Dodatek: Dawno, dawno temu na mandarynce u Gabriela

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pięknie zdobionym holu stał starszy, siwobrody mężczyzna. Spoglądał spokojnymi oczyma przed siebie; czekał na ważnego gościa. Bał się, kogo miał ujrzeć, zważywszy że młodsza siostra ciągle go ostrzegała i przestrzegała. Dopiero pod koniec kobieta postanowiła wyznać bratu, z kim mieli mieszkać przez szesnaście lat.

Gabriel, ten siwowłosy Archanioł stał przerażony na  zimnym holu, nieco obawiając się pierwszego spotkania z tak... mało spotykanym demonem. Może nawet nie demonem, a raczej brutalnym, najgroźniejszym Panem Podziemi. Lucyferem. Nie widział go od tysięcy lat. Ostatni raz, gdy jeszcze spokojnie zachowywał się w Niebie, a potem, kiedy wszczął bunt przeciwko Ojcu. Gabriel nie mógł postawić się za młodszym bratem, gdyż zawsze był wierny swojemu Panu; ufał Mu i wiedział, że stworzenie ludzkości miało być czymś pięknym. I było. Archanioł każdego pięknego dnia podziwiał wytwór Ojca, nie mogąc wyjść z podziwu, jak wspaniałymi osobami byli ludzie. Ile posiadali emocji, jakie mieli ciekawe historie. To wszystko zachwycało Gabriela, lecz wiedział również, że Lucyfer nie trawił ludzkości.

Dlaczego więc ma mieszkać z nami, wychowując to biedne dziecko?, pomyślał starszy mężczyzna. Sam z chęcią wychowałby małą dziewczynkę, gdyż znał się na ludziach jak na własnych braciach i siostrach. Codziennie do Nieba trafiały małe dzieci, które wymagały opieki, i to właśnie Gabriel często się nimi zajmował. Uwielbiał te szkraby, dlatego posiadanie kogoś w rodzaju prawdziwej wnuczki było dla niego niesamowitym wyzwaniem i bardzo się cieszył. Obawiał się jedynie Lucyfera i tego, co mógł wyczynić. Nawet nie wiedział, kogo dokładnie miał się spodziewać.

Wyjdzie z kryjówki jako kto? Trójgłowy Szatan, zwykły człowiek, a może przybierze inną swoją postać? Widły, czerwona skóra, rogi? Kim będzie... ten Lucyfer?, zastanawiał się Archanioł, lecz jego główkowanie zostało przerwane przez zadziwiający odgłos Cardy. Gabriel ruszył się z miejsca prosto tam, gdzie obecnie stała jego piękna, blondwłosa siostra. Oboje spojrzeli na widok przed nimi. Poczuli tę... nieprzyjemną aurę, co oznaczało tylko tyle, że wielki Pan Podziemi przybył na powierzchnię.

Z domu wyłoniły się inne anioły. Pojawił się Michael, brat Lucyfera, który osobiście strącił go do Piekieł, była także Amara, strażniczka wejścia do Niebios oraz Amaron, strażnik. Postanowili zebrać się większą grupką, gdyż nie wiedzieli, czego spodziewać się po ich buntowniczym bracie.

A jeśli znów zechce podbić ludzkość? Jeśli... Co mam z nim zrobić?

Gabriel zastanawiał się również, jak Lucyfer zareaguje na Michaela. Wiedział, że nienawidził go całym sobą za to, czego dokonał, ale taka była wola Ojca. Kazał im tu zejść, więc zeszli. Archanioł ponownie przerwał swoje rozmyślania, gdy w krzakach przed nimi coś się poruszyło, a następnie wyłoniło się trzech mężczyzn.

Chryste, który to Lucyfer? Gdzie dziecko?, pytał sam siebie Gabriel.
Dopiero potem dostrzegł małe zwiniątko na rękach jednego z wyższych facetów odzianych w czerń. Ten, który niósł dzieciątko, był bardzo przystojny. Miał uwydatnioną szczękę, wielkie, ciemne oczy. Widać, że Lucyfer nie próżnował i postanowił ukraść naczynie jakiemuś boskiemu modelowi bądź innemu przystojnemu mężczyźnie. Sam... jako Diabeł nie był piękny, więc tutaj postanowił zaszaleć. Archanioł przewrócił oczami, a potem spojrzał na Lucyfera, który złośliwie się uśmiechnął właśnie do niego. Białe, proste zęby, kilkudniowy zarost, pełne usta, muskularna budowa. Tak, rzeczywiście Lucy postanowił nieco zaszaleć w kwestii wyboru swego naczynia.

– Pierzaści! Jak miło was widzieć! – zawołał brunet, ukazując główkę dziewczynki. Gabriel zebrał się na odwagę i sam wyszedł przed szereg zebranych. Jeszcze zrobiłby temu dziecku krzywdę!

– Od dziś to twoja rodzina, Lucyferze – powiedział podchodząc do niego i zerkając na dziecię. – Możesz oddać nam dziewczynkę. Wychowamy ją na dobrą duszę, a w swoje szesnaste urodziny wybierze bezpieczniejszy dom, gdzie będzie szczęśliwa – oznajmił i wyciągnął ręce, by ją zabrać, lecz Diabeł cofnął się o krok, gromiąc starca szydzącym spojrzeniem.

Rzucił jakimś nieprzyjemnym komentarzem, po czym z werandy wyłoniła się Carda wraz z całą resztą. Lucyfer omiótł ich surowym wzrokiem i prychnął, przedstawiając całemu zbiorowisku swoich przyjaciół: Ezekiela i Sana oraz ogary piekielne.

Po krótkiej wymianie dość przykrych słów, Diabeł pospieszył się i wszedł do domu, pozostawiając oszołomionych aniołów. Gabriel od wtedy wiedział, że z tym oto panem nie będzie przelewek. Postanowił się nie poddawać i w późniejszym czasie walczyć o dobro dziewczynki. Wcale nie chciał robić na złość Lucyferowi, lecz pragnął tylko szczęścia tej małej istotki. A nazwał ją Candida... Cóż, nikt nie mógł wpłynąć na tę decyzję. Dziecko wpadło w ręce Diabła, Ojciec sam to nakazał, więc Gabriel się nie sprzeciwiał. Z posępną miną wrócił do rezydencji, posyłając aniołom posmutniałe spojrzenia.

Piętnaście lat później wszystko bardziej się unormowało. Lucyfer nie sprawiał większych problemów, chociaż nadal nie był zbyt uprzejmy i najmilszy. Starał się nie ograniczać Candidzie widywania i rozmawiania z resztą domowników. Gabriel cieszył się, że zyskał zaufanie młodej dziewczyny, a ta bardzo go polubiła, dlatego dość często spędzali wspólnie czas.

Tego pięknego, czerwcowego dnia Archanioł krzątał się po rezydencji, szukając swojej siateczki mandarynek, które gdzieś zostawił. Podejrzewał, że to znowu Lucyfer zakosił mu, gdyż Diabeł także polubił ten owoc. Zdenerwowany Gabriel miał iść do kuchni po kolejną siateczkę, gdy usłyszał dobijanie się do drzwi. Jeszcze bardziej posępny podszedł do nich i otworzył wrota do ich pięknego domku. Ujrzał tam młodą, wesołą brunetkę z piegami na nosie, w za dużej, różowej bluzce oraz obcisłych spodniach. Pod nogami walała się stara, brązowa torba, a twarz dziewczyny pokrywał... rumieniec? Archanioł przez chwilę się zastanawiał. Czy to miała być ta kobieta od dostaw jedzenia? Panna... Gonzoles? Mężczyzna zadał to pytanie młodej kobiecie, lecz ta z włoskim akcentem odpowiedziała, że zabiega tu o pracę.

 Wpuścił ją do środka, cały czas bacznie obserwując. Dopiero w trakcie wymiany zdań zauważył, że to wcale nie był żaden rumieniec. Włoszka źle pokryła swoją twarz makijażem. Pragnął się zaśmiać, gdyż dziewczyna wyglądała komicznie, ale nie mógł tego zrobić, by jej nie wystraszyć. Zamiast tego zabawnie zapodał żart o mandarynce, a Aurora Vino od razu przeprosiła, prosząc o drogę do toalety.

Urocza istotka. Może nie będzie tak źle z taką małą sierotą w domu? Na pewno niczego się nie domyśli, pomyślał Gabriel, a potem zabrał torbę Aurory, podnosząc ją z podłogi. Postawił ją na sofie i poczekał na nią, w myślach zwołując swoją siostrę Cardę.

Przyszła panna Aurora Vino. Jakby miała na twarzy coś pomarańczowego, nie zwracaj jej uwagi i nie pesz jej. To ten... to, co robi Candida, makijaż!, zawołał Archanioł swojej siostrze, na co ta roześmiała się, a następnie zeszła do holu, by powitać przybyszkę.

Wtedy Gabriel poczuł pewien impuls. Od razu wiedział, co to mogło oznaczać. A przynajmniej starał się przewidzieć... Stwierdził, że od tego momentu już nic nie będzie takie samo, a wszystko zacznie się powoli zmieniać.

Niech no tylko przyjdzie Lucyfer i zobaczy tę dziewczynę... Ta to go na pewno poskromi!

I z tymi wesołymi myślami Archanioł zabrał lekką torbę Włoszki, zanosząc ją do jej pokoju. Wszystko... wszystko ulegnie zmianie.

Ci, którzy pamiętają moją słodką obietnicę dawno temu, wreszcie doczekali się jej spełnienia. Chodziło oczywiście o mały fragment z perspektywy Gabriela, jako podsumowanie całej historii. Przez liczne zmiany w moim życiu zapomniałam o opublikowaniu tego rozdziału, dlatego uznajcie to za prezent na Mikołajki :D Gdy teraz przeczytałam sobie ten tekst, aż zachciało mi się wrócić do MD i MA, dlatego postanowiłam, że niebawem rozpocznę pisanie dwóch, dodatkowych części, czyli "Jak być demonem" według Lucyfera Marsheles oraz "Jak być aniołem" według Gabriela.

Oczywiście potrzebuję trochę czasu, aby to napisać, jednak na pewno po Nowym Roku teksty powinny ujrzeć światło dzienne. Z małych ciekawostek, na Ailes odbywa się głosowanie w plebiscycie Ailes Award. Jeśli nadal kochacie MD, tak mocno jak ja, możecie zagłosować na moją powiastkę w kategorii Fantasy, Najlepsza para bohaterów, Najlepszy bohater drugoplanowy. Będzie mi bardzo, bardzo miło, a teraz do usłyszenia niebawem, Mandarynki! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro