Stadion quidditcha

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tradycyjnie już przepraszam za długą nieobecność. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście. I dziękuję za 7000 wyświetleń i wszystkie miłe komentarze <3

Tak jak przy poprzedniej części, dziękuję za pomoc Kasi - bardzo się cieszę, że Cię mam kochana!

A teraz miłego czytania :D

**************************************************

Było ciepłe, majowe popołudnie. Uczniowie Hogwartu korzystali z pięknej pogody, więc co najmniej setka młodych czarownic i czarodziejów spędzała czas na rozległych terenach otaczających zamek.

Jednak nie wszyscy. Hermiona postanowiła uczyć się dzisiaj na świeżym powietrzu. Z wielką górą książek szła przez Błonie, zamierzając zaszyć się w swoim ulubionym miejscu za stadionem Quidditcha.

Mało osób tam zaglądało, więc zazwyczaj miała tam ciszę i spokój. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła swoich przyjaciół. Harry i Ron wychodzili właśnie z boiska po treningu drużyny Gryfonów. Kasztanowłosa w myślach powtarzała gorączkowo "Oby mnie nie zauważyli. Oby mnie nie zauważyli". Uwielbiała swoich przyjaciół, ale zbliżające się egzaminy były dla niej bardzo ważne, więc nie mogła sobie pozwolić na zbyt dużo odpoczynku.

- Dokąd idziesz Hermiono? - zawołał Ron. Jej prośby najwyraźniej nie zostały wysłychuchane.

- A jak myślisz do czego mi potrzebne są te książki?

- No tak, czego innego możnaby się po tobie spodziewać. Cały czas tylko książki i nauka. - powiedział Ron, a Hermiona starała opanować napad złości. - Dlaczego nie nauczysz się czegoś bardziej pożytecznego?

 - NAUKA JEST POŻYTECZNA! Wam też chwila nauki przed egzaminami by nie zaszkodziła...

- A treningi to co? Latanie na miotłach to bardzo pożyteczne zajęcie. - odparł Harry.

- Latanie nie jest czynnością niezbędną w życiu, a wiedza owszem.

- Założę się, że nie nauczysz się latać, bo po prostu się boisz. - rzucił Ron.

- A, co dopiero w ciągu miesiąca. - dodał Harry.

- Przyjmuję wyzwanie. - powiedziała Hermiona bez zastanowienia. Jeszcze nie wiedziała na co się zgadza. A na twarzach Rona i Harrego pojawił się szok.

Hermiona wyciągnęła przed nich rękę, Ron ją uścisnął, a Harry przeciął. Tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy zakład. Dziewczyna oddaliła się pospiesznie, a obaj Gryfoni patrzyli na jej oddalającą się sylwetkę.

- Będzie ciekawie. Ciekawe jak ona zamierza to zrobić... - powiedział Ron spoglądając na Harry'ego, który tylko wzruszył ramionami.


Zanim się obejrzeli było już po egzaminach. Cała trójka zdała je, choć Harry i Ron o mało nie oblali eliksirów. O ile do czasów testów myśli Hermiony skupiały się głównie wokół nich, o tyle kiedy było już po wszystkim dotarło do niej, że ma jeszcze jedną rzecz do zaliczenia - lot na miotle, przed swoimi przyjaciółmi.

Momentami żałowała, że podjęła się tego wyzwania, ale duma nie pozwalała jej zrezygnować. Wieczorem w ostatni dzień egzaminów, kiedy wszyscy poszli świętować ich zakończenie kasztanowłosa wzięła jedną ze szkolnych mioteł i poszła na boisko. Wcześniej czytała trochę o lataniu i nie wydawało się to takie trudne. Wzięła głęboki wdech i usiadła na miotle. Spróbowała się odbić od ziemi ale skończyło się to tylko utratą równowagi i upadkiem.

- Niezły lot Granger. Ale wiesz, że powinnaś lecieć raczej w górę niż w dół? - kiedy dziewczyna odwróciła się, zobaczyła Draco Malfoya we własnej osobie stojącego z ironicznym uśmiechem na twarzy. Szybko podniosła się z ziemi.

- Zostaw mnie w spokoju. To, co tu robię to nie twoja sprawa.

- No widzisz, jakby trochę moja. Przyszedłem, żeby poćwiczyć.I wolałbym to zrobić bez twojego towarzystwa i nieudolnych prób latania.

- Mnie też twój widok nie sprawia przyjemności. W dodatku byłam tu pierwsza.

- Chłopak patrzył na nią przez chwilę i zmarszczył brwi. Było widać, że intensywnie o czymś myśli.

- Nie wierzę, że to mówię, ale mam dla ciebie propozycję.

- Ty? Propozycję dla mnie? Nic od ciebie nie chcę, Malfoy.

- A myślałem, że chcesz nauczyć się latać...

- No ... chcę - Gryfonka spojrzała na niego niepewnie.

- Sama raczej tego nie zrobisz ... i nie zaprzeczaj, bo twoje dzisiejsze próby pokazały, że potrzebujesz nauczyciela. A ja potrzebuję do końca tygodnia napisać esej z mugoloznastwa na 50 cali.

- Nie wiedziałam, że chodzisz na mugoloznastwo ...

- Cały rok nie byłem ani na jednych zajęciach. W ogóle mnie ten przedmiot nie obchodzi. Ale Dumbledore uparł się, że mam go zaliczyć - blondyn westchnął.

- I w zamian za to, że go za ciebie napiszę, ty nauczysz mnie latać?

- Tak. Ale oczywiście nikt nie może się o tym dowiedzieć ... to jak, wchodzisz w to?

Dziewczyna zawahała się. Nie przepadała za Ślizgonem, choć w ostatnim roku nie walczyli ze sobą już tak bardzo. Zależało jej jednak na utarciu nosów Harry'emu i Ronowi, a trzeba było przyznać, że Malfoy naprawdę dobrze latał ...

- Wchodzę - odparła ściskając wyciągniętą dłoń chłopaka.

- No to zaczynamy - posłał jej swój szelmowski uśmiech, od którego połowie dziewczyn uczących się w Hogwarcie miękły kolana - Wsiądź jeszcze raz na miotłę.

Dziewczyna posłusznie wykonała jego polecenie i spojrzała pytająco na Ślizgona. W odpowiedzi podszedł do niej i usiadł na miotle zaraz za nią. Następnie położył dłonie na trzonku i chcąc nie chcąc ją obejmując. Zadrżała delikatnie, gdy ich ciała się zetknęły.

- Malfoy, co ty kombinujesz?

Jeśli sama miałabyś latać, to prawdopodobnie cały wieczór zajęłoby nam uniesienie cię kilka centymetrów nad ziemię. A ja mam ciekawsze zajęcia niż przyglądanie się twoim nieudolnym próbom. Liczę na to, że jeśli nauczysz się latać ze mną, to z czasem będziesz w stanie robić to sama.

- Może cię oświecę, ale nie mam do ciebie zaufania, więc nie ma mowy, żebym gdziekolwiek z tobą leciała.

- Nie gadaj, tylko się trzymaj. Nic ci nie będzie - powiedział i odepchnął się nogami od ziemi. Wznieśli się kilkanaście metrów nad ziemię i w spokojnym tempie okrążyli boisko.

- I co, było aż tak strasznie? - zapytał blondyn, gdy wylądowali. Dziewczyna odwróciła się by spojrzeć na Ślizgona i powoli pokręciła głową. Kiedy zauważyła jak blisko siebie znalazły się ich twarze, pospiesznie z powrotem się odwróciła.

- Lecimy jeszcze raz, tylko tym razem wyżej - chłopak przerwał ciszę i ponownie wzbili się w powietrze. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwukrotnie. Przy kolejnym locie Gryfonka poczuła się już nieco pewniej i (co nie umknęło uwadze Draco) delikatnie się o niego oparła.

- Na dziś to tyle - powiedział, gdy wykonali jeszcze kilka okrążeń - i chcę cię tu widzieć jutro o tej samej porze.

- W takim razie do zobaczenia - odparła kasztanowłosa i ruszyła do swojego dormitorium.


Gdy następnego dnia przyszła na boisko Ślizgon już na nią czekał. Tak jak poprzednio wykonali kilka okrążeń wspólnie.

- Teraz sama kierujesz miotłą - powiedział w pewnym momencie, gdy unosili się dobre dziesięć metrów nad ziemią i zaczął powoli puszczać trzonek miotły.

- Zwariowałeś? - zawołała Hermiona i poruszyła się tak gwałtownie, że gdyby nie refleks chłopaka, z pewnością zaliczyliby bolesny upadek.

- Ej, spokojnie! Chciałaś nas zabić?

- Nie ... przepraszam ...

- No już. A teraz spokojnie złap mocno trzonek, ale nie za mocno, bo ci palce zdrętwieją. Teraz ja puszczę miotłę, ale cały czas będę miał dłonie kilka centymetrów nad nią, więc gdyby coś się działo, to zareaguję. A ty delikatnie się pochylisz i powoli będziesz leciała delikatnie skręcając w lewo, żebyśmy nie zderzyli się z trybunami. Liczę do trzech. - zadecydował i widząc, że dziewczyna chce coś powiedzieć dodał - i nie chcę słyszeć sprzeciwu, to ja tu jestem nauczycielem. Raz ... dwa ... trzy!

Gryfonka wzięła głęboki oddech i wykonała polecenie. Spodziewała się katastrofy, a tym czasem ... leciała! Naprawdę leciała na miotle, którą sama sterowała. Powoli ze wskazówkami Draco udało jej się dokończyć okrążenie.

- Widzisz, jak chcesz to potrafisz - powiedział gdy wylądowali - to teraz chwilka przerwy i próbujemy jeszcze raz, ale tym razem spróbujesz także wystartować. I nie patrz tak na mnie, cały czas będę za tobą, wolałbym jednak nie mieć cię na sumieniu. No już, wskakuj na miotłę.


Z każdym kolejnym treningiem dziewczyna robiła coraz większe postępy. Po niecałym tygodniu udało jej się przelecieć pierwsze okrążenie samodzielnie. Co prawda Ślizgon dla asekuracji leciał na swojej miotle zaraz obok, ale jednak leciała samodzielnie. Pod koniec treningu nie potrzebowała już nawet asekuracji, bo z każdą chwilą czuła się na miotle coraz pewniej.

- Udało się, Malfoy! Naprawdę się udało, ja leciałam! - zawołała, gdy znaleźli się na ziemi.

- Serio? No co ty nie powiesz, nie zauważyłem - powiedział z poważną miną. Nie utrzymał jej jednak długo i oboje wybuchnęli śmiechem. Blondyn podszedł do Gryfonki i usiadł za nią na miotle, tak jak robili to podczas pierwszych treningów. Spojrzała na niego pytająco.

- W nagrodę zabieram cię na małą hmm ... przejażdżkę - uśmiechnął się tajemniczo i odbił się od podłoża. Wylecieli z terenu boiska, minęli bijącą wierzbę i polecieli nad jezioro. Z góry wyglądało przepięknie. Chłopak zniżył lot i lecieli dosłownie kilkanaście centymetrów nad taflą jeziora. Hermiona pochyliła się i ze śmiechem dotknęła palcami powierzchni wody. Kilkanaście minut później lot dobiegł końca.

- Chyba jesteś już gotowa do pokazania tym dwóm palantom, co potrafisz - powiedział Ślizgon, a w jego oczach można było dostrzec żal.

- Na to wygląda - kasztanowłosa też nie wyglądała na szczególnie zachwyconą - przyniosłam ci to wypracowanie - dodała sięgając do torby. Kiedy chłopak brał od niej pergamin, ich ręce się zetknęły. Blondyn delikatnie wziął dłoń dziewczyny w swoją i spojrzał jej w oczy. Draco zaczął delikatnie zbliżać się do Gryfonki.

- Muszę iść - powiedziała odwracając wzrok i odsuwając się nerwowo, już miała odchodzić, ale jednak się odwróciła - jeśli chcesz to przyjdź jutro zobaczyć jak mi pójdzie przed Harrym i Ronem.

- Jasne, przyjdę.

- No to ... cześć - Hermiona pozbierała swoje rzeczy i zerkając przez ramię ruszyła w stronę zamku.

- Cześć - wyszeptał Ślizgon bardziej do siebie spoglądając za oddalającą się postacią dziewczyny.


Nadszedł wielki dzień. Hermiona na swój "pokaz" wybrała porę, o której zwykle trenowała z Draco, licząc, że blondyn dotrzyma słowa i przyjdzie, żeby zobaczyć ją w akcji.

- No, to pokaż co potrafisz - powiedział Ron z ironicznym uśmiechem, kiedy dotarli na boisko.

- Z przyjemnością - odpowiedziała wsiadając na miotłę. Bez problemu okrążyła stadion, a gdy ponownie mijała osłupiałych ze zdziwienia Gryfonów, porwała czapkę Harry'ego i ze śmiechem poleciała w górę. Zawiesiła swoją zdobycz na jednej z wież otaczających stadion i zawróciła lądując tuż obok swoich przyjaciół.

- Nie wiedzieliśmy, że tak potrafisz...przecież ty nie potrafiłaś latać...jak ty...kiedy?

- To już moja słodka tajemnica - odparła - A, Harry, lepiej leć po tamtą czapkę zanim wiatr ci ją porwie.

Chłopak nadal będąc w szoku po tym, co zobaczył wziął miotłę i kilka chwil później stał ponownie obok Hermiony i Rona z czapką w ręku. Kiedy chłopcy trochę się otrząsnęli, zaproponowali powrót do zamku, ponieważ w pokoju wspólnym Puchonów miał się odbyć turniej szachowy.

- Idźcie sami, ja chyba muszę się położyć. Zresztą szachy niezbyt mnie kręcą. - odpowiedziała kasztanowłosa - Ale wy lećcie, zanim się spóźnicie.

Po chwili wahania Gryfoni udali się w stronę zamku, a dziewczyna usiadła na trybunach.

- Całkiem fajny numer z tą czapką - z zamyślenia wyrwał ją głos Draco. Wstała i odwróciła się do Ślizgona.

- Już myślałam, że nie przyjdziesz - powiedziała z lekkim wyrzutem.

- Nie mógłbym odmówić sobie widoku osłupiałego Wesley'a.Byłaś naprawdę niezła - podszedł do Gryfonki i delikatnie odgarnął kosmyk włosów opadających jej na oczy.

- Miałam naprawdę niezłego nauczyciela - uśmiechnęła się i stanęła na palcach by dać Ślizgonowi delikatnego całusa w policzek - Dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł i powoli ujął dłoń kasztanowłosej. Tym razem nie uciekła. Pozwoliła mu zbliżyć się niwelując jakikolwiek dystans między ich ciałami i złączyć wargi w pierwszym pocałunku.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro