Rozdział XXX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Kevin spacerował po ulicach miasta, a raczej małego miasteczka, do którego dopiero co trafił. Szczerze, nawet nie wiedział o jego istnieniu. Dopiero parę godzin temu odnalazł je na mapie.
    Obok niego szła AniaSt. Ta irytująca dziewczynka nie odstępowała go na krok. Przykleiła się do niego jak rzep do psiego ogona. Za nic nie mógł się jej pozbyć. Po tych paru dniach jakie spędził w jej towarzystwie, dziękował Bogu, że jeszcze nie popadł w depresję. Chyba nigdy tak bardzo nie miał ochoty nikogo zabić, jak teraz jej. W prawdzie było to wykonalne, odkąd został magiem władający żywiołem ziemi, ale bądź co bądź, ta wkurzająca istota, to tylko dziecko. Piekielnie denerwujące, uzbrojone w śmiertelnie niebezpieczny, epicki łuk, zdolny do niszczenia budynków i pól uprawnych zboża, ale jednak dziecko.
    Ania ciągle coś do niego mówiła, nie mógł więc liczyć nawet na chwilę spokoju. Już dawno przestał ja słuchać i skupiał się tylko na jednej, niewyobrażalnie dla niego istotnej rzeczy - na jedzeniu. Wypatrywał jakichkolwiek barów, lokali, sklepów spożywczych, lub chociaż budek z hotdogami. Niestety niczego takiego nie zauważył.
    Nagle dostrzegł pewien mały budynek. Na jego dachu widniał czerwony, nieco zniszczony szyld z napisem "Turecki Kebab". Bez zastanowienia skręcił w jego kierunku. Całkowicie zapomniał o AniSt, która nawet nie zauważyła że się rozdzielili i dalej wesoło trajkotała o jakichś nieistotnych rzeczach.
    Pobiegł do lady i zamówił trzy duże kebaby z ostrym sosem. Sprzedawca spojrzał na niego zdziwiony, ale wykonał zamówienie. Po chwili Kevin siedział na ławce, przy chodzniku, objadając się świeżo zakupionymi kebabami.
    Gdy już pochłonął wszystkie trzy, otarł usta z sosu i ruszył dziarsko przed siebie. Był zadowolony, w końcu spełnił aż dwa swoje pragnienia; zjadł kebaba, którego tak mu brakowało odkąd opuścił Gehanę - największe miasto w grze - i pozbył się natrętnej dziewczynki.
    Po kilku minutach przechadzki w niczym nie zmąconej ciszy, zauważył przed sobą coś niepokojącego. Jakiś żołnierz pastwił się nad leżącym na ziemi dzieciakiem. W chwili, gdy miał zadać chłopcu ostateczny cios, powstrzymał go blondwłosy mężczyzna.
    Następne wydarzenia potoczyły się tak szybko że Kevin nie mógł ich zrozumieć. Inny mężczyzna poważnie zranił blondyna, który upadł na podłogę. W tym samym czasie żołnierz zaczął wykrzykiwać rozkazy do swojej świty. Ponad tuzin uzbrojonych facetów skierowała się na tą dwójkę mężczyzn.
    Dopiero po chwili mag zauważył dziewczynę, która podbiegła do rannego. Od razu ją rozpoznał. To była Mirajane, jego przyjaciółka, którą poznał na początku gry. Mimo że była podróżnikiem, pomogła mu wypracować nowe techniki w magi ziemi. Wciąż jest jej za to dozgonnie wdzięczny i nareszcie mógł spłacić dług.
    Zrobił największy rozkrok, jaki tylko dał radę, co miało być imitacją pozycji bojowej sumo. Podniósł prawą nogę, by następnie opuścić ją z impetem na ziemię. W chwili, gdy jego stopa dotknęła ziemi skoncentrował w niej  całą swoją magię. Ziemia po chwili zaczęła się trząść, żołnierze poprzewracali się na siebie niczym domino, a Mirajane walnęła ubranego na biało szermierza w krocze. Wszystko zgodnie z planem.
    - Siemano ludziska! - wrzasnął mag.
    - Kevin?! - Mirajane nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Co ty tu robisz?
    - A nie widać? - Grubasek rozłożył ręce i uśmiechnął się od ucha do ucha. - Ratuje ci ten zgrabny tyłek!
    - Odwal się od jej tyłka - wymamrotał półprzytomny Sławek.
    Kevin ruszył ku dziewczynie.
    - Mogłabyś wyjaśnić mi pewną rzecz? - poprosił grubasek. Spojrzał na żołnierzy, którzy niezgrabnie próbowali wrócić do szyku bojowego. Następnie przeniósł wzrok na konającego Sławka. - Co tu się do cholery wyprawia?!
    - Zaraz ci wszystko opowiem - obiecała Miarajane. - Ale najpierw... Masz może miksturę leczniczą?
    - Jasne! - Mag wyjął z ekwipunku małą buteleczkę z niebieskim płynem w środku i podał go dziewczynie. Ta szybko ją odkorkowała, by po chwili wlać jej zawartość do usta zabójcy. Po kilku sekundach oddech blondyna zaczął się uspokajać.
    Kevin przeciągnął się leniwie.
    - No, skoro już oboje zawdzięczacie mi życie, to może ktoś byłby łaskaw wytłumaczyć mi co tu się dzieje?
    - To raczej nie jest odpowiednie miejsce na rozmowę. - Rudowłosa wskazała na oddział żołnierzy, którzy już sprowadzili się do porządku i teraz byli gotowi
    - Spadamy stąd! - Mag podniósł rannego Sławka i zarzucił go sobie na ramię, niczym worek kartofli.
    - Czekaj - wykrztusił zabójca. - Ivankow...
    Rozejrzeli się dookoła, ale po Dimitriju nie było nawet śladu.
    - Zniknął - oznajmiła Mirajane. - Nigdzie go nie widzę.
    - Zwiał - stwierdził Kavin. - My tez powinniśmy.
    Mag odwrócił się w kierunku żołnierzy. Wystawił ku nim wolną rękę, a po chwili wszystkich przeciwników otoczył gliniany mur.
    - Szybko! - krzyknął grubasek i zaczął uciekać w przeciwnym kierunku.

    Tymczasem:

    Aleks podniósł się na nogi. Rozejrzał się dookoła. Przybysz, który wywołała to trzęsienie ziemi gadał z dziewczyną, która przed chwilą zadała mu dość brutalny cios, by skrócić ją za to o głowę. już miał ich zaatakować, gdy nagle kątem oka dostrzegł Ivankowa, uciekającego z pola bitwy. Dimitrij najzwyczajniej wstał i korzystając z wywołanego chaosu uciekł niezauważony. No... prawie nie zauważony.
    Zabójca natychmiast ruszył za nim. Dimitrij musiał go zauważyć bo natychmiast przyśpieszył. Wbiegł w tłum ludzi, którzy na jego widok schodzili mu z drogi.
    Po kilku minutach pościgu Aleks całkowicie stracił go z oczu.
    - Cholera - zaklął.
    Rozglądał się gorączkowo, próbując odszukać Rosjanina, bez skutku.
    - Dorwę cię jutro! - Wrzasnął. - Słyszysz? Ivankow!

    Sławek ruszył do wyjścia.
    - Czekaj! - krzyknął Kevin. - Powinieneś leżeć w łóżku!
    - A ty w grobie - warknął zabójca. Nie miał zamiaru czekać, aż Aleks zabije jego cel. Już dawno przestało chodzić o nagrodę za Ivankowa. Sławek postawił sobie za punkt honoru dorwać tego Rosjanina przed Aleksem. -  Ten dupek Mr X zadarł ze złym zabójcom. - Mruknął sam do siebie.
    - Czekaj, powiedziałem! - Kevin zagrodził mu drogę. - Jeszcze do końca nie wyzdrowiałeś! Rany ci się otworzą!
    Sławek przyjął pozycję bojową.
    - Mam to gdz... - urwał. Nawet nie zauważył kiedy mag zdążył go zaatakować. Pięść bruneta trafiła go w pierś - idealnie w świeżo zadaną ranę.
    Blondyn padł na kolana. Jego klatka piersiowa zdawała mu się zaraz eksplodować. Nie mógł złapać tchu.
    Rozpaczliwie walcząc z bezdechem, zabójca uświadomił sobie jak bardzo jest osłabiony. Stracił zbyt dużo krwi i teraz zarówno jego reakcje, jak i zdolność myślenia jest znacznie spowolniona. Normalnie bez problemu uniknął by tego ciosu. Ba, w szczytowej formie bez trudu złamał by magowi rękę, a teraz ledwie dostrzegł atak. Z niechęcią musiał przyznać, że grubas ma rację. Obecnie nie jest  w  stanie choćby nawet  zbliżyć się do Ivankowa.
    - Poczekam do jutra - oznajmił, gdy tylko znów mógł normalnie oddychać. - Ale rano idę po tego cholernego Rosjanina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro