Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czarny scenariusz mamy na szczęście nie spełnił się i z zapasem czasu dotarłyśmy na dworzec. Mogłyśmy w spokoju włożyć nasze peruki i przeciwsłoneczne okulary. Samo wejście do pociągu odbyło się o dziwo bez przykrych incydentów, (tylko jeden gość gwizdnął na widok starszej z nas i stwierdził, że ,,mógłby ją schrupać") poza oczywistym traktowaniem mojej własności jak wieszaka. Usiadłam obok siostry.

- Co to było, to w domu?- spytała.

- Wybacz, poniosło mnie. Boję się.

- Hej, jest ok-złapała mnie za rękę.-Na pewno sobie poradzimy.

-Mhm.- mruknęłam bez przekonania.

- Ale z Ciebie pesymistka, Cynth. Jeżeli będziemy trzymać się planu, to uda nam się. Bo kto planuje...

-...Ten w chaosie nie zginie.

To i inne życiowe motta i domeny wymieniałyśmy co jakiś czas. Niby zwykłe słowa, a jednak potrafią zmotywować lepiej niż nie jeden coach.

- Stresujesz się.- bardziej orzekła niż spytała moja towarzyszka.

Skrzyżowała ręce na piersi i zawołała trochę zbyt głośno:

-Kelner!... Steward!... Czy ktokolwiek kto tutaj rozdaje napoje!

W mgnieniu oka pojawił się przy nas dwudziestoparoletni mężczyzna z notesem i długopisem.

- Co podać, mademoiselle?

- Dla mnie latte z mlekiem bez laktozy. Dla niej melisa.- zakomunikowała.

Spojrzałam na nią pytająco, jednak nie zamierzała nic mi wyjaśniać.

- Dobrze, zapisałem. Jesteście siostrami?- zapytał przyjmujący zamówienie.

- A cóż pan taki ciekawski, monsieur?!- obruszyła się.- Jeśli musisz już-wiedzieć- skończyła z formą grzecznościową, zawsze tak robi, kiedy jest zła.- ...to moja kuzynka. Chcesz coś jeszcze Pamelo?

Pamelo? No dobra.

- Nie trzeba, dziękuję, Camelotte.

Mężczyzna odszedł, a siostra popatrzyła na mnie z politowaniem:

- Camelotte? Poważnie?

- Mnie się pytasz? To ty pierwsza wyskoczyłaś z jakąś Pamelą! Po za tym czemu niby jesteśmy kuzynkami?

- Mówiłam już. Żeby nas nie rozpoznali.

- Popadasz w paranoję.

- Przezorny zawsze ubezpieczony. Chcesz, by nas psychofani dopadli czy jak?

Koniec dyskusji. Zaletą siedzenia w najdroższym przedziale jest niewątpliwie to, że nikogo innego oprócz garstki wybrańców na niego nie stać. Tak więc komediodramat mojej siostry nigdy nie ma dużej publiczności.

- Przećwiczmy: nazywam się Camelotte Reaveel, a ty jesteś Pamela Natinhard. Z jakim mówimy akcentem?- pozwoliła mi dokonać wyboru.

- A to nie jest tak, że przedział Supreme rezerwuje się na nazwisko?- zapytałam.

- To nie jest tak, wyobraź sobie.- przewróciła oczami- Akcent proponuję północnokanadyjski.- wróciła do swojej myśli.

Nie miałam pojęcia jakim akcentem jest  północnokanadyjski. A przecież mieszkam w Kanadzie! Poprosiłam siostrę o prezentację. Okazało się, że mam mówić tak jak jak zwykle tylko bardziej nosowo. Dałam jej próbkę.

- Spoko. Teraz najważniejsze: musimy zmienić charakter pisma.

- A co jest nie tak z naszymi?

Moja towarzyszka ciężko westchnęła:

- Och. Jeżeli...

- Nie kończ. ,,Jeżeli będziemy używać naszych, to psychofani nas zdemaskują." To chciałaś powiedzieć?

Skinęła głową.

W tym czasie przyszły nasze napoje. Siostra posłała piorunujące spojrzenie ,,zaopatrzeniowcowi żywieniowemu" i wsunęła mu w dłoń odliczoną sumę. Bez napiwku. Gdy ten już poszedł wyjęła z torby tabletki na chorobę lokomocyjną. Cierpiałyśmy na nią od dzieciństwa.

- Zdrowie, Pamelo.

- Zdrowie, Camelotte.

Zaśmiałyśmy się, stuknęłyśmy się kubkami i połknęłyśmy lekarstwo. Zrobiłam się senna.

...

- Myślałam, że zasnęłaś snem wiecznym, siostrzyczko. Jeszcze pięć minut i jesteśmy na miejscu.

- Co? Już?

- Mhm. Przespałaś bitą godzinę.

- Ech, to przez tę melisę. Nie powinnam była jej pić.

- Powinnaś, powinnaś.

- Czyżby?

- A nadal się stresujesz?

- W sumie to już nie tak bardzo.- przyznałam zaskoczona.

- Widzisz? Słuchaj się mnie.- powiedziała radośnie.

- Niebezpiecznie przypominasz mi w tej chwili Gertrudę z Roszpunki. Dobrze Ci radzę: opamiętaj się.

- ,,Słuchaj się mnie."- zaśpiewała, naśladując  wspomnianą przeze mnie postać.

- ,,Udusisz się."- zaskrzeczałam.

- Tego nie było w tekście.

- A kogo obchodzi tekst?

Zaśmiałyśmy  się. Takie chwile lubię. Zapominamy wtedy o różnicy wieku i zachowujemy się jak najlepsze przyjaciółki. Gdyby tylko tak było zawsze.

- Dobra, wracamy na ziemię.- siostra spoważniała.- Pora zmienić nasze pismo.

- Ale przecież...

-Spokojnie, wszystko wzięłam.

Machnęłam ręką.

- Nie, nie to. Zostały dwie minuty jazdy. Jak masz zamiar wpoić nam nowe pismo w sto dwadzieścia sekund?

- Och, to żadna sztuka. Słuchaj...

Zrobiła pauzę po czym powiedziała swoją koncepcję na jednym oddechu:

- ,,A" pisz zamaszyste, ,,P" tak jak drukowane, laseczkę do ,,L" zrób trochę koślawą, za to ,,H" jak najbardziej proste, resztę raczej dograsz. Rozumiesz? To dobrze, bo już jesteśmy.

Chyba będę improwizować.

Siostra nie czekając na odpowiedź zabrała nasze rzeczy i ponagliła mnie do wyjścia. Zanim zdążyłam wygramolić z pociągu już rozmawiała z konduktorem.

Na mój widok zawołała radośnie bardziej nosowym niż zwykle głosem:

- Pamelo! Chodź, chodź, czekamy na Ciebie.

Na dźwięk mojego fałszywego imienia wzdrygnęłam się, ale wykonałam polecenie:

- Dzień dobry! Wybaczy pan to czekanie. Piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż? Gdzie mam podpisać?

Wskazał mi miejsce, a ja wypełniłam je, pisząc ,,Pamela Natinhard" zgodnie ze wskazówkami siostry. Jednak mam dobrą pamięć.

- Musimy lecieć! Pamela koniecznie chciała zobaczyć najpiękniejsze miejsca w Ontario.

- To będzie ciężko, bo całe Ontario jest najpiękniejsze. Powodzenia.- pożegnał nas konduktor.

- Dziękuję.- uśmiechnęłam się i wyjęłam z torebki aparat fotograficzny. Co? Musiałam zadbać o zachowanie pozorów.

Zaczęłyśmy iść w kierunku znanym tylko mojej towarzyszce, a gdy tylko upewniłam się, że nikt nas nie usłyszy, zapytałam z wyrzutem.

- Możemy skończyć ten cyrk, CAMELOTTE? 

- Jeszcze nie. Nie, dopóki nie będziemy na miejscu.

- Czyli gdzie konkretnie?- skrzyżowałam ręce na piersi.

- Słyszałaś, mówił, że będzie gdzieś tu czekał.- odpowiedziała.

- Ale jesteś pewna, że idziemy w dobrą stronę?

Poczuła się urażona:

- Nie zapominaj. Mam naturalny zmysł orientacji.

Chwila ciszy. W końcu odważyłam się spytać:

-Rozładowała Ci się bateria?

- Nie, skąd!

Po czym dodała:

- Po prostu tu nie ma zasięgu.

Normalnie bomba.

- Psst!

- Co?

-To nie ja.

-Psst! Dziewczyny, tutaj!

- Myślisz, że to on?- spytałam siostrę.

- Sądząc po drogiej limuzynie w tej części miasta, to na pewno on.- odparła.

- I nici z naszej anonimowości.-szepnęłam i spakowałam swoje rzeczy do bagażnika, po czym razem wsiadłyśmy do samochodu.

Chris McLean, siedząc na przednim siedzeniu powiedział na nasz widok:

- Cynthia i Courtney! Czekałem na to spotkanie!

.............................................................................................

C.D.N.

I już :) Pamiętaj o zasadzie RK- RozbudujKomentarz :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro