ROZDZIAŁ XXIII: Król, palatyn i regentka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Król, palatyn i regentka

Buda, listopad 1382



Dzień zdawał się być napięty, pochmurny, zapowiadający coś mocniejszego. Taka również była królowa Elżbieta, patrząca z niepokojem na coraz to nowsze raporty, które dostawała od możnych z Małopolski z kilkodniowym opóźnieniem. Polacy chcieli króla, natychmiast... Nie, moje córki są za małe, by wysyłać je same do nieznanego kraju — myślała gorączkowo. Tymczasem w Polsce sytuacja stawała się co najmniej napięta. Polacy chcieli króla, ale nie to było najgorsze — najgorszym był mąż Marii, który usłyszawszy, że Ludwik nie żyje, ogłosił się Panem Polski i wymusił przysięgę wierności w Wielkopolsce. Elżbieta usłyszała również, że Zygmunt wybiera się do Krakowa, by tam rządzić jako regent.

— Nie mogę na to pozwolić — rzekła cicho, siadając przy stole i sięgając po papier, inkaust i pióro. — Ta niemiecka przybłęda nie może się koronować! — wymamrotała i zaczęła pisać list do polskich panów. Postanowiła, że podpisując się, użyje tytułu Regina Poloniae¹, co powinno ostudzić chęci Polaków do obrania Zygmunta królem. Jej córka nie mogła stracić korony!

Zadowolona ze swojego planu, Elżbieta posypała piaskiem pismo, następnie złożyła papier i zapieczętowała. List nie mógł czekać, dlatego królowa kazała od razu wezwać do siebie dwóch biskupów, egerskiego i csanadzkiego, by zawieźli to do polskich panów. Królowa uśmiechnęła się do swych myśli. Pozbawiła bowiem Zygmunta władzy, jakiej żądał. Władczyni skierowała się do sali tronowej, idąc szybko z listem w dłoni.

— Niedoczekanie jego, nie obejmie tronu! — mruczała do siebie wzburzona, wiedząc, że Luksemburczyk chce władzy. Z impetem królowa-matka otworzyła drzwi i usiadła na tronie królowej. Przez chwilę była sama, ale zaraz do środka weszła Maria.

— Matko. — Zbliżyła się do tronu i usiadła na nim. — Czy to prawda, że Zygmunt chce rządzić w moim imieniu w Krakowie?

Bośniaczka zerknęła na córkę.

— Kazałam cię nie trapić informacjami. Ktoś ci powiedział? Pójdzie do kata. Albo zapłaci.

— Sama się dowiedziałam, matko. Król musi wiedzieć o sytuacji w państwie. I nie posyłaj ludzi na męki tylko dlatego, że ja wiem. — Uśmiechnęła się niewinnie, potem skierowała wzrok na list, trzymany przez Elżbietę w prawej ręce. — Co zamierzasz? — zapytała.

— Pokrzyżować plany Zygmunta. — Matka uśmiechnęła się złośliwie. — Skoro możni węgierscy chcą unii, unia musi być. A to znaczy, że obejmiesz oba trony, rządząc stąd, jak twój ojciec.

Maria kiwnęła głową, ozdobioną koroną prywatną, własnością swoją, jako władcy. Była ona obręczą ze złota, którą zdobiły drogie kamienie. Na jej ciemnych włosach wyglądała ona pięknie i dostojnie, choć była ona dość skromna.

— A co z Jadwigą? — zapytała nagle.

— To zależy, czy unia się utrzyma — odparła wymijająco Elżbieta. — Biskupi muszą powiedzieć, co myślę o koronacji Zygmunta... — rzekła do siebie, jednak Maria zwróciła uwagę na te słowa.

— A co myślisz, matko?

— On nie ma prawa przejąć władzy. Nie jest twojego rodu.

— A co z Karolem z Durazzo? — Maria spojrzała na rodzicielkę. — On przecież z Andegawenów...

— Po to posadziłam cię, dziecko, na tronie, żebyś umocniła władzę. Karol groźny, ale ty dzielna.

Maria tylko westchnęła. Przeczuwała, że coś może pójść nie tak. Zaskoczona koronacją przygotowała się tyle, na ile mogła. Choć uczyła się rządzenia od dawna, wciąż uważała, że nie jest dość dobra...



Kraków, rok 1382


Przed bramą miejską stał pokaźny orszak. Luksemburskie chorągwie, utkane z pokaźnych rozmiarów materiałów, wyszywane droższymi, błyszczącymi z oddali nićmi znaczyły, kto stoi pod miastem. Zacięty wzrok Zygmunta obserwował ludzi, zgromadzonych przed bramą miejską, którzy przyszli powitać swojego nowego władcę. Młodzieniec uśmiechał się półgębkiem, widząc, jak wiele osób chce króla.

— Pochlebia mi ten widok — rzekł do swojego sługi, Kacpra. — Tylu Polaków wypatruje swego pana, prawnuka króla Kazimierza...

— Jeszcze nie wjechaliśmy na zamek — rzekł Kacper, spojrzawszy na margrabiego Brandenburgii. Zygmunt wydawał się zbyt pewny siebie i mężczyzna wyczuwał, że jeżeli nadal będzie się puszył jak paw, to mocniej odczuje ewentualną porażkę.

— Spójrz, Kacprze. Ci ludzie rzucili swe zajęcia, by spojrzeć na mnie, swojego nowego króla...

— Nie mianujcie się królem, panie, jeszcze za wcześnie... — powiedział z obawą w głosie sługa.

— Milcz. — Zygmunt zerknął na niego. — Ja nie przegrywam, nigdy nie przegrywam. Jak rzekłem, że obejmę tron, to znaczy, że obejmę. Nie zaprzeczaj. Chyba, że chcesz poznać katowskie żelazo.

— Panie, ale...

— Żadnego „ale". — Zygmunt uniósł prawą dłoń, na jej serdecznym palcu miał herb swojego księstwa elektorskiego. — Rzekłem.

Kacper westchnął z rezygnacją.

— Gdzie Domarat z Pierzchna²? Winien tu być. Czy negocjuje z panami?

— Nie wiem, panie.

— Czy Polska zawsze była tak zimna? — zapytał czternastolatek, zmieniając temat. — Bo chłodem wieje jak w starych murach klasztornych...

— Panie, spokojnie, niedługo wjedziemy na Wawel, tam się zagrzejesz.

— Nie wątpię, ale mówisz mi to od kilku dni. I ciągle nie puszczają! — Wbrew prośbie Kacpra, Luksemburczyk gotował się w środku.

W tym momencie przybył do Zygmunta posłaniec, który, nic nie mówiąc, zapewne ze zmęczenia, podał mu list. Ten zerknął na gońca i zapytał:

— Cóż to?

— We... Wezwa... Wezwanie... — wydyszał mężczyzna. — Do... W... Wiślicy, panie.

— Z jakiego powodu? — Zygmunt zmarszczył brwi. — Mam zapewnioną koronę, jestem Dominus Regni Poloniae³!

— Tam zjazd — rzekł posłaniec. — Wasi stronnicy tam.

Zygmunt spojrzał na Kacpra. W jego oczach widoczna była złość i zniecierpliwienie. Zastanawiał się, czemu Polacy zwyczajnie nie wpuścili go do Krakowa. Jego, przyszłego króla, Pana Polski! Do czarta, znowu jakieś obrady... — pomyślał zirytowany, ale gestem zarządził odwrót i ruszył w kierunku Wiślicy, wraz z posłańcem.

Na trakcie Zygmunt oddał się swoim rozmyślaniom, czemu panowie polscy wezwali go do Wiślicy. Zupełnie nie obchodziła go rzeczywistość, w zasadzie od samego początku bujał w obłokach, patrząc półprzytomnie na drogę, myślami będąc już w katedrze, gdzie arcybiskup nakładał mu na głowę koronę...



Buda


— Pani, cóż cię tak zadowoliło? — zapytał Mikołaj z Gary, zobaczywszy uśmiechniętą Bośniaczkę na korytarzu. Ubrana w ciepłe szaty królowa-matka kroczyła z dziwnym uśmiechem w kierunku swej komnaty prywatnej. Miała zamiar odpocząć.

— A to nie wiesz, Mikołaju? — Władczyni spojrzała na Garaia, unosząc brew. — Posłałam dwóch biskupów do Wiślicy i pokrzyżowałam plany tego Luksemburczyka. Nie będzie Dominus Regni Poloniae, o nie.

— Więc Zygmunt odejdzie z Polski z niczym? — Palatyn uśmiechnął się do królowej. — Cóż za błyskotliwa idea, nic nie przeszkodzi waszym córkom, pani.

— Część panów chce ponownej unii z Polską. Maria mogłaby przejąć dziedzictwo swojego ojca. Ale Polacy kręcą nosami, zobaczymy, co rzekną po zjeździe.

— Mają jakiś nowy?

— Zebrali się w Wiślicy, by przedyskutować prawa Zygmunta... — Imię zięcia wręcz wypluła — ...do tronu polskiego.

Długa suknia, koloru bardzo ciemnego błękitu, podkreślającego jej oczy, wyszyta w złote lilie, ciągnęła się za nią po posadzce. Na suknię miała narzucony płaszcz, podbity borsuczym futrem. Ten był czarny, przypominający o niedawnej stracie męża. Elżbieta czerń nosiła cały wrzesień i listopad, lecz powoli przestawiała się na kolory. Na głowie nosiła obręcz, która podtrzymywała delikatny, czarny welon. Drobne dłonie zdobiły rękawiczki, zdobione delikatnymi wyszyciami. Garai patrzył przez chwilę na królową-matkę, ale zaraz otrząsnął się z myśli. Zapytał tylko:

— A co, pani, zrobiłaś?

— Jako regentka Królestwa Węgier przykazałam Polakom, by nie przysięgali nikomu, poza Jadwigą i Marią...

Mikołaj pokręcił głową z uśmiechem.

— Rzekłem, pani, żeś wybitna. Wiedziałem to.

— Dziękuję, Mikołaju. Zygmunt wróci do swej Brandenburgii... — rozmarzyła się, myśląc, że mogłaby uczynić Marię szczęśliwszą, obierając jej innego męża. Żadnego Luksemburga, żadnego Niemca...



Wiślica, 6 grudnia 1382


Zamek w Wiślicy majaczył przed orszakiem młodego Luksemburga, zirytowanego dłużącą się drogą. Marzył, by wreszcie zsiąść z konia i rozprostować nogi, by zasiąść do stołu i zjeść smakowitą pieczeń, by już nie ruszać do pobliskich karczem, gdzie tylko prostacy czekali, by okraść margrabiego. Zadowolony, że są pod celem wyprawy, Zygmunt pospieszył swoich przybocznych i posłał gońca, który zapowie jego przybycie.

Roztarł chłodne, pomimo rękawiczek, dłonie i pomyślał, czego chcą od niego Polacy i na co zawołali go do Wiślicy. Nie był przecież chłopcem na posyłki, ale elektorem. Nie był prostakiem, którym było można sterować, lecz należał do wielkiego rodu Luksemburgów, władających między innymi Cesarstwem, Czechami i Niemcami.

Brama wjazdowa się otworzyła i cały orszak wjechał do środka. Zygmunt zeskoczył z konia i zaczekał na kilku przybocznych, w tym na Kacpra. Zadrżał, poczuwszy chłód na górze zamkowej, ale zaraz pospieszył towarzyszy i wkroczył do środka. Szedł energicznie, nie mogąc czekać na rozpoczęcie obrad. Zastał jednak drzwi do sali zamknięte na cztery spusty. Zmarszczył brwi i gestem kazał jednemu ze swych przybocznych dobijać się do rozmawiających Polaków.

— Otworzyć! Jaśnie pan, Dominus Regni Poloniae, margrabia Brandenburgii, Zygmunt z Luksemburgów!

Drzwi natychmiast otwarto i oczom Zygmunta ukazały się dwa stoły, pełne szepcących między sobą Polaków. Ci wstali, ale zaraz usiedli. Wśród nich dostrzegł starostę wielkopolskiego, Domarata z Pierzchna, jego stronnika. Uśmiechnął się delikatnie i gestem pokazał, żeby ten do niego podszedł. Mężczyzna wstał i już miał iść, kiedy do środka weszli dwaj biskupi z Węgier. Stanęli na środku sali i jeden z nich przemówił:

— Jesteśmy tu z polecenia naszej pani, królowej Elżbiety z Bośni. Najjaśniejsza pani przekazuje, by, nie wyłączając obecnego tu Zygmunta Luksemburga, nie przysięgać nikomu poza najjaśniejszą Marią, z łaski Boga, królowi Węgier i najjaśniejszą Jadwigą, siostrą króla.

Powstał szum, a Zygmunt rozszerzył oczy ze zdziwienia. Kiedy jego narzeczona została królem Węgier i dlaczego nie królową? I z jakiego powodu nikt nie mógł mu przysięgać? Cóż za potwarz! — zagrzmiał sam do siebie w myślach, ale nic nie mógł zrobić. Patrzył tylko, jak Polacy reagują. Większość była dziwnie radosna, słysząc, że przysięga Zygmuntowi jest nieważna. Ten zaś wzburzył się i zacisnął pięści, chcąc wypowiedzieć słowa nieprzystające osobie jego stanu. Zacisnął zęby i obserwował najpierw dwóch klechów, którzy przybyli od kapryśnej Bośniaczki, a następnie na polskich panów.

Pozbawiła go praw! Przeklęta bośniacka żmija! Przecież był prawnukiem Kazimierza! Dodatkowo posadziła Marię na tronie... Pokręcił tylko rudą głową i szepnął do Kacpra:

— To na nic, ruszamy na Węgry. 


No witajcie, mam nadzieję, że rozdział się spodobał!

¹ Regina Poloniae — z łaciny Królowa Polski. Bośniaczka używała tego tytułu, choć nie była koronowana na królową Polski.

² Domarat z Pierzchna — starosta wielkopolski, najbardziej wpływowy ze stronników Zygmunta. Potem obrał stronę Siemowita IV.

³ Dominus Regni Poloniae — z łaciny Pan Królestwa Polskiego. Był to tytuł używany przez Zygmunta od chwili śmierci Ludwika do pozbawienia go praw do tronu Polski.

P.S. Czy tylko ja mam bekę z wkurzonego Rudzielca? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro