i plujących ogniem (musiał być tam ogień, przecież organizuje to Chris) platformach. Zwłaszcza, gdy ktoś we mnie celuje. I mam jeździć przez 5 i pół godziny. Nie mogli dać na początek czegoś prostszego?

Courtney znała moje ograniczenia. Zadecydowała, że dopóki każda z nas będzie ,,żywa", mam nie opuszczać jej na krok, a kiedy natkniemy się na Bridgette postaramy się zrobić wszystko, by ją zgubić. Ufam, że się uda. Nie mogę okazywać strachu, nie teraz. Jakie inne mam wyjście? Muszę tylko trzymać się planu.

Usłyszałam głos Rodneya:

- Ej Jen! A jak ci się prowadzi tego bloga, co?

A później odpowiedź:

- Nie sądzisz, że to raczej nie czas na takie tematy?!- odrzuciła kucyk do tyłu.- Uciekaj albo wołam Bridgette!

Dalej milczenie, więc chyba zastosował się do rady. Mam nadzieję, że Dawn ją namierzy. Raczej nierozsądnie odzywać się podczas takiej rozgrywki. Bridgette jednak namierzyła jego. Słyszę, że oddała kilka strzałów, ale Chris nie poinformował o stracie zawodnika, więc Łowczyni nie trafiła. Całe szczęście.  Widzę mignięcie białej farby koło siebie. Postać całkiem wysoka i bardzo szybka. Stawiam na Bricka. Nie wątpię w umiejętności strzeleckie Dawn, ale bardzo liczę na to, że w następnej kolejce kadet zostanie wytypowany. Jego doświadczenie wojskowe przydałoby się nam ogromnie. To jego świat. Ciągła adrenalina, poligony, broń, te sprawy. Ja wolałabym jakiś konkurs wiedzy ogólnej. Marzenia ściętej głowy, niestety.

.......

W innej części planu filmu katastroficznego.

- No dalej świrusko, złap mnie, jeśli potrafisz,- Jo śmiała się w twarz Dawn, która za nic nie mogła jej trafić.- Pudło. Pudło. I znów pudło.- uciekała, śmiejąc się jeszcze głośniej.- Hej! A może powinnam ci stanąć przed twarzą, będzie ci lepiej?!

- Jakim cudem ty masz tyle energii Jo?- spytała cicho Sadie, dysząc z wysiłku.- Pobiłyście się z Evą. 

- Och Bezo, to była tylko rozgrzewka. Na dół!- rozkazała. Pocisk Dawn przeleciał tuż koło nich.- Nie tym razem!- krzyknęła w stronę blondynki.

- Dziękuję.

- Drobiazg.

Jo: Im więcej pionków, tym lepsza gra. Dziwne, że nikt przede mną na to nie wpadł. Ich strata.

- Jo, ona tu wraca...

- W takim razie rozdzielamy się. Powodzenia.- i każda poszła swoją drogą.

.......

Oczami Łowcy- Bridgette

Niech to! Rodney był takim łatwym celem. Dlaczego spudłowałam? Nieważne. Teraz mam nowy cel. Od jakiegoś czasu obserwuję Dakotę. Trochę niefajnie, bo od kiedy jest mutanką , o jakimkolwiek maskowaniu może zapomnieć. Ale to przecież gra i z całą pewnością jest warta świeczki. No, chodź tu bliżej. Tak, ślicznie. I strzał. Trafiłam! Ale zaraz? Dlaczego ona... Co ona... Czy ona właśnie wyjęła z ciała pocisk i jak gdyby nigdy nic biegnie dalej?! To dozwolone?! Prowadzący nic nie mówi, więc można uznać, że tak. Ugh! Postanowiłam wyładować złość na Scottcie, który właśnie pojawił się w zasięgu wzroku. Czysty strzał. Czekałam, w celu sprawdzenia czy rudowłosy nie pójdzie w ślady swojej zmutowanej koleżanki. z drużyny. Jednak nic na to nie wskazywało.

-,, Mamy to Bridge!"- powiedziałam sama do siebie.

Usłyszałam z głośników komunikat Chrisa:

- Uwaga wszyscy! Duch Miłości odpada!

Och, a ja się dopiero rozkręcam.

......

Oczami Cynthii

- No nie! Poważnie już kogoś od nas zestrzeliła?

- Nie przejmuj się Cynth. Należało mu się. To nie zabawa, to nasze show, wiesz? Mógł się nie wtrącać w ich piosenkę. Niby nic, a ludzie pamiętają takie rzeczy. Trzeba mieć naprawdę dobrą gumkę, by wymazać swoje błędy.

- To aluzja do mnie?

- Nie przejmuj się Cynth.- powtórzyła.

Tak, zdecydowanie.

- Nie mogłabyś jechać szybciej? Bridgette siedzi nam na ogonie.

- Skąd o tym wiesz?

- Bo a) - jesteś strasznie powolna i b) - nasze pole wcale nie jest tak daleko od pola Scotta, Bridgette na pewno zdążyła tu dojść.

- Przepraszam, robię co mogę.

- Nie sądzę.- syknęła.- To w jaki sposób wygrywasz za każdym razem w grze wytrzymałościowej na zajęciach aktywnej rehabilitacji?

Wydałam z siebie jęk znajdujący się na pograniczu żalu i śmiechu.

- Courtney, ta gra wytrzymałościowa to berek zamrażany! Po prostu udaję złapaną, gdy widzę berka w pobliżu. Nie ruszam się, a gdy sobie pójdzie, biegnę dalej. Robię tak dopóki zamrożeni zostaną wszyscy poza mną. Dlatego wygrywam za każdym razem! Tu takie coś nie zadziała.

- Hm. Racja. Chciałam ci jeszcze powiedzieć, że pociskami są środki nasenne. Bezennotron, środki nasenne. Ładnie to wymyślił, nie?- zmieniając temat ominęła slalomem jakieś wielkie pudła i spojrzała na mnie z wyższością, gdy na naszej drodze pojawiły się kolejne.

Pobladłam, z automatu wymijając każde z nich.

- Skąd o tym wiesz?- tym razem to ja się powtórzyłam.

- Wyobraź sobie, nietrudno się domyślić.

W duchu liczę na to, że się myli. Jeżeli jednak nie, to jest gorzej niż myślałam. Zakłócenie zegara biologicznego źle mi robi, ale środki nasenne to istny koszmar. Tak, działają, nawet dobrze. Ale podczas snu słyszę dosłownie każdy dźwięk. Śpię, ale po przebudzeniu jestem otępiała, bardzo otępiała. Adrenalina pomogła mi po nieprzespanej nocy, ale jak zaraz poczęstują mnie jakimś płynem czy proszkiem, to wszystko pójdzie w diabli.

- I to ma mnie przyspieszyć?- spytałam wystraszona.

- Lęk przekuj w broń...

- Celuj prosto w skroń.- dokończyłam ledwo łapiąc oddech. Nasze złote myśli czasami naprawdę mogły zdziałać wiele. Bardzo chcę, aby w tym przypadku również pomogły. Bardzo chcę.

- Zbliża się! Nie mamy już czasu!- krzyczała.

- Nie daję rady Court. - wysapałam.

Mrugnęła parę razy.

- Patrz! Tam jest jakieś zadaszenie! Mówiłaś, że wygrywasz w berka zamrażanego, gdy stoisz nieruchomo i czekasz aż zagrożenie minie! Teraz zrób to samo!

Ostatkiem sił dojechałam do miejsca, które wskazała mi Courtney.

Odetchnęłam głęboko.

- Wybacz, taka praca.

Znieruchomiałam.

To były środki nasenne.

......

Oczami Łowcy- Dawn

- Zmotoryzowana Mitologiczna Syrena poszła do Morfeusza!

Dawn: Straciliśmy już dwie osoby. Nie jest dobrze. Też muszę kogoś trafić. Będzie mi trudno, wiem o tym. Ale trzeba. Czasami zastanawiam się dlaczego tu wróciłam. Totalna Porażka to synonim nieuzasadnionej przemocy i niehumanitarnego traktowania. Czy jestem materialistką? Może Scott miał rację i faktycznie przemawia przeze mnie hipokryzja? Nie mogę o tym myśleć. Nie teraz.

Obserwuję przemykające czerwone punkty. Staram się uspokoić i odczytać ich aury. Koło siebie idą Ella i Staci. Każda ma fioletową aurę- oznacza to, że są wystraszone. Ella cicho śpiewa, Staci natomiast jak na mima przystało nie odzywa się, lecz błądzi oczami na wszystkie strony. Czekam aż będą wystarczająco blisko. Jak na zawołanie zbliżają się. Niewiele myśląc strzelam dwa razy. Obie smacznie śpią.

- Zła Królowa i Pani Mim Grozy zakończyły bal!

Właściwie to wcale nie jest takie trudne.

Nie podoba mi się osoba, którą się staję.

.......

Oczami narratora wszechwiedzącego

- Upiór z Opery skończył przedstawienie!

- Krwiożercza Figura Szachowa zrobiła szach-mat-sen!

- Zombie wróciło do grobu!

- Pani Śmierć zapadła w sen, ale chyba nie wieczny!

Z każdą minutą nastolatków ubywało. Malała też szansa na skrycie się w tłumie. Doskonale wiedział o tym pewien Krasnal.

- Hej! Hej! Ty, mówię do ciebie!

- Proszę?- Chudszy Potwór z Bagien wydawał się zdezorientowany.

- Nie proś. Słuchaj. Mam propozycję.

- Proszę?- Chudszy Potwór z Bagien nadal nic nie rozumiał.

- Propozycję? Dla niej? Katie, uwielbiam cię, wiesz o tym, ale... Dla niej?- Grubszy Potwór z Bagien także wydawał się zdezorientowany i nic nie rozumiał.

- Tak, dla niej! Zamknąć paszcze i słuchać!- skrzeczał geniusz zła.

Dziewczyny przestały się odzywać i postanowiły już więcej nie wchodzić mu w słowo. Nie wiedzieli jednak, że przez cały czas byli obserwowani. I bynajmniej nie chodziło o wszechobecne kamery, ani o miliony oczu, śledzących ich każdy ruch, siedząc przed domowymi telewizorami i jedzących popcorn, podczas gdy oni mierzą się z niejednokrotnie hańbiącymi, niebezpiecznymi albo po prostu głupimi wyzwaniami. Nic z tych rzeczy. Ich obserwatorzy byli bardziej przyziemni. Były więzień: anioło-wężo- pirat i uzbrojona Łowczyni Upiorów. Czaili się niczym drapeżniki, a Max zaczął objaśniać swój plan.

- Chciałbym zaoferować ci stanowisko mojej asystentki.

Duncan: On tak na serio? Głupek.

- A co mi to da?- poruszyła brwiami wciąż jeszcze nieprzekonana.

- Same pozytywy, wierz mi. Będę mógł szkolić cię w nikczemnych praktykach, a w zamian za to ty będziesz mnie wielbić, czcić i robić co ci każę. Opłaca ci się to, poważnie! Zaczynamy?-  wyciągnął rękę, żeby przypieczętować sojusz.

- Niczego nie zaczynamy.- pokręciła głową.- Nie chcę być twoją asystentką. Żadna z nas nie chce. Myślałałam, że dałyśmy ci to jasno do zrozumienia dziś rano w samolocie.

Dalej tylko piski, skrzeki i wyrażające sprzeciw wrzaski. Symfonia dźwięków tak niekorzystnych dla wyzwania. Tak niekorzystnych dla strategii.

- Ale Katie, może daj mu szansę?- Grubszy Potwór z Bagien był nieugięty.

- To ty korzystaj. Ja nie zamierzam. Na mnie już pora.- i jednym sprawnym susem uniknęła pocisku Dawn. Zarzuciła włosy i pobiegła niewzruszona w innym kierunku. W rezultacie strzał Łowczyni Upiorów trafił w Sadie.

Katie: Czemu jej nie pomogłam? Proste, spowalniała mnie. Nie po to mówiłam o wytrzymałości jako kluczu do wygranej, aby teraz nie próbować tego wygrać.

- Grubszy Potwór z Bagien powrócił do domu- do bagien!

- Hej! Sadie nie jest gruba!

- Nie powiedziałem ,,gruby", tylko grubszy. Od ciebie grubszy.

- Ja też nie jestem gruba!

Lepiej, by aspirujących do zwycięstwa nie uznawać za zagrożenie.

.......

Oczami Łowcy- Bridgette

Teraz moim celem jest Justin. Nie zrozumcie mnie źle- to ciacho, ale jednak ciacho, które muszę uśpić. No i mam Geoffa. W sumie nieistotne. Muszę zapolować na modela, to się liczy. Kątem oka widzę Dawn, która przez jakiś czas biegnie za Evą, próbując do niej strzelić. Podjęła trzy próby, lecz za każdym razem nie trafiła. I bardzo dobrze! Courtney miała rację- Eva jest psycholką, ale przynajmniej wysportowaną. Wierzę, że tym razem nie da się ponieść emocjom i nie opuści nas tak szybko. Będzie przydatna. Inna sprawa, że mnie nie cierpi i obwinia mnie o swoją eliminację. Wszyscy tak myśleli, ja tylko powiedziałam to głośno! Poza tym: czy to nie nasza przyszła prawniczka nie wyskoczyła z tym pierwsza? Wzdycham. Nie można mieć wszystkiego, szykuj się, Justin jest już blisko. Przybliżam się kilka kroków i ostrożnie przeładowuję broń, ale gdy strzelam, pan przystojny wyjmuje lusterko i... Więcej nic nie pamiętam.

.....

Oczami Courtney

Chris poinformował nas, że Justin zostanie naszym nowym Łowcą Upiorów. Właśnie skończyliśmy rundę pierwszą naszych rozgrywek, dlatego było to możliwe. Nadszedł czas na dziesięć minut przerwy. Postanowiłam jakoś wykorzystać te chwile wolności i trochę się nawodnić. PKŻ pokazuje, że dzisiaj króluje woda sodowa. Z PKŻ się nie dyskutuje. Wyjęłam z torebki termos i upiłam z niego kilka łyków. Rozejrzałam się dokoła. Wszyscy zachowywali się normalnie, jakby kompletnie nieprzejęci tym, że za chwilę znów będą ganiać się jak dzikie bestie. Ludzie są bardzo zabawni. Śledzę wzrokiem otoczenie i rejestruję rozmowę Justina z Jen. On jest bardzo przejęty,  Ekspresyjny. Ona co jakiś czas równie energicznie mu potakuje. O proszę. A to Cynthia jest podejrzewana o układy międzydzydrużynowe? To jasne, że Justin chce wyrzucić Dakotę, co prawda do końca nie wiadomo o co im poszło (nie wierzę, że chodzi tylko o Kopciuszka), ale widać to jak na dłoni.

Courtney: Nie będę im przeszkadzać. Cierpliwość największą cnotą, jak to mówią. Jeśli ujawni się coś ciekawego, postaram się to wykorzystać. Zdziwieni? Ja zawsze dbam o strategię kochani. *przesyła buziaka w stronę kamery*

Łowcą Upiorów u Spadochronów została Eva. Świetnie. Ale grunt to pozytywne nastawienie. Niech tylko ta atletyczna szmira złamie rękę w trzech miejscach i będzie cudownie!

...........

Oczami Łowcy- Justin

- Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz?- spytałem brunetkę pełen nadziei. Aby współpracować musimy mieć dobre stosunki. Blogerka nie wygląda na taką, która daje sobą manipulować, zdecydowanie nie. Porozmawialiśmy, żeby ocieplić nasze relacje i dowiedziałem się o niej kilku rzeczy: że zaczęła interesować się modą w wieku 4 lat, posiada królika Cindera, a nawet, że jest daleką kuzynką Anny Marii. Ja również jej o sobie co nieco opowiedziałem, często się śmiała oraz dociekała interesujących ją kwestii, a ja rozwiewałem wszystkie wątpliwości, które miała. Trwało to mniej więcej połowę naszej przerwy. Jeżeli to nie zdołało jej przekonać, to kończą mi się pomysły. I czas.

- Pewnie!- odparła z uśmiechem.- Nawet nie wiesz jak ostatnio zalazła mi za skórę.- powiedziała przez zęby.- Nazwała mój, znaczy, mój i Toma blog amatorszczyzną!

Kto by się spodziewał?

- Cieszę się z naszego sojuszu.- zapewniłem ją.

W odpowiedzi popatrzyła na mnie radośnie. Po jej wrogich iskierkach w oczach przy wspomnieniu o Milton nie został nawet najmniejszy ślad. Nie mogę się doczekać pracy z nią. Dakota może zacząć się pakować. To pewne jak mój udział w reklamie pasty do zębów. Na dodatek zostałem Łowcą Upiorów- bójcie się Spadochrony! Oszczędzę dzisiaj jedynie Jen.

Moje uszy zaczął drażnić nagły dźwięk- Chris McLean używając klaksonu zasygnalizował wznowienie gry. Pora na kolejny akt. Kostium Łowcy przypomina mi słabe komedie, ale przynajmniej pozwala mieć wpływ na sytuację wokoło. Tu i teraz byłem królem. Jeśli kogoś trafię- typ nie ma szczęścia. Papa. Było miło. Pora spać. Bardzo podobała mi się ta perpektywa.

- Gotowi na rundę drugą? Nie. Dajcie Się. Uśpić!- głos prowadzącego spotęgował naszą chrapkę na wygraną i po chwili plan filmu katastroficznego zmienił się w plan filmu o apokalipsie. Nie podzieliłem się tą uwagą na głos, nie chciałem dawać satysfakcji Shawnowi, który pewnie oglądał nas z zapartym tchem. O ile nie zasnął. Ja mam predyspozycje do przetrwania całej gry. Godzina była jeszcze młoda, a od czasu Totalnej Porażki w Trasie, kiedy pojawił się Alejandro i ukradł mi niszę, mam dodatkowe ćwiczenia na siłowni i więcej sesji w warunkach nocnych. Modeling jest jak wojna. Na wojnie nie ma przerw. Nie można odpuścić.

Wtedy rozpoczęło się odbijanie piłeczki. Eva trafiła Rodneya. Podobno jego ostatnie słowa to: ,,Kocham cię Carrie i Jen, i Dakoto, i być może Courtney! ". Wow. Z kolei ja zastrzeliłem Lightninga. Jego ostatnie słowa to: ,,Sha-nie!". Następnie kilka strzałów oboje chybiliśmy. Ja nie trafiłem w Jo, natomiast Eva w Dakotę. Znaczy, strzał był celny, tylko że ona nadal biega. Nienawidzę jej. Nawet zasnąć nie umie! W międzyczasie napatoczyła się Jen. Oczywiście, zgodnie z moją taktyką spudłowałem. Mam nadzieję, że reszta nie zorientowała się, że zrobiłem to specjalnie- jestem modelem, nie aktorem. Biegłem jeszcze przez chwilę i coraz częściej zmęczenie dawało o sobie znać. Co? Moje predyspozycje do przetrwania gry wcale nie oznaczają, że jestem superczłowiekiem. Skorzystałem z okazji, iż na horyzoncie nikt się nie kręcił i wyjąłem z kieszeni pojemniczek z wodą, który wziąłem że śniadania. Całą zawartość wylałem na siebie. Nie było tego zbyt wiele, bo pojemniczek gabarytowo przypominał hotelowy miód lub dżem, ale wystarczyło, bym poczuł się  pobudzony. Dakota oszukuje, więc czemu ja nie mogę? Poczułem na sobie czyjąś obecność--Max. Jeden strzał sprawił, że usnął jak dziecko. Za nim stał Duncan, ale po upływie około dwudziestu pięciu minut darowałem sobie dalszą pogoń. Kilka razy spotkałem Jen, biegłem więc sporo czasu, strzelając i chybiąc i tak na przemian. Napotykając Bricka wyjaśniłem mu naprędce i cicho, że broń to nie moja bajka. To akurat prawda. Kadet zareagował zapewnieniem, że będzie coraz lepiej. Nie wątpię w jego słowa.

.......
Oczami Łowcy- Eva

W końcu jestem w miejscu dla siebie stworzonym, przy władzy. Pożałują, że ostatnio tak szybko mnie wyrzucili, jeszcze zobaczą! Ten program to dno, ale pieniądze są mi niezbędne. Po odcinku specjalnym na wyspie dziewczyny wywaliły mnie z siłowni! Podarły moje papiery członkowskie i wrzuciły je do ogniska, dlatego teraz muszę się odkuć i założyć taki obiekt, żeby zabrać im klientelę. Przyjmij to Marthe Cobalt! Ale co ja sama mogę, bez mamony się nie obejdzie. Zamierzam ją zdobyć. Zdobędę ją. Lecz najpierw się na kimś zemszczę. Zemsta pomaga mi opanować nerwy. Kilka kroków i już jestem przy ofierze. Słyszę jak mówi:

- Co? Aha, to tylko ty Evo.

Nie odpowiadam tylko krążę wokół postaci. Czas mija, a ja staram się być tak skupiona na ile tylko mogę. Jednak plan ten spaliłam na panewce, zwyczajnie nie był w moim stylu. Opanowywanie emocji jest przereklamowane.

- To przez ciebie! - strzał, pudło, przesunięcie się w stronę wroga.

U ofiary szok w oczach, ciche zapewnienie, że cokolwiek się stało, można to wyjaśnić. Wolne żarty.

Zaprzeczam, zbliżam się, strzelam, druga strona się broni. Ucieka. Gonię ją, strzelając bez opamiętania. Postać jakimś cudem omija moje pociski. Biegniemy.

Urwane słowa, błagania. Przeprosiny. W końcu nie ma dokąd uciec. Strzelam. I otrzymuję strzał. Oboje padamy na ziemię. Chyba zrobiliśmy się senni.

......
Oczami narratora wszechwiedzącego

Chris McLean westchnął zrezygnowany. Te rozpuszczone bachory znowu mieszały się w jego program! Publiczność kochała nieoczekiwane zwroty akcji, to fakt, niemniej zawsze to on był za nie odpowiedzialny. Planował coś wielkiego na rozpoczęcie sezonu, ale strzelający do siebie Łowcy nijak nie wpisywali się w ten plan. Przez chwilę masował skronie, by potem zabrać z krzesła megafon i bez przekonania wykrzyczeć:

- Łowcy Upiorów poszli spać! Mają wyczucie czasu, trzeba przyznać. Minęły kolejne dwie godziny. Kmiotki, znaczy- uczestnicy, pora na dwie jednostki przerwy! Idioci, znaczy- Topher i Shawn, pora na losowanie! Miejmy nadzieję, że kolejni strzelcy będą lepsi, bo wieje tu nudą! No i ten, zapraszam na przerwę! - po czym ziewnął i napił się kawy. Nie jakiegoś napoju kawopodobnego, a normalnej, mocnej, czarnej kawy. Tak, parafrazując Sierrę, życie nie jest sprawiedliwe.

Na placu boju zostało niewiele nastoletnich dusz. Zgodnie z listą Courtney, (którą napisała tuż po komunikacie gospodarza) ostatni żywi prezentowali się następująco:

- Brick

- Courtney

- Dakota

- Dawn

- Duncan

- Gwen

- Jacques

- Jen

- Jo

- Katie

Dziesięciu ocalałych od snu. Nie zaśnie tylko jeden. Łowcy już zostali wytypowani. Wiadomo już, że uciekać będą dziewczęta i Jacques. Postanowili się przegrupować, przetasować karty, bo właśnie zaczęło się odliczanie do finału zadania. Trzy, dwa, jeden, start! 

I biegną. Biegną, aby zapewnić sobie wygraną.  Nie minęło dziesięć minut, a Chudszy Potwór z Bagien zwany dalej Katie nie uchronił się przed strzałem McArthura. Opadł bezwładnie, a Liz w towarzystwie Elliasa- stażysty, który odebrał list od Alejandro i Heather, odstawili ją na tak zwane ,,Pole Poległych", gdzie leżała wraz z resztą śpiących uczestników tak, by nie pałętali się pod nogami tym nieśpiącym. Praktycznie i funkcjonalnie, McLean z całą pewnością mógł prowadzić program o metamorfozach wnętrz. Zamiast tego wypowiedział formułkę i dalej patrzył przed siebie, owładnięty poczuciem nudy. Tak, mógł wybrać coś ciekawszego na pierwszy ogień. Już wydawało mu się, że słyszy w głowie wkurzający, szyderczy śmiech Tophera. Chociaż ten dzieciak może pomóc... Tak. Niewiele myśląc zagwizdał na niego jak na psa i już po chwili miał przed sobą asystenta w całej okazałości. Nieźle go wyszkolił, musiał to sobie przyznać. W prostych, żołnierskich słowach kazał mu wejść w wir walki i namieszać. Namieszał, bo dostał od Duncana wprost w orzeszki. Ha! Pewne zagrywki są nieśmietelne. Kryminalista wyeliminował z gry Jacquesa, który w pewnym momencie przestał się bronić. Szkoda, bo widok ofiary stawiającej opór na pewno podniósłby poziom oglądalności. Ale niezła zemsta, swoją drogą. Blondyn mógł się dwa razy zastanowić zanim wyeliminował go z Gwiazd na Lodzie. Arogancki smarkacz. Chrisa McLeana się nie eliminuje. To Chris eliminuje. A ludzie mają co oglądać, chociaż tyle. Showbiznes jest okrutny. Ale w okrucieństwie znajdziemy sporo piękna.

- Courtney, masz chwilę?

- Mam tyle samo chwil co i ty. Co to za pytanie?

- Dobra, to może przejdę do rzeczy. Co sądzisz o Dakocie?

Szatynka zaśmiała się pod nosem.

- Co sądzę? O, Brick! Brick, gdzie jesteś?- tym razem śmiała się głośno.

Courtney: Tak, rzadko to okazuję. Ale czasami zachowania innych tak bardzo mnie bawią, że nawet ja nie umiem się powstrzymać.

Czarnowłosa bezskutecznie próbowała przycisnąć dłoń do jej ust.

- Och, no już odpuść. Duncan mnie złapie, mam to gdzieś. O tutaj jesteś! Proszę, strzelaj. Jest jeden do jednego.-  w taki właśnie sposób Jen i Courtney zakończyły grę.

Gwen: To wyzwanie jest chore. A może to ludzie?

Przetrwanie Gwen stało pod znakiem zapytania. Popełniła bląd, była zbyt blisko tego dziwnego wydarzenia. Kadet zdążył już ją zauważyć. Próbowała uciekać, robić uniki, znaleźć sposób, by jakoś go zmylić. Nigdy jednak nie była typem stratega. Dlatego Łowca Upiorów po stronie Domków z Kart poradził sobie z gotką wyjątkowo szybko. Jeden strzał i zasnęła jak niemowlę. I znak zapytania rozpłynął się w powietrzu.

Dawn biegła coraz szybciej. Podczas tej rozgrywki nie poznawała samej siebie. Czuła się silna fizycznie i psychicznie, choć w jej umyśle pędził pociąg myśli. Blondynka skradała się, chroniła, uciekała. Ale też prowokowała. Panowała nad sobą długo oraz długo trzymała władzę nad sytuacją podzszytą sporą dawką mieszanki adrenaliny z ryzykiem. Lecz prawdziwą władzę ma ten, kto ma broń. To jedna z bolesnych prawd o naszym podłym świecie. Kiedy wojownicza Banshee znalazła się z Duncanem oko w oko, powiedziała jedno słowo, ale słowo, o które absolutnie nikt by jej nie podejrzewał:

- Sukinsyn.

Prowadzący z uśmiechem na ustach włączył powtórkę. I jeszcze raz. i jeszcze. Za każdym razem brzmiało to bardziej szokująco. Może to wyzwanie nie było aż tak nudne?

- Sukinsyn.- zabrzmiał ponownie głos Dawn.

Nie, raczej nie było. McLean uwielbiał swoją pracę. W geście zwycięstwa wypił kolejny łyk swojej kawy i w błogim nastroju zaciągnął się jej intesywnym aromatem. Uwielbiał.

Jo zdała sobie sprawę z jednej rzeczy: albo ona albo Dakotazoid. Z żadnym idiotycznym mutantem nie zamierza przegrać. Mogą sobie pomarzyć! Już teraz ten palant Chris powinien ogłosić jej triumf. Ale skoro robić tego przynajmniej na razie nie zamierza, to ona tu sobie grzecznie poczeka, aż zjawi się zielonowłosy typ z kicia i ustrzeli zwierzynę. Dosłownie, bo nie sądziła, aby ktoś jeszcze uważał Dakotę za człowieka. Zmieniła kryjówkę. Ku swemu zaskoczeniu wpadła prosto na Bricka. Zaczęło się. Skoki. Ucieczka. Walka. Gonili się tak dość długo, oboje czuli, że tracą siły, niemniej ani jedno nie odpuszczało. Ich konflikt trwał od sezonu czwartego, więc nadeszła odpowiednia chwila, by go zakończyć. McArthur wycelował broń na odpowiedną odległość. Ze śmiertelną powagą czekał na reakcję przeciwniczki.

- Nie wysilaj się baranie. I tak nie trafisz.- powiedziała dumnie.

- Powinnaś przestać być taka pewna siebie. Kiedyś cię to zgubi.- odparł cicho Brick.

Zapędził ją w kozi róg. Nie miała jak się ruszyć. A szczęśliwym zrządzeniem losu, Chris postanowił się trochę pobawić.

- Chyba nie zapomnieliście o wstrząsach?- z głośników wydobył się śmiech. Bardzo głośny, złowieszczy. Okropny.

Plan zaczął mocno drgać i zwalił Jo z nóg. Łowcy Upiorów obu drużyn oraz Dakota zdołali się przed tym uchronić. Kadet nachylił się i sztrzelił chłopczycy w czoło. Uśmiechnął się i szepnął:

- A nie mówiłem?

- Słuchać mnie teraz wszyscy ocalali!- gospodarz show zabrał głos.- Jak już wiecie Upiorna Lalka będzie straszyć jedynie na tamtym świecie.- zachichotał.- Mam dla was ogłoszenie: do końca Bezsennotronu zostało sześć minut. Powtarzam: sześć minut. Jeżeli w ciągu tych sześciu minut Zombieciuszek uniknie strzału, zwycięstwo jest wasze, Domki z Kart. Jeżeli jednak nasza Dakota zaśnie, to Wiśniowe Spadochrony znów skosztują luksusów. Jasne?

- Tak jest, sir!- zasalutował Brick.

- Tia, miejmy to już za sobą.- Duncan przeładował działo.

- Aha..- przynała strwożona Dakota.

- ŚMIERĆ ZOMBIE!- wykrzyczał Shawn. Cała trójka uderzyła się w czoło.

- Lepiej bym tego nie ujął kolo. Start!

To było najdłuższe sześć minut w życiu każdego z nich. Przepełnione ucieczką a gonitwą ze strony ludzi na D i ochroną ze strony człowieka na B. Chłopaki byli spoceni i wycieńczeni, ostatnia potencjalna ofiara- tylko wycieńczona, bo jej dziwne zmutowane ciało nie produkowało potu, ani nawet czegoś co pot przypomina. Teraz nikt nie miał już rachuby czasu, każdy marzył o końcu tej szalonej nibywojny. Duncan postanowił, że skończy z bieganiem i zwyczajnie przejdzie się z bronią dookoła planu. Dakota musiała gdzieś tu być: jest za wielka, by mogła się schować! Tu się ukryła! Zielonowłosy zobaczył, że zbliża się do niej Brick. Nie uda mu się. Były więzień zdążył oddać strzał. Trafił. A Dakotazoid w końcu zamknęła oczy.

- No nareszcie, myślałem, że ta szkaradna baba jest niezniszczalna.- prychnął.

- NO I MAMY ZWYCIĘZCĘ, PROSZĘ PAŃSTWA!- wykrzyczał Chris i pociągnął za dżwignię, która posłużyła do uwolnienia strumienia lodowatej wody, potrzebnej do obudzenia wszystkich poza ostatnimi Łowcami Upiorów. Obie drużyny zapraszam na ceremonię! Nie muszę mówić kto będzie głosował.

- Przepraszam.- powiedział kadet ze łzami w oczach.

...................

Wszyscy się wysuszyli, Domki z Kart zagłosowały. Nastąpiło odczytanie wyroku.

- Może najpierw powiem kto i dlaczego w ogóle został wytypowany. Pierwsza osoba, zero niespodzianki prawda Cynthio?- obrócił się w kierunku dziewczyny na wózku. Jesteś tu drugi dzień, a już wkurzyłaś więcej osób niż Heather na Wyspie. Serdeczne gratulacje.- uśmiechnął się złośliwie.

- Nie jestem jak.. Aaa...Heather.- ziewnęła.

- Tak, tak, jasne. Dalej. Scott: zasnąłeś pierwszy i jesteś mistrzem w irytowaniu innych.

- Ej! Ja..- próbował protestować.

- Nie mam na to czasu.- przerwał mu Chris.- Justin i Dakota- ustalcie sobie wszystko, bo to też wkurza ludzi!

Popatrzyli na siebie wrogo.

- Cynthio. Justinie.- stworzył napięcie.- Dostaliście dzisiaj najwięcej głosów.

- Sir, ja skoczę.- rzekł Brick.- Przeze mnie przegraliśmy. Tak będzie najlepiej.

Domki z Kart popatrzyły na niego ze strachem i zdumieniem.

- Nie potrzebujemy tu twojej ofiarności.- zbył go Chris.- Bo dziś odpadną dwie osoby! Obie z drużyny Wiśnowych Spadochronów!

Teraz obie drużyny patrzyły ze zdumieniem.

- Czy ktoś was liczył?

Cisza.

- To proste pytanie, śmiało!- zaśmiał się prowadzący.- Czy ktoś was liczył?

- No ty... I jeszcze Harold.- odpowiedziała nieśmiało Carrie.

- Pozwólcie, że wam coś powiem. Jest was 26!

- Co?!

- Tak! A nadwyżkę mają akurat Spadochrony. Wielka szkoda!

- Czemu nic nie mówiłeś?!- zagrzmiała Eva.

- Nie byłoby zabawy! Dalej, Wiśniowi przyjaciele! Do kabin!

...................

- A opuszczą nas....






- Max i Jen!













- Co?! Dlaczego?!- powiedzieli chórem.

- Cóż, to nie pora pytać. Pora skakać! Dzięki, do niezobaczenia!- i tyle ich widzieli.- Spadochrony w pomniejszonej wersji, zapraszam do pierwszej klasy!

Eliminacja nauczyła pozostałych kilku rzeczy. Nie ufaj Chrisowi. Pomagaj ludziom z drużyny. I nie brataj się z kimś z innej drużyny, będąc na widoku. Lekcje te były cenniejsze niż pierwsza klasa.

.................

- Cynthio, mogę po prosić na słówko? Jak siostra siostrę?- zapytała była asystentka opiekuna słodkim do bólu głosem.

- Oczywiście.- powiedziała wolno Cynthia domyślająca się już co ją czeka.

Po chwili były same. Courtney szybko zrzuciła maskę uśmiechu.

- CO TY DO JASNEJ WYPRAWIASZ SUKO?!- spoliczkowała siostrę, która ze strachu ledwo się ruszała.

- POWIESZ MI CO TO MA ZNACZYĆ?! CZY BĘDZIESZ MILCZEĆ JAK KRETYNKA?! NO, MILCZENIA TO CI AKURAT BRAKUJE!- wymierzyła kolejny. I następny.- PO PROSTU NIE WIERZĘ! JESTEŚ TU DZIĘKI MNIE, SŁYSZYSZ?! I JAK MI SIĘ ODPŁACASZ?! NIE TRZYMASZ SIĘ PLANU, POWIEDZ MI JAK SIĘ TWOJE ZACHOWANIE DO PLANU MA?! JAK POSTĘPOWAŁA EMILY, CLAIRE, HARUMI CZY GEORGIA?! TWOJA IDOLKA GEORGIA?! MÓWIŁAŚ, ŻE BĘDZIESZ POSŁUSZNA! A JA, GŁUPIA UWIERZYŁAM!- spoliczkowała ją powtórnie.- Teraz będziesz cicho, zrozumiano?! Albo zrobię ci coś gorszego. Idę posprzątać twój bałagan. Jak zawsze.

I odeszła, zostawiając Cynthię samą. Zapłakaną. I cichą.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro