Rozdział 2: Wtargnięcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałem rację - spóźniłem się do pracy. I perspektywa podwyższki poszła się je...Poszła sobie.
Westchnąłem (swoją drogą, często zdaża mi się wzdychać, prawda? To chyba nawyk...) i wyprostowałem się na niewygodnym krzesełku obrotowym. Rozejrzałem się po sali. Znajdowały się tu dwa rządki siedzisk dla oczekujących, parę stolików z dziesiątkami czasopism, a na kremowych ścianach wisiały plakaty reklamujące daną placówkę. Część pomieszczenia odgrodzona była ladą, na której stało parę komputerów i pojemniczków z małymi karteczkami-reklamami.
Ponownie westchnąłem.
TAK, PRACUJĘ W BANKU!
Woow, przyznałem się do tego. Wiem, to nie jest szczyt marzeń, lecz lepiej męczyć się w banku, niż wykładać towar sklepowy.
Do mojego stanowiska podszedł jakiś starszy mężczyzna. Jak ja nie cierpię takich starych pierdzieli. Zanim to przejdzie do sedna sprawy, zdążę umrzeć z nudów. I nie waż się przerwać, bo rozpocznie nowy monolog o wychowaniu młodzieży.
W końcu dziadek dostał papierek i kolejna osoba z kolejki mogła załatwić swoją sprawę.
Ogólnie moje dni w robocie mijają dość monotonnie. Jedyne, co je urozmaica, to napady histerii klientów lub pracownicy dostający reprymendę od dyrekcji.
Ostatnia godzina wlokła się niemiłosiernie. Co chwilę zerkałem na zegarek, niecierpliwie wyczekując końca tej mordęgi. W domku czeka na mnie ciepłe łóżeczko i gorąca czekolada~☆
Swoją drogą, znajomi coraz częściej zwracają mi uwagę, że zachowuję się jak dziewczyna. Nie rozumiem o co im chodzi. Nie wyszukuję wyprzedaży jak szalony, nie plotkuję i nie piszczę na widok zdjęcia ulubionego wokalisty. Przecież to, że czasami zdarza mi się popłakać na filmie nie oznacza, że jestem kobietą!
Warknąłem w myślach poirytowany i poszedłem "odmeldować się".
Powrót do domu nie należał do najmilszych. Mój strach przed autobusami znów dał o sobie znać, a niestety nie było innego sposobu na dotarcie do mieszkania przed dwudziestą.
Jakoś wytrzymałem te paręnaście minut jazdy i wysiadłem na osiedlu poza centrum. Brzydkie, szare blokowisko.
Otworzyłem drzwi wynajmowanego mieszkania. Sypialnia, łazienka, salon z kuchnią i przedpokój - moje skromne królestwo.
Zaparzywszy sobie kawę usiadłem na fotelu przed telewizorem. Idealnie na wiadomości.
Przysypiałem, gdy nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Zostawiłem odsłonięte okno? Nie...Znałem już to uczucie.
Zerwałem się z siedziska, potrącając przy tym stolik. Kubek upadł, rozpadając się w drobny mak. Potoczyłem wzrokiem po pomieszczeniu, lecz nic nie zobaczyłem. Chociaż...tam, cień przy zasłonach. To te oczy.
Przełknąłem ślinę i, starając się nadać swojemu głosowi poważną barwę, zawołałem:
- Wyłaź, zanim będę musiał zadzwonić na policję!
Mrok zafalował, a skryte w nim ślepia zamrugały. Powoli z ciemności wynurzyła się niska postać.
Obserwatorka z autobusu. Krótkie włosy barwy obsydianu i turkusowe oczy. Ciemnoszara, za duża bluza i granatowe spodnie.
Jej wargi ułożyły się w jakieś słowa.
- Możesz powtórzyć?
Uśmiechnęła się leciutko, choć nie dotarło to do pustego spojrzenia dziewczyny. Rozłożyła się na dywanie i chwilę pooglądała ściszony film. Po chwili przerwała milczenie.
- Powiedziałam... - wstała i podeszła do mnie, tak że dzieliła nas odległość wyciągniętej ręki. - "Witaj nieznajomy".
Jej głos był miły dla ucha, choć lekko zachrypnięty, jakby nie używała go zbyt często.
Odwzajemniłem uśmieszek i odparłem:
- Witaj, nieznajoma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro