Rozdział 6 (Odcinek 2: Pełni mocy do północy, część 2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Przed przerwą w Totalnej Porażce: Szalonym Poplątaniu... Co ja się będę rozgadywał? Oglądaliście to wiecie. Nie oglądaliście to dużo straciliście. Domki z Kart...- tu prowadzący popatrzył przenikliwym wzrokiem na naszą jedenastkę.- Kto z waszej drużyny zmierzy się z Prezentem w Kawałkach?

- Cynthia.- odparli jednogłośnie.

Poczułam się zbita z tropu.

- Czemu ja?

- A czemu nie?- Justin spojrzał na mnie wymownie, a ja natychmiast zrozumiałam co miał na myśli. Mam przypuścić atak. Teraz.

- Też prawda.- przyznałam.- Chris? Ale z tego, co słyszałam to przeciwna drużyna naradzała się... No drużynowo.- próbowałam się jakoś z tego wykaraskać.

Cynthia: No bo zobaczcie: jeśli popełnię błąd, nici z przynęty i naszego planu. Wywalą mnie na 100%. Nie chcę odpaść jako druga. Mama zawsze powtarza, że jeśli chcesz uczestniczyć w konkursie, którego nie wygrasz, to lepiej w ogóle nie startuj. Cóż i tak ją zawiodę, ale lepiej odpaść jako siódma, niż jako druga, nie sądzicie? Także jeśli ktoś mnie spyta czy w tej chwili się boję, powiem: ,,Tak! A czego się spodziewałeś?" *bierze głęboki wdech* *nerwowo wypuszcza powietrze* *powtarza poprzednie czynności*

Justin: To siostra Courtney. Logikę musi mieć w genach

- Tak?- jego głos ociekał ironią.-A z tego co ja słyszałem twoja drużyna ostatnio przegrała. Co oznacza- zero przywilejów.- uśmiechnął się szyderczo.

Zerwałam się gwałtownie:

- Ale to jest...!

Poczułam na sobie przeszywający wzrok starszej siostry. Dawała mi jasno do zrozumienia, że zabrania mi wchodzić w dalszą dyskusję z McLeanem. Zastosowałam poradę naszego mistrza medytacji i policzyłam w myślach do dziesięciu. Zwykle rzadko to mnie uspokajało, na szczęście  tym razem poskutkowało. W pełni opanowana dokończyłam zdanie:

-...Całkowicie zrozumiałe. Czy mogę prosić o układankę, którą dostaliście?- zapytałam Wiśniowe Spadochrony.

- Jasne, mam ją w torbie.- powiedział Harold.- Trzymaj, o Lady Holmes!- podał mi obrazki, uprzednio się kłaniając.

- Wolałabym Poirot, Marple, Beresford albo Monk. Ale dziękuję.-  położyłam puzzle na widoku.- Proces dedukcji też mam zawrzeć?- spytałam gospodarza.

- Oszczędź nam jakichkolwiek szczegółów. Patrz, myśl i mów. Tyle nam wystarczy.

W skupieniu przyglądałam się zdjęciom, usiłując dopatrzeć się jakiegoś powiązania. Logiki. Cechy wspólnej. Upłynęło trochę czasu, a ja zdecydowałam się wypowiedzieć te cztery słowa, które mogły być zarówno moją przepustką do zdobycia zaufania, jak i podpisaniem wyroku swojej eliminacji:

- Wiem, co to jest.

Wszystkie oczy patrzyły się wprost na mnie. Stres ponownie wypełnił moje żyły.

- Co zatem?-  Chris skrzyżował ręce i popatrzył na mnie dominująco.

- Bezsennotron.- stwierdziłam cicho.

Prowadzący zmieszał się:

- Słucham?! Co powiedziałaś?

- Bezsennotron.- powtórzyłam trochę głośniej i śmielej.- Nie wiem, gdzie się odbędzie, ani co jeszcze ma być zaplanowane, ale to na pewno jest Bezsennotron.

- Jak tyś do tego doszła?! Wielokrotnie zapewniano mnie, że ta zagadka jest o średnim poziomie trudności!

Uśmiechnęłam się:

- Czy kiedykolwiek powiedziałam, że jestem niepełnosprawna umysłowo? Nie przypominam sobie.- chwilowo nabrałam pewności siebie.

- Właśnie. W rzeczywistości Cynthia ma bardzo wysokie IQ.- podchwyciła Courtney, klepiąc mnie po ramieniu.

- No już nie przesadzaj, bo jeszcze się zarumienię.- rzuciłam pojednawczo.- Jak do tego doszłam? Na jednym ze zdjęć ukazana była walka. Walka to działanie kosztem utraty energii. Sposobem na jej odzyskanie jest albo spożywanie jedzenia albo przyjmowanie protein.

- Proteinki Lightninga zostały skradzione! Przez tego tu!- krzyknął chłopak i wskazał na Scotta.

Scott: Poważnie? Spędziliśmy razem dwa sezony, a ten cymbał nawet nie zapamiętał mojego imienia?!

Dawn: W końcu ktoś powiedział to głośno.

- Dokładnie tak Lightning. Ale istnieje jeszcze jeden sposób na odzyskanie energii- sen.  Ale skoro protein już nie ma, a jadł ktoś inny, zostaje tylko sen. A jedyne wyzwanie, w którym on, a raczej jego brak był kluczowy to...

- Bezsennotron, tak właśnie. Brawo Cynthia i takie tam. Domki z Kart...- tym razem prowadzący spojrzał na nas niezwykle znudzony.- Poszczęściło wam się. Zapraszam na posiłek.

Wiśniowe Spadochrony stanęły jak wryte, spoglądając to na Chrisa, to na nas. My również byliśmy zdezorientowani. Ciszę przerwała Staci, jakby zawstydzona, że musi się odezwać:

- Ale przecież mówiłeś, że dla przegranych nie ma przywilejów. To niesprawiedliwe.

- Życie nie jest sprawiedliwe Staci.- oświadczyła Sierra ponurym tonem.

- Pełna zgoda. Mnie obiecano, że pierwszego PwK w TPSP nie rozwiąże żadne z was, a zobaczcie kłamali!- w tym momencie McLean zamachnął się, ale zrezygnował z uderzenia mnie i opadł w poczuciu beznadziei.

Ech. Nawet ja mówię jak Sierra.

- Zaraz... Pierwszego Prezentu w Kawałkach w czym?- spytał Max.

- Nie dobijaj mnie krasnalu!- krzyknął Chris.- Topher, zaprowadź Domki z Kart na śniadanie.

Chwilę późnej  zobaczyliśmy asystenta. Wyglądał jak kelner, pracujący w restauracji z gwiazdką Michelin- miał rękawiczki i stylowy, czarny garnitur; widać było, że bardzo poważnie traktuje powierzone mu zadanie.

- Państwo pozwolą ze mną.- powiedział, a my podążyliśmy jego śladem.

(wchodzi  narrator wszechwiedzący)

- Za to wy Wiśniowe Spadochrony... Uraczcie mnie jakimś kawałkiem. Muszę poprawić sobie humor, a słuchanie waszych fałszów może pomóc.- oznajmił słabym głosem prowadzący.

Dwunastka cicho westchnęła, by za chwilę rozpocząć nowy numer:

,, Wielkie dzięki ci"

Jen: Nigdy nie sądziłam, że tak może być.

Ella: Tamci jedzą sobie, my za to jak psy...

Staci: Wyjemy.

Katie: Śpiewamy.

Duncan: Nie! Raczej ujadamy!

Wszyscy: Wielkie dzięki ci!

*pojawia się prawdziwy pies, ujada*

Harold: A kysz!

Sadie: Przerwał nam. Jeszcze raz?

Wszyscy: Wielkie dzięki ci!

Eva: Najchętniej bym ci wytargała z głowy każdy kłak...

Jo: ... fioletowy. Właśnie tak!

Max: Zaraz! To mnie się tyczy to wszystko czy jak?!

Gwen: Łapiesz! Bo to przez CIEBIE jest ten cały kram!

Bridgette: Jeśli ktoś go wykopie, będę wdzięczna, mówię wam!

Wszyscy, poza Maxem: Już wiemy kogo stracić, na przyszłej eliminacji!

Ella: Ja również się przyłączę, chociaż nie cierpię dram!

Sierra: Popieram! UMIERAM!

Sadie: Masz silny głos jak na fangirl.

Sierra: *cierpkim tonem*: Nie jestem fangirl, tylko emo.

Katie: O! To tak jak ty Gwen!

Gwen:  Ja jestem gotką... Ech, nieważne. Skończmy piosenkę.

Wszyscy: Wielkie dzięki ci!

Lightning: *rapuje*: Lightning  dzisiaj nie jadł nic, ten obóz to na wodę pic, a Sha- Chris miał się nami zająć, lecz to też Sha-kant jak Chrisa znając.  I każdy kto był tu, to wie, że to przeżycie jest złe, szczególnie dla Lightninga, co przegrał w Sha- finale, o yeah, a mogliśmy się stuknąć w Sha- głowę i zapisać się na kółko Sha-szachowe!

Wszyscy: ...

Harold: Szachy bawiąc ucząą!

Wszyscy, poza Lightningiem i Haroldem: Zamknij się!

Harold: Rany! Gościu rapuje, no wielkie halo.

Scott: Ale przynajmniej on robi to dobrze. *do Lightninga*: Od kiedy rapujesz?

Eva: Od kiedy tu jesteś?

Scott: Żarcie, które nam dali to jakaś masakra, więc przyszedłem tutaj, bo chciałem zobaczyć co się dzieje. Z resztą Courtney też nic nie zjadła.

Duncan: * wystraszony" Jak to Courtney nic nie zjadła?!

Chris: *do Szefa* Przerwałbym im, ale to jest ekstra! *je popcorn*

Jo: Czy możemy w końcu skończyć ten durny kawałek?! Wielkie dzięki.

Staci: Ci.

Jo: Co?

Wszyscy, poza Maxem i Jo: Wielkie dzięki Ci!

Jo: A, o takie ci ci chodzi.

Duncan: Możemy przestać używać tego ,,ci"?!

Ella: Zaraz, musimy wykończyć piosenkę!

Wszyscy: *bardzo znudzeni*: Wielkie dzięki ci!

Jen: Uff, nareszcie.

Max: No. A tak na przyszłość, moglibyście trochę wyluzować.

Wszyscy, poza Maxem: *mordują go wzrokiem*





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro